< > wszystkie blogi

Intercept

Czyli przejąć/zająć

Przygody Bohajtera II (zawsze są te sequele)

2 lutego 2008
Przygody Bohajtera II - czyli o tym że na ziąb lepsze jest futro z norek, a nie niewygodna koszula z grubego materiału, o zalecie suszarek w fachu rabunkowym, o pukaniu, o tym że nie warto skakać oraz o tym że długie tutuły są fajne (Tak właśnie brzmi oryginalny tytuł, ale nie przesadzajmy. Zajął by kilka linijek. Prosze też przy czytaniu pamiętać, że druga część zawsze gorsza) __ Wiedziałem już że jestem niezwykły. Największym na to dowodem było to że przeżyłem postrzał w głowę, który popełniłem podczas próby samobójczej. Zaopiekowała się mną łagodnie uśmiechnięta pani psycholog która twierdziła że to że widzę Niemki i zabijam Cholery nie jest niczym złym ani nadzwyczajnym, ale żebym nie robił tego już więcej ani nikomu o tym nie opowiadał. Pani psycholog starała mi się wytłumaczyć że to nie powód by do siebie strzelać i że wcale nie mam nadprzyrodzonych zdolności, i że nie umiem latać, i nie skacz z żadnego dachu ani nic w tym stylu. Potakiwałem jej posłusznie, więc zdjęli mi tą niewygodną koszulę i wyrzucili na chodnik przed szpitalem. Pożałowałem że zdjęli mi tą niewygodną koszulę bo było zimno, a ona była gruba, a było zimno, a tamta niewygodna koszula była gruba mogła mnie ogrzać bo było zimno, a ona była gruba i z mocnego materiału. Grubego mocnego materiału, co ogrzało by mnie bo było zimno. W drodze do domu odkryłem że w kieszeni spodni od dresu, mam suszarkę do włosów. Uznałem że to znak i wymachując nią wpadłem do sklepu z futrami i obrabowałem sklep z futrami z futra damskiego z norek. Ubrałem. Było mi ciepło, cieplej niż mi byłoby w niewygodnej koszuli z grubego mocnego materiału, bo na dworze było zimno. Szedłem więc ulicą w damskim futrze z norek i nie było mi zimno. Łatwo trafiłem do swojego bloku, łatwo wszedłem do windy, łatwo wyszedłem z zepsutej windy, łatwo wszedłem pięć pięter po schodach, i łatwo stanąłem na wycieraczce. Potem nie było tak łatwo bo okazało się że nie mam kluczy do mojego mieszkania. Zapukałem do mieszkania sąsiadki. Zapukałem jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Nie ma jej - pomyślałem. Ale widziałem że jest przygłucha od słuchania radia więc wolałem się upewnić. Zapukałem. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jesz … znudziło mi się to. Ostateczna próba. -Wyyyboooorczaaaaa!!! - krzyknąłem i padłem na ziemię. Nic. Na pewno jej nie ma. Inaczej beret o zaostrzonych krawędziach brzęczał by cicho wbity w ścianę na przeciwko, tam gdzie przed chwilą była moja głowa. Zapukałem jeszcze raz, tyle że mocniej. Przeszedłem przez drzwi jak przez masło*. Przeszedłem przez korytarz i otworzyłem małe okienko wychodzące na garaże. Po przeciśnięci się przez nie stanąłem na gzymsie i już miałem skoczyć na mój balkon gdy gzyms puścił. Odkryłem że nie umiem latać. Obudziłem sie w bardzo miękkim pokoju, w bardzo niewygodnej koszuli. Łagodnie uśmiechnięta pani psycholog przypomniała mi że miałem nie skakać. Zapłakałem, bo nigdzie nie było mojego futra. *Noooo, może jak przez Ramę.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi