Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Spowiedź masowego mordercy, czyli jestem producentem żywności

161 173  
907   152  
Jestem masowym mordercą, czyli o produkcji (również integrowanej) żywności słów kilka.

Witam wszystkich. Na początek chciałbym powiedzieć kilka słów wstępu. Od dłuższego czasu obserwuję duże dysproporcje w podejściu ludzi do produkcji żywności. Znaczna część obywateli uważa rolników za masowych morderców, stosujących pestycydy bez opamiętania, kierujących się jedynie zyskiem (i, cytując wypowiedzi z wielu stron internetowych, jak i zasłyszane przeze mnie na ulicach – chęcią zakupu kolejnego, nowego Mercedesa). Większość z tych osób nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z producentem żywności, nie mówiąc o możliwości pracy w gospodarstwie rolnym. Jak może niektórzy pamiętają z mojego komentarza pod artykułem Adieu (https://joemonster.org/art/35914), posiadam niewielkie gospodarstwo sadownicze, i na tym dziale ogrodnictwa chciałbym się skupić, ponieważ produkcja żywności to temat bardzo rozległy, pozostałe działy rolnictwa i ogrodnictwa pozostawię więc bardziej doświadczonym kolegom, bo nie posiadam wiedzy na takim poziomie, który pozwoliłby mi się wypowiadać :)

Ostrzegam – będzie długo. Bardzo długo. Ale nawet ten elaborat nie będzie stanowił 5% wyczerpania tematu stosowania oprysków.

Końcem listopada na portalu dużymi kontrowersjami odznaczył się ten materiał (notabene jeden z niewielu głosów rozsądku). Nie był to jedyny taki przypadek – w ostatnich dniach dość sporą dyskusję wzbudził również ten artykuł. Dyskusja jest dobra, o ile jest przeprowadzona rzetelnie i z podaniem faktów. Produkcja żywności powinna podlegać debacie i analizie – lecz powinna być poparta dowodami, a nie przypuszczeniami lub plotkami. Temat oprysków jest chyba najbardziej kontrowersyjnym we współczesnym rolnictwie (albo przynajmniej równie kontrowersyjnym jak GMO), dlatego też chciałbym się skupić na problemie stosowania pestycydów we współczesnym sadownictwie (oraz częściowo w rolnictwie). Mam świadomość, że nie wszystkim wyprostuję błędny obraz, który pokutuje wśród społeczeństwa („produkuje jabłka, więc na pewno nie jest obiektywny!”).


Jednak jeżeli choć jedna osoba z przyjemnością przeczyta te wypociny i skłoni ją to do refleksji, to już będę usatysfakcjonowany.

Zacznijmy od najważniejszej rzeczy – nie wypowiadam się w imieniu wszystkich sadowników ani też za wszystkich nie ręczę. W każdej branży znajdują się czarne owce, nie stosujące się do przyjętych norm. I mimo że osoby te to margines, to skutecznie wpływają na pogorszenie obrazu polskiego sadownictwa/rolnictwa. Znamienita część jednak to osoby przestrzegające zasad produkcji, norm, dawek nawozów i okresów karencji, i wypowiadam się jako członek tej właśnie grupy.

Podstawowym pytaniem jest – czy musimy pryskać?
Odpowiedź – musimy. Nawet w uprawie ekologicznej stosowane są opryski, na bazie naturalnych środków. Ale od początku.
Historycznie za początek epoki intensywnego rolnictwa można uznawać rok 1840, kiedy Justus von Liebig odkrył, że rośliny wykazują zapotrzebowanie na fosfor. Ten był uzyskiwany między innymi z mączki kostnej. Od tego momentu w niesamowitym tempie rozwijał się przemysł nawozowy, który spowodował wzrost wydajności rolnictwa. Później, w miarę odkrywania lub syntezy kolejnych substancji chemicznych, powstawały kolejne nawozy/pestycydy. Stosowano potężne ilości substancji aktywnych w rolnictwie. Sytuacja ta trwała do mniej więcej lat 70. - 80. XX wieku, kiedy stworzono podwaliny systemu nazwanego Integrowaną Produkcją żywności (w skrócie IP), która obecnie jest dominującym systemem uprawy.


Logo Integrowanej Produkcji

Ideą IP jest maksymalne ograniczenie stosowania chemicznych środków ochrony oraz łączenie metod ekologicznych z konwencjonalnymi. Jak może nie wszyscy wiedzą, w uprawach ekologicznych również stosowane są opryski, głównie na bazie miedzi i siarki ("Miedzian", "Siarkol"). Stosowane one są prewencyjnie, a jeżeli wystąpią nasilone objawy choroby (ponad tzw. próg zagrożenia), reaguje się np. poprzez usuwanie chorych organów rośliny. W przypadku szkodników głównie zasiedla się w sadach naturalnych wrogów szkodników (biedronka, dobroczynek gruszowy - naturalny wróg przędziorków) oraz, jeżeli populacja szkodników przekroczyła próg zagrożenia, stosuje środki dopuszczone w uprawach ekologicznych.
W przypadku producentów IP również stosuje się metody i środki ekologiczne, jednak w przypadku wystąpienia nasilonej infekcji można zastosować środki syntetyczne. Dopuszczalne dawki środków określone są w Programie Ochrony Roślin Sadowniczych, aktualizowanym każdego roku. Naturalnie nie wszyscy producenci się do tych zaleceń stosują, ale kwestię bezpiecznego źródła owoców bez pozostałości chemicznych poruszę w dalszej części artykułu.
Czy możemy zrezygnować ze stosowania syntetycznych środków ochrony? Oczywiście. Ale należy brać pod uwagę, że skutkiem tego byłby niesamowity wzrost cen żywności. Składałby się na to przede wszystkim spadek plonów uzyskiwanych z 1 ha, niezależnie od uprawianego gatunku, nie wspominając o stratach powodowanych przez choroby i szkodniki.

Zwalczane choroby/szkodniki, i konsekwencje spożywania „ekologicznych” porażonych owoców
„Ekologicznych” zapisałem w nawiasie, gdyż nie wszystko, co nie zostało traktowane ŚOR można uznać za eko, i zaraz postaram się to udowodnić.
Patogeny roślin dzielimy na:
- wirusy
- bakterie (tu bardzo ważna uwaga: w Polsce stosowanie antybiotyków do ochrony roślin jest zakazane! więc kolejne hasło o jabłkach/innych owocach jest nieprawdziwe)
- grzyby.
Nie jest to portal sadowniczy, więc daruję sobie szczegółowość omawiania chorób, skupiając się tylko na najgroźniejszej – parchu jabłoni.


Parch to te charakterystyczne przebarwienia skórki, często obserwowane na powierzchni owoców. Jest to choroba grzybowa, która daje tylko objawy na powierzchni. W rzeczywistości strzępki grzybni występują daleko w miąższu owocu, więc wykrojenie samej plamy nic nie da. Dlaczego jest taka groźna? Ponieważ grzyb produkuje metabolity, często szkodliwe. Istnieją opinie potwierdzające kancerogenność produkowanych przez tego grzyba metabolitów [źródło 1, 2]. Co ciekawe, owocówki (gąsienice motyli żerujące w owocach) nie żerują na owocach porażonych parchem. Jeżeli mogą, zawsze wybiorą to zdrowe, bez najmniejszej plamki parcha. I zaobserwowałem to nie tylko w moim sadzie. Ciekawe, prawda?


Objawy żerowania owocówki jabłkóweczki

Oczywiście z parchem (jak i z innymi chorobami) można walczyć nie tylko za pomocą ŚOR, lecz także ekologicznymi metodami. Mam tu na myśli usuwanie porażonych owoców i części roślin, jak również stosowanie oprysków, dopuszczonych w uprawach ekologicznych. Są to najczęściej środki oparte na preparatach miedziowych i siarkowych. Nie dają one takich efektów jak preparaty syntetyczne, jednak można za ich pomocą w sprzyjających warunkach wyhodować owoce bez porażenia parchem. Dlatego powtarzam: niepryskane nie zawsze znaczy zdrowe. Żeby produkt spożywczy mógł nazwany być eko, musi pochodzić z gospodarstwa ekologicznego, być poddany badaniom i kontroli. Wpływa to jednak na cenę produktu.
Boimy się grzyba w mieszkaniu. Boimy się grzybów np. na pomidorze czy chlebie. Ale grzyba na jabłku już nie.
Ktoś powie: ale dawniej nie stosowano żadnych środków, parch był, ludzie go jedli i zdrowo żyli!
Odpowiem sarkastycznie – owszem, żyli. Po 40 lat. Naturalnie, nie ma co porównywać opieki medycznej obecnej i chociażby tej sprzed zaledwie 30 lat, jednak jeżeli macie możliwość – zapytajcie dziadków/osoby starsze, z którymi macie kontakt, jaki był przeciętny wiek umieralności w czasach ich młodości. Jak wiele osób zmarło przez zatrucie sporyszem, patuliną [źródła 4]. Wiele zapisów z dawnych wieków, dotyczących śmierci chorych, opisuje przypadki i objawy bardzo podobne do obecnie znanych jako rak żołądka, jelit, lub innych, lansowanych przez niektóre środowiska jako choroby cywilizacyjne, które pojawiły się nagle, jak zaczęto stosować pestycydy/silniki samochodowe/budować drogi/etc., etc. Powód zależy od charakteru grupy przedstawiającej swoje tezy. Choroby te występowały, ale tłumaczono je jako morzysko lub inną nazwą właściwą dla regionu (morzyskiem najczęściej określano przewlekłe bóle brzucha, bez rozróżnienia przyczyny) lub człowiek umierał, nim ta choroba się na dobre rozwinęła. Mówię tu np. o czasach XIX-wiecznej Galicji, gdzie średnia długość życia nie przekraczała 50 lat.

Ile razy to było kropione?


Dlaczego system IP jest popularny? Odpowiedź jest prosta – cena. Każdy chce produkować jak najwięcej za jak najmniejszą cenę – pod tym względem sadownictwo nie różni się od produkcji łożysk, chleba lub innego dowolnego produktu/usługi. Koszty oprysków są potężne. Środki chemiczne są drogie (a wręcz bardzo drogie) i sumarycznie wynoszą około 50% wszystkich kosztów ponoszonych w trakcie sezonu wegetacyjnego (wliczając koszt paliwa, obsługi oraz amortyzacji maszyn niezbędnych do przeprowadzenia zabiegów). Podane procenty nie są stałe - bardzo duży wpływ na częstotliwość stosowania środków ochrony roślin (ŚOR) ma pogoda w trakcie sezonu wegetacyjnego. Rolnictwo/sadownictwo/warzywnictwo to warsztat pod gołym niebem. Niejeden raz niestety zdarzyło się, że cały sezon był idealny pod względem ochrony – niewielkie opady deszczu, występujące w odpowiednich dla roślin fazach, plon zapowiadał się wspaniale, po czym przychodził grad/długotrwałe deszcze/fala upałów/wczesna zima/koniec świeżaków w pewnym sklepie/jakikolwiek inny czynnik, który powodował utratę plonu mniejszą lub całkowitą. Lub sezon fatalny, bardzo intensywny pod względem ochrony, po czym infekcje wtórne w okresie zbiorczym również dyskwalifikowały plon i zmuszały do sprzedaży poniżej kosztów wytworzenia. Niestety dużo prawdy jest w powiedzeniu, że rolnikowi zawsze źle - za ciepło, za zimno, za sucho, za mokro, etc… Ale jest to niestety ściśle powiązane z tą branżą i parając się pracą w tym zawodzie, trzeba się liczyć z różnymi nieprzyjemnościami, które cię mogą spotkać każdego dnia. Tym bardziej że jesteśmy całkowicie zależni od czegoś, na co w najmniejszym stopniu nie mamy wpływu.

Wracając do tematu. Odpowiadając na pytanie zadane w śródtytule – „kropione” (ech, osobiście bardzo nie lubię tego określenia) było dokładnie tyle razy, ile tylko było potrzeba. Nikogo nie stać na to, żeby inwestować w nadmierną ochronę (mówię tu o zawodowych sadownikach, nie o osobach pracujących na etacie, dla których sad stanowi hobby/dodatkową pracę – a takich osób jest bardzo dużo). Przejazd opryskiwaczem przez sad nie zawsze oznacza stosowanie ŚOR – duża część zabiegów to stosowanie nawozów dolistnych. Jest to po prostu dokarmianie roślin, uzupełnienie stosowania nawożenia tradycyjnego (posypowego), najczęściej Ca lub innym pierwiastkiem trudno przemieszczającym się w roślinie. Zatem nie należy się bać owoców często opryskiwanych, a tych chronionych bez pojęcia. W tym momencie należy wyjaśnić kilka pojęć związanych z ochroną:
- prewencja (okres prewencji) – czas, jaki musi minąć między zabiegiem z użyciem środka ochrony roślin a pierwszym oblotem roślin kwitnących przez pszczoły, zapobiegający ich zatruciu. Tak, większość użytkowników ŚOR dba o pszczoły i inne owady, bo wiedzą, ile znaczą w sadzie. Dlatego opryski wykonuje się po zachodzie słońca i spędza się krótkie, letnie noce na ciągniku :)
­- karencja (okres karencji) - czas, który musi upłynąć od ostatniego zabiegu z zastosowaniem środka ochrony roślin do momentu bezpiecznego zbioru roślin przeznaczonych do spożycia (owoców lub warzyw). Okresy karencji różnią się zarówno w zależności od rodzaju rośliny, jak i użytego preparatu.
Oba te okresy podane są na ulotce używanych środków oraz wypisane w Programie Ochrony. Skupmy się na okresie karencji. Wynosi on najczęściej od 7 do 14 dni (choć zdarzają się krótsze i dłuższe). Insektycydy mają znacznie dłuższe okresy karencji. Jeżeli okresy te są zachowane – nie ma obaw przy spożywaniu takich owoców.
Przytoczę w tym momencie aferę, która we wrześniu 2016 roku obiegła wszystkie media: polskie jabłka w Szwecji miały ośmiokrotnie przekroczone pozostałości środków chemicznych. Zgroza? Nie do końca. I chcę sadownika, który wyprodukował te „zatrute” owoce wziąć w obronę.

Normy prawne, poziomy pozostałości oraz aktualizacje programów ochrony, czyli bęben maszyny losującej jest pusty


Wspomniane owoce miały przekroczony poziom pewnego insektycydu. Zawierały 0,08 miligramów na kilogram, przy dopuszczonej dawce 0,01 miligrama. Wiem, moje tezy o ostrożnym i oszczędnym stosowaniu środków ochrony legły w gruzach i wyjechały niczym białe kamazy. Ale zwróćcie uwagę – wykryto to we wrześniu. A czy ktokolwiek podał, że do 10 sierpnia dopuszczalny poziom pozostałości tego środka wynosił 0,5 miligrama/kg? I że dopuszczalna dawka pozostałości została zmieniona, gdy już wszystkie opryski zostały w sadach zrobione? 50-krotne obniżenie dawki „umknęło” wszystkim rozgłaszającym tę sytuację. Owszem – ktoś mi zarzuci, że Komisja Europejska podjęła uchwałę o obniżeniu dawki w styczniu, jednak nasze ministerstwo poinformowało o tym fakcie na swoich stronach na przełomie czerwca i lipca. Nie jest to niestety pierwsza taka sytuacja. Wycofywanie tanich, acz skutecznych środków powoduje zmniejszenie liczby substancji aktywnych możliwych do użycia, ogranicza rotację środków (stosowanie ŚOR z różnych grup środków aktywnych zmniejsza poziom pozostałości i ogranicza ryzyko uodpornienia się patogenów na środek). Czy jest to sprawa dużych koncernów chemicznych, czy głupota urzędników, czy jedno i drugie – nie wiem. Wiem tylko, że kontrole Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN), wbrew opiniom, są dość dokładne i częste. Pobieranie próbek gleby, liści i owoców i badanie ich pod kątem pozostałości chemicznych zdarza się nawet kilkukrotnie w sezonie. Pod warunkiem, że gospodarz posiada certyfikat IP i zgodzi się poddać kontrolom. Jeżeli tego nie zrobi, traci certyfikat. Chociaż, w sumie – po co on komu? Odpowiedź za chwilę.

Kończąc, chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy doczytali do tego momentu, i pogratulować cierpliwości czytelnictwa.
Naprawdę bardzo przepraszam za ilość powstałego materiału. Przepraszam również za błędy merytoryczne, stylistyczne i ortograficzne, jeżeli takie wystąpiły. Jeżeli też podałem jakieś fałszywe fakty – kajam się, nie jestem doskonały, lecz wszystko co pisałem poparte jest doświadczeniem życiowym moim i osób dużo mądrzejszych ode mnie, a także oparte na wielu publikacjach i książkach branżowych i historycznych.
Odpowiadając na pytanie – które jabłko jest bezpieczniejsze? Z pełną odpowiedzialnością odpowiem: z marketu. Wiem, że dla większości jest to herezja, jednak najlepszym udowodnieniem tej tezy jest sam biznes. Zastanówcie się – czy tak duża sieć jak B*******A, T***O lub inny L**L (brak lokowania produktów ani sponsorów, niestety) pozwoliliby sobie na gigantyczny skandal, wprowadzając do obrotu nieprzebadaną żywność, skażoną pozostałościami ŚOR? Oznaczałoby to dla nich katastrofę ekonomiczną i wizerunkową. Sieci sklepowe prowadzą własne badania żywności, mimo że wymagają od dostawców certyfikatów i pozytywnych kontroli PIORiN. Z tej samej przyczyny dostawca, który ma kontrakt z dużym odbiorcą (uwierzcie – w obecnych czasach to jak złapać Pana Boga za nogi) utrzymuje wysoki poziom jakości produkcji, żeby nie stracić kontrahenta. Jabłko bazarowe jest niestety dużo bardziej niebezpieczne. Od takiego dostawcy nikt nie wymaga badań, w 90% również nie są kontrolowani przez PIORiN, nie prowadzą dzienników zabiegów chemicznych, a podczas zabiegów ochronnych często mają przekroczone dawki ŚOR. Chyba że posiadacie naprawdę zaufanego i pewnego dostawcę.



Muszę też w tym momencie tylko wspomnieć – tłuste naloty na jabłkach nie są oznaką moczenia w nafcie (osobiście to słyszałem) lub innych środkach. Jest to naturalny wosk, występujący na jabłkach m.in. z bardzo szerokiej grupy Jonagolda, i nie należy się go bać. Świadczy on jedynie o dojrzałości owocu (im więcej nalotu, tym bardziej przejrzały owoc). Jabłka woskowane – głównie owoce importowane, w Polsce te maszyny można policzyć na palcach jednej ręki. Woskowane głównie utwardzonym tłuszczem palmowym, nie powinno to wpływać na smak oraz inne walory owocu po usunięciu warstwy wosku (wosk zabezpiecza owoce w trakcie transportu, zmniejszając szansę na porażenie patogenami - w tym wspomnianą patuliną).
I chyba najważniejsza rzecz – to, że jabłka w maju lub czerwcu w marketach wydają się jak świeżo zerwane jest głównie zasługą technologii przechowalniczej – lecz jest to temat na oddzielną dyskusję. I choć prawdą jest, że na 3-4 tygodnie przed zbiorem wykonywane są zabiegi przeciwko chorobom przechowalniczym (głównie parch wtórny, zwany przechowalniczym), to stosują je wszyscy – od dostawców supermarketów po malutkich gospodarzy żyjących z giełdy. Dlatego, niezależnie od pochodzenia (market czy bazarek), chcę zaapelować – umyć owoce przed spożyciem zawsze warto.

Duże grupy producentów posiadają profesjonalne linie sortujące, wraz z systemem wodnego rozładunku i wstępnego mycia owoców. Dzięki temu wstępnie usuwane są pozostałości oprysków przed wysłaniem do sprzedaży

Nie wiem ilu z was, drodzy Bojownicy, dobrnęło do końca tego elaboratu. Przepraszam za długość, jednak te wszystkie poruszone tematy są ze sobą niestety ściśle powiązane i nie można było tego rozgraniczyć. Muszę się też przyznać, że temat ten poruszyłem mocno „po łebkach”, gdyż omówiony rzetelnie zająłby niesamowite ilości miejsca. Mam nadzieję, że was nie zanudziłem, a jeżeli choć jedna osoba po przeczytaniu tego zreflektuje się nad słusznością zarzutów kierowanych pod adresem nas, sadowników, rolników, warzywników i wszystkich producentów żywności, to już będzie dla mnie ogromny sukces i zrekompensuje to mój czas poświęcony na napisanie tego tekstu. Jak wspomniałem, za wszystkie ewentualne błędy, niedociągnięcia, pomyłki przepraszam i bardzo proszę o ich wytykanie (człowiek uczy się całe życie). Jeżeli ktokolwiek z was będzie miał pytania, zastrzeżenia – chętnie odpowiem w komentarzach. Również gdyby ktoś chciał się dowiedzieć czegoś na temat innych kontrowersji w rolnictwie, niech pisze. Ja już dziękuję wszystkim za uwagę i apeluję – jedzcie naszą, polską żywność, bo jest ona naprawdę na światowym poziomie.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
11

Oglądany: 161173x | Komentarzy: 152 | Okejek: 907 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało