< > wszystkie blogi

Wieśniak

24 stycznia 2010
Będzie to krótka opowieść o wieśniactwie. Wieśniactwie jednak rozumianym nie jako synonim buractwa i prostactwa, tylko synonim mieszkania "na wsi".
Na wsi mieszkałem przez pierwsze ćwierćwiecze życia. Niby długo to nie jest w skali trwania świata, ale w porównaniu do mojego wieku jest to już całkiem spory ułamek - 0,(925). Odkąd pamiętam, lubiłem wioskę. Należy tu nadmienić, że nie pochodzę z rodziny rolniczej, nie jest to więc typowa "miłość do ziemi". W miarę, jak mi lat przybywało, coraz więcej czasu spędzałem w mieście (ogólniak, studia). Muszę przyznać, że nawet mi to pasowało. Rozrywki i atrakcje, jakie dawało wielkie miasta, a potem powrót do domu. Do ciszy i spokoju. Dziś mieszkam w mieście. I choć mieszkam już ponad rok, a wcześniej przez prawie rok wracałem do domu tylko na noc, nie zdążyłem się przyzwyczaić. Nie da się ukryć, że w mieście żyje się wygodnie. Wypad do knajpy z kumplami to już nie jest wyprawa, na którą trzeba sobie nocleg zorganizować. O północy po wódkę idzie się nie więcej niż 300 m do najbliższego nocnego, a nie 20 km do najbliższej stacji benzynowej otwartej całą dobę. Na wsi takich luksusów oczywiście nie ma. W dodatku teraz, zimą, gdy w Gdańsku leży po kilkanaście centymetrów śniegu, w moich rodzinnych stronach, 200 m wyżej leży go kilkadziesiąt. Drogi są zwężone przez usypane pługami wielkie wały śniegu, sięgające miejscami półtorej metra. Ale na wsi jest przestrzeń. Obszary "ziemi niczyjej". Czasem są to zarośnięte, nie używane od upadku PGRu pola, czasami lasy. Prawdziwe lasy, których nikt nie sprząta ze starych gałęzi (no prawie), przez które można iść wiele godzin, nie natrafiając na spacerujących ludzi (nie licząc czasu, kiedy grzyby rosną). Lasy, gdzie czasem wygodniej iść na przełaj, niż po błotnistej drodze. Gdzie można sobie wypić piwko, nie rozglądając się nerwowo, czy przypadkiem nie jedzie policja. Lasy, po których nie strach chodzić nocą, bo i tak nikogo się tam nie spotka. Największe zagrożenie stanowią zdziczałe psy, ale w życiu tylko raz trafiłem na takie bydlę. Wygrałem, w czym pomocny okazał się długi, solidny kij. Jestem raczej odludkiem i cenię sobie możliwość spędzenia czasu bez zwracania na siebie uwagi. By w mieście wyjść sobie postrzelać z łuku, czy wiatrówki, muszę znaleźć jakąś strzelnicę, lub przynajmniej jakieś odludzie. A miejskie odludzia też często są zaludnione... innymi szukającymi odludzia :D Gdy potrzebuję pomyśleć, lubię sobie wyjść na długi spacer ciemną nocą, przy świetle gwiazd lub księżyca, myśleć idąc. W mieście przeszkadzają mi dwie rzeczy: uliczne latarnie, które wszystko zalewają żółtym blaskiem, powodującym, że nie widać gwiazd i nie ma się gdzie przed światem ukryć, oraz "ludzie", których pełno nocami na niektórych ulicach a którzy sprawiają, że zamiast się odprężyć, adrenalina skacze mi w górę (dresiki, skiniki i inny motłoch). W mieście znaleźć się choć na chwilę w miejscu, gdzie w zasięgu wzroku nie ma nikogo jest bardzo trudno, a nawet jak się uda, stan ten najpewniej nie utrzyma się długo. Miewam różne pomysły i do ich realizacji najczęściej nie potrzebni mi ludzie, którym by przeszkadzały, ani świadkowie. Faktem jest, że i wiocha zmienia się. Nie mogę powiedzieć, że na lepsze. Nieużytki po PGR zostały zamienione na działki budowlane i wielu ludzi z miast przeprowadziło się na wieś. Odkąd pamiętam, czyli w ciągu ostatnich dwóch dekad liczba domów zwiększyła się tu ponad dwukrotnie. Zwiększyła się anonimowość, wzrosło też poczucie zagrożenia. Mimo to do dziś większość ludzi nie zamyka drzwi na klucz, gdy siedzą w domu, lub nawet w jego okolicach (np wychodzą na chwilę do sklepu) Tak, za tym tęsknię, za przestrzenią i brakiem strachu. Za tym, że sąsiadów znam przynajmniej z widzenia, i mówię tu o sąsiadach z całej wioski. A w mieście nie wiem nawet kto na mojej klatce mieszka. Tam sąsiadami byli ludzie, tu są co najwyżej oczy i uszy. Na koniec kilka obrazków iście wieśniackich :)
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi