< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Polski ninja, czyli jak naprawdę poprawić bezpieczeństwo na naszych drogach

13 stycznia 2023
My, Polacy, jesteśmy Narodem Wybranym. Samo to stwierdzenie mogłoby wystarczyć za cały artykuł; milion okejek, publikacja roku na JM, oklaski i splendor...
Nasza (z wielkiej litery) wyjątkowość objawia się w wielu aspektach, ale dziś chciałbym poruszyć jeden z nich – podejście do przepisów, zasad i reguł. Przez lata nasi miłościwie-nam-panujący-partii-wszelakich, w pocie czoła oraz często z narażeniem własnych żyć, wymyślają różnej maści przepisy i zasady po to, abyśmy z pełną premedytacją je... ignorowali. W przeciwieństwie do takich np. Francuzów nie brudzimy sobie rąk wywoływaniem zamieszek i podpalaniem samochodów. O nie! Prawdziwy Polak przyjmuje nowe prawo w sposób będący chlebem powszednim posiadaczy kotów: pogardą i brakiem zainteresowania.


Przyznajcie się sami przed sobą, na ile różnych zasad i przepisów na co dzień przymykacie oko? Czy w markecie wybieracie pieczywo w foliowych rękawiczkach, zawsze przechodzicie na zielonym, a w pandemii sumiennie, jak Bozia przykazała, nosiliście maseczkę? A skoro zahaczyłem o temat religijny, to jestem ciekaw, ile regularnie chodzących do kościoła, wierzących ludzi pali papierosy – wbrew piątemu przykazaniu i wyraźnemu napisowi na każdym opakowaniu. Tacy jesteśmy... ¯_(ツ)_/¯

Pójdźmy dalej, wyżej. Nasi najmądrzejsi-i-najpiękniejsi-wybrańcy też są częścią wspomnianego na wstępie Narodu Wybranego! Musowo więc przepisy, które w swojej nieprzebytej mądrości i dobroci tworzą, również są najlepsze na świecie. Weźmy na przykład taki mocno dyskutowany zakaz wstępu do lasów, obwieszczony nam w okresie pandemii Covid-19. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pomysł ten jest, delikatnie mówiąc, niemądry. Patrząc jednak z perspektywy całego narodu oraz jego „zamiłowania” do zakazów i ograniczeń, był to majstersztyk. Pomyślcie – premier (którykolwiek) wchodzi na mównicę i ogłasza nam wszystkim, żebyśmy prowadzili zdrowy tryb życia, mniej pili i więcej spacerowali. Co byście wtedy zrobili? Podejrzewam, że koń by się uśmiał, podaj mnie piwo, kobieto. A ilu z nas ten z pozoru głupi zakaz, w imię walki z systemem, wygonił z domów? Szach-mat!

Gdy kilkanaście lat temu uczyłem się na prawo jazdy, Kodeks Drogowy wydawał się zbiorem logicznych zasad. Jeździjmy wszyscy prawą stroną, sygnalizujmy zamiar wykonania manewru i włączajmy światła, gdy słabo widać, a wszyscy dojedziemy do domów – proste i sensowne. Jednak wszystkie te podstawowe przepisy, jak również i większość znaków drogowych została, o zgrozo (!), wymyślona w innych (można nawet rzec, że OBCYCH) krajach, a nam poniekąd narzucona, m.in. konwencją wiedeńską. Na szczęście wyjątkowość naszego ustawodawstwa objawia się również faktem, że nie oglądamy się na innych i nie ściągamy.Jednym z przykładów takiej drogowej innowacyjności jest wprowadzenie – eksperymentalnie (!) – na niektórych drogach szybkiego ruchu oznaczeń zjazdów z tychże w postaci numerów, zamiast tradycyjnych nazw. Pomysł jest tak nowoczesny i kontrowersyjny, że na razie rozwiązanie to jest testowane na kilku odcinkach w kraju. Rozwiązanie wydaje się genialne w swojej prostocie, ale poczekajmy na wyniki testów. Aż dziw bierze, że jeszcze nikt na świecie nie wpadł na tak nieprzeciętne rozwiązanie...!Przez lata wymyślono więc szereg nowych nakazów i zakazów, a mając na uwadze naszą wyjątkowość, prowadzimy z rządzącymi takiego legislacyjno-życiowego ping-ponga:

Ustawodawca: Światła w dzień!
Kierowcy: chińskie LED-ziki:


Ustawodawca:

Kierowcy:


Ustawodawca: Wyższe kary za jazdę po pijaku!
Kierowcy: Potrzymaj mi piwo:
https://img.joemonster.org/upload/riv/1826280f4705...

Ustawodawca: wyższe mandaty za prędkość!
Kierowcy: meh...



Zabawa jest niewątpliwie przednia, co potwierdzi prawdopodobnie każdy użytkownik dróg, niekoniecznie zmotoryzowany, oraz różne statystyki (o tym później). Jednakże dwa obowiązujące od 1 czerwca 2021 przepisy wzbudziły w mnie pewien niepokój. Po powierzchownej analizie zdają się być w porządku, jednak po spojrzeniu na nie przez pryzmat wspomnianego wcześniej uczulenia na legislację, mogą okazać się groźnym wrogiem przyrostu naturalnego.

Pierwszeństwo pieszych na przejściu (dla pieszych), jeszcze zanim ci postawią (na rzeczonym przejściu) swe pierwsze (piesze) kroki, wydaje się być dobrym pomysłem. W końcu jedną z ról prawa jako takiego jest obrona słabszych – w tym przypadku pieszych pasażerów. Już sam jeden ten przepis nie ma zbyt dobrego wpływu na ciągłość kończyn oraz gładkość zderzaków. Zdaje się, że ustawodawca zapomniał o naszej narodowej tendencji do własnej interpretacji wszelkich zasad, która w tym przypadku brzmi: „mogę włazić na przejście bez patrzenia czy wolne czy nie, bo chroni mnie prawo”. Co ciekawe, w zależności od tego, kto analizuje i jakie statystyki oraz jakie wartości dla stałych matematycznych przyjmuje, liczba wypadków na przejściach dla pieszych od czerwca 2021 wzrosła lub zmalała. Magia statystyki...

Zanim przejdę do sedna mojej przydługiej wypowiedzi, chciałbym jeszcze zahaczyć o aspekt modowy. Pomimo narodowej tendencji do indywidualizmu, w tej kwestii należy przyznać, że mamy pewne braki. Nasze zimowo-jesienne ubiory „na pole” cechują się zaskakująco ubogą kolorystyką, oddającą prawdopodobnie nastrój noszących i/lub embargo naszego kraju na radość wszelaką. Co tu dużo pisać – ubieramy się na szaro-czarno! Dzięki temu, w ciemny i dżdżysty wieczór (czyli przez większość globalno-ociepleniowej jesienio-zimy), piesi jawią się kierowcom niczym ninja, ujawniając swą obecność dopiero w momencie, gdy zachodzi konieczność włączenia wycieraczek, aby taki delikwent przestał zasłaniać widok.


Zdradzę więc w końcu, iż drugim ze wspomnianych przeze mnie przepisów, spędzających mi sen z powiek, jest „zakaz korzystania z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia lub przechodzenia przez jezdnię”. Na niektórych chodnikach w całym kraju zauważyć można niepokojące hasła, malowane zapewne przez jakąś organizację zrzeszającą ortopedów:


Podsumowując, połączenie dwóch wspomnianych wyżej przepisów jest o tyle (i tu nie boję się użyć mocnego słowa) bez sensu, że taki pieszy patrząc się w telefon w ów ciemny i dżdżysty dzień, posiada przynajmniej jakieś źródło światła, które to odbija się na jego bladym (bo okazało się, że solarium szkodzi) licu, dając tym samym jakąkolwiek szansę kierowcy na reakcję.Apeluję więc, na litość boską, w tym wypadku również zróbcie użytek z Dumy Narodowej i wyciągnijcie telefony, gdy naprawdę są potrzebne. Nawet zaszalejcie – ustawcie jasność ekranu na maxa, włączcie latarkę – raz się żyje!

PS. Po głębszym przemyśleniu doszedłem do wniosku, że powyższa rada była mało inkluzywna i może nie być skuteczna w przypadku Afropolaków oraz innych osób posiadających więcej melaniny niż przewiduje średnia krajowa. W takim przypadku... to nie wiem, może jakaś opaska...


 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi