< > wszystkie blogi

To i owo na sejmowo :)

24 września 2008
I

Gigantyczna demonstracja w stolicy przed sejmem. Protestują związki zawodowe, reprezentujące wszelakie profesje. Przyczyna - tradycyjna, czyli podwyżka płac do poziomu europejskiego. Bo w końcu ceny już mamy europejskie. Lecą petardy, słychać krzyki, tłum skanduje „Uczyń cud, Donaldzie!” Po długiej chwili do prostestujących wychodzi przedstawiciel rządu. Uśmiecha się – choć to wydaje się niemożliwe – jeszcze promienniej niż premier w expose. Papieskim gestem podnosi rękę, błogosławiąc zgromadzonych, z jego oczu wręcz tryska dobroć, miłość i szlachetność.

Zapada cisza.

Rządowy guru wygłasza przemówienie:

- Wszyscy rozumiemy, że chcecie zarabiać. Rozumiemy waszą troskę o rodzinę, chęć godziwego życia. Ale musicie zrozumieć i nas – młodzi wyjechali za pracą, budżet nie tylko nie jest w stanie zapewnić wam podwyżek, ale gwałtownie potrzebuje dofinansowania. Dlatego mamy dla was satysfakcjonującą propozycję. Postanowiliśmy, że będziecie pracować w soboty.

Szmer przebiegł przez tłum.

- Ja wiem, że z początku wyda wam się to oburzające. Ale sami pomyślcie – co wy robicie w wolne soboty? Idziecie z rodzinami do marketów, do kina, do teatru... Tracicie tylko pieniądze. Pracując w soboty, przeciwnie – nie będziecie tracić, ale zarabiać.

Konsternacja wśród protestujących. Ze zdziwienia zamarli, wkrótce jednak przywódcy związkowców udają się na krótką naradę. Po chwili do przedstawiciela rządu podchodzi delegacja. Stojący na jej czele potężny brunet odpowiada:

- Rzeczywiście, nie uwzględniliśmy poruszanych przez pana argumentów.
Dlatego podjęliśmy decyzję, która pana z pewnością zadowoli. Postanowiliśmy pracować również w niedzielę.

Zamglony wzrok rządowca wskazywał, że właśnie osiągnął on orgazm.

- No bo co my robimy w wolne niedziele – kontynuował związkowiec. - Idziemy z rodzinami do marketów, do kina, do teatru... Tracimy tylko pieniądze. Później wracamy do domów, a wieczorem kochamy się z naszymi żonami.

A potem się rodzą takie ch*je jak wy!

II

Tajemniczy, nikomu nie znany posłaniec wkracza do sejmu, prosząc o przekazanie wiadomości pewnemu posłowi. Ponieważ obrady trwają, sekretarka prosi o pozostawienie informacji. Otrzymuje karteczkę z krótką treścią - „Wszystko się wydało, uciekaj!”. Po chwili sekretarka wychodzi na kawę. Jedna z osób, obsługujących sejm, wchodzi w tym czasie do sekretariatu. Nie spotyka sekretarki, zauważa jednak karteczkę z adnotacją – „Wysłać! Pilne!” Sądząc, że to wiadomość do wszystkich, podchodzi pod drzwi obradującego sejmu, otwiera słuzbowego laptopa i korzystając ze specjalnego programu, wysyła SMS z rzeczoną wiadomością przez internet na komórki wszystkich posłów naraz.

Ginie chwilę później, zadeptany przez tłum wybiegający z sali obrad.

III

    My chcieliśmy jak najlepiej...

    Pan kłamie!

    To pan kłamie!

    Pan jesteś żydem!

    A pan pieprzonym antysemitą!

    A wasza partia to złodzieje, ile się nachapaliście, przyznajcie?

    A wy, jak rządziliscie, to niby nic nie braliście?

    Żydzi, powiadam, żydzi są winni nieszczęściu tego biednego kraju!

    Precz z komuną!

    Złodzieje, złodzieje!

    Módlmy się!

Normalny dzień w polskim sejmie. Szczyt konkretnych, treściwych i konstruktywnych dyskusji. Nikt początkowo nie zwrócił uwagi na głuchy, rytmiczny odgłos. Dopiero delikatne drżenie ławek spowodowało, że posłowie ze zdziwieniem zaczęli spoglądać na siebie. Początkowo było ciche.

Łup... Łup... Łup...

Ten i ów spojrzał w kierunku marszałka, czy to aby nie on  posługuje się laską. Jednakże laska stała nieruchomo, rytmiczne kroki zbliżały się coraz bardziej.

Łup... Łup... Łup...

Jeszcze  nie rozumieli, jakby zdziwieni sytuacją, że ktoś ośmiela się zakłócić jakże owocne dyskusje. Któż nie potrafi docenić ich ofiarności, ich poświęcenia, ich woli poprawy sytuacji narodu polskiego? Któż to, któż?

Pierwsi z nich zaczęli powoli wpadać w panikę, kiedy drżenie budynku przy Wiejskiej było na tyle potężne,  że na wybrańców narodu posypał się tynk z sufitu. To już nie były żarty.

Coś się zbliżało.

ŁUP...  ŁUP... ŁUP...

Było coraz bliżej. Godzilla? Wojska Imperium? Żydzi?

Było coraz bliżej. W końcu zrozumieli, że to nie przelewki. Zapanowała panika. Wybrańcy narodu biegali bez ładu i składu, krzycząc i skowycząc niczym – kto by pomyślał? - pospólstwo czy wręcz chamstwo i drobnomieszczaństwo. Chaos ogarnął serce narodu.

Tylko jeden głos wyróżnił się pośród innych. Tylko jeden odgadnął prawdę. I ośmielił się ją wykrzyczeć.

    Ludzie!! Ja wiem! Ja wiem! To przechodzi LUDZKIE POJĘCIE!!!!!







 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi