< > wszystkie blogi

Zsyp klasyczny

Głaskanie kotka za pomocą piły tarczowej

Spacerem po Barranco

27 stycznia 2011
Lima - państwo w państwie. Zaludniona przeszło siedmioma milionami obywateli stolica podzielona jest na 43 dystrykty. To co rzuca się w oczy to ogromna przepaść między poszczególnymi dzielnicami. Mamy tu zarówno przepełnione, czerwonymi niczym pawiani zad, twarzami turystów czyściutkie i uporządkowane Miraflores, jak i mocno zapuszczone, aczkolwiek posiadające swój urok, Barrios Altos. Jest jeszcze Barranco - dzielnica magiczna, do której chce się wracać.

Przybyłym tu w XVI wieku Hiszpanom, położona na klifie przy samym oceanie, okolica z miejsca przypadła do gustu. Konkwistador Francisco Pizarro wytypował Dona Alonso Martina na osobę, która odpowiedzialna będzie za wytypowanie położonej przy wodzie lokalizacji gdzie powstać by miało nowe miasto. W ten sposób powstało Barranco. Było to idealne miejsce dla konnych eskapad, czy leniwych przejażdżek bryczkami. Początkowo zamieszkana przez rybaków mieścina stała się oficjalną częścią Limy dopiero w 1874 roku i od razu zyskując miano ulubionego przez przedstawicieli wyższej klasy oraz ich zagranicznych gości, miejsca schadzek i wypoczynku. To w tym czasie powstały tam, stylizowane na europejską modę, budynki.


Do Barranco docieramy późnym popołudniem, aby wzorem innych dziennych spacerowiczów oddać się romantycznej przechadzce. No, właśnie - romantycznej. Dzielnica ta kojarzona jest właśnie z wyznaniami miłości połączonym z nostalgicznym wlepianiem ocząt w zachodzące słońce odbijające się czerwoną plamą na tafli oceanu. Innym symbolicznym elementem sercowych uniesień jest El Puente de los Suspiros, czyli Most Westchnień, z którym związany jest pewien przesąd.
Otóż każdy kto po raz pierwszy znajdzie się w Barranco powinien, wstrzymawszy oddech, przemaszerować przez most. Jeśli tego dokona, może liczyć na spełnienie jednego z pomyślanych przez siebie życzeń. Chabuca Granda, słynna peruwiańska pieśniarka czerpała inspirację z tego właśnie miejsca. Nic więc dziwnego, że w położonym w pobliżu mostu skwerku dumnie prezentuje się dostojny pomnik Chabuki.
Po ósmym przekroczeniu drewnianej konstrukcji zbudowanej w 1881 roku, stwierdziliśmy, że dalsze wstrzymywanie oddechu w tak upalny dzień może skończyć się dla nas tragicznie.

Innym elementem barrancowego krajobrazu jest kościół La Ermita, który również okryty jest legendą. Otóż w zamierzchłych czasach, kiedy do to Barranco było mieściną zamieszkałą przez rybaków, niewielka grupa mężczyzn wypłynęła na połów. Niestety, paskudne warunki powodowe spowodowały, że nieszczęśnicy stracili orientację i przez długie godziny skazani byli na błądzenie po wzburzonym oceanie. Dopiero niesamowity rozbłysk światła wskazał im drogę powrotną. Ocaleni rybacy zgodnie stwierdzili, że to co wyrwało ich z opresji niechybnie było wielkim, świecąc krzyżem. W ramach podziękowań za darowane życie w miejscu cudu postawiono niewielką kapliczkę, która z czasem zastąpiona została przez wspomniany kościół.

Przechadzamy się uliczką prowadzącą w stronę oceanu. Trasa ta zwana jest Bajada de los Banos i pierwotnie korzystali z niej rybacy udający się co rano na połów. Większość z pięknych, drewnianych domów stanowią dziś restauracje i puby. Nic więc dziwnego, że zgodnie z peruwiańskim zwyczajem, przed każdym z lokali stoi opalony młodzieniec usiłujący zachęcić nas do skosztowania smażonej ryby, zimnego piwa czy słodkiego ciasteczka. Czasem też zaczepiani jesteśmy przez staruszki sprzedające lody i zimne napoje. Niestety, należy do tego przywyknąć, mimo że chwilami mamy ochotę wyrwać jadłospis z rąk natręta reklamującego knajpę, a następnie wepchnąć mu ową kartę dań do gardła. Tenże sadystyczny zamiar udaremnia jednak wyjątkowa grzeczność nawet najbardziej napastliwej jednostki.

Na końcu wypełnionej spacerowiczami uliczki znajduje się most zwieńczony schodami kierującymi nas wprost na, położoną kilkadziesiąt metrów niżej, plażę przeciętą przez...drogę szybkiego ruchu. W tej okolicy wspomniana plaża jest wyjątkowo paskudna - kamienista, pełna krabich trucheł i wszelkich możliwych nieczystości, dodatkowo przykryta grubą warstwą kurzu i pyłu. Nie zachęca to ani do zażywania słonecznej kąpieli, ani do odświeżającego rzucenia się w oceaniczną toń.

Wracamy więc na górę. Po drodze spotykamy grupę wesołych bębniarzy, którzy o dziwo, nie wymagają od przechodzących uiszczenia opłaty za podziwianie ich niecodziennego talentu.

Jest już późne popołudnie. Wprawdzie słońce jeszcze nie zaszło, ale już daje się zauważyć zwiększony ruch pieszych. Okazuje się, że prawdziwe Barranco ożywa dopiero nocą, kiedy to uliczki i lokale pełne są awangardowej młodzieży i tzw. bohemy.

Niestety, tym razem darujemy sobie wieczorne balowanie i korzystając z ostatnich chwil dobrej widoczności idziemy rozejrzeć się po mniej komercyjnych częściach dzielnicy. Zachwycają nas zabytkowe auta oraz barwne graffiti pokrywające wiekowe budynki.

Z ciekawością zaglądamy przez porośnięte zielenią ogrodzenia, gdzie czekają na nas, niemienione od przeszło wieku, przepiękne podwórka i drewniane ganki.
Na chwilę zatrzymujemy się też przy przedziwnym krzyżu stojącym na terenie ogrodu jednego z budynków. Wprawdzie z wiszącego na nim Jezusa została już tylko głowa, ale za to ilość dodatkowych symboli, które twórca tu umieścił może przyprawić niejednego o ból głowy. Jest tu kogut, który zapiać miał trzy razy, słońce i księżyc, młotek, obcęgi, włócznia, która przebiła jezusowy bok, drabina, gwoździe, mała czaszeczka oraz kości do gry, za pomocą których rzymscy żołnierze przypieczętowali los tuniki Chrystusa. Zresztą zagadnienie dotyczące symboliki i ogromnego przywiązania Peruwiańczyków do świętych męczenników to już temat na inny artykuł.

Zbliża się noc, łapiemy więc niewielki busik i wracamy do dystryktu Jesus Maria gdzie czeka na nas upragniona kolacja. Na do widzenia zostaliśmy jeszcze obszczekani przez watahę, mieszkających na jednym z dachów, psów pod przywództwem pewnego zmurszałego spaniela.

http://new.magazynswiat.pl/

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi