Niezbyt lubię jak jest gorąco.
No dobra, bardzo nie lubię.
Tak naprawdę, to po prostu zdycham w upale, pocę się jak dzik przez co nie czuję się komfortowo, a najgorsze że nie mogę spać.
To znaczy: zasnąć nie mogę, bo jak mi się już uda, to dalej jakoś leci.
I tak było właśnie ostatniej nocy - spać mi się chce a tu lipa, nie dam rady, dwie godziny męczyłem się na łóżku. To wychodziłem na balkon dla ochłody, to do kuchni napić się czegoś, to z powrotem wracałem do łóżka i nic.
Szlag.
W końcu jakoś usnąłem (czytaj padłem), a rano wstałem z mocnym postanowieniem: Kupujemy wentylator.
OK.
Przeglądnąłem sieć w celu zorientowania się co oferuje rynek, i dlaczego tak drogo, po czym wyruszyłem na łów.
Pierwszy sklep - stojący, zwykły bez bajerów, dwie prędkości, marka mi nie znana - 99 zł. Promocja.
Drugi sklep - właściwie to market budowlany - kilka modeli i rodzajów, od malutkich wentylatorków za ok. 36 zł. po kolumnowe za kilka stów. Stojąca "czterdziestka" do kupienia za trochę ponad stówę. Bez bajerów. Z bajerami to już okolice trzech stów.
Markowe to już w ogóle miały ceny nie na moją kieszeń, więc nie było nawet co się przyglądać.
No doobrze, może trzeba będzie tu wrócić, ale idźmy dalej.
Trzeci sklep - market na "Te", który twierdzi że się w nim kupuje tanio - niedaleko od wejścia, przy regałach stoi ON.
Jest włączony, obraca się z prawa na lewo i z powrotem. Widać jak giba się niebezpiecznie przy każdym nawrocie.
Lekko hipnotyzujący ten ruch. Spadnie czy nie spadnie? Teraz, teraz!
Kurcze, jednak nie.
Stoję i patrzę.
- Daj spokój. Chińska tandeta. No sama zobacz jakie to dziadostwo. - mówi jakiś przechodzący obok facet do kobietki.
- Ja pierniczę, zobacz jaki kicz. - dziewczyna pokazuje GO palcem koleżance. Śmieją się.
Aha.
Ja też już oceniłem - to jest to o co mi chodziło, dokładnie to czego szukałem - biorę.
W domu otwieram pudełko i pierwsze co z niego wyciągam to instrukcja.
Tak jak się tego spodziewałem jest ogólnikowa, niedokładna, z rażącym błędem merytorycznym, nie ma w niej nawet wymienionych elementów które powinny znajdować się w zestawie. Jest dobrze - ahoj przygodo :)
No to lu, narzędzia w dłoń i jedziemy.
Na początek składam krzyżak podstawy. Blachy trzeba doginać palcami, łatwizna.
Oo, jest pierwsze wyzwanie: pokrzywione i zwichrowane mocowanie stojaka :)
W takim stanie, to to w życiu pionu nie będzie trzymać - trzeba troszkę pomanewrować kombinerkami przez szmatkę.
Proszę, już lepiej, a po skręceniu się dognie w rękach do poziomicy i będzie cymes.
Mocowanie do krzyżaka na zasadzie: blacha do blaszki + śruby.
Mhmm.
Mam na takie okazje zachowaną dętkę rowerową. Solidną. Stomilowską, pamiętającą jeszcze czasy... a tam, nieważne.
Nożyczki w ruch i odcinam odmierzony kawałek.
Rozkładam gumę, stawiam na niej stojak i obrysowuję długopisem. Następnie obcinam nadmiar po wewnętrznej stronie wyrysowanej linii.
Przymierzam załączone śruby do otworów podstawy stojaka i...
nie ma bata żeby weszły.
No to iglaczek w ruch.
Kiedy już śruby wchodzą z lekkim luzem, robię w gumie dziurki, przykładam do podstawy i "wkręcam" w nią śruby.
Ups, nie da rady. Jedna ze śrub nie ma wyżłobienia pod wkrętak.
A raczej ma, ale zalane metalem.
No i co?
Dać inną?
A po co?
Trzeba nakręcić na nią nakrętkę, później skontrować drugą, w imadełko z tym i piłka do metalu w dłoń.
I proszę bardzo, śrubka pod wkrętak płaski gotowa :C
można "wkręcać".
Skręcam podstawę z krzyżakiem, a wystające kawałki gumy obcinam skalpelem.
Jeszcze tylko usunąć delikatnie nadlewki plastiku z maskownicy, założyć ją i stojak gotów. Prawie.
Pora na teleskop. Otwory do mocowania wiatraka wyglądają jak wybijane gwoździem.
Blaszane zadziory obłamuję kombinerkami i wygładzam iglakiem.
Nakładam wiatrak. No, telepie się na boki jak nic.
Co z tego, że mocowany dwoma śrubami, jak między rurką a uchwytem luz.
Wycinam z kawałka dętki niezbyt zgrabny prostokąt, daję kroplę płynu do zmywania dla zyskania ślizgu, rozprowadzam, i wkładam do uchwytu.
Teraz rurka wchodzi mocno pasownie i nic się nie ma prawa ruszyć na boki nawet bez śrub. Ale i tak je wkręcam. Dla pewności.
Usuwam nadlewki plastiku z obudowy wiatraka i sprawdzam śruby mocujące silnik - na cztery przykręcona jest jedna. :C
Jedna ma obrót luzu, dwie pozostałe po kilka obrotów - dokręcam. Z czuciem.
Już prawie finisz.
Jeszcze tylko obciąć nożykiem nadlewki plastiku na śmigle,
wyprostować pogięte uchwyty ażurowej osłony,
wykonać rzut oka na to, jak wykonano połączenia elektryczne (bardzo ładnie nawiasem mówiąc - same luty i jedno sprasowanie - żadnych latających wsuwek. Zatrzaski płytki czołowej, i inne wrażliwe miejsca, zabezpieczone klejem. OK.),
i mocuję tylną osłonę, mocuję śmigło, na przedniej przytwierdzam okrągłą tarczę z nazwą producenta, zakładam ją i mocuję uchwytami i śrubką.
Gotowe.
Nic się nie kolebie, nic nie rezonuje, nic nie hałasuje.
Ostateczna próba - wkładam baterie do pilota i...
Wszystko działa jak powinno.
I tak oto właśnie, staliśmy się posiadaczami fajnego wentylatora stojącego "na pełnym wypasie", z trzema prędkościami, trzema trybami pracy na każdej z prędkości, timerem z przedziałami czasowymi 0,5 ; 1 ; 2 i 4h oraz ich kombinacjami, sterowaniem elektronicznym na panelu i dodatkowo pełnym sterowaniem z pilota.
Za siedemdziesiąt złotych i parę godzin poświęconych na dopieszczenie go.
I takie nabytki lubię :D
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą