< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Byłem w Szwecji – nie polecam... 2/10

24 września 2022
To miał być spokojny i romantyczny wyjazd pod namiot, bo ponoć tam tak fajnie i przecież można się wszędzie rozbić. Plan cebula 100%, czyli słoiki od mamy, surwiwal i Bear Gryls. Wyjazd okazał się jedną wielką męczarnią, tak jakby Szwedzi zawzięli się na ludzi pragnących odrobiny odpoczynku. Popatrzcie...
Zaczęło się całkiem nieźle. Pięciogodzinna drzemeczka w promie ze Świnoujścia i pyk, jesteśmy w Skandynawii. Miejsce na pierwszy nocleg udało się znaleźć całkiem łatwo, ale od razu pojawił się pierwszy zgrzyt:



Złośliwi Szwedzi postawili na parkingu takiego turbo-toitoia! Plan surwiwal, ze sraniem po krzakach i polowaniem na zwierzynę, od razu legł w gruzach.

Gdy chwilę ochłonąłem, dziewczyna wysłała mnie do lasu po opał na ognisko. „No, zadanie dla prawdziwego mężczyzny!” – pomyślałem sobie. Parking zlokalizowany był przy jakimś szlaku przez Szwecję, ponad 1000 km łażenia – jakieś nudne bzdury! Na szczęście szlak ten przechodził przez pastwisko, więc miałem chwilę przyjemności z deptania jakiemuś prywaciarzowi trawy. Niestety, moja radość była krótka. Pomyślałem sobie bowiem, że niezłym psikusem byłoby pozostawienie otwartej bramki, żeby trzoda gospodarza mogła rozprostować kości, poznając nowe rejony. Ucieszony planem ruszyłem z powrotem ku naszemu obozowisku. Niestety – radość była krótka. Kolejny raz złośliwi Szwedzi postanowili popsuć mój urlop, konstruując takie oto samozamykające bramki:


Mogłem niby podeprzeć złośliwą konstrukcję gałęzią, ale przecież nie wypada marnować opału!

A skoro jesteśmy już w temacie opału, to... znowu dała o sobie znać złośliwość Szwedów. Wchodzę ja do lasu i nie mogę nic znaleźć, bo mi jakieś gałęzie zasłaniają!


Pół godziny walczyłem ze sobą, żeby się uspokoić!

Rano jeszcze okazało się, że mieliśmy wykupione budzenie, tylko o tym nie wiedzieliśmy:


Zły i niewyspany szybko spakowałem fanty. W perspektywie była wizyta w parku narodowym, a odpoczynek na łonie natury to przecież mój cel.

Park narodowy Åsnen to (mimo wszystko) chyba najładniejsze z miejsc, które mieliśmy okazję odwiedzić, choć nie obyło się bez paru zgrzytów. Na wejściu okazało się, że to nieprawda, że w Szwecji można się rozbijać gdzie się chce, bo w Parku można tylko w wyznaczonym miejscu. Znowu cały surwiwal poszedł się... Do tego, jak już pewnie podejrzewacie, znając już trochę szwedzką złośliwość, na miejscu był turbo-toi i miejsce na ognisko. I to wszystko za darmo: parking, nocleg itp., a wiadomo, że za darmo to najlepsza cena – jakoś przeboleję. Do tego dziewczyna powiedziała, że miejsce jest bardzo romantyczne – dobra, niech ma coś z życia:


Chciałem się wykąpać, ale plaża jakaś taka kamienista – nie to co nad naszym morzem! Do tego zapomniałem spakować parawanu, a wiatr jakby podobny...

Nieopodal wypoziomowanych i oznaczonych słupkami miejsc na namioty była też taka wiata do spania:


Szwedzi mówią na to övernattningsplats albo lägerplats, ale ja to nazywam „wiata bez sensu”. Czysto, równo, nic nie połamane – jakoś tak nieswojo się czułem. To wygląda, jakby się miało całkiem dobrze hajcować!

Rozejrzałem się po okolicy, ale mimo braku śmietnika nie znalazłem nawet papierka. U nas w kraju (dopiero druga noc, a mnie już dopada nostalgia) zaglądając w jakiś otwór lub szczelinę, mam pewność, że znajdę pustą flaszkę lub butelkę. A tu nic! Pomyślałem, że Szwedzi musowo od razu palą papierki, a butelki wrzucają zapewne do jeziora – to mnie trochę uspokoiło.

Po wczorajszym rozczarowaniu podczas poszukiwania opału byłem już mocno załamany, ale złośliwy naród szwedzki postanowił dokręcić mi śrubę:


Szkoda, że nie mieliśmy miejsca w aucie, przydałaby się taka konewka...

W ogóle te ich toalety w środku niczego są jakieś absurdalne! Któregoś dnia poszliśmy na spacer, „bo tam są takie śliczne kolorowe domki. I latarnia”. Dobra – niech ma te domki:


Po drodze na te jej domki, na plaży była toaleta. Darmowa – litości! Złośliwi Szwedzi chcą mi odebrać resztki męskości i radość z sikania po krzakach! Ale wiadomo – za darmo to najlepsza cena, więc trzeba skorzystać:


Rozglądając się po wnętrzu żałowałem, że nie zabraliśmy żadnego słoiczka – przynajmniej przywiózłbym z wakacji trochę mydła...

Dobra, wracamy, jutro mamy prom! Prowadzę auto, ale ciężko mi się jedzie, bo nie dość, że drogi nudne, to jeszcze na autostradach ograniczenie do 110. Tęsknię już jak cholera za naszymi urozmaiceniami w nawierzchni! Do tego szwedzcy kierowcy są złośliwi, jak cała reszta narodu – żaden nie chciał się ze mną ścigać. Nuuudyyy!

Nudno strasznie, to przynajmniej popatrzę sobie na krajobrazy. Patrzę na te domki i patrzę i aż mi obiad pod gardło podchodzi. Nudne to takie, wszystkie pomalowane tak samo. W liroju była promka na czerwony czy ki grzyb? Nawet porządnego ogrodzenia z bloczków betonowych nie umią postawić:


Daję radę tylko dlatego, że wiem, że w bagażniku została mi ostatnia puszka Tyskiego. Po głowie chodzi mi tylko jedna myśl, że wieczorem walnę ją sobie na odstresowanie po tych całych „wakacjach”. I tu, proszę państwa, zostałem miło zaskoczony, bo na miejscu był też bunkier, a wiadomo, że nie ma nic lepszego niż piwerko na bunkrze!


Na promie wiadomo – obiadzik, drzemeczka i pyk, jesteśmy w kraju. Przy aucie byłem minutę po otwarciu wrót! Po zjeździe z rampy chciałem całować ziemię jak papież! Jedziemy! W końcu nie ma nudów! Kto wyjeżdżał ostatnio ze Świnoujścia, ten wie o czym mówię – rozpierdol gorszy niż w Mariupolu, znakoza na drodze byłaby w czołówce krajowej. Mój kraj, taki piękny! Niestety, zajęty prowadzeniem nie miałem jak cyknąć Wam foteczki tego wspaniałego krajobrazu. Prowadzę, omijam dziury, a gęba się cieszy. Widzę znaki: 50, jakieś roboty drogowe, a pozostałe 15 na przestrzeni 100 metrów już się zlewają. Na esce przerwa na MOPiku na siku. A tam – witamy w kraju:



Już postanowione – w przyszłym roku jadę do Mielna!
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi