Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Te historie pokazują, dlaczego nie powinniśmy chodzić na zjazdy absolwentów

102 238  
334   59  
Cóż może być piękniejszego niż ponowne spotkanie ludzi, z którymi chodziło się do szkoły średniej lub na studia? Już spieszę z odpowiedzią: lepsze może być niespotykanie się z tymi ludźmi. Dlaczego? Tych kilka historii powinno pokazać dlaczego.

#1.

Byliśmy już pięć lat po zakończeniu szkoły. Przyjechaliśmy na zjazd absolwentów. Był tam taki gościu. Generalnie dość miły, ale nigdy jakoś specjalnie się nie wyróżniał. W pewnym momencie wywiązała się lekka wymiana zdań między nim a innym gościem, po czym nasz bohater wyjął swój czek z wypłatą, zaczął nim wymachiwać i krzyknął: "Nadal uważasz, że jestem nieudacznikiem?! Nie wierzysz, ile zarabiam? To sprawdź to!". Oczywiście zrobił z siebie pośmiewisko, wyszedł i nikt go nie widział od tamtej pory.

- kev_61483

#2.

Zjazd absolwentów 10 lat po zakończeniu studiów. Wszystko toczyło się normalnym rytmem... Była cała masa nagród i konkursów: kto przyjechał z najdalszego zakątka świata, kto miał najwięcej dzieci, a na koniec kto ma najstarsze dziecko. Wiele osób krzyczało 7, 6 itd. Nagle, kiedy wszystko już się uspokoiło, jedna nieśmiała dziewczyna powiedziała: 11. Teraz już wiem, dlaczego Heather nagle zniknęła tuż przed ukończeniem studiów.

- InfinitePizzazz

#3.

Zjazd absolwentów z okazji 10-lecia ukończenia liceum. Frekwencja dopisała. Było ponad 100 osób. Wynajęto dla nas całą salę bankietową. Był tam jeden facet, którego znałem przez całe liceum i każdy go kojarzył głównie z tego, że dużo jarał. Na potrzeby tej historii nazwę go Chris.

Widzę, że wchodzi na salę. Robi bardzo powolny obrót wokół własnej osi i mówi "wow...". Łapiemy kontakt wzrokowy, macham do niego i mówię: "Hej Chris, dawno cię nie widziałem, człowieku!". On podchodzi do mnie, nachyla się i mówi bardzo cicho wprost do mojego ucha: "Stary, wydaje mi się, że znam każdą osobę na tej sali". Ja początkowo nie mogę załapać, o co chodzi, ale nagle zauważam, że Chris jest ubrany tak samo jak pracownicy sali bankietowej. Był kelnerem na swoim własnym zjeździe absolwentów.

Biorę go więc na korytarz i tłumaczę, w czym rzecz. Nagle uświadamiam sobie, że Chris jest nie tylko zażenowany całym zajściem, ale przede wszystkim upokorzony. Nikt nie poinformował go o zjeździe, a on nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że minęło już 10 lat od ukończenia szkoły. On wiedział tylko, że ma kolejną imprezę do obsłużenia, więc zgłosił się, że przyjdzie pracować.

Powiedziałem mu, że koniecznie musimy spotkać się z jego kierownikiem. Znajdujemy gościa, ja tłumaczę mu, jak sprawa wygląda, a on zgadza się, że Chris nie powinien pracować na własnym zjeździe absolwentów. Znajdujemy mu nowe ubranie, zabieram go na salę i świetnie się razem bawimy. Chris to spoko koleś, cieszę się, że mu się podobało.

- Foo-Fighters-Fan

#4.

Minęło dziesięć lat, odkąd skończyłem szkołę. W zasadzie kontakt utrzymuję tylko z jednym gościem z mojej klasy, a to tylko dlatego, że pracuje jako konserwator na naszym osiedlu. Pewnego dnia zaczepił mnie i zapytał, czy wybieram się na mały zjazd, który organizują koledzy z klasy. Powiedziałem, że nie (nie mogłem wyobrazić sobie nic gorszego), bo nawet nie byłem zaproszony. Najwyraźniej zorganizowali się na Facebooku, którego ja sam nawet nie miałem.

Kiedy wpadliśmy na siebie kilka miesięcy później, zapytałem go, jak było na zjeździe. Powiedział, że fatalnie. Za organizacje odpowiadały jakieś szurnięte laski, które pokłóciły się ze sobą, więc każda z nich zorganizowała własną imprezę. Skończyło się więc na czterech małych, g*wnianych zjazdach, gdzie było za mało osób, żeby rozkręcić fajną imprezę.

- bubblegummustard

#5.

Jakieś pięć lat po ukończeniu studiów zorganizowaliśmy sobie z grupką przyjaciół małe spotkanie. Wszyscy lubiliśmy zabalować, ale najwyraźniej każdy z nas nieco się uspokoił, ponieważ na spotkanie wybraliśmy restaurację, w której planowaliśmy zjeść wspólną kolację.

Przyszedł też jeden wstawiony na maksa gościu, z paczką pełną zioła i butelką, którą bez skrępowania spożywał w lokalu. W pewnym momencie stwierdził, że jesteśmy nudni i poszedł dokończyć picie w toalecie. Nie wracał długi czas, więc ktoś poszedł zobaczyć, co z nim. Okazało się, że urwał mu się film i odpłynął.

Barman kazał mu się ogarnąć, więc wzięliśmy go do stolika. Nikt nie wiedział, gdzie koleś mieszka, a chcieliśmy być mili i odtransportować go do domu. Zawieźliśmy go więc pod ostatni znany nam adres - dom jego rodziców. Było już mocno po północy, koleś zwisał nam w ramionach, a w drzwiach stanął jego ojciec. Było bardzo niezręcznie. Oczywiście nikt nie zapraszał go już na kolejne spotkania.

- tallmatcha

#6.

Nie ja, ale moja mama pojechała na spotkanie absolwentów zorganizowane czterdzieści lat po ukończeniu liceum. Kilka tygodni później rozstała się z moim ojcem (po 36 latach małżeństwa) i zeszła się ze swoją szkolną miłością.

- Jesopotamia

#7.

Ludzie, którzy mieli zaplanować nasze licealne spotkanie olali temat, więc wszyscy już skreślili imprezę. I nagle znalazł się jeden gościu, który wszystko ogarnął i zaczął planować cały wieczór. Koleś był wciąż na studiach, ale dorabiał na pół etatu na sali bankietowej i dlatego jego szef pozwolił mu zorganizować tam imprezę za darmo. Pomyśleliśmy, że bardzo miło z jego strony, szczególnie że gościu nigdy nie był dla nas zbyt miły. Całe liceum mało z nami rozmawiał, był zrzędliwy i wciąż narzekał.

W tamtym czasie pracowałem w jakiejś g*wnianej robocie, mało zarabiałem i nie miałem oszczędności. Nie miałem więc za bardzo o czym rozmawiać z byłymi kolegami. Poza tym mogła tam być moja była, więc w ogóle nie chciało mi się tam iść.

Koleś zorganizował wydarzenie na Facebooku, zaprosił wszystkich i... zażądał od nas po 20 dolarów za głowę za bilet. Zapytałem więc, co jest w cenie. Jedzenie? Może drinki? Przecież sala miała być za darmo. Gościu odpisał mi w prywatnej wiadomości, że skoro nie mogę tyle zapłacić, to ile jestem w stanie dać, na pewno się jakoś dogadamy. Nie odpowiedział jednak wciąż na moje pytanie.

Napisałem więc publicznego posta z tym samym pytaniem i na niego również nie otrzymałem odpowiedzi. Inni włączyli się do dyskusji, więc gościu w końcu odpisał. Podobno pieniądze miały iść na barmana i kelnera. Spoko, to zrozumiałe, choć wciąż trochę drogo liczył sobie ten barman...

Nie poszedłem. Znajomi opowiedzieli później, że to ten nasz kolega (organizator) sam był barmanem i kelnerem. Kiedy wszyscy się zjawili, podał im menu i kazał zamawiać posiłki i drinki. Każdy oczywiście za wszystko musiał zapłacić. Po kilku godzinach przyniósł jeden tort na 75 osób... i to wszystko. Całe pieniądze za bilety trafiły do jego kieszeni.

- SaltWater

#8.

Nasze spotkanie nie było znów takie złe. Było raczej bardzo dziwne. Przyszedł jeden gościu z pełnym makijażem w stylu Kiss - biała twarz, czarne wokół oczu i czarne usta. Zrobiło się dość niezręcznie, bo koleś zachowywał się tak, jak gdyby nic nie miał na twarzy. Podchodził do każdego, zabawiał rozmową itd. Cóż, było to najdziwniejsze doświadczenie w całym moim życiu.

- Fall_On_Me

#9.

Mój zjazd absolwentów z okazji 10-lecia ukończenia szkoły był martwy, zanim jeszcze się w ogóle zaczął.

Za organizację wzięła się przewodnicząca klasy, która w szkole też wszystkim się zajmowała. Nikt jednak nie przypuszczał, że stało się z nią coś tak strasznego...

Od razu zapowiedziała, że nie będzie żadnego alkoholu. Nie można było nawet nic ze sobą wnieść na salę. Grupka znajomych zaproponowała, że zagra za darmo - ona odmówiła. Żadnej muzyki i tańców! Każdy miał przyjść ze swoim mężem/żoną. Okazało się, że mieliśmy w klasie dwóch gejów, którzy chcieli przyjść ze swoimi +1, jednak ona od razu wykopała ich z grupy na Facebooku.

Miejscem spotkania było boisko piłki nożnej w środku lata. Mogliśmy przynieść swoje krzesła. Kilka osób zaproponowało, że może wziąć ze sobą gry, żeby urozmaicić ten zjazd. Organizatorka zabroniła, bo jakby to wyglądało...

Ostatecznie jedyną atrakcją miało być zwiedzanie naszej byłej szkoły, która nie zmieniła się nic a nic, odkąd ją opuściliśmy. Jedzenie miał dostarczyć lokalny sklep spożywczy, a bilety kosztowały 60 dolarów.

Ostatecznie nie doszło do spotkania, bo z 300 osób na przyjście zdecydowało się tylko 10 desperatów.

- Kenjiandco

#10.

Jeden gościu od nas zarobił nie raz, a dwa razy... i to niemałą fortunę. Wartość jego firmy wynosiła jakieś 100 mln dolarów. Koleś był już na emeryturze, mimo że od zakończenia szkoły minęło zaledwie 20 lat. Koleś od zawsze był śmieszkiem, więc w rubryce praca wpisał sobie "bezrobotny". Kilka osób nie wiedziało, że dosłownie śpi na kasie, więc znalazło się sporo takich osób, które próbowały mu pomóc. Proponowali mu pomoc finansową, że znajdą mu pracę, albo nawet sami go zatrudnią... było dość niezręcznie.

- MastadonBob
9

Oglądany: 102238x | Komentarzy: 59 | Okejek: 334 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało