Czyli kolejne katolickie święto po Bożym Narodzeniu, które w Chinach nie jest obchodzone.
Nie ma się w sumie czemu dziwić. Według danych statystycznych katolików jest w Państwie Środka mniej niż analfabetów. Jednak wbrew temu co się mówi o Chinach, są w Pekinie kościoły katolickie i jeżeli ktoś czuje potrzebę może iść. Jak dla mnie idealne rozwiązanie, obrzędy religijne w miejscach do tego przeznaczonych, a nie panoszenie się "apostołów prawdy" na każdym kroku.
W zeszły piątek wizytowaliśmy okolicę barową zwaną Sanlitun. Z przykrością muszę stwierdzić, że Polska jest wiele lat do tyłu stylu i jakości lokalów jaki i zabawy. Według mnie clubbing stoi tutaj nawet na wyższym poziomie niż w Londynie. Dla przykładu, złapać taksówkę o godzinie 3-4 jest tak samo prosto jak o 15-16. Kultura! Przez te 4 miesiące widziałem jedynie 1 bójkę i to wywołaną przez europejczyka, długo by tak jeszcze wymieniać.
Poniżej zdjęcie z jednego z klubów, o ile pamięć mnie nie myli klub nazywa się Tun.
Na koniec, jednak nie najmniej ważna jest nauka. Studia tutaj różnią się od studiów w Polsce. W chinach stosuje się metodę ciągłego sprawdzania, średnio wypada jeden egzamin na 2-3 tyg, oczywiście z jednego przedmiotu. W przyszły piątek czeka mnie kolejny egzamin i, jeżeli szczęśliwie zdam, 3 tygodnie do następnego egzaminu. Podobno i tak jak studenci zagraniczni traktowani jesteśmy ulgowo...
Zdjęcie poniżej, pierwsza klasa podstawówki czyli uczymy się pisać :). Nauczycielka pokazuje kolejność pisania elementów składających się na dany znak.
Dodatkowo jako prezent od Wielkanocnego Zajączka, "Polska" w chińskich znakach.
Wesołego Jajka! :)
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą