Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

5 codziennych technologii, które kiedyś wzbudzały w ludziach wielki strach

60 015  
197   37  
5G to synonim ludobójstwa ukrywanego pod płaszczykiem nowoczesnej technologii. Wystarczy jednak szybki rzut oka na historię, by dojść do wniosku, że ludzie, którzy dzisiaj namawiają do podpalania masztów 5G to ci sami ludzie, którzy kiedyś uważali, że…

#1. Telefon to technologia z zaświatów, która doprowadzi do powstania człowieka słyszącego tylko na lewe ucho

Stwierdzić, że telefon to nieodłączny atrybut współczesnego człowieka to jak powiedzieć, że noga się czasem przydaje. Bez telefonu nie potrafimy czerpać wiedzy ze świata, utrzymywać znajomości, denerwować nieznajomych w Internecie, spokojnie zrobić kupy czy po prostu zabijać czasu. Telefon stał się tak ważną częścią naszego życia, że jak się nie odzywa, to zaczynamy popadać w obłęd i zastanawiać się, kiedy ktoś wymyśli aplikację, która dla podtrzymania zdrowia psychicznego będzie wysyłać powiadomienia, gdy nie ma żadnych powiadomień. Trudno to sobie wyobrazić, ale kiedyś było na odwrót i to dźwięk telefonu przyprawiał ludzi o dreszcze.


Miał tylko melodyjkę z nokii.

Telefon wymyślono w czasach, gdy na większą odległość można było się co najwyżej zabijać. I wtedy pojawia się urządzenie, dzięki któremu w kawałku plastiku na kablu można usłyszeć głos, który pyta kiedy się w końcu ustatkujesz i weźmiesz za prawdziwą robotę. Co pomyślałaby sobie przeciętna osoba z początku XX wieku w takiej sytuacji?


„Mieciu, uważam, że odkrycie fal elektromagnetycznych pozwoli nam dokonywać wielkich rzeczy w przyszłości”.

Bez wątpienia szatan mieszał w kotle swą plugawą knagą i spłodził to piekielne ustrojstwo. Bo jak to tak – słyszeć głos, ale nie widzieć człowieka? Doświadczeni eksperci, których potomkowie leczą dzisiaj raka wlewami z krowiej sraczki, orzekli w swej niezgłębionej mądrości, że owo ustrojstwo pozwala łączyć się ze światem zmarłych. Teoria ta zyskała całkiem spore grono zwolenników, a im bardziej wierzono w paranormalny charakter telefonu, tym bardziej prawdopodobne, że osoba, która używała telefonu usłyszy w słuchawce głosy zmarłych.

Równolegle z obawami o to, że człowiek kolejny raz dowie się od swojej zmarłej matki, że ożenił się z leniwą lafiryndą, rosły obawy inteligentów o wpływ zyskującego na popularności wynalazku na relacje społeczne. W 1904 roku redakcja gazety New York Times sugerowała, że telefon doprowadzi do powstania całej rasy ludzi, którzy będą słyszeć tylko na lewe ucho:
Wystarczy obserwować ludzi, którzy korzystają z telefonu, by zauważyć, że przykładają słuchawkę do lewego ucha.

Na przestrzeni dziesięcioleci różne dzienniki niejednokrotnie dowiodły, że ich zdolność przewidywania przyszłości ma taką samą wartość, jak wydania ich gazet tydzień po publikacji. Wystarczy przypomnieć sobie, jak czasopismo Popular Science wieszczyło śmierć Internetu w 1997 roku albo jak gazeta The Times rysowała w 1894 roku scenariusz, według którego Londyn miał utonąć do 1950 roku w kilkumetrowej warstwie końskiego łajna. The Times zabrał też głos w sprawie telefonów:
Korzystanie z telefonu doprowadzi do rozkładu resztek ludzkiej uprzejmości, które nam jeszcze zostały.

Choć tu akurat mieli rację – ale nie z powodów, o których myśleli. Wtedy jeszcze bowiem nikt nie robił sobie jaj przez telefon.

#2. Rowery powodują choroby psychiczne, szczególnie u kobiet

Jak się obserwuje wyczyny niektórych rowerzystów w mieście, to trudno nie zgodzić się z poglądem panującym pod koniec XIX wieku. Popularność zaczęły wówczas zyskiwać pierwsze rowery, które postrzegano jako bardziej praktyczne i wygodniejsze od dotychczasowych środków transportu.


Na zakupy do Biedry jak znalazł.

Dzisiaj nie ma wątpliwości, że rower to doskonałe narzędzie do ćwiczeń fizycznych, spędzania czasu wolnego i dostarczania sobie zastrzyków z adrenaliny w grze w rosyjską ruletkę z kierowcami. Badania naukowe przeczą XIX-wiecznym tezom i dowodzą, że ruch sprzyja dobremu samopoczuciu. Jednak początkowo szał na rowery wzbudzał sporo podejrzeń wśród lekarzy, którzy uważali, że korzystanie z rowerów prowadzi do znacznego pogorszenia zdrowia psychicznego. W 1894 roku opublikowano raport przedłożony brytyjskiemu parlamentowi, w którym stwierdzono:
Nie ma żadnych wątpliwości, że jazda rowerem prowadzi do osłabienia umysłu oraz szaleństwa i żądzy mordu.

Trudno stwierdzić skąd takie przekonanie, ale można zgadywać, że jednym z czynników, które doprowadziły do jego powstania, jest głęboko zakorzeniona w mężczyznach niechęć do przyznania się, że największy sens ich życiu nadaje tarmoszenie babskich cycków.


Esencja sensu.

Kobiety chętnie korzystały z rowerów, bo rowery dawały im większą swobodę na co dzień. Świat stanął przed nimi otworem i same mogły podjechać do warzywniaka, zamiast czekać na starego i jego prawo jazdy na konia.

Rewolucja transportowa pociągnęła za sobą rewolucję w sferze mody – i to chyba stanowiło powód największego niepokoju uczonych. Jeśli zdarzyło ci się jeździć na rowerze w sukni wiktoriańskiej, to wiesz, że po prostu nie było innego wyjścia. Bufiaste stroje zostały zastąpione przylegającymi do nóg legginsami, odsłaniającymi kształty zarezerwowane dotychczas oczom mężów.


„Jak pokażesz kostkę, to nie ręczę za siebie”.

Zgorszeni takimi widokami lekarze i właściciele gazet tworzyli teorie o tym, że jazda rowerem powoduje u kobiet zmęczenie, bezsenność, palpitacje, ból głowy i depresję. Zdiagnozowano tzw. „rowerową twarz”, czyli grymas z wysiłku, który najwidoczniej uważano za szkodzący kobiecie.


Straszna choroba.

W jednej z gazet powstała nawet lista „41 odpowiednich zachowań” dla kobiet poruszających się rowerem, która zawierała takie wytyczne, jak: „Nie rób rowerowej twarzy”, „Nie ścigaj się” czy „Nie wyobrażaj sobie, że wszyscy na ciebie patrzą”. Bo jeśli coś na przestrzeni wieków nie ulega zmianom, to pielęgnowanie w kobietach poczucia ich wartości.

#3. Wózek sklepowy uczyni mężczyzn zniewieściałymi

Czy planując wyprawę bicyklem po zakupy ktoś się stresuje i wyobraża sobie, że przed przekroczeniem progu sklepu będzie musiał zmierzyć się z dziesięcioramiennym stworem o końskiej głowie pokrytej łuskami? No, może w obecnej sytuacji tak, ale gdy koronawirus nie atakuje płuc i umysłów, to nikt poza chronicznymi introwertykami nie traktuje wycieczki do supermarketu jak jednego z questów w grze „Wiedźmin”.


„Przynieś dwie fiolki Parkowej, a obsypię cię złotem”.

Nikt już nie wyobraża sobie robienia zakupów bez wózka sklepowego. Ale zanim odruch kierowania myśli w kierunku wózka sklepowego po wejściu na teren sklepu stał się odruchem bezwarunkowym, trzeba było przekonać klientów, by w ogóle chcieli na wózek spojrzeć. Wbrew pozorom ta niepozorna metalowa skrzynka na kołach wzbudzała w ludziach wielką niechęć i sprawiała, że podawali oni w wątpliwość swoje „ja”.

Historia wózka sklepowego to w zasadzie skondensowana historia kapitalizmu. Zaczęła się od pomysłowego amerykańskiego przedsiębiorcy o memicznym nazwisku, który szukał pomysłu na zwiększenie dochodów swojej sieci sklepów. Bacznie obserwując zachowanie klientów, wyciągnął wnioski i voila – wymyślił rozwiązanie, które na zawsze odmieniło sposób robienia zakupów, a przy okazji przyczyniło się powstania wspaniałej tradycji zwanej „A w zasadzie to po co mi to wszystko…”.


Dzięki, koleżko.

Urodzony w 1898 roku Sylvan Goldman prowadził dwie sieci supermarketów: Standard Food Markets i Humpty Dumpty. Przyglądając się zachowaniom swoich klientów, Goldman odkrył, że po wypełnieniu koszyka na zakupy ludzie przestają kupować. Szaleńcy. Przedsiębiorca zaczął szukać sposobu, który pozwoliłby klientom kupować jeszcze więcej jego towaru. Najpierw wpadł na pomysł umieszczenia kilku koszyków w głębi sklepu – by obsługa mogła wymienić pełny koszyk, który klient odbierałby później przy kasie, na pusty. Zadziałało. To skłoniło Goldmana do dalszych rozmyślań, w wyniku których powstał pierwszy wózek sklepowy. Inspirując się konstrukcją krzesła składanego, Goldman stworzył wózek z dwoma miejscami na koszyki. Wrota do skarbca powinny były stanąć otworem, ale nie stanęły. Jeżdżąca maszynka do zarabiania pieniędzy nie spotkała się z entuzjazmem klientów sklepu. Kobiety twierdziły, że wystarczy im pchania wózków z dziećmi, bo najwidoczniej traktowały noszenie koszyka jako miłą odmianę od obsranych pieluch, natomiast mężczyźni nie chcieli wyjść na mięczaków.


„HA, HA, PEDAŁ!”

Dopiero wykorzystanie szlachetnej techniki marketingowej, polegającej na oszustwie i zatrudnieniu udawanych klientów, którzy chodzili po sklepie i pchali wózek z entuzjazmem, pokazało opornym, że nie ma się czego bać. Klienci w końcu przekonali się do wózka sklepowego.


„Ale fajny. I mogę w nim wozić tabletki na wzdęcia!”

Na bazie własnych doświadczeń Goldman rozpoczął produkcję wózków sklepowych pod szyldem założonej przez siebie firmy Folding Basket Carrier Company, którą przekształcono później w Unarco – jednego z największych obecnie producentów wózków sklepowych. W jednej z ulotek Unarco można dzisiaj przeczytać zdanie, które stanowi kontynuację filozofii Goldmana:
Impulsy zakupowe to podstawa sukcesu w supermarketingu. Nie można ich tłumić poprzez ograniczanie pojemności wózka zakupowego.


Unarco prezentuje najnowszy model wózka sklepowego. Rok 2046, kapitalizmowane.

#4. Gry wideo doprowadzą do wzrostu przemocy

W przeciwieństwie do telefonu, roweru i wózka sklepowego, gry wideo pozwoliły większości z nas doświadczyć kontrowersji związanych z ich pojawieniem się na rynku. Niezależnie od tego, czy masz 20, 30, 40 czy 50 lat i w którymś momencie interesowały lub nadal interesują cię gry komputerowe, ktoś próbował ci wmówić, że któregoś dnia chwycisz za siekierę i pójdziesz w miasto.


„Panie sędzio, to przez tego cholernego hydraulika i jego agresywne skakanie po grzybach”.

Debata o tym, że gry wideo prowadzą do przemocy i innych antyspołecznych zachowań w prawdziwym życiu jest prawie tak samo stara jak gry komputerowe. Pierwsza „kontrowersyjna” gra wideo została wydana zaledwie 4 lata po pierwszej grze wideo w ogóle. Gra „Death Race” [Wyścig śmierci] ukazała się w 1976 roku, a jej pojawienie się z miejsca wywołało burzę medialną. Gra, w której zdobywało się punkty za rozjeżdżanie „gremlinów” dała początek serii powracających debat na temat przemocy w grach komputerowych. Amerykańska organizacja National Safety Council promująca zdrowie i bezpieczeństwo określiła ją mianem „chorej i makabrycznej”.


Tylko człowiek o chorej wyobraźni mógł stworzyć takiego okropieństwo.

W ciągu kilku kolejnych lat pojawiły się gry Tank, Asteroids i Space Invaders, a każda z nich polegała na tym, by do czegoś strzelać. W tej ostatniej strzela się do kosmitów, choć początkowo twórcy chcieli, by gracz mógł strzelać do istot humanoidalnych. Z pomysłu się wycofano najprawdopodobniej w obawie przed krytyką, której doświadczyli twórcy Death Race. Lata 80. upłynęły pod znakiem zamykania salonów z automatami ze strachu, że młodzież się tam demoralizuje albo nawet tańczy jakiś metal.

Lata 90. przyniosły prawdziwą rewolucję na rynku gier komputerowych – tak pod względem technicznym, jak i przekraczania pewnych granic. Każdy, kto grał w Mortal Kombat, Wolfensteina 3D czy Grand Theft Auto docenia je z pewnością za możliwość realizowania pewnych wyobrażeń, których nie sposób było realizować w rzeczywistości.


Cały świat czekał na możliwość oblania bezgłowej kukły sosem bolońskim.

Wyrywanie kręgosłupów, obijanie prostytutek kijem do baseballa i zabijanie nazistów z perspektywy pierwszej osoby to niespotykane wcześniej kombo, którego wiele osób nie potrafiło znieść. Brytyjska policja określiła GTA jako grę „chorą, maniakalną i pełną pogardy”. Krótki lont tylko czekał na podpalenie. Już w 1997 roku doszło do pierwszego procesu sądowego w sprawie wytoczonej przeciwko twórcom gier wideo. Aktywista z Florydy Jack Thompson skierował do sądu sprawę w imieniu ofiar strzelaniny, w której 14-letni Michael Carneal zabił troje uczniów liceum Heath High School w amerykańskim stanie Kentucky. Jak wykazało śledztwo, sprawca oprócz oglądania filmów porno często grał w pełne przemocy gry, co zdaniem Thompsona przyczyniło się do stępienia wrażliwości chłopaka i popchnęło do zastrzelenia trojga uczniów i ranienia pięciu kolejnych.

Dwa lata później doszło na terenie USA do jednej z największych strzelanin szkolnych, w następstwie której dyskutowano szeroko o rzekomej szkodliwości gier komputerowych. Uczniowie Eric Harris i Dylan Klebold wtargnęli do swojego liceum Columbine High School i używając broni palnej zabili 13 osób i ranili 24. Sprawców nie udało się aresztować, ponieważ popełnili samobójstwo na miejscu zbrodni. W trakcie późniejszego śledztwa odkryto, że obaj nastolatkowie interesowali się grami komputerowymi. Harris tak mocno wciągnął się w Dooma, w którym gracz wcielał się w żołnierza kosmicznego oddziału marines i zabijał hordy stworów z innych wymiarów, że opisał grę w jednym ze swoich wypracowań. Brutalne gry i brutalny atak to mieszanka, z której łatwo wyciągano jednoznaczne wnioski. Ignorowano przy tym fakt, że ogólna liczba przestępstw z udziałem nieletnich w owym czasie spadała co roku i nie przeszkodziło to przeciwnikom gier nawoływać do prowadzenia krucjaty.

W ciągu kolejnych lat gry obwiniano o wszystko od strzelanin po rozdwajanie końcówek włosów. I choć większość badań naukowych mówi o tym, że jeśli już gry wpływają na wzrost przemocy, to jest to wpływ nikły, to argument o przemocowości gier pojawia się cyklicznie. Dotyczy to w szczególności sytuacji, w których przypadki przemocy prowadzą do naruszenia ogólnie przyjętych norm społecznych lub chwieją wizerunkiem rządu jako monopolisty posiadającego wyłączne prawo do stosowania przemocy.

#5. Prąd będzie raził ludzi podczas wykonywania przez nich codziennych czynności

Dzisiaj każdy wie, że prąd jest niebezpieczny, a jak nie wie, to się dowie, gdy wetknie widelec do gniazdka i przy odrobinie szczęścia będzie mógł zapamiętać tę lekcję na całe życie. Wbrew pozorom dzisiejszy sposób nie różni się zbytnio od sposobów z końca XIX wieku, gdy pierwsze linie wysokiego napięcia zaczęły pojawiać się w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie szybko jednak doszli do wniosku, że w kablach ciągnących się nad ich głowami kryje się śmiertelne niebezpieczeństwo, którego nie można ignorować.

Debata na temat niebezpieczeństw związanych z prądem została zainicjowana pod koniec 1889 roku, gdy w Nowym Jorku doszło do śmiertelnego wypadku z udziałem Johna Seeksa. Monter linii wysokiego napięcia otrzymał zadanie odcięcia martwych przewodów z jednego z najbardziej zagęszczonych punktów w mieście, gdzie zbiegały się linie telefoniczne, telegraficzne i telefoniczne.


„Stasiu, miał być czerwony czy zielony?!”

Można powiedzieć, że w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń Seeks otrzymał co prawda lekcję na temat niebezpieczeństw wynikających z niewłaściwego obchodzenia się z liniami wysokiego napięcia, ale na niewiele mu się to zdało. Na oczach tysięcy ludzi Seeks został śmiertelnie porażony prądem i przez kilkadziesiąt minut wisiał na linach, zanim go odcięto. Wieść o agonii montera rozeszła się błyskawicznie, o zdarzeniu pisano w gazetach, a nic tak nie sprzyja podejmowaniu racjonalnych decyzji, jak rozpalona pojedynczym zdarzeniem wyobraźnia mas.


Spektakularnie rozpalona woltami.

Gazety informowały o kolejnych przypadkach porażenia prądem. Histeria zaczęła narastać. Mieszkańcy Nowego Jorku obawiali się korzystania z podstawowych urządzeń zasilanych prądem – ogarniał ich strach nawet na myśl o przyciskaniu dzwonka do drzwi. Wobec rosnącej presji tłumu dwa miesiące po śmierci Seeksa lokalne władze nakazały kontrolę sieci w poszukiwaniu źle zabezpieczonych kabli, słupów wkopanych nielegalnie, zbyt nisko wiszących latarni czy przewodów mieszających się z przewodami telegraficznymi. Już pierwszego dnia kontroli ścięto 23 słupy i rozebrano ponad 15 kilometrów przewodów. W ciągu kolejnego tygodnia z ulic Nowego Jorku zniknęło 300 kilometrów przewodów, a sama krucjata przeciwko infrastrukturze cieszyła się tak wielkim entuzjazmem mieszkańców miasta, że gromadziła przy słupach tłumy, które wiwatowały po każdym uderzeniu w słup siekierą.

Likwidacja ćwierci całej sieci energetycznej miasta miała swoje konsekwencje. Ciemności ponownie spowiły ulice Nowego Jorku – wróciła konieczność używania świec i lamp naftowych. Zdaniem wielu mieszkańców miasto cofnęło się w rozwoju, ale ciemności nie powinny przysłaniać nam faktu, że nie powstrzymano prawdy, włączono myślenie i zastopowano ludobójstwo.



UBW został opłacony przez koncerny telekomunikacyjne do ocieplania wizerunku sieci 5G. Jeśli chcesz, to mu nawrzucaj, a jak nie chcesz, to polub jego stronę na Facebooku.
10

Oglądany: 60015x | Komentarzy: 37 | Okejek: 197 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało