< > wszystkie blogi

Edamski i spółka (cz. II)

21 lipca 2010
- Sekretarz jest? - Klucha otarł pot z czoła, dysząc ciężko.

- Nie ma jeszcze, zdążyłeś - zarechotał Łysy. - Spóźnia się jeszcze bardziej niż ty.

- Cholerne manifestacje, całe miasto zablokowali. Jakieś pikiety przeciwko promocji zboczeń, czy coś. Co to dziś za zebranie?

- Nie wiem, Edamski coś przygotowuje. Powie nam pewnie jak przyjdzie.

Klucha odetchnął. Edam Edamski, do niedawna pospolity Adam Adamski, słynął z nerwowości. Miał też hopla na punkcie punktualności, dlatego fakt, iż nie dotarł na czas, zaskoczył wszystkich. No, wszystkich poza Rysiem, ale to akurat nikogo nie dziwiło.

Nagle otworzyły się drzwi. Edamski wkroczył dostojnie, choć poczerwieniała z wysiłku twarz wskazywała, że ostatnie metry przebył w tempie iście olimpijskim.

- Pieprzona pikieta -zaklął.

- Przeciwko promocji zboczeń? - zapytał życzliwie Rysio.

- Nie, w obronie chrześcijańskich korzeni Europy.

- No tak - zadumał się Klucha - iście prawda to, jedynie dzięki cudom ta Unia ostać się może.

Edamski spojrzał na kluchę, ale machnął ręką, po czym wyciągnął kartkę.

- Panowie, prezydent list do nas napisał, w podzięce za poparcie podczas wyborów. Za to, że na niego głosowaliśmy.

Spojrzał na kolegów. Wyraz twarzy Łysego lekko go zastanowił.

- Wszyscy na niego głosowaliśmy, prawda?

Rysio i Klucha służalczo pokiwali głową, natomiast Łysy spuścił wzrok jeszcze niżej.

- Wszyscy!!??

- No... bo ja... - ze łzami w oczach wykrztusił Łysy. - Bo koledzy na mieście opowiadali, jak Bronek swojego profesora na mieście spotkał, i tamten go spytał, co u niego słychać. No to Bronek mówi, ze ożenił się, że ma pięcioro dzieci, a profesor na to - tak, tak, w szkole też nie uważałeś...

- A co to ma... - krzyknął Klucha, ale Łysy kontynuował:

- No i jak zobaczyłem, że on z tą wikipedią ciągle, że używa słów których nie rozumie, że jedzie do Belwederu na plecach premiera, to ja sobie tak pomyślałem, no po co mi taki nieudacznik za prezydenta, no i poszedłem i... i... i...

- Na Kaczora? - chóralny krzyk zmroził Łysemu krew w żyłach.

- Ale jak to... na Kaczora? - oczy Rysia były okrągłe jak spodki.

- A tak to, debilu jeden! - Łysy przeszedł do ataku. - A co myślisz, że jak ty nie masz mózgu, to już każdy jest niedorozwinięty?

- Spokój, spokój, panowie - zrezygnowanym głosem rzekł Edamski, pozornie nie zwracając uwagi na zawiedzioną minę Kluchy, spodziewającego się kolejnej zadymy. - Panowie, musimy coś szybko ustalić, w końcu zaraz Europride.

- O, słusznie - zatarł ręce Rysio. - Musimy tłuc skurwieli.

- Nie! - Edamski był bliski załamania. - Musimy ich poprzeć!

- Poprzeć? - Oburzył się Rysio. - Jak to poprzeć? Tłuc by ich ciągle, za to ciągłe ssanie!

- Mądrze mówi! - Łysy nagle przeszedł do koalicji z Rysiem. - Tłuc ile wlezie. Stadami wybijać!

- Panowie, ale my proeuropejscy jesteśmy! Musimy popierać, a nie zwalczać!

- Ale komary? - zdziwił się Rysio.

- Jakie znowu komary? - Edamski z Kluchą spojrzeli po sobie, jeden ze złośliwym uśmieszkiem, drugi z rezygnacją.

- No przecież sam Sekretarz powiedział - Rajd. A Rajd najlepszy na komary, nie?

- Prajd!! Europrajd!! Parada równości, miłości i tolerancji!

Łysy zamilkł, z zainteresowaniem spoglądał na Rysia, który z palców jednej ręki zrobił kółeczko, a palec wskazujący drugiej ręki przesuwał tam i z powrotem wewnątrz.

- Znaczy delegację musimy wysłać? - upewnił się Klucha.

- No właśnie. A księgowy ze swoim mężem w Holandii, u kuzyna męża ze swoim mężem.

Łysy, który właśnie podnosił do ust filiżankę kawy z pływającym po wierzchu pasemkiem śmietanki pozieleniał. Przez chwilę usiłował się powstrzymać, jednak matka natura zwyciężyła. Po chwili słychać było dobiegający z toalety odgłos przypominający nawoływanie się niedźwiedzi.

Edamski westchnął, otarł pot z czoła.

- Może Maneh Kakalulu?

- A co on? Przecież żonę ma?

- Ale Afropol. Inny, znaczy. Mniejszość afropolska.

- Nieee... To nie przejdzie. To musi być ktoś zdezorientowany. Innej orientacji, znaczy. Albo choć pozorant.

Łysy, blady, opuścił ubikację. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Spocone, umięśnione ciało prześwitywało przez koszulkę. Lśnił tatuaż w kształcie korony cierniowej, oplatający ramię. Twarz, z dwudniowym zarostem, w połączeniu z kwadratową szczęką nadawała Łysemu wygląd macho czemu przeczyło jednak łagodne, romantyczne, nieco smutne spojrzenie błękitnych oczu.

.Edamski z błyskiem w oku spojrzał na Kluchę. Zrozumieli się bez słów.

- Łysy, popełniłeś ogromne wykroczenie. Zagłosowałeś na Kaczora. W zasadzie powinniśmy cię usunąć, ale dostaniesz od nas szansę odkupienia win.

- OK, co mam zrobić? -ucieszył się Łysy. Po ich minach poznał, że nie będzie to łatwe.

- Niewiele - odrzekł Edamski. - Musisz tylko...

-----------------------------------

Nieliczni przechodnie zastanawiali się, czy to był odgłos ryczącego niedźwiedzia? Czy słonia? Ale odkąd to niedźwiedź czy słoń kończą swój ryk klasycznym, polskim "..... maaaaać!!" ??



 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi