Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

10 najbardziej niesamowitych koncertów

104 006  
706   24  
Mówią, że to nie efekty pirotechniczne, choreografia i rozmach koncertu jest ważny, a to czy muzyka grana przez dany zespół potrafi się obronić bez wszystkich scenicznych „upiększaczy”. Trudno się z tym nie zgodzić. Tym niemniej dziś skupimy się na kilku wydarzeniach, które szczególnie zapisały się w historii muzyki granej na żywo.

#1. Najgłośniejszy koncert świata

 
Zagrany został przez grupę podstarzałych barbarzyńców z zespołu Manowar. Dwa lata temu podczas festiwalu Magic Circle muzycy grający geriatryczny metal pobili własny rekord z roku 1994 (129,5 dB) wyśpiewując hymny ku potędze thorowego młota, których siła porównywalna jest z uderzeniem tejże boskiej broni. Fani epickiego metalu zmiażdżeni zostali dźwiękiem o mocy 139 dB.

Dla porównania:
  • 50 dB - normalna rozmowa.
  • 128 dB - ludzkie włosy na głowie zaczynają wibrować.
  • 130 dB - startujący samolot
  • 140 dB - granica bólu

#2. Pierwszy koncert zagrany na dachu

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym – o tym z całą pewnością wiedziała legendarna czwórka z Liverpoolu. Swój ostatni koncert zagrali Beatlesi na dachu londyńskiego budynku należącego do korporacji Apple. Jedynymi świadkami tego historycznego wydarzenia byli pracownicy tejże firmy i filmowa ekipa, która utrwalała ten czterdziestominutowy show na potrzeby obrazu „Let it be”. 

https://www.youtube.com/watch?v=8wwKbVpiOzc&feature=related

Dość szybko policja, w trosce o zachowanie publicznego porządku, zakończyła występ muzyków.

#3. Koncert dla umarłych

1971 rok. Ruiny rzymskiego amfiteatru w Pompejach i zespół Pink Floyd. To chyba jeden z najbardziej niesamowitych koncertów uwiecznionych na filmie. Za kamerą  stanął francuski reżyser – Adrian Maben. Tym razem jedynymi widzami tego wydarzenia, poza filmową ekipą, była grupka miejscowych dzieci. Ciekawe czy zdawały sobie one sprawę z historycznej wagi koncertu.

#4. Koncert dla umarłych II

W 1978 roku grupa Grateful Dead wzięła udział w wydarzeniu porównywalnym tylko z wyczynem Pink Floyd. Grupa ta zagrała trzy koncerty u stóp egipskich piramid w Gizie. Ekipa techniczna przytargała na pustynię tony sprzętu i zmuszona była pracować w temperaturze przekraczającej 40 stopni Celsjusza. Wisienką na torcie było pełne zaćmienie księżyca, które miało miejsce podczas ostatniego z egipskich koncertów.

#5. Najdłuższy koncert rockowy

Pewien kanadyjski artysta - Gonzales, zagrał w 2008 roku koncert trwający równe 27 godzin. Po takim wydarzeniu, ci z fanów, którzy wytrwali do końca występu, z całą pewnością nie byli w stanie domagać się bisów.

Kiedy już wydawać by się mogło, że nikt nie pobije rekordu Gonzalesa, na scenę Pubu  Bourboon w Radomsku wychodzi kalifornijski artysta - Alex Carlin i gra ponad 32 godziny, zrywając tym samym Kanadyjczykowi koronę z głowy...

#6. Najdłuższy koncert (ze wszystkich najdłuższych...)

Kompozycja napisana w 1985 roku przez Johna Miltona Cage'a zowie się „As Slow as Possible” (czyli „Jak najwolniej się da”) i przeznaczona jest do odegrania na fortepianie, jednak okazała się być wręcz idealna dla organistów. Głównym założeniem było tu umożliwienie wykonawcy swobodnej manipulacji tempem. Jednak, jak sama nazwa utworu wskazuje, najlepszy efekt osiąga się grając kompozycję z impetem iście żółwim. I tak też w niemieckim kościele St. Burchardi postanowiono dać najdłuższy, znany ludzkości, koncert. 
Chcesz ten koncert zobaczyć? Spokojnie, nie musisz się spieszyć – i tak już jesteś spóźniony. Wykonywanie utworu rozpoczęło się w 2001 roku od... trwającej dwa lata pauzy. Co kilka lat można usłyszeć zmianę akordu. Jeśli ktoś chce „załapać się” na to niezwykłe wydarzenie, to najbliższa okazja będzie miała miejsce 5 lutego 2011 roku. Ale pomaluuuutku... Po co ten pośpiech? Kompozycja „ASAP” grana będzie przez kolejnych kilka wieków. Ostatni dźwięk partytury usłyszą istoty rozumne zamieszkujące naszą planetę w roku 2640.

#7. Najkrótszy koncert w historii

Skoro już mówimy o koncercie, który ma trwać przez najbliższych kilka stuleci, to i dla równowagi warto też powiedzieć to i owo o koncercie krótszym niż przerwy pomiędzy kolejnymi fochami lidera PiS-u.

Na początek jednak wrócimy do autora śmiertelnie długiej partytury z punktu powyżej. Ten sam pan – John Milton Cage stoi za kompozycją zatytułowaną „4'33”. Zaprezentował ją w 1952 roku i, ku zdziwieniu zebranych, utwór ten składał się z samych tylko pauz. 
Trwająca cztery i pół minuty cisza „grana” jest do dzisiaj przez najbardziej szanowane orkiestry świata i zawsze przyjmowana jest z gromkimi owacjami...

A teraz czas na najkrótszy koncert, jaki kiedykolwiek zagrano. Kanada. Rok 2007, zespół White Stripes wyłazi na scenę, aby zaprezentować jedną tylko nutkę... Gotowi?



https://www.youtube.com/watch?v=2vYlHTGsmso

Ciekawe czy wydano ten koncert na DVD...

#8. Najniżej zagrany koncert

...i nie chodzi tu o ton głosu wykonawcy, a głębokość "pod" poziomem morza. A zatem, jeśli chodzi o muzykę popularną, najniżej upadła Katie Melua, grając koncert na głębokości 303 metrów. Był to występ przygotowany specjalnie dla pracowników stanowiska wydobycia gazu na Morzu Północnym.


Warto jednak zaznaczyć, że rekord pani Katie został pobity przez koncert filharmonii Dimitri-Vasiljew, który odbył się w Kopalni Soli Kłodawa... Czekamy na śmiałka, który zdecyduje się zagrać koncert na dnie Rowu Mariańskiego.

 #9. Najwyżej zagrany koncert

Skoro można grać pod ziemią, to da się i odstawić niezły show na najwyższym szczycie Ziemi.
Pewien walijski muzyk, Mike Peters, zebrał czterdziestoosobową drużynę himalaistów oraz rockowych muzyków i ruszył na podbój Mount Everestu. A to wszystko po to, aby zebrać pieniądze na rzecz fundacji walczącej z rakiem. Muzycy, których palce przymarzały do instrumentów, zagrali w pobliżu najwyżej położonego górskiego obozu pięć kompozycji, mając za publiczność grupę ok. 60 pasterzy i ekipę tajskich himalaistów.

#10. Show must go on

Co zrobić kiedy jeden z muzyków, na skutek zażycia końskiej dawki środków uspokajających, odpływa do krainy snów? Grać dalej, przecież show musi trwać.
Tak się stało na mającym miejsce w San Francisco koncercie The Who (1973 rok). 

Kiedy perkusista Keith Moon „odpłynął”, reszta muzyków znalazła wśród publiczności fana, który potrafił grać kompozycje The Who. Zanim udało się za sceną ocucić „śniętego” Moona, dziewiętnastoletni Scott Haplin zdołał zagrać ze swymi idolami trzy kompozycje i urzeczywistnić największe marzenie każdego fana.












Źródła: 1,2,3,4,5,6,7

 

Oglądany: 104006x | Komentarzy: 24 | Okejek: 706 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało