Na żaglach przez Świat

Możesz przyglądać się kwiatu z zachwytem, ale wtedy nie wydoisz krowy.

Z bojownikiem przez Karaiby cz. I: Gwadelupa

21 maja 2017
Moja ciekawość świata nie zna granic, więc udajemy się szlakiem Krzyśka Kolumba, krainy rumem ociekającej. Przed nami podróż po wyspach nawietrznych na Małych Antylach. W dzisiejszym odcinku Gwadelupa i to, co ma nam do zaoferowania.



#1. Wstęp.

Podobnie, jak w zeszłym roku w Tajlandii, wyprawa odbyła się w lutym tego roku. Dla odmiany więcej było pływania niż zwiedzania, co nie oznacza, że niczego nie zobaczyliśmy. 19sto dniowy plan zakładał spędzenie 4 dni na Gwadelupie, następnie niemal jednym halsem przedostanie się na Brytyjskie Wyspy Dziewicze z postojem po drodze na San Escobar oraz w drodze powrotnej zwiedzenie pozostałych wysp nawietrznych na Małych Antylach.



Ze względu na odległości do pokonania wiązało się to z częstym nocnym pływaniem. Na szczęście Neptun trzymał naszą stronę. No ale po kolei...

#2. Gwadelupa.

Zwana także wyspą motylem ze względu na swój kształt, swoją nazwę zawdzięcza Krzyśkowy Kolumbowi, który przycumował do niej w 1493 roku podczas swojej podróży do nowego świata. Gwadelupa wielokrotnie zmieniała swojego właściciela, głównie między Francją a Wielką Brytanią, a w latach 1813-14 była nawet w rękach Szwecji. W ręce Francji powróciła w 1946 roku stając się ich departamentem zamorskim.



Jest największym terytorium wysp nawietrznych Małych Antyli i jednocześnie najdalej wysuniętym terytorium Unii Europejskiej, w skład której wchodzi 5 wysp. W części głównej znajdują się wyspy Grande-Terre i Basse-Terre połączone ze sobą dwoma mostami oraz pomniejsze: Marie-Galante, La Desirade oraz Les Saintes. Plus jest taki, że obowiązują tam europejskie stawki roamingowe, minus taki, ze jak tylko wpłyniemy na wody brytyjskie, to czar pryska i ceny zwalają z nóg tak samo, jak karaibski rum.

Pomimo swojej skromnej powierzchni 1628km2 posiada dość spore zaludnienie, przeszło 400tyś mieszkańców, co daje jakieś ponad 248 człowieka na km2. I niestety, pierwszą rzeczą, która z tego powodu tam rzuca się w oczy, to wszechobecne korki,



które obecne są w przeważającej części wysp i o każdej porze. Jeżeli do tego dołożymy jeszcze lokalne festyny i zamykane na ten okres ulice, to czasem trzeba objechać w koło wyspę, aby dotrzeć do domu. Sprawia do wrażenie, że będąc gdzieś w centralnej jej częsci zapominamy o tym, że w ogóle jesteśmy na wczasach.

Poza tym, życie w miastach, czy poza nimi w niczym nie różni się od otaczającego nas na co dzień.









Z racji otoczenia, z jednej strony Oceanem Atlantyckim, z drugiej Morzem Karaibskim, temperatury nie dają się tak we znaki, jak np. w Tajlandii, ale już burze tropikalne, czy huragany, już niestety tak. Daleko nie szukając, to w październiku zeszłego roku gościł tam Huragan Matthew. W prawdzie nie wyrządził tam mocnych szkód, jak np. na Florydzie, czy Haiti, ale skutki były widoczne jeszcze na kilka miesięcy po jego wizycie. Druga sprawa, to okoliczny aktywny wulkan, ale o nim w dalszej części.

#3. Park Narodowy Gwadelupy.



Jedyny park położony jest na wyspie Basse-Terre i zajmuje sporą jej część bo aż 173km2. Park powstał 20 lutego 1989 roku celu ochrony pewnych ważnych obszarów, zwłaszcza endemicznych dla regionu francuskich terytoriów zamorskich. W 1992 roku obszary w samym sercu parku zostały sklasyfikowane przez UNESCO jako "serce Światowego Rezerwatu Biosfery archipelagu Gwadelupy".

Teren obejmuje ponad 17000 hektarów lasów deszczowych,





gdzie np. przemierzając od strony północnej, mamy możliwość zamoczyć się w pobliskim wodospadzie.



Ewentualnie poza nimi napaść nas mogą deszcze konwekcyjne, które równie szybko pojawią się, co znikają.



Strona południowa natomiast powinna zainteresować amatorów górskiej wspinaczki. Tam dla odmiany mamy możliwość wejścia na najwyższy szczyt Gwadelupy La Decouverte, w pobliżu krateru aktywnego wulkanu na Gwadelupie i zaczerpnięcia świeżego siarkowodoru.



Od tak mała odmiany dla wrocławskiego smogu serwowanego przez miasto w tym samym czasie. Ale zanim wdrapiemy się na górę, po drodze możemy podziwiać urok okolicznego lasu deszczowego.







Ciekawiej robi się w połowie drogi, kiedy do gry dołączają się chmury, wiatry i siarkowodór z crateru La Soufrière.





Towarzysząca na tej wysokości wilgoć jest tak duża, że w pewnym momencie zrezygnowałem z robienia zdjęć z obawy przed podzieleniem losu aparatu z wizyty w Parku Narodowego Erawan w Tajlandii.
O ile na dole rozpieszczał nas upalny tropikalny klimat, to na górze nie można było powiedzieć tego samego i temperatura potrafiła dać się we znaki. Z tego też powodu ostatecznie nie udało nam się dotrzeć do samego krateru.


Widok od strony Morza Karaibskiego na wulkan Soufrière.

W razie co dla zziębniętego końca pleców czeka na dole "basen" podgrzewany przez okoliczny wulkan z wodą powyżej 30o C.





#4. Plaże Gwadelupy.

Ogólnie plaż na Gwadelupie jest bardzo dużo. Stopę postawiliśmy raptem na trzech, ale za to mocno różniących się od siebie, więc może to być wyznacznik, czego spodziewać się pozostałych.



Nie ma wielkiego znaczenia, gdzie zorganizujemy sobie nocleg, ponieważ pomimo krótkich dystansów, dojazd i tak utrudnią korki. No chyba, że naszym nastawieniem jest grzanie pleców i robienie się na mahoń, to pozostaje szukać szczęście w nadmorskich kurortach.

- Plaża de Clugny

Znajduje się w północnej części Basse-Terre i jest bardzo spokojną plażą, przez co nie musimy zabierać ze sobą parawanu.



Ba, późnym popołudniem byliśmy jedynymi osobnikami na niej. Gdyby jednak kogoś taki spokój i odosobnienie raził, to może spróbować szczęścia kilka kilometrów na zachód na plaży dla naturystów. Spotkanie tam... a może pomińmy dalszą dyskusję.

- Plaża św. Anny

Jeżeli szukamy bardziej rajskiej plaży, to warto wybrać się na południe wyspy Grande-Terre na plażę św. Anny.



Tutaj już takiego luzu nie mamy za sprawą okolicznych domów wczasowych, za to dla fanów kiresurfingu i innych sportów wodnych będzie świetnym miejscem. Trzeba także liczyć się z utrudnieniami w dojeździe, nie wspominając już o miejscu parkingowym.



Poza tym towarzyszą nam inni bywalcy,



w szczególności iguany, których gania tam na potęgę.



Podobno potrafią zdrowo pacnąć ogonem po łapkach zbyt mocno dociekliwych turystów.



- Plaża de Malendure

Na środku zachodniego wybrzeża Basse-Terre znajduje się natomiast plaża de Malendure.



Może ciasno nie jest, ale na pewno atrakcją jest lokalna "orkiestra dęta".



Hałasu potrafi narobić nie tylko na plaży, ale także w okolicznych lokalach, ulicach, czy skrzyżowaniach.

https://www.youtube.com/watch?v=d-LvgmSVJYk

A jak już o lokalach mowa, to polecam zajrzeć do przy plażowej pizzerii i wcale nie w celu jej zjedzenia. Otóż za 2,5 euro serwują tam drinka z rumem, gdzie już po jednym człowiek czuje, że żyje, a kolejne potrafią zrównać z okoliczną plażą. Otóż drink serwowany jest w lampce wina, do 2/3 wypełniony rumem, posłodzony cukrem trzcinowym i przyozdobiony limonką.



Polecam!

#5. Rezerwat Cousteau.



Będąc już na Plaży de Malendure aż prosi się zawitać do znajdującego się przy wyspie Ilet Pigeon Rezerwatu Cousteau na zachód od wyspy Basse-Terre.

Widok na wyspę Ilet Pigeon z plaży de Malendure

Rezerwat swoją nazwę zawdzięcza od legendarnego badacza oceanów kapitana Jacques-Yves Cousteau. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów nurkowania i snorkingu.



Sam Cousteau uznał to miejsce jako jedno z 10ciu najpiękniejszych do nurkowania. I trudno się nie zgodzić. W prawdzie rafy koralowe nie są może tak okazałe jak np. znajdujące się miedzy wyspami Ko Rok Noi i Ko Rok Yai w Tajlandii,



to mimo wszystko podwodny tamtejszy świat potrafi zrobić wrażenie.



Dlatego aby w pełni nacieszyć oczy okolicznym krajobrazem warto wybrać się z rana, najpóźniej przed południem. Potem ruch mocno wzrasta z racji pobliskiego kotwicowiska, amatorów snorkingu, czy prowadzonych tam lekcji nurkowania.











#6. Jedzenie.

Jeżeli ktoś nastawia się na wyszukane dania i bogactwo karaibskich smaków, to może się lekko zdziwić niczym kot po zjedzeniu whiskasa o smaku czereśni. Prędzej karaibski rum zrówna z ziemią, niż znajdziemy coś egzotycznego. Być może i jest, ale przez 4 dni zjeżdżając wyspę wzdłuż i wszerz niczego specjalnego nie znaleźliśmy. Co najwyżej w pół grilowanej kury w przydrożnej restauracji. Ewentualnie stekiem lub rybą zamiast kury i frytkami do wyboru, ale za to solidne fryty z krojonych ziemniaków.



Można za to zaserwowanie sobie młodego kokosa prosto z przydrożnego drzewa.





Podobny zawód mogą przeżyć smakosze piwa. Lokalne nie zachwycają, w głównej mierze zdominowane są przez największe kampanie piwowarskie.
Za to amatorzy mocniejszych trunków poczują się jak w raju. Karaibski rum w prawdzie mocy spirytusu nie ma, ale jego skromne 59% potrafi wprowadzić człowieka w drugą prędkość kosmiczną.



#7. Wyspa Montserrat.



Jakieś 47 mil na północny zachód od Gwadelupy znajduje się inna wulkaniczna wyspa, Montserrat. Podobnie, jak w przypadku Gwadelupy, odkrył ją Krzysiek w tego samego (1493) roku. Jej także zdarzało się zmieniać właściciela pomiędzy Francją a Wielką Brytanią, by ostatecznie w 1783 roku pozostać w rękach brytyjskich i jednocześnie stając się ich terytorium zamorskim. Pomimo tego, ze jest to teren Wielkiej Brytanii, to środkiem płatniczym nie jest tutaj funt, jak w przypadku euro na Gwadelupie, a dolar wschodniokaraibski.



Wyspę zaczęto kolonizować dość późno, bo dopiero w 1632 roku, prawdopodobnie za sprawą niewdzięcznych warunków. A jak na 102km2 powierzchni mamy całkiem pokaźne menu o matki natury zaczynając od huraganów, trzęsienia ziemi i na erupcjach wulkanów kończąc. A tych mamy trzy grupy: Silver Hill (392 m n.p.m.) znajdujący się na północy, Centre Hills (747 m n.p.m.) znajdujący się w centrum oraz North Soufrière (915 m n.p.m.) i South Soufrière (763 m n.p.m.) na południu. Siarkowodór wydobywający się z nich wyczuwalny jest na 10 mil przed wyspą.


Dymiące Soufrière Hills

Ten ostatni zresztą dał się mocno we znaki w latach 1995-97, kiedy swoją aktywnością eksmitował z wyspy 2/3 ludności.





Przed erupcją wyspę zamieszkiwało ok 13 tyś osób, po natomiast zostało niewiele ponad 4,8 tyś. rozlokowanie głównie w północno zachodniej części wyspy. Głównie za sprawą wiejących przez większość roku z tamtego kierunku wiatru, przez co wulkan nie daję się tak we znaki.



Z resztą zagrożenie wciąż istnieje, a zostawanie tam chociażby na kilka godzin skutkuje "środą popielcową".

Oczywiście, to dopiero początek morskiej wyprawy, natomiast o tym, co było dalej i czyhających niespodziankach już niebawem, w drugiej części "Z bojownikiem przez Karaiby". Ahoj!


 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi