Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sprytna licealistka, mój stary jest fanatykiem Biedronki i inne anonimowe opowieści

55 984  
285   40  
Dziś przeczytacie m.in. o całkiem sympatycznych miłośnikach tanich win, przekonacie się, że warto być miłym oraz dowiecie się, czego można się nauczyć na lekcji religii.

#1.

Mieszkam na osiedlu, gdzie koło marketów przesiaduje grupa tzw. "żulków", wielu ludziom to przeszkadza, ale nie mi. A dlaczego? Bo kulturą przewyższają niejednego "biznesmena w garniaku". Zawsze ładnie "dzień dobry", zawsze "miłego dnia", a po pytaniu "dzień dobry, piękna pani, czy czasem nie miałaby pani może poczęstować papieroskiem?" zawsze jest serdeczne "dziękuję i życzę zdrowia". Nigdy nie są nachalni, nie ma, że chodzą za kimś i błagają, ktoś mówi "nie", to po prostu odchodzą. A teraz o tym, jak "zaprzyjaźniłam" się z nimi.

Pierwsza okazja pojawiła się, jak uciekł mi pies, szukałam go dobrą godzinę, aż ktoś zadzwonił z marketu i powiedział, że pies czeka pod sklepem (nie wiem dlaczego, nawet w sklepie nie byłam). Okazało się, że jeden z panów rozpoznał mojego psa, przytrzymał go i poszedł do sklepu, żeby do mnie zadzwonili (miał numer na obroży). Oczywiście podziękowałam panu i dałam 20 zł na jego ulubiony trunek czy fajki. Później codziennie pytał, jak tam pies i czy mi nie ucieka :)

Kolejna sytuacja: chciałam iść do sklepu, ale miałam rower, a na nim ciężką i dużą paczkę, wejść z rowerem nie chciałam, a paczki też nie zostawię. Patrzę – moi "koledzy" stoją. Popilnowali roweru i paczki bez problemu i podziękowali za drobne, które im dałam.
Wiele razy odprowadzali mi wózek sklepowy, i nawet wtedy, gdy w środku nic nie było, to i tak serdecznie dziękowali.
Kiedyś też zgubiłam klucze do auta z brelokiem z moim imieniem, jeden z panów skojarzył moje imię i markę auta i szukał ludzi, którzy wiedzą gdzie mieszkam. Przyniósł mi klucze do domu.
Zaczął się nowy rok, wyszłam rano z psami na spacer i pierwszą osobą, która złożyła mi życzenia noworoczne (nie licząc rodziny) był jeden z panów "żulków". Jak zwykle ukłon "dzień dobry pani, wszystkiego najlepszego w nowym roku, żeby zdrowie pani dopisało i by pani kasy miała". Niby proste, ale nikt ze znajomych czy sąsiadów nie powiedział nic w stylu "wszystkiego dobrego w nowym roku".

Tak więc mam na osiedlu przydatnych panów żulków, którzy nieraz też i pomogą ciężkie rzeczy wynieść do śmietnika. To nie jest tak, że zawsze im coś daję, bo czasem po prostu nie mam, ale oni zawsze pomogą, jeśli ich poproszę, nawet bezinteresownie.

Takie moje wyznanie, że nie każdy pan lubiący tanie trunki jest zły :)

#2.


Od zawsze nie czułam się ze sobą dobrze. Nadwaga, brzydka cera, można byłoby wymieniać godzinami. Kompleksy przytłaczały i będą przytłaczać, ale ostatnio zdarzyło się coś małego, a niesamowitego.

Zazwyczaj wracam do domu tramwajem, tym razem jednak linia została zamknięta, więc zmuszona byłam przesiąść się na autobus. Oczywiście na twarzy miałam gbura, bo padał deszcz, dłuższa droga do domu wcale mnie nie pocieszyła. Wsiadłam do pojazdu i usiadłam sobie, odetchnęłam. Kawałek dalej spoglądał na mnie chłopak na wózku inwalidzkim i nagle szeroko się uśmiechnął, byłam zaskoczona, ale odwzajemniłam to. Przejechaliśmy dwa przystanki uśmiechając się do siebie, gdy wyjął z plecaka zawieszonego na oparciu zeszyt i coś starannie napisał, mimo mało sprawnych rąk. Podniósł to, napisane było "masz śliczny uśmiech". Ten, który mu wtedy posłałam, był jednym z najszczerszych w moim życiu.
Nie zapomnę tego, od tamtego czasu czuję się piękna. W serduchu.

#3.

Wiele lat temu poznałam faceta, Michała. Zaczęliśmy ze sobą chodzić, po roku mieszkaliśmy ze sobą, potem zaręczyny, ogólnie sielanka.

Zawsze miałam o te 10 kg za dużo. Raz chudłam, raz tyłam, ale szczupła to ja nigdy nie byłam. Po roku narzeczeństwa zmieniłam pracę na bardziej stresującą i cóż... Zajadałam stres. Wieczorem czekoladki, rano batonik, bo szkoda czasu na przygotowanie jakiegoś wartościowego posiłku, kiedy terminy gonią... Tyłam i nawet tego nie zauważałam. Dopiero gdy widziałam siebie na zdjęciach, dostrzegałam jak ogromna się staję. Mój partner coś pobrzękiwał, że może warto schudnąć. Posłuchałam go i wzięłam się za siebie. Racjonalnie. Dietetyk, dwa razy w tygodniu siłownia. Nie obciążałam się za bardzo, tak żeby chudnąć powoli, zmieniać stopniowo nawyki żywieniowe. Mi to odpowiadało, Michałowi nie. Coraz częściej pozwalał sobie na niewybredne uwagi "ale masz duży brzuch" albo "czy ta twoja dieta w ogóle działa, bo nie widać?". Podczas kłótni bardzo często nazywał mnie grubasem, tłuściochem, monstrum. Płakałam po nocach i obwiniałam siebie za to, że tak o mnie myśli. Podczas wesela kuzynki, kiedy brałam kotleta na talerz, potrafił spytać "Na pewno chcesz to jeść?". Popadałam w straszne kompleksy i byłam z nim, głęboko przekonana, że i tak nikogo nie znajdę ze swoją figurą, a on mnie przecież kocha.

Bardzo wzięłam sobie do serca jego uwagi, popadłam w straszne kompleksy. Nie wychodziłam w ogóle z domu, jedynie do pracy, zamknęłam się w sobie i... katowałam się. Dieta 500-600 kcal dziennie i wyczerpujące treningi. Właściwie cały mój świat stał się liczeniem kalorii. Żeby zjeść nadprogramowy wafel ryżowy, zastanawiałam się pół godziny. Schudłam dużo. Bardzo dużo. Wyglądałam jak żywy trup. Po roku starzy znajomi nie mogli mnie poznać, a mama niepewnie wypytywała się mnie, czy nie mam raka. A mój luby? Z początku był szczęśliwy, widząc jak kilogramy lecą, a potem nagle stałam się za chuda. Z "grubasa" przeszedł na "worek kości" i teksty typu "boję się cię dotknąć", "wyglądasz jak kościotrup, żadna z ciebie kobieta". Bolało, ale już nie potrafiłam z tego wyjść. Bałam się, że znowu będę gruba i brzydka.
Nie docierało do mnie, że ja ledwo żyję. Brak miesiączki, wieczne bóle mięśni, omdlenia, krwotoki z nosa. Nie szłam do lekarzy, bo wiedziałam, co powiedzą.

W końcu moja mama kiedyś usłyszała przez przypadek, jak mój narzeczony się do mnie zwraca. Spakowała moje walizki, ojciec na siłę mnie wyprowadzał i nawet się nie obejrzałam, a siedziałam u psychiatry. Wtedy nienawidziłam ich, chciałam wrócić do Michała, myślałam, że zniszczyli mi życie. Ale dzisiaj, po 10 latach, jestem im ogromnie wdzięczna, zwłaszcza jak patrzę na mojego drogiego męża - cud, a nie mężczyznę.

#4.

Moja siostra, nazwijmy ją Ania, chodzi do podstawówki. Często mi opowiada co u niej w szkole, ale ostatnia historia całkowicie mnie rozwaliła...

Na religii siostra zakonna opowiadała im, że bycie homoseksualistą to choroba, którą się powinno leczyć, bo to jest niedopuszczalne, żeby tacy ludzie żyli. Na tej samej lekcji kolega Ani patrzył się z zafascynowaniem na innego kolegę, który robił jakieś samolociki z papieru, a gdy siostra to zobaczyła powiedziała głośno, że ma przestać się na niego patrzeć, bo zachoruje i będzie gejem... Przez to dzieci się teraz z niego śmieją i wytykają go palcem mówiąc, że jest chory.

Wiem, że kościół katolicki nie akceptuje homoseksualistów, ale żeby takie bzdury mówić dzieciom w podstawówce?? I potem nadchodzi pokolenie, które stwarza piekło na Ziemi takim osobom...

#5.


Zawsze, kiedy szłam do miejscowego kościółka, przechodziłam koło pewnego bloku. Na parterze mieszkała pewna babcia. Wiecie, taka +75 i w dodatku osiedlowy monitoring. Wychylała się z okna, więc ja idąc na mszę nie wiedzieć czemu powiedziałam jej "Dzień dobry", uśmiechnęłam się i poszłam dalej. Potem zastanawiałam się, po co to zrobiłam.
Później sytuacja się powtarzała. Ja idę, witam się i uśmiecham, a babcia odpowiada i też się uśmiecha. Raz mnie zatrzymała i spytała, dokąd ja tak chodzę. Gdy powiedziałam, że do kościoła, zamyśliła się na chwilę i potem spytała o powód moich uśmiechów i przywitań w jej kierunku. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc stwierdziłam, że robię to z grzeczności.
Okazało się, że dla tej pani to było coś więcej niż dla mnie. Dla niej to była radość na cały tydzień. Zrobiło mi się cieplej na sercu.

Ot, zwykła historia o tym, że warto być miłym.

#6.

Gdy jeszcze byłam w liceum, moi rodzice średnio znali się na obsłudze komputera.
Ściągnęłam więc program do ochrony rodzicielskiej i zablokowałam im dostęp do strony liceum, żeby nie wiedzieli, kiedy są wywiadówki.

#7.

Znacie pastę "mój stary jest fanatykiem wędkarstwa"? No, to mój stary jest fanatykiem Biedronki...


Zaczęło się niewinnie, około 4 lata temu naprzeciwko bloków, w których mieszkają rodzice, powstała Biedronka. Początkowo tata nie był przekonany do zakupów, do czasu aż w jego ręce wpadła gazetka z promocjami. Od tamtego czasu zakupy robi tylko w Biedronce i tylko w promocji. Jak są w promocji parówki, to potrafi kupić 6 kilogramowych paczek (a mieszka tylko z mamą) i potem żre te parówki cały tydzień albo i dwa, chyba że ucieka data, to każe matce zrobić fasolkę albo bigos, żeby je wykorzystać. Inne produkty tak samo: nie ma promocji na makaron, to z bólem serca kupi paczkę, a potem jak w końcu jest w ofercie parę groszy taniej, to robi zapasy jak dla pułku wojska. Pół zamrażalnika matka ma zawalone różnymi schabami, łopatkami i filetami, bo promocja była i grzech nie kupić. Latem był hałas, bo ojciec dostał info, że z jakiejś tam okazji (chyba Dzień Dziecka) jest promocja na lody, to poszedł i kupił 20 sztuk, a potem nie miał gdzie tego przechować, bo zamrażarka pełna.
Jakiś czas temu matka dzwoniła gdzieś z jego telefonu i zdziwiło ją, że często wydzwania do jakiejś Tereni. Okazało się, że pani Terenia to znajoma starego, pracuje w Biedronce i ojciec jak chce coś z gazetki, to dzwoni i prosi, żeby mu odłożyła to czy tamto, bo raz czy dwa tata się na jakąś promocję nie załapał, więc teraz dzwoni i rezerwuje na przykład 12 kostek masła.
W tym roku ojciec dał wszystkim swoim wnukom po 70 złotych na Gwiazdkę z zastrzeżeniem, że pojadą z nim po świętach do Biedronki i wybiorą sobie zabawki, bo na pewno będą wyprzedaże. A parę dni temu zadzwonił do mnie pochwalić się, że kupił 48 paczek chipsów, bo były "za darmo". Matka zła, bo całą spiżarka w chipsach. Pytam ojca co ma zamiar zrobić z taką ilością chipsów, to jeszcze z mordą na mnie wyleciał, że jak jest okazja, to się wykorzystuje, „synek zobaczysz, jeszcze przyjedziesz do mnie na te czypsy”.
Tak samo było z karpiem za darmo, bananami, jabłkami, maskotkami z różnorakich gangów – rozdają, to się bierze, a potem myśli na ch#$ to komu.
10

Oglądany: 55984x | Komentarzy: 40 | Okejek: 285 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało