Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Szmul Gelbfisz - ubogi warszawski Żyd, który zrobił wielki przekręt na... rękawiczkach

56 738  
420   116  
To jedna z tych historii, w której bohater najpierw klepie biedę, ale potem, dzięki swojej odwadze i inteligencji, dochodzi do wielkiego majątku, po drodze zostawiając na współczesnej historii wyraźny odcisk. O przekręcie, który to został koncertowo wykonany przez pewnego polskiego Żyda, można by było nakręcić niezły film. I nawet wiemy, która wytwórnia mogłaby takie dzieło wyprodukować!
Nazywał się Szmul Gelbfisz i przyszedł na świat w 1879 roku w rodzinie warszawskich chasydzkich Żydów. W domu panowała bieda. Ojciec Szmula Aaron Dawid Gelbfisz miał swój niewielki geszefcik – zajmował się handlem meblami, jednak bardziej od zarabiania pieniędzy interesowało go studiowanie Talmudu. Jego syn wychowywany więc był w atmosferze judaistycznego mistycyzmu, edukował się w ortodoksyjnej, żydowskiej szkole, a językiem hebrajskimi posługiwał się w mowie i w piśmie. Uczył się również języka jidysz, którym posługiwała się jego matka. No i mówił też po polsku.
Pewnego razu, kiedy mały Gelbfisz razem z innymi dzieciakami bawił się na ulicy, ulicą przejeżdżał na swoim koniu pewien bogacz. Za swym panem podążał sługa na ośle. Na znak swojego pana, pomagier rzucił na bruk garść monet. Umorusane szczyle pobiegły pozbierać te „dary”. Scenę tę młody Szmul zapamiętał na całe życie – widok człowieka zbyt bogatego, aby „upilnować” swe pieniądze zrobił na nim kolosalne wrażenie.


W 1895 roku 43-letni Aaron zmarł, pozostawiając swoją żonę z szóstką dzieci i bez żadnych środków do życia. Rodzinie pomagała ciotka Szmula, oferując dzieciakom różne, zazwyczaj marnie płatne, zajęcia. Chłopak nie chciał jednak kontynuować żywota biedaka. Miał zaledwie piętnaście lat, kiedy uciekł z domu. Z Warszawy pieszo udał się do Niemiec. Tam przez krótki czas pracował w fabryce rękawiczek, ucząc się sekretów tego fachu. Długo jednak miejsca tam nie zagrzał – wkrótce trafił na statek płynący do Anglii. Na miejscu, już jako Samuel Goldfish, zaczął żebrać, a noce spędzał śpiąc gdzieś po krzakach i znajdując schronienie w parkach i melinach. Londyn nie był dla niego. Ruszył więc na pieszą wycieczkę w głąb kraju. Imał się różnych zajęć – handlował narzędziami, innym razem sprzedawał gąbki, a gdy już nie było innej możliwości zdobycia pieniędzy, kradł jedzenie.
Kiedy dotarł do Liverpoolu, jakimś cudem udało mu się zdobyć fundusze, za które mógłby kupić bilet do USA. Goldfish czasem opowiadał, że pomocną dłoń wyciągnął do niego pewien zamożny Anglik, który widząc nieszczęśliwego chłopaka, zasponsorował mu tę podróż. Innym zaś razem Samuel wspominał o swojej ciotce, która zrobiła mu taki prezent.
Chłopak najpierw trafił do Kanady, a dopiero stamtąd przedostał się do celu swojej wyprawy. Samuel był absolutnie zafascynowany Nowym Jorkiem – miastem, gdzie gazety wychodziły w każdym europejskim języku, a właściciele fabryk desperacko szukali ludzi do pracy.


To właśnie tam młody, marzący o wielkiej karierze ubogi imigrant dowiedział się o sporej polskiej społeczności zamieszkującej jedno z pobliskich miast. Mowa o Gloversville – nazwa tej miejscowości wywodziła się od istniejącego tam przemysłu związanego z produkcją rękawiczek. Były tam dziesiątki fabryk, warsztatów i sklepów tylko i wyłącznie z tym produktem. Jeśli na początku XX wieku mieszkałeś w Stanach Zjednoczonych i zgodnie z ówczesną modą nosiłeś rękawiczki, to raczej na pewno wyprodukowano je w Gloversville! To właśnie tam Goldfish postanowił dorobić się forsy.
Początkowo szło mu tak sobie, miał bowiem opinię mruka i dość powolnego pracownika. Na szczęście co tydzień otwierały się nowe fabryki, więc Samuel mógł zawsze bez trudu znaleźć zatrudnienie. W końcu znalazł robotę w przedsiębiorstwie Lehr and Nelson, gdzie zajmował się wykonywaniem skórzanych wykrojów. Sam poznał tam paru wpływowych ludzi – w tym Abe’a Lehra, syna właściciela fabryki, którego tatko chciał przyuczyć do zawodu i nakazał mu pracować fizycznie u boku swego rówieśnika, Goldfisha. Młodzieniec nie chciał brudzić sobie rąk fizyczną pracą, więc pozwalał Samuelowi brać nadgodziny i szczodrze wynagradzał go za krycie mu tyłka przed ojcem.


Samuel za dnia pracował, w nocy uczył się języka angielskiego (podobno z dość marnym skutkiem – do końca życia jego znajomość tej mowy pozostawiała dużo do życzenia).
W 1901 roku, parę miesięcy przed otrzymaniem obywatelstwa, Goldfish zebrał wystarczającą ilość pieniędzy, aby spróbować swych sił we własnym rękawiczkowym biznesie. Spotkawszy Charlesa Sesonske, młodzieńca z Kijowa, który podobnie jak on miał pewne oszczędności i również planował zainwestowanie ich w Gloversville, Sam zaproponował mu spółkę. Panowie wynajęli pomieszczenie, zatrudnili szwaczkę, kupili parę płatów skóry. Przedsiębiorstwo to padło po kilku miesiącach – słabym punktem okazała się dystrybucja, a produkty dwójki nieopierzonych biznesmenów „ginęły” gdzieś w zalewie towarów oferowanych przez konkurencję.
Samuel nauczył się, że jeśli ma sprzedawać rękawiczki, to musi robić to gdzieś poza Gloversville. Został więc handlarzem zatrudnionym przez Ralpha Mosesa – właściciela Elite Glove Company. Jak się szybko okazało, Samuel miał wielki talent do nawijania makaronu na uszy i w krótkim czasie zyskał opinię doskonałego sprzedawcy. Wkrótce firma bardzo się rozwinęła, a co za tym idzie, Goldfish miał nie tylko pełne ręce roboty, ale i pełne kieszenie pieniędzy! Szły za tym też awanse – Samuel piął się po szczeblach kariery. Do szczęścia nie potrzeba mu już było zbyt wiele.


Niestety, wkrótce nad rękawiczkowym biznesem zawisły czarne chmury. Oto bowiem kongresmen Oscar Underwood złożył projekt ustawy, który miał w krótkim czasie zrujnować całe Gloversville! Polityk proponował, aby o 60% obniżyć cło sprowadzanych z Europy rękawiczek. Takie posuniecie sprawiłoby, że cały przemysł rękawiczkowy w USA mógł po prostu paść, bo ludzie zaczęliby kupować tańsze, importowane produkty. Prezydent Woodrow Wilson pozostał głuchy na protesty przedsiębiorców i podpisał ustawę, na której wszyscy biznesmeni związani z tą branżą mieli dużo stracić. Wszyscy – oprócz Samuela Goldfisha. Ten bowiem wpadł na szalony pomysł. Skontaktował się on z producentem we Francji i wynegocjował atrakcyjną cenę dużej dostawy damskich, modnych rękawiczek do USA. Warunkiem nawiązania współpracy była jednak dość nietypowa forma pakowania tego produktu. Goldfish zażyczył sobie, aby rękawiczki wysłano do dwóch różnych amerykańskich portów. Do jednego miały dotrzeć jedynie lewe rękawiczki, a do drugiego – tylko te prawe. Kiedy już wielkie skrzynie z zakupionym towarem dotarły do kraju, Samuel nie zgłosił się po ich odbiór. Znał bowiem amerykańskie prawo, zgodnie z którym taki „bezpański” towar, po 6 miesiącach zalegania w magazynie, zostaje wystawiony na licytację. I tak też stało się tym razem. Jak można się było spodziewać – nikt nie chciał kupić, nawet za marne pieniądze, tysięcy rękawiczek do noszenia na „dwóch lewych rękach”. Nikt, oprócz osoby, która wiedziała, gdzie szukać brakujących par…


Samuel był prawdopodobnie jedynym osobą zainteresowaną kupnem tego trefnego produktu i z całą też pewnością stał się obiektem drwin innych osób biorących udział w licytacjach porzuconego, zamorskiego towaru. Ominąwszy płacenie jakiekolwiek cła, Goldfish skompletował wszystkie pary i sprzedał rękawiczki za bardzo niską cenę, dorabiając się na tym przekręcie wielkiej fortuny!


Mocno wzbogacony Goldfish doskonale wiedział, że taki numer mógł udać się tylko raz i że wypadałoby teraz zainwestować pieniądze w coś innego. To się nawet dobrze składało, bo Samuel od dłuższego czasu z wielkim zainteresowaniem obserwował rozwój kinematografii i bardzo chciał mieć swój wkład w biznes, który jego zdaniem mógł mieć przyszłość!
Razem ze szwagrem Jesse Laskym otworzył wytwórnię Jesse L. Lasky Feature Play Company, a już rok później, w 1914 roku nakręcony został „The Squaw Man” – rewolucyjny, wieloaktowy film, uznawany dziś za jeden z pierwszych westernów w historii, który okazał się wielkim hitem i zarobił (obłędne jak na tamte czasy) 250 tysięcy dolarów!


Niedługo potem panowie połączyli swoje siły z Adolph Zukor’s Famous Players. Zanim firma ta przekształciła się w Paramount Pictures, Goldfish odszedł z niej, aby nawiązać współpracę z Edgarem i Archibaldem Selwynem – producentami sztuk wystawianych na Broadwayu. Każdy z mężczyzn wyłożył na stół po 75 tysięcy dolarów – w ten sposób do życia powołana została firma Goldwyn Pictures Corporation (nazwana od członów nazwisk wspólników). Zresztą wkrótce Samuel Goldfish oficjalnie zmienił swoje nazwisko na Goldwyn! W 1923 roku sprzedał swoje udziały i opuścił wytwórnię. Nowym wspólnikiem Selwynów został Marcus Loew, który to kupił przedsiębiorstwo amerykańskiego filmowca Louisa B. Mayera i połączył je z Goldwyn Pictures Co. W ten sposób powstał działający do dziś gigant, czyli Metro-Goldwyn-Meyer!


Samuel Goldwyn – polski Żyd, który położył podwaliny pod dwie wielkie wytwórnie, bez których nie byłoby Hollywood, oczywiście nie zrezygnował z rozwijania swej kariery i dał się poznać jako producent współpracujący z najlepszymi filmowcami i najwybitniejszymi amerykańskimi aktorami. Aż do początków lat 60. Samuel Goldwyn Studio wydało na świat wiele znakomitych dzieł, które na stałe zapisały się w historii kinematografii!

3

Oglądany: 56738x | Komentarzy: 116 | Okejek: 420 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało