Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Sesja z drugiej strony - czyli wykładowca pisze jak jest

184 472  
847   211  
Studenckie narzekania na wrednych prowadzących czy opowieści o własnym frantostwie są chyba równie stare jak sama instytucja studiów. Ba, niektóre anegdotki "przydarzają" się wielu studentom od przynajmniej dekad ("bluszczyk kurdemolek", "pan dr się podpisał" czy "szuka, znaczy coś wiedział" już ćwierć wieku temu były mocno suche).

No to może popatrzmy na to z drugiej strony. Bo sesja to ciekawy czas także dla wykładowców. Nie zamieszczam przedstawiać szczegółowych pytań ani zdjęć z co lepszych prac, bo wolę zachować anonimowość.

#1. TLDR


Książka? Skrypt? Artykuł z czasopisma naukowego? Za długie, żeby przeczytać. Wiele osób żeby przyswoić wiedzę musi mieć wszystko podane krótko i w punktach. Inaczej się gubi. Ale są i tacy, którzy gubią się przy prostych, jednozdaniowych pytaniach egzaminacyjnych:
Pytanie: "Proszę opisać wybraną metodę identyfikacji terenów osuwiskowych".
Odpowiedź: "Osuwisko to jeden z ruchów masowych zachodzących pod wpływem siły grawitacji".
Czy tylko ja widzę, że nie na temat? Autorka powyższej odpowiedzi była szczerze oburzona, że nie dostała za nią nawet 0,5 pkt. "Przecież napisałam prawdę..."
Wraz z tematami prac zaliczeniowych przekazuję też studentom kryteria oceniania. Można uzyskać max 100 pkt, i dokładnie rozpisane poszczególne elementy: np. "Źródła informacji 0-15 ( bez podania - 0, Wikipedia - 1, inne internetowe i popularnonaukowe 1-3, podręczniki 1-5, publikacje naukowe 3-5)". Nie wiem po co, bo i takt nikt tego nie czyta - w ponad 1/3 prac nie ma podanego żadnego źródła.

#2. [Ctrl] [C] => [Ctrl] [V]


Zmiana pierwszego wyrazu czy nawet pierwszego zdania w skopiowanym tekście nie powoduje, że sprawdzający nie wykryje plagiatu. A złożenie jako pracy zaliczeniowej tekstu ze strony internetowej prowadzącej, tyle że opublikowanego jeszcze pod panieńskim nazwiskiem, to moim zdanie przypadek dla psychiatry....

#3. "Komputr, Komputr, Hare, Hare"


Komputer to maszyna - generalnie robi to, co mu się każe i nie będzie za nas myślał. Jeżeli wynik wyliczeń wychodzi nam absurdalny (prawdopodobieństwo p>1, pole powierzchni ujemne itp.), to szukamy błędu w pisanej przez siebie formule, a nie składamy sprawozdania z takim wynikiem, a potem tłumaczymy się, że "przecież komputer tak wyliczył". To samo dotyczy autokorekty - jeżeli Word zmienia "mapować" na "małpować", to niekoniecznie należy mu ufać. Skrajny przykład zaufania do komputera wykazał magistrant mojego kolegi. Przy opracowywaniu wyników ankiety w bazie danych płeć oznaczał cyframi (0 - kobiety, 1 - mężczyźni), a w opisie grupy umieścił zdanie:
"Średnia płeć respondentów wynosiła 0,48 przy odchyleniu standardowym SD=0,506". I biedak nie mógł zrozumieć, z czego promotor się śmieje.

#4. "Domniemana wiedza"


Cześć studentów uważa, że egzamin to coś w rodzaju sporu prawnego, w którym wszelkie wątpliwości rozpatruje się na korzyść egzaminowanego. Dlatego jak się nie wie, trzeba stworzyć sytuację niejasną:
Pytanie: Kiedy miało miejsce Zlodowacenie Karpackie?
Odpowiedź: . W Pl[nieczytelne]cenie
W wersji ustnej wygląda to np. tak:
- Jak nazywa się forma rzeźby, którą widać na tym zdjęciu?
- mrumrumru....
- Przepraszam. Może pani powtórzyć?
- mrumrumru.....
- To może pani zapisze?
- Proszę bardzo - na kartce pojawia się coś pomiędzy hieroglifami a pismem klinowym....
- Proszę podejść do komputera i zapisać z klawiatury.
- eeee.. wyleciało mi z głowy.
..

#5. "Jak nie wiatr w oczy, to..."


Czyli klasyczne branie na litość. Bo praca, bo dziecko, chora babcia, dziadek, wypadek w rodzinie, i w ogóle zawsze pod górkę. Do tego mowa ciała - "oczka", "podkówka" itp. Wielu aktorów telenoweli mogłoby się uczyć ekspresji od studenta, próbującego wyłudzić zaliczenie. Smutne jest też to, że po jakimś czasie przestaje się wierzyć w jakiekolwiek tłumaczenia, co odbija się na uczciwych ludziach, którzy padli ofiarą jakiegoś losowego zdarzenia.

#6. "Za wytrwałość"


Niektórzy ewidentnie próbują zamęczyć prowadzących, tak by pękli i dali zaliczenie lub 3,0 z egzaminu. Ponieważ dziekanatowi zdarza się sugerować, by drugie terminy odbywały się "do skutku", można spotkać się z osobami zakładającymi, że odpowiednia liczba podejść oznacza prawo do oceny pozytywnej. Ba, ze dwa razy usłyszałam od studenta teksty w stylu "Już tyle razy podchodzę, a pani profesor mnie ciągle odsyła? Przecież to niepoważne". Bo przychodzenie bez minimum wiedzy z brakiem powagi nie ma nic wspólnego... I zdziwienie, że po takim dictum zostało się potraktowanym poważnie...

#7. "Względność czasu"


Niektórym naprawdę trudno zrozumieć, że jeżeli termin składania pracy upływa dnia x, to złożenie jej w dniu x n (nawet przy n=1) jest już po terminie.Trudno też zrozumieć, że rzetelna ocena prac też wymaga czasu. Bo powszechna opinia, że "doktorom jeszcze zależy, profesorom już zwisa" nie jest bynajmniej prawdziwa. Sytuacje, w których rano w skrzynce są dwa maile od tej samej osoby: wysłany o godz. 2:00 z załączoną pracą zaliczeniową oraz drugi z 6:30 z pytaniem, czy już oceniłam, powoli przestają mnie dziwić.

#8. "Nie wiem, ale rozumiem"


Na podstawie wpisów w sieci czy rozmów w gronie rodzinnym można dojść do wniosku, że jedną z większych zmor studentów jest to, że na egzaminach wymaga się "pamięciówki", a nie rozumienia i umiejętności rozwiązania problemów. Moje doświadczenia są zgoła inne. Egzaminy przygotowuję zawsze w ten sposób, żeby 50% punktów można było zdobyć w oparciu o wiedzę "pamięciową", a drugą połowę na podstawie zrozumienia omawianych procesów, ich wykorzystania itp. Kiedyś było to 30% na 70%, ale sami studenci się skarżyli (w tym formalnie), że znając wszystkie definicje i wzory dostają niskie oceny. Zadziwiająco duża liczba osób mając zadanie tekstowe z przypomnianym prostym wzorem typu y=ax b, nie potrafi go przekształcić tak, by znając a, b i y wyliczyć x....
Z czego to wynika? Dobrym tropem może być bardzo wysoka korelacja (policzyłam sobie dla danych wieloletnich) wyników egzaminu z frekwencją na wykładach. Bo same notatki, zwłaszcza cudze, nie zawsze wystarczają. Co ciekawe, już dawno zauważyłam, że bardzo często studenci, sprawiający na ćwiczeniach wrażenie "nieogarniętych", dopytujący się o proste sprawy, które trzeba im tłumaczyć jak kilkulatkom, na egzaminie radzą sobie bardzo dobrze. Bo chcą zrozumieć o czym mowa.


I jeszcze drobna uwaga na koniec:
Rysowanie na kartach egzaminacyjnych "kotków proszalnych" czy wpisywanie w odpowiedzi "Jezus. Bo Jezus jest odpowiedzią na wszystkie pytania" było zabawne pierwsze kilka razy... Po kilkunastu lub kilkudziesięciu już tylko denerwuje.
23

Oglądany: 184472x | Komentarzy: 211 | Okejek: 847 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało