Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Piekielne autentyki XXXVI

59 735  
167   6  
Powiem szczerze, że od szukania pracy bardziej upierdliwe jest chyba tylko dawanie pracy. A raczej szukanie pracownika.

Jestem kierownikiem działu analiz w firmie windykacyjnej. Dostałem ostatnio prikaz z góry - mam sobie zatrudnić pracownika. A właściwie dwóch.
Firma duża, w Warszawie. Właściwie warunki można by powiedzieć świetne - dworzec niedaleko, metro niedaleko, ścisłe centrum, firma istniejąca od dawna, posiadająca swoją renomę - super.

Kogo szukamy? Ano kogoś z niewielkim doświadczeniem, za to wielką motywacją, zapałem, kreatywnością - w sumie takiego pracownika, który przeważnie nie może znaleźć pracy - bo wszędzie wymagają doświadczenia. Wiemy, że nie możemy na początek zaoferować wiele (przy czym to zdecydowanie nie była najniższa stawka - raczej oscylująca w granicach 2,5-3 tys)

I teraz część właściwa, która mnie utwierdziła w przekonaniu dlaczego bezrobocie jest tak wielkie.
1. Pani, po studiach, bez żadnego doświadczenia zawodowego, spełniająca część wymagań, z jedynie odbytym stażem w wymiarze jednego miesiąca podczas studiów
[J]a: Dobrze, a proszę mi powiedzieć jakie są pani oczekiwania odnośnie wynagrodzenia?
[P]ani: Wie pan, mnie to się za mniej niż szóstkę nie opłaca nawet wychodzić z domu...

2. [J]: Proszę mi powiedzieć, dlaczego w firmie X pracował pan tylko miesiąc?
[P]: A wie pan... Jakoś tak... Krzesła tam były niewygodne...

3. [J]: W CV napisała pani, że biegle komunikuje się pani w języku angielskim. Could you tell me what′s in your opinion the main goals of analyst work?
[P]: Yyyy... ale nie aż takim biegłym...

4. [J]: Tutaj rozrysowałem układ dwóch tabelek połączonych ze sobą, proszę o napisanie prostego zapytania, które będzie wykazywało... [tu opis]
[P]: (męczy się niesamowicie, ale nie potrafi napisać nawet podstawowego słowa).
[J]: Nie bardzo rozumiem, w CV napisał pan, że posługiwał się pan SQLem w poprzedniej pracy przez 6 miesięcy, skończył 2 szkolenia, no i samą znajomość określił pan jako "zaawansowaną".
[P]: A bo ja wiedziałem, że będziecie sprawdzać?

5. Mój mistrz, nie spotkałem się z nim - po prostu się bałem.

CV miało 32 strony.
Pierwsza - okładka
Druga - cytaty
Trzecia - spis treści
Czwarta - podziękowania (tu w treści: "...dziękuję moim partnerkom za ich miłość...")
Piąta - zaczyna się CV.

W trakcie takie cytaty jak: "w nocy śnią mi się cmentarze", "zacytuję wierszyk: przyganiał kutasik sercu, że nie staje..." i różne inne tego typu.

6. CV pana po filozofii, ileś tam publikacji, ileś tam konkursów literackich. Ja się tylko pytam - po cholerę aplikuje na stanowisko analityka, gdzie wymagane są umiejętności typowego ścisłowca?

Ostatecznie od czerwca pracuje chłopak zaraz po studiach - wdraża się i idzie mu coraz lepiej, a od poniedziałku przychodzi dziewczyna - nauczycielka matematyki, która chce podjąć nowe wyzwania. Trzymam za nią kciuki. :)

by alatorde

* * * * *


Tatuś.

Przez moje szczenięce lata był prężnym filarem podstawowej komórki społecznej, z zadań rodzicielskich wywiązywał się jak należy, normalna rodzina 2+2. Przyszedł jednak taki moment, że rodzice się rozeszli, bywa i tak.

Po rozwodzie zostałem z bratem przy matce, ojciec zaczął być rodzicem dochodzącym, ale i w tej roli spisywał się bez zarzutu. Kontakt z synami utrzymywał, z byłą żoną relacje miał dobre i tak by to sobie pewnie trwało, gdyby ojciec nie stwierdził, że coś musi w swoim życiu zmienić. Zmienił diametralnie.

Jak miałem 13 lat, wyemigrował z nową partnerką do kraju nieograniczonych możliwości, wielkich karier, mleka i miodu, oczywiście, do Stanów. Jak wyjechał, tak słuch o nim zaginął, nie dzwonił, nie pisał, w żaden inny sposób nie dawał znaku życia. Przestał utrzymywać jakikolwiek kontakt nie tylko ze mną i bratem, ale nawet z własnymi rodzicami. Ponieważ światek Polonii wcale taki duży nie jest, jakieś tam wieści o nim dochodziły do Polski, głównie o kolejnych dzieciach, które mu się rodziły, ale sam nigdy znaku życia nie dał.

18 urodziny, matura, studia, pierwsza praca, ślub, w końcu własne dzieci, wszystko to odbywało się bez nawet wirtualnego udziału szanownego rodziciela. Często się zastanawiałem jak można ot tak zerwać kontakt z własnymi dziećmi, a mając swoje, stało się to dla mnie niezrozumiałe jeszcze bardziej. No ale nic to, jego życie, jego wybory.

I oto po 25 latach milczenia stał się cud. Tatuś przypomniał sobie o potomkach zostawionych w Polsce i postanowił dać znać że żyje i dalej pragnie wypełniać swoje rodzicielskie obowiązki.

Właśnie dostałem od ojca zaproszenie do znajomych na facebooku :)

by jogibaboo

* * * * *


Kilka lat temu mój kumpel grał w piłkę na poziomie podokręgowej ligi juniorów. Delikatnie mówiąc jego drużyna nie należała do potentatów, gdyż tracąc średnio 10 bramek na mecz, bardzo szybko zagwarantowała sobie ostatnie miejsce w tabeli. Przed ostatnim starciem sezonu, kumpel wraz z resztą zespołu postanowili, że sezon pożegnają zwycięstwem.

W tym celu wpadli na pomysł genialny i niestety dość popularny na tym poziomie rozgrywek, a mianowicie przekupstwo arbitra. W zamian za pomoc w uzyskaniu pierwszego, historycznego zwycięstwa, sędzia otrzymał od zespołu kratę piwa. Ja zostałem poinformowany o tym fakcie nieco szybciej, tak więc w dniu meczu ochoczo udałem się na pobliski "stadion" w celu obejrzenia tego spektaklu, który miał się zakończyć jakże podniosła chwilą dla zespołu mojego znajomego. To co przyszło mi oglądać, przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania.

Arbiter od samego spotkania dwoił się i troił, aby pomóc drużynie kumpla w wywalczeniu zwycięstwa. Na początku warto odnotować, iż dopuścił do gry 3 zawodników, którzy z uwagi na swój wiek, nijak nie powinni grać w tym spotkaniu. Następnie z powodu rzekomego spalonego, anulowane zostały 4 bramki zdobyte przez przyjezdnych. Zespół kumpla otrzymał za to 3 rzuty karne, z kapelusza, niestety żadnego z nich nie potrafił zamienić na bramkę. Jakby tego było mało, co jakiś czas za błahe faule, zawodnicy gości otrzymywali od sędziego kary minutowe (tak na poziomie piłki juniorskiej karne są co poważniejsze przewinienia), jednak efektów wciąż nie było. I tak do ostatniej minuty na boisku mieliśmy remis 0:0, kiedy to jeden z piłkarzy gości przepięknym strzałem z blisko 30 metrów umieścił piłkę w okienku bramki.

Arbiter w żaden sposób nie mógł już tego gola anulować i w ten oto sposób drużyna kumpla, bądź co bądź, dokonała rzeczy historycznej - przegrała mecz, który wcześniej kupiła.

by luk888

* * * * *


Podczas wczorajszej przejażdżki MPK, ktoś z bliżej nieodgadnionych powodów obciął mi prawie piętnaście centymetrów włosów.

Dwa pytania: Po co?? I Czym???

Koszt próby ukrycia nieoczekiwanych postrzyżyn - 40 PLN.

by Gadzina

* * * * *


Dziś to ja byłem piekielny.
I chyba mnie za to zamkną... Ale po kolei.
Mam pistolet gazowy. Z racji gabarytów, noszę go w wewnętrznej stronie kurtki, tam, gdzie kiedyś dokumenty. Dokumenty natomiast, zmieniły kieszeń z lewej na prawą.
To w celu wyjaśnienia.

Wracałem nocnym, prawie pustym autobusem z pracy, ledwo przytomny po całym dniu. Około godziny jedenastej wieczorem, mój mózg włączył opcję drzemki i po legnięciu na tylne siedzenie Solarisa przy oknie, wyłączył się na chwilę. Skojarzyłem tylko, że dosiadł się do mnie jakiś chłopak[C]

Po jakimś czasie słyszę:
-Ej kur*a, budź koleżkę.
[C]-On nie jest moim kolegą.
-Kur*a nie pyskuj tępy chu*u, gó*niarzu jeden wstawaj!
[J]a-C... co się dzieje?
-Kur*a je*any pijaku, gnoju pier*olony bilet masz? Dokumenty dawaj!

Patrzę: dwóch koksów. Nie wiem co chcą, jeden pyta o dokumenty i klnie na mnie jak szewc, drugi milczy. Mój mózg powoli zaczął przetwarzać, że to kanary.
Sięgnąłem ręką do kieszeni, niestety nie do tej co powinienem.
Zaspany wyciągnąłem pistolet, nieświadomy i z przymrużonymi oczyma celując ręką w stronę kanara.
Kanar przestał rzucać we mnie mięsem i z kolegą zaczęli dosłownie spierniczać w stronę [K]kierowcy.

-OTWIERAJ DRZWI KUR*A!
[K]-O co chodzi? Już po kontroli?
-TAK, OTWIERAJ TE JE*ANE DRZWI!
I polecieli, aż się za nimi kurzyło.

Ja gdy skojarzyłem, co zrobiłem, otrzeźwiałem i schowałem szybko gazówkę do kieszeni.
Reszta pasażerów była zdziwiona tą szybką ewakuacją, ale nikt nie wiedział, co się dokładnie wydarzyło, prócz Chłopaka. On to skwitował na koniec:
[C]-I ty bądź bohaterem swojego autobusu.

Myślicie, że mogę mieć jakieś nieprzyjemności?

by Vatras

* * * * *


WYZNANIA PANI Z MONOPOLOWEGO!

Jestem studentką. Aby sobie dorobić, pracuję w bardzo prestiżowym przybytku o nazwie sklep monopolowy. Właśnie tutaj nauczyłam się jednego... już (prawie) nic mnie nie zdziwi. Ludzie bardzo często przychodzą do sklepu się wygadać, zaskakujące jest to, że opowiadają o swoim prywatnym życiu. Oto niektóre kwiatki:
K- Klient, J- Ja.

1) SZTUKA KONWERSACJI:
K: - Dzień dobry, poproszę dwie zimne Tatry Pils w butelce.
J: - Niestety została mi ostatnia butelka Tatry Pils, ale ciepła. (zdarza się, było to przed dostawą).
K: - Aha, no to daj Pani ciepłe.
J: - Ale mam ostatnią butelkę, jedną. Ewentualnie Tatra Mocna będzie zimna.
K: - No to ja właśnie proszę te dwie Tatry Pils...
J: - Ale ja nie mam Tatry Pils, mam tylko Tatry Mocne. Chyba, że dać ostatnią sztukę Pilsa?
K: - To daj Pani jedną tą ostatnią Pils zimną, a jedną ciepłą!!

2) OPOWIEM CI O WSZYSTKICH SWOICH CHOROBACH:
K: (Już po zakupach) - Wie Pani co... byłam dzisiaj u doktorki, bo mnie rwa kulszowa boli, czasami wstaję to nie mogę się ruszać, tak jakbym miała PARALIŻ. No ale na operację nie pójdę, bo ja się bardzo boję narkozy, bo przecież to można się nie obudzić. A jeszcze mi tak stopa spuchła, bo się uderzyłam, pokaże Pani! (po czym ściąga skarpetę i pokazuje cudownie fioletową nóżkę).

3) MONOPOLOWE LOVE (najczęściej stan lekko wskazujący).
K1: (do kolegi) - Krzysiek patrz jaka piękna Pani! Moja stara to taka brzydka i leniwa, a tutaj pani tak pracuje ciężko... ja się chyba z Panią ożenię! A pójdzie Pani z nami na piwko?

K2: (Obok sklepu znajduje się budka z kebabem, przychodzi klient lekko wstawiony, cały wysmarowany sosem czosnkowym na twarzy i pluje mi na ladę!)
- A może Pani ze mną pójdzie na randkę? Zostawić Pani swój numer? To może ja Panią na kebaba wezmę? Ale tutaj nam brakuje 40 groszy to żubrówki, to dorzuci Pani?

4) NARZEKACZ:
J: - Dzień dobry.
K: - No nie wiem czy taki dobry proszę Pani, w tym kraju to tylko to piwko dobre się uchowało, reszta to wszystko zeszło na psy. Ja pracuję od 43 lat, nogę złamałem, ale to moja dobra wola, że do pracy wróciłem, a oni mi teraz chcą mniej pieniędzy płacić, bo młodych zatrudnili. A moja córka to pracuje w Biedronce, jest tam Kierownikiem, a zarabia 6,5 za godzinę. Taki to kraj gdzie Murzynów się lepiej traktuje od swoich, tutaj niedługo Araby rządzić będą. A jeszcze na pasach by mnie ciul potrącił, bo się nie zatrzymuje jak żółte światło ma, a ja już wtedy wchodzę! Ech, do widzenia. Przyjdę jutro to sobie znowu porozmawiamy. (porozmawiamy jednostronnie rzecz jasna).

5) JASNOWIDZ ARTYSTA:
(jeden z klientów był człowiekiem wykształconym, a kiedy się wstawiał, przychodził opowiadać o sztuce i czytać z mojej aury)
K: - A wie Pani... ja czytałem ostatnio wspaniałe opowiadanie francuskiego mistrza pióra, Rolanda Pierra De Suousoauxa (mniej więcej tak to brzmiało zawsze). Książka niebywała, dynamiczna akcja, przepełniona niebanalną intrygą, delikatnie pulsujące w kącie zło... po prostu miód na moje serce. A wie Pani... ma dziś Pani nad sobą dobrą energię. I wyczuwam, że przed Panią ważna życiowa decyzja, widzę także dwóch adoratorów na horyzoncie. Ale proszę pamiętać, że zanim znajdzie Pani męża, trzeba spróbować starszego kochanka, bo oni są bardzo namiętni. Do widzenia miła Pani!


Oprócz niegroźnych sytuacji z pijanymi czy humorystycznych akcentów, zdarzały się także te nieprzyjemne. Przytoczę tylko jedną.

1) To, że kobiety przychodzą kupować swoim facetom alkohol to już standard. Jednak niektóre Panie codziennie biorą po 5 czy po 8 piw. CODZIENNIE! Raz zabrakło mi Kuflowego (jedno z tańszych piw), a pani rzecze do mnie tak:
K: - Nie ma kuflowych? Ani jednego? O to muszę iść do tego drugiego sklepu na osiedlu, bo mój mąż będzie zły jak mu nie przyniosę 6 sztuk. Taki mam obowiązek, on pracuje. Tak to jest jak się jest na utrzymaniu kogoś i trzeba go słuchać, bo do kogo pójdę? Rodziny już nie mam. Ciężkie mam życie, widzi Pani tą bliznę? Tutaj piwa były za zimne i mój nie mógł ich od razu wypić, to dostałam, więc teraz muszę kupić dobre. Do widzenia, przyjdę jutro po te kuflowe, bo pewne już będą.

by wielokropek

* * * * *


Zainspirowany historią https://piekielni.pl/65109 postanowiłem opowiedzieć Wam o moich ostatnich przygodach z Jaśnie Panem Trollem. Dodam tylko, że piastuję jakże zaszczytne stanowisko kierownicze w autobusie komunikacji miejskiej, w jednym z większych miast naszego zacnego kraju.

Poniedziałek, godzina 20. Jedno z większych skrzyżowań w mieście. Ruch już zmalał, czas przejazdu dość luźny, więc bez jakichkolwiek oporów poczekałem na biegnącą kobietę, jak się chwilę później okazało [P]iekielną, z dwoma wielkimi siatami, chociaż kosztowało mnie to odpuszczenie całego cyklu świateł na danym skrzyżowaniu. Pani wsiadła, podziękowała i wtedy na horyzoncie pojawił się ON.

Jego wygląd budził moją odrazę, myśli o zapachu nie będę przytaczał. Mimo tego, że dopiero za około minutę ruszę z przystanku wyłączyłem akceptację* modląc się w duchu, aby nie próbował się dobijać do drzwi. Jak się już pewnie domyślacie nic nie wskórałem wysokim wstawiennictwem i w kabinie rozległ się znajomy dźwięk żądania otwarcia drzwi. Patrząc w lusterko i nie widząc nikogo innego, ignorowałem to, czekając dalej na swoje światło. W tym momencie do akcji wkracza [P]iekielna:
[P] Proszę otworzyć drzwi, to przecież TEŻ jest człowiek!

Przypominając sobie pierwszą zasadę wpojoną przez mojego patrona przy podejmowaniu tej pracy, że z obrońcami uciśnionych się nie dyskutuje, bo oni są najbardziej twórczy w pisaniu skarg, chcąc czy nie, otworzyłem te nieszczęsne drzwi. Wtedy to wtoczyło się to cudo, którego pełną okazałość dało się dopiero ocenić w świetle wnętrza mego cudnego autobusu. A było co podziwiać ze względu na jego piękny górny ubiór w tonacji biało-czerwono-brudnej, zabłocone buty i nogawki spodni oraz brązowe naleciałości w okolicach końca pleców. Usiadł na fotelu w połowie autobusu, drzwi zamknięte. Ruszamy.

Przed dojazdem do kolejnego przystanku przy mojej kabinie zjawiła się [P] z żądaniem podania mojego numeru służbowego.
Jako, że autobus znajdował się w ruchu, puknąłem Pani w szybę w miejscu naklejki, że w czasie jazdy rozmowa z kierowcą jest zabroniona i paluchem pokazałem w miejsce gdzie mój numer służbowy się znajduje. Po zatrzymaniu na przystanku i otwarciu wszystkich drzwi, bo smród już niestety dosięgnął i moich nozdrzy [P] zbierając się do wyjścia:
[P] Ja tego tak nie zostawię, On też ma prawo jechać.
[Ja] To czemu Pani już wysiada? Czemu Pani się teraz z nami nie będzie przez 30 minut tym aromatem delektować?

Nasze przepisy wewnętrzne stanowią, że nie możemy sami zmusić takiego osobnika do opuszczenia pojazdu, tylko liczyć na cud lub na szybki przyjazd odpowiednich służb. Zaraz po opuszczeniu pojazdu przez Piekielną, oczywiście poprosiłem o interwencję na przystanku końcowym. Do końca trasy zdążyłem trzy razy zzielenieć i dwa razy przemyśleć temat zmiany pracy.

Na pętli oczywiście służb nie ma, nadzór przekazał mi informację o ich nawale pracy, bo dzisiaj chyba jakiś szał z pijanymi mają, może na odjazd zdążą. Ale są! Zdążyli, ale po wyniesieniu Pana i zapakowaniu do radiowozu okazało się, że na pamiątkę w autobusie został nie tylko smród ale i zabrązowiony fotel. W takiej sytuacji czeka mnie przymusowy zjazd do zajezdni. Czasu na ściągnięcie rezerwy już nie było, więc pozostał niewykonany kurs. Kurs, na który może ktoś z Was drodzy czytający, czekał. I czekając na kolejny autobus przeklinał mnie i całą moją firmę w duchu.

*akceptacja - zezwolenie na otwarcie drzwi przyciskiem przez pasażerów.

by Pysiek

* * * * *


Będąc nastolatką, pracowałam w wypożyczalni DVD. Jak w każdej szanującej się wypożyczalni, mieliśmy dział z filmami dla dorosłych, delikatnie nazywanymi erotykami. Zwaliśmy to czerwonym kącikiem. W związku z nim przydarzyło mi się kilka sytuacji, które postanowiłam z różnych powodów zamieścić.

Wśród amatorów erotyków mieliśmy ogólnie dwa typy klientów różniących się diametralnie od siebie. Pierwszy to był typ "niepozorny". Wypożyczanie kilku filmów naraz i wsadzanie oczywiście tego "wstydliwego" między, a nuż nikt nie zauważy. W ramach tego typu raz wywiązał się dialog:

(klient): Czy mogłaby mi pani znaleźć taki erotyk, żeby tytuł nie był jednoznaczny? Bo ja bym chciał wypożyczyć i obejrzeć tak, żeby żona się nie zorientowała co to jest.

Drugi typ to niestety jego przeciwieństwo. Przychodzi klient (w godzinach południowo-wieczornych gdzie ruch jest największy, a co za tym idzie, w lokalu jest dużo rodzin z dziećmi) i już od drzwi się drze:

(klient): Psze pani, ja to bym chciał ten nowy film z serii "Analne doświadczenia maturzystek", tylko jakiś taki z dobrymi dupkami, bo w tym ostatnim to lipne ujęcia były!

A to mi się znawca kinematografii od strony technicznej znalazł...

Do pewnego czasu myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. Do czasu, gdy do lokalu weszła młoda dziewczynka lat 10 z karteczką od tatusia, z prośbą o wypożyczenie jej jakiejś bajki oraz rozrywkowej płytki dla niego. Może i nie piekielne o ile okładka nie będzie zbytnio sugestywna, co rzadko się zdarza.

I na koniec bonusik. Wypożyczalnię otwieraliśmy o 10 rano. W pewne wakacje dzień w dzień przychodził do nas niepozorny dziadek i wypożyczał dany film (zawsze ten sam!). Nie byłoby w tym nic przerażającego gdyby nie fakt, iż zawsze (!) oddawał go po jakichś 30 minutach... Nie chcę w nic więcej wnikać.

by sarna

<<< W poprzednim odcinku

1

Oglądany: 59735x | Komentarzy: 6 | Okejek: 167 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało