Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Czy sędzia rajdowy potrzebuje prawa jazdy? Rozmawiamy z Kasią, która dba o prawidłowy przebieg wyścigów samochodowych

13 264  
52   3  
Temat kobiet w rajdach samochodowych wciąż nie jest zbyt popularny. Pasjonaci ścigania mogą kojarzyć takie postaci jak Halina Regulska, Michèle Mouton czy Molly Taylor. Rozpoznawalna jest też oczywiście Martyna Wojciechowska, choć jej osiągnięcia za kierownicą (bo za takie mimo wszystko należy uznać choćby przedostanie miejsce w rajdzie Sahara-Dakar) nie są tak szeroko znane jak telewizyjne projekty, w których brała udział.


Ciekawym wprowadzeniem do wątku żeńskich samochodowych pasji jest dostępny w sieci, oparty na rysie historycznym, artykuł „Damy Automobilklubu Polski” udowadniający, że tradycja pań za kierownicą jest wbrew pozorom bogata – także w naszym kraju. Gdzieniegdzie – sporadycznie – pojawiają się też informacje o paniach sędziujących na trasie, choć żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, raczej trzeba solidnie pogrzebać w wyszukiwarce niż liczyć na artykuł na głównych stronach.

O tym, czy damski arbiter rajdowy to rzeczywiście rzadkość i jak odnaleźć się w pasji stereotypowo przypisanej dla facetów opowiada Kasia Kowalska, która od kilku lat regularnie wyrusza na trasy rajdów, żeby dbać o jak najbardziej sprawny – i bezpieczny – przebieg wyścigów.

Wybacz, muszę zacząć od banału. Pani sędzia w rajdach to przekorna chęć wyjścia poza strefę komfortu?

Nie myślę o tym w kategoriach łamania stereotypów czy budowania pozycji kobiet w rajdach samochodowych. Po prostu robię coś, co sprawia mi przyjemność. A że niewiele pań realizuje takie pasje? Cóż, trudno z tym polemizować, choć... nie do końca.

Możesz przybliżyć, jak to wygląda liczbowo?

Żeby lepiej mieć wyobrażenie o statystykach, przywołam całkiem niedawny – bo grudniowy – Rajd Barbórka, czyli Ogólnopolskie Kryterium Asów. Nasz klub odpowiadał tam za dwa odcinki: w Słomczynie wśród dwudziestu dwóch sędziów można było doliczyć się pięciu pań, a w Karowej płeć piękna stanowiła dokładnie ćwiartkę szesnastoosobowej ekipy.



Konfrontując to z wyobrażeniami o całkowitej niszowości damskiej reprezentacji, to przecież całkiem niezły wynik.

Jest nas coraz więcej! Przestajemy się bać pasji dawniej nazywanych „męskimi”, które tak naprawdę w rzeczywistości nie mają zbyt wiele wspólnego z płcią.

Już w dzieciństwie pasjonowałaś się autami czy wolałaś typowe dziewczyńskie lalki? (śmiech)

To może wydawać się zabawne, ale nie bawiłam się ani lalkami, ani resorakami. Jako dziecko marzyłam o zostaniu weterynarzem i budowałam stadninę złożoną z kucyków Pony. A jak pojawiły się samochody? Tę przygodę zapoczątkowało... zamiłowanie do urbexu. Podczas jednej z wypraw musieliśmy pokonać bardzo daleką, prowadzącą przez pola, drogę do ruin zamku. Nie było mowy, żeby dotrzeć tam zwykłym autem zwanym „plaskaczem”. Zaczęłam zastanawiać się, czym dałoby bezproblemowo przedostać się przez ten błotnisty teren. Ta myśl została mi w głowie na długi czas – niedługo minie pięć lat... Moje zainteresowanie sportami samochodowymi zaczęło się więc od offroadowego towarzystwa. Poznałam tam kolegę, który – nieco przypadkowo – wciągnął mnie do ekipy organizującej rajd. I tak już zostało.

Chyba jednak trudno w pełni wkręcić się w ten świat bez odpowiedniej fury.

Zaczęłam od kupienia najbardziej podstawowej terenówki, czyli Suzuki Samuraia. Mojej wielkiej pierwszej miłości, dzielnego autka do jeżdżenia po lasach i – jak to się mówi w światku offroadowym – wokół komina. Następnie zaprzyjaźniłam się z ekipą organizującą takimi autami wyprawy do Albanii, Czarnogóry czy Bośni. Jestem mocno internetowa, więc zawiązaliśmy układ barterowy – prowadziłam im Facebooka, a oni zabierali mnie na te „wycieczki”. Na miejscu robiłam fotorelację i opisywałam to na ich fanpage'u. Byłam głównie pilotem, ale w razie potrzebny stawałam się kierowcą zapasowym. Odkąd jednak kupiłam swój „właściwy” samochód – Toyotę LC 125 – znacznie częściej siadam za kółko.



Co na to znajomi i rodzina? Uznali rajdy za fanaberię godną hodowli jedwabników czy może ktoś wkręcił się razem z tobą?

Moi znajomi są bardzo otwarci i nie dziwią ich takie pomysły jak offroad, wspinaczka czy urbex. Kibicują mi i zawsze otrzymuję od nich wsparcie. Niejednokrotnie zresztą uczestniczyli w moich eskapadach, ale nikogo nie wkręciłam na tyle, żeby mieć stałego towarzysza na wyprawy. Najbardziej zaangażował się... tata, zauroczony moją terenówką na tyle, że sprawił sobie podobny pojazd. Jego przygoda z terenówkami skończyła się po dwóch latach, kiedy to wymienił swoje auto na kampera. Dalej jednak offroadowo podróżuje i zwiedza – przede wszystkim Polskę.

Ktokolwiek kiedykolwiek dał ci ironicznie do zrozumienia, że świat samochodów to męski świat?

Nie spotkałam się nigdy z sytuacją, żeby ktoś mnie wygnał do garów (śmiech). To grono przyjazne wszystkim, nie tylko kobietom. Nie ma żadnego podziału i nikomu nie trzeba tłumaczyć, że za dobre przyswojenie jakości i umiejętności jazdy nie odpowiada płeć, a solidna robota instruktora oraz praktyka. Ale żeby nie było – w gronie wyłącznie żeńsko-sędziowskim oczywiście też dobrze się znamy, lubimy i integrujemy.

Od czego rozpocząć zabawę w sędziowanie?

Żeby w ogóle zacząć przygodę z rajdami, należy zgłosić się do dowolnego automobilklubu zrzeszonego w Polskim Związku Motorowym. Pierwszy krok to uczestnictwo w wyścigach w roli asystenta sędziego – wtedy można zobaczyć z czym to się je i czy tak naprawdę odnajdziemy się w tej roli. Kolejnym etapem jest zrobienie licencji sędziego sportów samochodowych, którą zazwyczaj wyrabia się w macierzystym automobilklubie. Najbliższe szkolenie mamy już w ten weekend!



Co zrobić, żeby uzyskać taką licencję?

Jak w przypadku wielu szkoleń, opiera się ona na zajęciach teoretycznych i praktycznych. W moim macierzystym Automobilklubie Polski kursy organizowane są raz do roku. Nauka trwa jeden weekend i kończy się egzaminami – pisemnym i ustnym – przed komisją. To tak naprawdę wszystko. Po uzyskaniu pozytywnego wyniku otrzymujemy licencję uprawniającą do udziału w każdym rajdzie. A żeby utrzymać ją na kolejnych dwanaście miesięcy, należy w ciągu roku zdobyć określoną ilość punktów za sędziowanie – na przestrzeni tego czasu średnio trzeba uczestniczyć w trzech imprezach. Ale w czasie pandemii sytuacja nieco się zmieniła ze względu na dużą liczbę odwołanych rajdów i te przepisy nie były aż tak rygorystycznie przestrzegane.

Egzamin był trudny? Dużo potencjalnych sędziów poległo przed komisją?

Wymagał ogromnie dużej wiedzy odnośnie rajdów i ich rodzajów, obowiązków sędziowskich oraz wszelkich procedur. Trzeba było opanować tak nieznane dla statystycznego kierowcy rzeczy jak Międzynarodowy Kodeks Sportowy, Regulamin Sportowy Rajdów Regionalnych czy regulamin Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Zdają raczej wszyscy zaangażowani w przyswajanie tej wiedzy. Mamy świetnych instruktorów robiących wszystko, żeby kursanci posiedli niezbędne informacje. Jeśli ktoś naprawdę chce, nie powinien mieć większych problemów z uzyskaniem licencji. Co ważne, dla klubowiczów szkolenie i egzamin są bezpłatne. Oczywiście ludzie „z zewnątrz” też mogą przystąpić do kursu, ale serdecznie zachęcam do zainteresowania się działalnością automobilklubów.

Automobilkluby już z nazwy kojarzą się z czymś eleganckim i klasycznym... Skoro przewijają się przez naszą rozmowę, chyba warto przybliżyć na czym polega ich działalność.

Automobilkluby zajmują się zrzeszaniem kierowców oraz sędziów, ale też organizowaniem i koordynacją imprez czy rajdów. Mówiąc nieco skrótowo, ich misją jest popularyzacją sportów motorowych. W działalności statutowej automobilklubów są też prace przeróżnych komisji – jak choćby tej odpowiadającej za pojazdy zabytkowe. Wśród klubowiczów można spotkać przeróżnych interesujących ludzi. To zlepek ludzi ze wszystkich możliwych branż i środowisk. Zawsze jest miło i śmiesznie, panuje fantastyczna atmosfera. Utrzymujemy przyjacielskie, bliskie relacje. Nie ma żadnych ograniczeń, każda chętna pełnoletnia osoba jest u nas mile widziana. Nawet prawo jazdy nie jest wymagane.



Sędzia rajdowy czy nawet członek automobilklubu bez prawa jazdy? Brzmi to dość abstrakcyjnie.

Taka sytuacja raczej się nie zdarza, ale jest możliwa. Sędzia swoją wiedzę opiera o regulaminy, a nie o umiejętności jazdy. Żeby dobrze wykonywać tę robotę, wcale nie trzeba być od razu mistrzem kierownicy.

Zapytam zatem z drugiej strony. Wielu rajdowych sędziów marzyło o karierze kierowcy?

Jasne, wśród sędziów jest wiele osób, którym z różnych względów nie udało się zrealizować planów o karierze. Ale w klubie mamy też byłych zawodników, którzy po zakończeniu przygody ze ściganiem chcieli pozostać w jakiś sposób przy sportach motorowych. Takich ludzi jak ja – niemających wcześniej nic wspólnego z rajdami – jest niewielu.

Osoby, które przypadkiem trafią na transmisję z rajdu czy nawet udadzą się na lokalny odcinek któregoś z wyścigów, pewnie nawet nie muszą zdawać sobie sprawy z waszej obecności.

Mam wrażenie, że jeśli ktoś dokładnie obejrzy wyścigi w telewizji albo będąc na rajdzie zwróci uwagę na często pojawiające się tam słowo „sędzia”, zacznie zauważać takie osoby, obecne przecież na każdym wydarzeniu. Okazuje się wtedy, że jest bardzo wielu przedstawicieli i przedstawicielek tej profesji, tylko niespecjalnie ich się dostrzega. Nic dziwnego – wzrok przykuwają zawodnicy i ich spektakularne maszyny. Rolą sędziów nie jest brylowanie czy gwiazdorzenie, tylko egzekwowanie zasad i dbanie o bezpieczeństwo.

Utrzymanie bezpieczeństwa na rajdzie to złożona procedura?

Sędzia startujący zawodników musi dopilnować, żeby nikomu nic się nie stało. Egzekwujemy rajdowe zasady bezpieczeństwa. Zakres naszych obowiązków zaczyna się od podstaw – zadbania, żeby kaski były zapięte, rękawiczki założone, a okna pozamykane. Co prawda to sami zawodnicy odpowiadają za wpis do karty, ale my im w tym często pomagamy. Na starcie i mecie są sędziowie obstawiający odcinki specjalne, po drodze spotykamy też odpowiadających za protokół i ogarniających łączność sędziów faktu. To oni czuwają też między innymi za dawanie punktów karnych, choćby za potrącenie szykan – na przykład opon, które zawodnik musi ominąć.



Ilu sędziów może pojawić się na rajdzie?

Odnoszę się głównie do rajdów wysokiej rangi, bo w takich zazwyczaj sędziuję – przykładem niech tu będzie Rajd Polski, który w sierpniu ubiegłego roku odbył się w Mikołajkach na Mazurach. W obstawie tego wydarzenia uczestniczyło aż trzysta osób. W najniższej rangi rajdach typu KJS, czyli Konkursowej Jeździe Samochodowej niewymagającej od kierowcy licencji sportów motorowych, sędziów może być garstka. Ich umiejscowienie jest uzależnione od długości odcinków i tego, jak duży to rajd. Oczywiście im dłuższa trasa, tym więcej sędziów faktów, którzy w razie wypadku czy niebezpieczeństwa pierwsi zgłaszają to kierownikowi rajdu. Ten z kolei, jeśli tylko jest taka potrzeba, wysyła na miejsce straż pożarną czy karetkę, będące niezbędnym elementem wszystkich wyścigów – może za wyjątkiem KJS-ów.

Zorganizowaniem rajdu zajmuje się automobilklub?

Nasz klub odpowiada za przygotowanie rajdu – także od strony formalnej – więc pracę zaczynamy od organizacji sensu stricto: wytyczenia tras czy zrobienia książki drogowej. Oprócz sędziowania – jeśli tylko czas i obowiązki mi na to pozwalają – mogę również zaangażować się w przygotowanie takiej imprezy na zupełnie innym poziomie. Samo ustalenie trasy wymaga kilkunastu wyjazdów, do tego dochodzi załatwienie wszelkich pozwoleń od gminy, prywatnych właścicieli gruntów, przez które przebiega trasa rajdu, czy po prostu służb – policji i straży pożarnej. Z odcinka na odcinek jedzie się drogami dojazdowymi, czyli dopuszczonymi w tym czasie do użytkowania publicznego. Roboty jest tyle, że przymiarki do tegorocznego czerwcowego Rajdu Polski zaczęły się późną jesienią 2021.

Kibice piłkarscy doskonale znają uczucie, gdy trwająca kilkanaście sekund interpretacja przepisów może zaważyć o dozgonnej nienawiści do sędziego. W rajdach istnieje ryzyko wyłożenia się na podręczniku z zasadami?

Interpretacja wyników jest chyba najprostsza, bo w tym przypadku opieramy się o niezwykle szczegółowy kodeks. Sędzia czuwa chociażby nad prawidłowym wystartowaniem zawodników, którzy wyruszają na trasę w minutowych interwałach, mając przy tym określony czas na opuszczenie linii startu i dojechanie na metę. Jak widać, nie ma tu raczej wielkiego pola do nadużyć. Do każdego rajdu jest zresztą przygotowywany szczegółowy regulamin i w łatwy sposób można weryfikować wszelkie przekroczenia przepisów.



Sędzia rajdowy to sędzia surowy?

W przypadku przekroczenia limitów czasowych jesteśmy rygorystyczni, a błędy typu niezapięcie pasów eliminujemy bez konsekwencji dla zawodników. Nie słyszałam, żeby ktoś z tego powodu miał jakieś „regulaminowe” nieprzyjemności. W razie ewentualnej dyskwalifikacji auto nie zostaje dopuszczone do kolejnego odcinka i nie jest klasyfikowane.

Jesteście w łączności radiowej z zawodnikami?

Też. Na każdym punkcie odcinka specjalnego znajduje się punkt z CB radiem, jest też osoba z krótkofalówką odpowiedzialna za kontakt z chronometrażystą, czyli osobą sczytującą faktyczny czas przejazdu zawodnika. Rajdy o najwyższej randze wyposażone są w systemy GPS do monitorowania położenia zawodników na trasie.

Na czym polega to mierzenie czasu faktycznego?

Mam nadzieję, że nie zabrzmi to na zbyt poplątane (śmiech). Powołajmy się na przykład Rajdu Polski: czas mierzy się od momentu startu do przekroczenia mety lotnej, gdzie samochód wciąż jest w swojej maksymalnej prędkości; od mety lotnej następuje moment na kilkusetmetrowe wyhamowanie do mety stop, gdzie pojazd całkiem się zatrzymuje. To też chwila na uzupełnienie kart wyścigu.

Zawodnicy mają jakieś możliwości kombinowania – choćby ze sprzętem?

Tak, ale w ramach zasad (śmiech). Jeżeli startują swoim samochodem, mogą chociażby zadecydować o ilości wziętych kół zapasowych. Regulamin pozwala na zabranie jednego lub dwóch. Jeśli na dojazdówce – czyli pomiędzy odcinkami – złapią gumę, a nie mają zapasowego, mogą pożegnać się z dobrym wynikiem. To indywidualna strategia – albo się zabezpieczamy na wypadek kłopotów, albo ryzykujemy, dzięki czemu wyścigówka staje się lżejsza nawet o czterdzieści kilogramów.



Co zatem w razie złapania gumy?

Załoga może wycofać się lub jechać dalej na trzech oponach; dowiezienie brakującego elementu przez kogoś z zewnątrz równoznaczne jest z dyskwalifikacją. Na rajdach wyższej rangi standardem są parki techniczne, gdzie plombuje się opony – zarówno te w aucie, jak i w bagażniku. Wtedy nie ma możliwości do nadużyć.

Jak wygląda przydział sędziów na konkretne wydarzenia?

Kalendarz imprez na kolejny rok jest przygotowany dużo wcześniej. Można sprawdzić, jakie rajdy są zaplanowane i w których z nich chcielibyśmy wziąć udział. Z tyłu głowy oczywiście warto mieć świadomość konieczności zdobycia wspomnianych wcześniej punktów sędziowskich. Klimat niektórych rajdów jest taki, że chce się na nich być i nierzadko wiele miesięcy wcześniej – niczym wakacje – planuje się taki weekend. Jura, który jest naszym szefem i koordynatorem sędziowania, rzuca tylko coś w stylu: „Zaczynamy przygotowania do Rajdu Nadwiślańskiego. Kto chce?”. Wtedy oczywiście zgłaszają się chętni. Jeżeli mamy komplet, zaczynamy przydzielać ludzi do konkretnych zadań. Jeżeli czasem kogoś brakuje, trzeba poszukać uzupełnienia ekipy w którymś z zaprzyjaźnionych klubów. Zdarzają się zastępstwa załatwiane nawet na dzień przed rajdem.

Przed rajdami są jakieś sesje próbne? Sędziowie dużo wcześniej poznają trasę wyścigu?

Sędziowie, nawet jeśli nie partycypują w przygotowaniu imprezy, o rajdach wiedzą dużo wcześniej niż uczestnicy czy media. Należy też pamiętać, że przed samą imprezą musi dość do jazd testowych i zapoznania się z trasą. Zawodnicy na takie testy przyjeżdżają cywilnymi autami – podczas Rajdu Barbórka ktoś nawet zjawił się Pankiem – a rolą pilotów jest notowanie przeszkód, kątów nachylenia łuku czy wszystkich niezbędnych informacji przekazywanych kierowcy już w trakcie rajdu. To bardziej luźno-zapoznawczy etap, a czasy mierzone są dość prowizorycznie. To chwila dla zawodników – my jesteśmy tam tylko po to, by czuli się pewniej. Ostatnio przed Barbórką zdarzyła mi się za to spektakularna wpadka...



Słucham niecierpliwie.

Byłam odpowiedzialna za spisywanie protokołów, a na dworze panował straszny ziąb. Wsiadłam więc do auta, żeby sprawdzić i zanotować, ile załóg ma jeszcze przyjechać. Nagle jakiś facet zastukał w maskę mojego auta, pomachał mi i uśmiechnięty podszedł pogadać do reszty sędziowskiej ekipy. Byłam zaaferowana robotą, ale po pewnym czasie dołączyłam do nich i wśród wszechobecnych żartów usłyszałam, że tajemniczy nieznajomy musi lecieć na start. Dopiero wtedy w mojej głowie przeskoczyła jakaś zapadka. „To Kajetan Kajetanowicz” – wyszeptał mi do ucha ktoś ze znajomych. Wstyd, nie poznałam jednego z najsłynniejszych polskich rajdowców... Papierkologia i skupienie na pracy przysłoniły mi cały świat (śmiech). Ale Kajetan był bardzo miły, więc mam nadzieję, że wybaczył mi tę wpadkę.

Wróćmy do papierologii. Dotarłem do informacji, że istnieje coś takiego jak Książeczka Pracy Sędziego. Co to? Brzmi poważnie! (śmiech)

Książeczka sędziowska to raczej relikt przeszłości, choć pełni rolę świetnej pamiątki. Choćby dlatego, że każdy rajd ma swoją pieczątkę i fajnie jest zebrać taką analogową kolekcję. Poza tym, w razie gdyby wysypał się system liczenia punktów sędziowskich, książeczka pełni rolę dowodu uczestnictwa w imprezie. Czyli oprócz waloru sentymentalnego pojawia się też ten praktyczny.

Polscy sędziowie wyjeżdżają czasami na zagraniczne zawody?

Nie słyszałam o takiej sytuacji, przynajmniej wśród ekipy z mojego klubu. Choć oczywiście takie rzeczy się zdarzają, oczywiście przede wszystkim w przypadku obstawy wyścigu o wyższym prestiżu. Na Rajdzie Polski pojawiła się zagraniczna delegacja Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) nadzorująca poprawność zmagań. Automobilkluby, w dużej mierze ze względów finansowych, koncentrują się głównie na działalności w granicach naszego kraju.

A jak sędziowanie wygląda pod kątem finansowym? Oczywiście nie pytam o dokładne widełki, ale czy da się na tym choćby dorobić do wypłaty?

Mówiąc ładnie – nie da się z tego wyżyć. To takie umiarkowane dodatkowe kieszonkowe. Nie znam nikogo, kto opierałby swoją wypłatę o działalność klubową. I nie mówię tu tylko o sędziowaniu, ale i innych pełnionych w automobilklubach funkcjach.



To robota nieco podobna jak przy skokach narciarskich. Dużo uśmiechu wśród zawodników, żarty, spektakularne widoki i zawrotna prędkość, ale nawet drobny błąd może skończyć się tragicznie.

Zdarza się sporo niebezpiecznych sytuacji. Kierowców gubi brawura, brak doświadczenia i presja czasu. Najgorzej, gdy wszystkie te elementy występują naraz. Uczestnicy potrafią wypaść z trasy, nie wyrobić się na zakręcie czy nawet wpaść w publiczność. Dlatego myśląc o bezpieczeństwie na torze, z tyłu głowy warto też mieć niesubordynację widzów – niejednokrotnie wyganiamy na wyznaczone sektory chcących zobaczyć coś z bliska gapiów. Kiedyś nawet zdarzyło się, że podczas przejazdów próbnych ktoś z lokalsów zlekceważył oznaczenia o rajdzie i zamkniętej drodze – nagle na rajdzie pojawiło się cywilne auto. Na szczęście nie doszło wtedy do tragedii.

Jak to możliwe, że ktoś nie zauważył drogi zamkniętej na rajd?

Trudno to sobie wyobrazić. Początkowo to była sytuacja nieróżniąca się od rajdów, podczas których nic się nie dzieje: ekipa zabezpieczająca z samego rana ometkowała całą trasę, oczywiście o wszystkim poinformowana została policja i odpowiedni urząd. Tuż przed rajdem przyjechało natomiast kilka samochodów z niezależnymi weryfikatorami, którzy krok po kroku sprawdzali bezpieczeństwo na torze. Dodam tylko, że tę funkcję nierzadko pełnią sędziowie. Przygotowując dużo wcześniej dany rajd, pokonujemy te trasy, oczywiście przestrzegając zasad ruchu drogowego. Wracając do meritum – pomimo wszelkich podjętych środków bezpieczeństwa i tak zdarzyła się ta kryzysowa sytuacja. Na szczęście do takich potencjalnych zagrożeń dochodzi bardzo rzadko. W razie jakiejkolwiek nieprawidłowości zgłoszenie momentalnie idzie do kierownika rajdu. Ten z kolei nie wypuszcza już kolejnego samochodu i zgłasza to sędziemu faktu mogącemu wyhamować auto, które wyjechało wcześniej.

Na koniec wyjrzyjmy nieco w przyszłość. Masz w planie jakieś kolejne kroki w rozwoju swojego sędziowania? Czego ci życzyć na najbliższy rok?

Jeżeli chodzi o sędziowanie, mogłabym pójść wyżej, zostając kierownikiem punktu czy kierownikiem odcinka. Chciałabym jednak bardziej zająć się ogarnianiem rajdów od strony technicznej. Idea podstawowego pomysłu przygotowania drogi bardzo mi się podoba. Sędziowanie oczywiście pozostanie, ale kusi mnie też ta druga strona. A ja na koniec muszę wykorzystać naszą rozmowę na chwilę prywaty. Nowi sędziowie są cały czas potrzebni! Zapraszam więc do Automobilklubu Polski oraz do klubów znajdujących się w pobliżu waszego miejsca zamieszkania. Zachęcam też do zapoznania się z działalnością Koła Turystyki Offroadowej, z którym także zamierzam w najbliższym czasie współpracować. To tak z grubsza moje plany (śmiech).

https://www.facebook.com/automobilklubpolski
https://www.facebook.com/kspitap
5

Oglądany: 13264x | Komentarzy: 3 | Okejek: 52 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało