Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

O tym, jak Rwanda zyskała potężną broń w walce z kłusownikami

41 928  
249   35  
Akagera przy granicy z Tanzanią. To jedyny park narodowy w całej Rwandzie, gdzie dzisiaj zobaczyć można wielką piątkę Afryki – słonie, nosorożce, lamparty, lwy i bawoły. Jeszcze kilkanaście lat temu nic na to nie wskazywało. Zanosiło się, że liczący 2500 km kw. obszar zostanie doszczętnie splądrowany i zniszczony.

18733808dc7face1.jpg

Po wschodniej stronie sawanny i mokradła. Po południowej duże jezioro będące domem licznych ptaków i najgroźniejszych zwierząt Afryki, hipopotamów. Po zachodniej stronie tereny górzyste sięgające 1800 m n.p.m. Pomiędzy nimi rozległe hektary otwartej przestrzeni, po której spacerują zwierzęta. Zebry, antylopy, liczne małpy, hieny i guźce. Nieświadome tego, jak niewiele brakowało, by ich los został przesądzony.

Park Narodowy Akagera założony został w 1934 roku. Jest drugim najstarszym tego typu obszarem na terenie Afryki Równikowej, ale myliłby się ktoś, kto sądziłby, że jego ustanowieniu przyświecały szczytne idee ochrony przyrody. Od 1922 do uzyskania niepodległości w 1962 władzę nad tzw. Ruanda-Urudni sprawowała Belgia. I to właśnie Belgowie zdecydowali o utworzeniu parku Akagera. Po to jednak, by belgijskiej rodzinie królewskiej nie zabrakło zwierzyny do polowania.

1873382efbe8ee82.jpg

Przez kolejne lata sytuacja ekonomiczna się pogorszyła, a park udostępniono – za opłatą – zamożnym chętnym, którzy skwapliwie skorzystali z okazji. Sezon polowań wystartował z pełną mocą i trwał jeszcze długo po uzyskaniu przez Rwandę niepodległości. Plany zwiększenia liczebności żyjących w parku zwierząt kolidowały z coraz większym rozmachem kłusowników, którzy skutecznie niweczyli wysiłki władz.

W 1957 roku z sąsiadującej Tanzanii do parku sprowadzono nosorożce czarne – gatunek, którego populacja choć obecnie rośnie, to wciąż uznawany za krytycznie zagrożony wyginięciem. Po kilkunastu latach w Akagerze żyło już ponad 50 nosorożców, by po czterech dekadach nie został ani jeden. Na początku lat 90. ubiegłego stulecia populację lwów żyjących w parku szacowano na 250 do nawet 300 osobników. Kilka lat później – nie było już żadnego. Co spowodowało, że obszar chroniony, z imponującymi sukcesami w odbudowie populacji zagrożonych gatunków, zamienił się w piekło? To samo, co w piekło obróciło całą Rwandę.


100 dni, które zmieniły Afrykę

1873385d953d4274.jpg

Plemiona Tutsi i Hutu to po dziś dzień symbol podziałów tak głębokich, że prowadzących wprost do tragedii. W tym wypadku – największego ludobójstwa w historii Afryki, którego ofiarą padło 800 tysięcy, a być może nawet ponad milion osób. Było to w 1994 roku, ale by zrozumieć przyczyny, trzeba cofnąć się znacznie dalej, aż do końca XIX stulecia. Zanim władzę w Rwandzie przejęła Belgia, kraj – razem z Burundi – stanowił posiadłość niemiecką. Niemcy nie zamierzali jednak w kolonii ustanawiać własnej władzy i sprawować wzorowanych na europejskich rządów. Zamiast tego ograniczyli się do wskazania grupy wybranych spośród lokalnych mieszkańców, którzy mieli od tej pory zarządzać afrykańskimi terenami. Tak się złożyło, że wszyscy spośród wybranych należeli do plemienia Tutsi.

Nie spodobało się to Hutu, których – co istotne – było w Rwandzie zdecydowanie więcej niż Tutsi. Kiedy mniejszość z pozycji panów rządziła większością, naturalnie prowadziło to do pogłębiania konfliktów pomiędzy i tak historycznie zwaśnionymi plemionami. Niemcom lokalne spory nie przeszkadzały wcale. Następujący po nich Belgowie dołożyli jeszcze starań, by konflikty podsycić.

Czara goryczy przelała się w 1990 roku i doszło do wybuchu wojny domowej, która potrwała kolejne trzy lata. Rozejm, na mocy porozumienia z Arushy dzielącego władzę, nie potrwał długo. 6 kwietnia 1994 roku w Kigali zestrzelono samolot, na pokładzie którego przebywał rwandyjski prezydent. O utrzymaniu pokoju można było zapomnieć, ale nikt nawet w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, jak wielką skalę przybierze tragedia, która wydarzyła się wkrótce potem.

18733837760e86f3.jpg

Ekstremiści z plemienia Hutu ruszyli do ataku, w „rekordowo” krótkim czasie – w zaledwie około 100 dni – mordując ponad 800 tysięcy Tutsi. Można podejrzewać, że masakra trwałaby dalej, dosłownie do ostatniej kropli krwi, gdyby nie to, że Rwandyjskiemu Frontowi Patriotycznemu udało się obalić rząd Hutu. Czy po tym koszmarze można było tak po prostu zacząć od nowa? Oczywiście nie – ogromna, paląca rana nie zabliźniła się ani od razu, ani prawdopodobnie nie zabliźni się jeszcze przez wiele lat.

Konsekwencji ludobójstwa w Rwandzie było więcej. Obawiając się – skądinąd słusznie – odwetu, Hutu rzucili się przez granice. Niemal dwa miliony osób uciekło między innymi do Ugandy, Tanzanii, Burundi czy obecnego DRK. Nie znaleźli, jak chciałoby wielu z nich, spokojnego azylu. Za Hutu ciągnęła się ponura sława, która sprowokowała kolejne konflikty. Tak doszło do pierwszej i drugiej wojny domowej w Kongo, tak nasiliła się wojna domowa w Burundi.

Walka o przetrwanie

1873386a972b2276.jpg

Zrujnowany kraj, przelana krew setek tysięcy osób, która nie zdążyła jeszcze dobrze wsiąknąć w ziemię, ale życie musiało toczyć się dalej. I tak wracamy do Parku Narodowego Akagera, który dysponował zasobami tego, czego brakowało w pozostałej części Rwandy. Pożywienia.

Dostępu do terenów parku zaczęli domagać się uchodźcy i osadnicy. Pod naporem rolników powierzchnia Akagery została zmniejszona o ponad połowę, z początkowych 2500 km kw. do obecnych 1100. Miejscowi potrzebowali miejsca, by wypasać bydło – bydłu zagrażała dzika zwierzyna. Szał polowań znów rozpętał się na dobre. Tym razem jednak nie chodziło o zarobek czy rozrywkę. Chodziło o przetrwanie.

1873388fe68fb447.jpg

Następujące po 1994 kilkanaście lat to okres postępującej dewastacji parku. Dewastacji, którą udało się znacząco ograniczyć około roku 2010 wspólnymi wysiłkami rwandyjskiego rządu i mającej siedzibę w Południowej Afryce organizacji African Parks.

African Parks działają na terenie całego kontynentu, pracując na rzecz przywrócenia świetności znajdującym się w trudnej sytuacji parkom narodowym. Nie inaczej jest w Akagerze. Przez dekadę liczbę turystów przyjeżdżających, by podziwiać przyrodę wschodniej Rwandy, udało się potroić. Ale to tylko jedna z wielu zmian, jakie nastąpiły w ostatnich latach.

Największym zmartwieniem wciąż jednak pozostaje bezpieczeństwo.

Na przekór kłusownikom

18733890c999c258.jpg

W czasach, w których kilogram rogu nosorożca osiąga ceny rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów, trudno dziwić się, że zwierzęta te stały się celem kłusowników, którym nie przeszkadzają żadne zakazy. Skoro istnieje popyt, istnieje również obietnica stojącego za podażą zysku.

Dlatego staraniom na rzecz odbudowy populacji zagrożonych gatunków muszą towarzyszyć działania służące ochronie już obecnych w parku osobników. Rzecz w tym, że na tak dużym i dzikim terenie nie jest to wcale łatwym zadaniem. Zatrudnienie większej liczby i lepiej wyszkolonych strażników, zaangażowanie do pomocy psów tresowanych do tropienia kłusowników czy lepsze wyposażenie pracowników parku oraz zakup helikoptera to ledwie kilka pierwszych kroków. Ale kroków skutecznych, bo mniej więcej od 2013 roku problem kłusownictwa w Akagerze zaczął wyraźnie maleć. Do tego stopnia, że w 2017 zdecydowano się na sprowadzenie z Południowej Afryki 17 nosorożców czarnych. Dołączyły do siedmiu lwów przywiezionych dwa lata wcześniej. Oba gatunki mają się w Rwandzie coraz lepiej.

Niestety nie oznacza to, że można już odetchnąć z ulgą. Przeciwnie – więcej cennych zwierząt oznacza większą pokusę dla tych kłusowników, których nie odstraszyły dotychczasowe zabiegi. Dlatego w 2017 roku Akagera została pierwszym na świecie „inteligentnym Parkiem Narodowym”.

Smart Park Akagera

18733904d3448c29.jpg
Najbardziej ekscytującym aspektem [nowej technologii] jest zwiększone bezpieczeństwo wymagających największej troski gatunków zwierząt oraz rosnąca liczba turystów. To potencjalny przełom w dziedzinie wysiłków na rzecz ratowania przyrody w Afryce”, twierdzi Jes Gruner, dyrektor parku Akagera.

Pomysł jest nowy, ale opiera się na technologiach wypróbowanych i od lat stosowanych w innych branżach. Polega na wykorzystaniu internetu, sieci radiowych i energii słonecznej dla zapewnienia lepszej kontroli tego, co dzieje się na terenie parku. Tak opracowano Long Range Wide-Area Network, w skrócie LoRaWAN.

Zestaw nadajników i odbiorników zainstalowano na wieżach w różnych częściach Akagery. Kolejne mają przy sobie strażnicy. Wyposażono w nie również służbowe samochody. Docelowo następne czujniki mają być montowane na pojazdach obwożących turystów po terenie parku. Stale ulepszany zasięg już teraz pozwala na zebranie nawet 140 tys. aktualizacji lokalizacji dziennie, ale to dopiero początek. Z w pełni sprawną siecią możliwe będzie monitorowanie niemal każdego aspektu życia w parku – od warunków pogodowych w różnych jego częściach przez lokalizację poszczególnych zwierząt po zasilane energią słoneczną elektryczne ogrodzenia. Możliwości są nieograniczone, a wszystko zależy wyłącznie od rodzaju zainstalowanych czujników.

Wyzwań nie brakuje

187339113936f0010.jpg

Smart Park Akagera pozostaje eksperymentem, który już teraz przynosi pozytywne rezultaty. Nie oznacza to jednak, że etap wyzwań został zakończony. Tych nie brakuje.

Dotychczas strażnicy w parkach narodowych porozumiewali się za pomocą radia – ale sygnał z łatwością mogli przechwycić kłusownicy, zyskując sporą przewagę. Dlatego projektując LoRaWAN, zadbano o to, by system opierał się na prywatnej, zamkniętej sieci i zmiennych częstotliwościach, co utrudnia nieuprawnione podsłuchiwanie. Jeśli dodać do tego fakt, że czujniki udało się już zmniejszyć do tego stopnia, by możliwe było umieszczenie ich w rogach nosorożców dla dokładnego śledzenia bezcennych zwierząt, strażnicy zyskują naprawdę potężny oręż w walce z kłusownikami.

187339266a2787d11.jpg

Wydawałoby się zatem, że nic nie stoi na przeszkodzie, by sieć sukcesywnie rozbudowywać. Jest dość istotny problem. I choć wiele elementów systemu zasilane jest za sprawą energii słonecznej, to jednak poszczególne czujniki umieszczane na pojazdach czy zwierzętach pracują na jednorazowych bateriach. Smart Parks, organizacja odpowiedzialna za przygotowanie czujników, deklaruje ich kilkumiesięczną żywotność. Nawet jeśli – jak twierdzą rwandyjscy strażnicy – baterie są w stanie wytrzymać nieco dłużej, to i tak pozostaje konieczność ich regularnej wymiany. O ile w przypadku samochodów nie stanowi to żadnego problemu, o tyle już w przypadku żyjących dziko zwierząt sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Jes Gruner dodaje, że „z chwilą, kiedy uda się tak dopracować baterie, by – odpowiednio małe – pozwalały na co najmniej dwa lata regularnej transmisji danych, będzie można powiedzieć, że dokonał się prawdziwy przełom w monitoringu parków narodowych”.


Krok we właściwym kierunku

1873396f72c046f14.jpg

Przed władzami Parku Narodowego Akagera jeszcze wiele pracy. Podobnie wiele pracy czeka twórców systemu Smart Park, którzy chcieliby, aby ich oprogramowanie przysłużyło się również innym afrykańskim parkom. Na płaskich pustkowiach – nie ma problemu. Ale górzyste tereny, gdzie bardzo łatwo o utratę sygnału, to zupełnie inna historia. Istotne są również koszty. Już na początku w budowę systemu zainwestowano ok. 250 tysięcy dolarów. Fundusze pochodziły ze środków samego parku oraz wpłat darczyńców. Dalsza rozbudowa, a przede wszystkim utrzymanie dotychczas zainstalowanych urządzeń generują stałe, niemałe koszty, które trzeba jakoś pokryć.

Z pewnością warto – bo na „inteligentnym parku” zyskują wszyscy. Akagera lepiej chroni zwierzęta, ułatwia też bezpieczny dostęp do nich turystom. Uprawiający ziemię i hodujący bydło w pobliżu parku rolnicy nie muszą już obawiać się o swoje stada. Choć wciąż słyszą lwy, długie na 120 kilometrów ogrodzenie pod napięciem zapobiega niebezpiecznym spotkaniom.

187339510dd5fa113.jpg

Jeszcze w 2010 roku w parku Akagera zatrudnionych było 59 osób. W 2019 ich liczba była już pięciokrotnie większa. W dużej mierze to mieszkańcy okolicznych terenów, którzy znaleźli zatrudnienie w miejscu, które znają najlepiej. Opiekują się zwierzętami, które – z mniejszej czy większej odległości – towarzyszyły im od zawsze. Maleje za to liczba kłusowników, którzy odważają się zapuścić na tereny parku. I już z samego tego powodu można uznać Smart Park Akagera za eksperyment zakończony sukcesem. Choć de facto do jego końca jeszcze daleko.

LoRaWAN to jedno z narzędzi, które mają pomóc rozwiązać kwestie ochrony natury”, mówi Sport Beattie, CEO grupy Game Rangers International, odpowiedzialnej za wprowadzanie wzorowanych na Akagerze rozwiązań w jednym z parków Zambii. „Czas pokaże, ale jestem przekonany, że to krok we właściwym kierunku”, dodaje.
2

Oglądany: 41928x | Komentarzy: 35 | Okejek: 249 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało