< > wszystkie blogi

blog wypotny

Teksty se tu bede wrzucał. Swoje.

Postanowiłem się odlać i … straciłem dwa palce

2 lutego 2022
W noworocznych postanowieniach uroiło mi się, że w tym roku zostanę mistrzem odlewnictwa różnych elementów ciał ludzkich. Kilka prób na mniejszych fragmentach mnie samego utwierdziło mnie w przekonaniu, że to możliwe, a nawet zabawne…

Prawdziwe wyzwanie zaczęło się po artykule Fotografie w stylu: Co tu się odwaliło? CXXXIX - Na taką podłogę bym się cykał wejść, a dokładnie po komentarzu bojownika @amekamor na pozycję 5 tegoż artykułu.
Cytuję: „Taką świeczkę to chciałbym mieć”
Lapidarnie rzecz ujmując; wylałem wówczas całą swoją bezbrzeżną, nieskończoną, nieocenioną, zdobytą w internecie i na czterech własnych próbach - WIEDZĘ.
Kamykiem, który ostatecznie rozpętał szaleńczą lawinę niespodziewanych splotów okoliczności i niebywałych zwrotów akcji, której efekty właśnie czytacie, był komentarz bojownika @ Valg.
Cytuję: „ @Alex44 Komentarz na później jakby mi się kiedyś chciało pobawić w zrobienie takiej świecy.”

Ja nie zrobię takiej świecy?
Postanowiłem, że – może nie od razu i nie tak idealnie, a nawet tylko z grubsza – odleję w wosku własną dłoń. Na początek bez knotów, bez barwienia wosku i bez efektu „krwi”. Żeby sprawdzić, czy to się w domu zrobić tak w ogóle da…
Jako się rzekło, bawię się w to zaledwie od kilkunastu dni. Więc MUSZĘ Was nauczać.

Forma:
Do wykonania formy używam, za namową niemal wszystkich domorosłych odlewaczy, masy alginatowej.

Ma mnóstwo zalet: jest stosunkowo tania (około 14 zł za 450g), dziecinnie prosta w obsłudze (świetnie się rozpuszcza w wodzie), elastyczna po zaschnięciu, perfekcyjnie odwzorowuje detale i jest całkowicie bezpieczna, bo jej oryginalnym zastosowaniem są wyciski dentystyczne (czyli pracuje w jamach ustnych miliardów ludzi na całym świecie)
Ma też jedną, za to GIGANTCZNĄ, wadę: masz 30 sekund na jej wymieszanie i 60 sekund na nałożenie, zanim zacznie tężeć… Co oznacza, że zanim zabierzesz się za wykonywanie formy, musisz mieć absolutnie wszystko zaplanowane i ustawione… Kiedy dodasz wody do masy, nie ma już czasu na żadne kombinacje…

Tutaj pojawia się pierwszy problem podczas odlewania własnej dłoni – za mało dłoni. Potrzebujesz minimum dwóch dłoni, żeby nakładać masę i jeszcze jednej dłoni, na którą tę masę nakładasz. A dwie dodatkowe wcale nie byłyby całkiem zbędne…
Dlatego wyszła mi taka pyra (i też trochę dla tego, że akcja dzieje się w Wielkopolsce). A dłoń ostatecznie ma inne ułożenie, niż planowałem.



Masa schnie do kilku minut, ale już 2-3 minuty po nałożeniu zaczynamy delikatnie „fikać” całym żywym wkładem, żeby się od formy odkleić w środku. Ja nie smarowałem dłoni niczym i nie spotkałem się z taką potrzebą w sieci – masa rewelacyjnie odchodzi od wszystkich powierzchni.
W poprzednich próbach używałem jeszcze dodatkowo bandaży gipsowych dla wzmocnienia formy, ale tym razem z tego zrezygnowałem. O bandażach gipsowych wspomnę na samym końcu, bo to genialna rzecz za dosłownie grosze i wiąże się z historią z mojej wczesnej młodości :-)
Ostatecznie uzyskujemy przerażające to:


Pozytyw
W końcu muszą być jakieś pozytywy tej zabawy…
Do tej pory swoje odlewy wykonywałem z gipsu – materiału, który znam i lubię od lat. Jest twardy, sztywny, stosunkowo mocny, dokładnie odwzorowuje formę, szybko schnie. Po odlaniu daje się dalej obrabiać dowolnym narzędziem – od scyzoryka i szlifierki modelarskiej po precyzyjne pilniki…
Ale tym razem wyzwaniem miał być wosk…
Po głębszej analizie okazało się, że nie wiem NIC o woskach. Wiedziałem, że są różne i że jeszcze żele są do świec (giba się to, jak galart na świńskich uszach, ale pali prawilnie, jak świeczka, a wygląda przy tym jedwabiście).
Im dłużej czytałem, tym mniej wiedziałem. Więc w końcu zamówiłem: wosk kokosowy, stearynę palmową, parafinę, żel do świec i do tego trochę knotów i barwników…


Ponieważ zaś kocham gotować i kuchnia ma jest mą świątynią, dokupiłem dwa garneczki emailowane w takiej konfiguracji, aby mniejszy pływał w większym, żeby wosk był topiony w kąpieli wodnej i nie groziło mu ani przypalenie, ani wykipienie, ani przegrzanie.


Na pierwszy – nomen omen – ogień poszedł wosk kokosowy, bo jako jedyny z mojego asortymentu nie jest śnieżnobiały, tylko… jakby to rzec, żeby prawdziwi faceci zrozumieli ? Ecru , czyli taka biała skarpetka, która niby już nadaje się do prania, ale jeszcze trochę szkoda… ;-)


Ciecze…
Okazało się, że każdej formie trzeba poświęcić trochę czasu, zanim zacznie się ją wypełniać płynnym woskiem.
Moja forma miała wyciek… na końcu kciuka. Więc wlewany wosk ciekł sobie cieniutkim strumyczkiem na zewnątrz. Na szczęście wcześniej formę umieściłem w pojemniku plastikowym, więc wosk tam sobie ciurkał. I można było kawałek papieru podłożyć, żeby to jako tako zatkać…
A żeby wyciek szybko zastygł, wystawiłem całość na dwór (przypominam, że akcja dzieje się w Wielkopolsce).


Skubane…
Żeby wydobyć odlew z formy, trzeba tę ostatnią zwyczajnie zeskubać po kawałku. To proste, bo forma pozostaje elastyczna i dość krucha jednocześnie.


Wenusy bezkończynowe…
Na tym etapie wyskoczyły dwa kolejne błędy:
- Wosk kokosowy okazał się bardzo kruchy [1], a kruchość tę (tak sobie myślę) wzmogło nagłe schłodzenie poprzez wystawienie zastygającego wosku na pole [2] (żeby krakusi też zrozumieli).





Podsumowanie
- Mimo ewidentnych błędów, dłoń prezentuje się świetnie. Przeniesiony został każdy detal dłoni, łącznie z liniami papilarnymi…
- Dopiero po tej zabawie sprawdziłem kruchość pozostałych wosków. Stearyna palmowa jest równie krucha, jak wosk kokosowy. Ale parafina zdaje się być dużo bardziej plastyczna i nie powinna pękać. Testuję też mieszanki. Na razie najbardziej obiecująca wydaje się 1 żel+ 1 wosk kokosowy + 1 parafina.
- Ja na pewno będę jeszcze mocno bawił się, ale czy Wy zniesiecie kolejną taką dawkę tekstu ??

Opaski gipsowe i cmentarny wosk – czyli obiecany koniec
Opaski gipsowe, czyli bandaż obtoczony w gipsie szybkoschnącym to wynalazek ortopedyczny – najsamprzód miał szybko usztywniać złamaną kończynę, potem tworzyć formę kikuta dla lejów ortopedycznych stanowiących część łączącą ciało z protezą… Dzisiaj bardzo często używany jest do tworzenia form twarzy i głowy.
Jako ortopeda z wykształcenia, znam ten materiał od ponad 30 lat. Gdzieś około roku 1998 namówiłem swego kuzyna, żeby mi to na twarz nałożył (a nie było wtedy jeszcze internetów, więc nie wiedzieliśmy, co czynimy).
Tworzenie negatywu powiodło się nadspodziewanie dobrze, a w tak powstałą formę wlałem wosk pozbierany ze… zniczy… na cmentarzu naszym w dzień wszystkich świętych… Bo byłem wtedy młodszy i miałem fantazję ;-)
Mam ten odlew do dziś. Leży sobie na strychu i czeka, aż dojrzeję, żeby wezwać za jego pomocą Cthulu, czy tam inne Spaghetti…

Jakby co, to nie krępujcie się – piszcie…

P.s.
A propos pytań na temat „prób na mniejszych fragmentach mnie samego” … wierzę w Waszą inteligencję ;-)
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi