W dzisiejszym odcinku:
- Sejm uchwalił 20% podatek od zbiórek… i chwilę później się z tego wycofał
- Prokuratura bada sprawę dziennikarki TVP, która podawała się za adwokata
- W gdańskim liceum na siku w trakcie lekcji można wyjść tylko z nauczycielem
- Lekarz i ekspert z programu „Pytanie na śniadanie” nawet nie jest lekarzem
- Mama Ginekolog przyjmowała znajomych poza kolejką w ramach NFZ i nie widziała w tym nic złego
#1. Sejm uchwalił 20% podatek od zbiórek… i chwilę później
się z tego wycofał
W ubiegłym tygodniu dość szerokim echem odbiła się sprawa wprowadzenia
20% podatku od zbiórek przez rząd. Chodzi o przegłosowaną przez Sejm
nowelizację przepisów o spadkach i darowiznach. W myśl nowych przepisów każda
zbiórka, która przekroczyłaby próg 54 180 zł, miałaby odprowadzić od tego
20% podatku.
Wielu internautów słusznie zauważyło, że takie kwoty rzadko
kiedy przeznaczane są na błahe zbiórki, a znacznie częściej dotyczą one
zbiórek, gdzie stawką jest ludzkie zdrowie albo życie. Gdzie NFZ rozkłada
bezradnie ręce, tam pomóc często mogą tylko i wyłącznie kosztowne terapie lub
leki, na które nie stać przeciętnego Kowalskiego. Dlatego organizują zbiórki
charytatywne. Rząd wyciągając ręce po te pieniądze, popełnił bardzo duży błąd.
Ludzie się po prostu wściekli, no i zresztą słusznie.
Rzekomo celem wspomnianych wyżej zmian w ustawie miało być zabezpieczenie
potencjalnych nadużyć – jak twierdzi sam premier Mateusz Morawiecki. Prezes
Rady Ministrów zapewnia również, iż kiedy tylko zorientował się, jakie konsekwencje
dla zbiórek charytatywnych spowoduje nowy zapis w ustawie, natychmiast wydał
dyspozycję Ministerstwu Finansów, aby uściślono te kwestie.
Organizacje pomocowe mogą być spokojne, że te rozwiązania w
żaden sposób nie wpłyną na ich bardzo ważną aktywność – zapewnia Morawiecki.
Bardzo dobrze, że zdecydowano się nie okradać też
najbiedniejszych… jednak niesmak pozostał.
#2. Prokuratura bada sprawę dziennikarki TVP, która podawała
się za adwokata
W tym TVP to mają fantazję. Jedna z dziennikarek wpadła na
pomysł wcielenia się w rolę prawniczki, aby w ten sposób zdobyć informacje objęte
tajemnicą adwokacką. Ciężko stwierdzić, co ona sobie wyobrażała, jednak wiele
wskazuje na to, że czekają ją niemałe kłopoty, ponieważ jej sprawa badana jest
obecnie przez prokuraturę. Zacznijmy jednak
od początku.
W kwietniu ubiegłego roku jedna z dziennikarek TVP
postanowiła podszyć się pod adwokata reprezentującego jedną ze stron pewnego
postępowania. Zainicjowała spotkanie z reprezentantem drugiej strony, aby ten (nieświadomy
jej prawdziwej tożsamości) zdradził jej informacje objęte tajemnicą adwokacką.
Prawnik jednak okazał się sprytniejszy, niż zakładała
dziennikarka, i postanowił sprawdzić ją w rejestrze adwokatów. Okazało się, że
takie nazwisko tam nie widnieje, w związku z czym złożył zawiadomienie do Naczelnej
Rady Adwokackiej. Ta z kolei zwróciła się do prokuratury z prośbą o zbadanie całego
zajścia. Początkowo prokuratura stwierdziła, iż nie doszło tutaj do popełnienia
przestępstwa, więc wszczęcie postępowania karnego nie wchodzi w grę. NRA zaskarżyła
tę decyzję i w rezultacie postępowanie karne się odbędzie.
Adwokat Bartosz Tiutiunik z NRA stwierdził, iż całe środowisko
jest zbulwersowane postępowaniem dziennikarki:
Zachowanie dziennikarki TVP musi tym bardziej budzić
sprzeciw i dezaprobatę, jeśli uzmysłowimy sobie, że dopuściła się go osoba,
która sama wykonuje zawód, który w swoich podstawach opiera się na tajemnicy, w
tym przypadku dziennikarskiej. Od takiej osoby powinno się wymagać i oczekiwać,
że rozumie czym jest tajemnica osób wykonujących inny zawód. Tu wystarczyłoby
przestrzegać ogólnoludzkiej, uniwersalnej zasady "nie rób drugiemu co
tobie niemiłe". Tymczasem ta pani uznała, że może udawać kogoś, kim nie
jest, że może uzyskiwać informacje, które nie są dla niej przeznaczone. Takie
zachowanie jest nie do zaakceptowania. Podważa ono zaufanie obywateli do
dziennikarzy jako grupy zawodowej. Wprowadza również niepewność co do tego, czy
osoba, która w określonych sytuacjach deklaruje, że jest np. adwokatem,
rzeczywiście nim jest.
#3. W gdańskim liceum na siku w trakcie lekcji można wyjść
tylko z nauczycielem
Nie od dzisiaj wiadomo, że wielu nauczycieli sprzeciwia się
wychodzeniu uczniów do toalety w trakcie lekcji. Pewnie wielu z was wciąż
pamięta słowa „od załatwiania takich
rzeczy jest przerwa”. Rzadko istniały jednak ścisłe wytyczne, które regulowałyby
te kwestie i zwykle zależało to od dobrej woli (lub jej braku) nauczyciela.
Nieco inną drogą postanowiło pójść IX Liceum
Ogólnokształcące im. Krzysztofa Kolberga w Gdańsku. Placówka spisała własne
warunki korzystania z toalet w trakcie lekcji i możemy wyczytać z nich m.in.
to, że z toalet w trakcie lekcji mogą korzystać wyłącznie uczniowie posiadający
wskazania lekarskie. Są jednak pewne wyjątki.
Należy do nich oczywiście nagła potrzeba ucznia. W takiej
sytuacji nauczyciel może:
- Przejść z uczniem do toalety tak, aby pełnić bezpieczeństwo
zarówno nad uczniem, jak i klasą;
-
Zadzwonić i poprosić wicedyrektora, by pełnił opiekę nad
uczniem udającym się do toalety;
-
W sytuacji wyjątkowej zadzwonić i poprosić pracownika
sekretariatu, by pełnił opiekę nad uczniem udającym się do toalety.
O całej sytuacji poinformowała na swoim Facebooku aktorka
Alina Czyżewska. Kobieta uważa, iż jest to:
szeroko aprobowane naruszanie praw człowieka, nadużywanie
władzy, łamanie prawa. A najgorsze, że uznajemy to za coś normalnego.
#4. Lekarz i ekspert z programu „Pytanie na śniadanie” nawet
nie jest lekarzem
Do programu „Pytanie na śniadanie” często zapraszani są
eksperci, których prosi się o opinię w różnych, poruszanych aktualnie,
kwestiach. Wielu z nich pojawia się na antenie regularnie. Jednym z nich jest
dr Adam Pabiś (neurobiolog i audiolog). Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie
fakt, że pan Pabiś wcale nie jest doktorem… Mało tego! Pan Pabiś wielokrotnie
występował w roli eksperta również na antenie wielu rozgłośni radiowych.
Całą sprawę postanowili zbadać dziennikarze
Onetu.
Z ich śledztwa wynika, iż pana Adama Pabisia wcale nie ma w Centralnym
Rejestrze Lekarzy. Mężczyzna nie tylko nie jest żadnym ekspertem od szumów
usznych, ale nawet nie posiada prawa do wykonywania zawodu.
Adam Pabiś nie jest ani lekarzem, ani naukowcem, choć od lat
dokładnie w taki sposób przedstawiają go wszystkie media.
Dodatkowo Adam Pabiś prowadził własny gabinet, gdzie
zarabiał niemałe pieniądze. Wielokrotnie zawyżał ceny za swoje aparaty słuchowe
(często nawet dwukrotnie). Mężczyzna w 2015 roku otrzymał również 997 tys. zł z
Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, podczas gdy całe jego medyczne
wykształcenie to był licencjat ze specjalnością w protetyce słuchu na UAM w
Poznaniu.
Pabiś ponoć dążył do tego, aby jak najczęściej pojawiać się
w mediach, aby możliwie jak najbardziej wzmocnić w ten sposób swoją
wiarygodność jako specjalisty.
#5. Mama Ginekolog przyjmowała znajomych poza kolejką w
ramach NFZ i nie widziała w tym nic złego
Influencerka Mama Ginekolog chyba nie lubi, kiedy o niej
jest za cicho, dlatego postanowiła nakręcić kolejną aferę wokół swojej osoby.
Tym razem poszło o przyjmowanie znajomych na NFZ poza kolejką i twierdzenie, że
ratuje się w ten sposób system, bo „kolejki są mniejsze”.
Nicole Sochacki-Wójcicka (znana szerzej jako Mama Ginekolog)
pracuje jako lekarz ginekolog w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i
Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w poradni ciąż mnogich.
Internauci byli bardzo zdziwieni, kiedy okazało się, że leczenie u niej
rozpocznie jej kuzynka (również celebrytka) Aniela Bogusz, znana jako Lil
Masti. Zdziwienie wzięło się stąd, że w klinice nie można wybrać sobie lekarza
prowadzącego, a są oni przydzielani losowo.
Szybko wyszło na jaw, jakim cudem Lil Masti trafiła pod
skrzydła swojej kuzynki celebrytki. Zdradziła to sama Nicole w trakcie jednego
ze swoich live’ów na Instagramie:
To jest normalne, że każdy lekarz, w każdej specjalizacji
zajmuje się swoimi znajomymi, rodziną w swoim wolnym czasie [...]. Każdy tak
robi. Ja o tym rozmawiałam z zarządem, z profesorem. To jest normalne. To jest
też sposób, żeby skrócić kolejki i dostęp po prostu do lekarza.
Kobieta nie dość, że otwarcie przyznała się do przyjmowania
znajomych poza kolejką na NFZ, to jeszcze dodatkowo nie widziała w tym nic
złego. Kiedy ktoś na czacie zarzucił jej, że to nie w porządku, ona
odpowiedziała:
Ktoś pisze, że to nie jest normalne. Wiesz co? Rozumiem, że
możesz tak się czuć, bo nie masz w rodzinie lub znajomych lekarzy. Tak po
prostu jest na całym świecie [...]. Jeżeli ktoś ma zamiar mnie oceniać, że
pomagam osobom bliskim mi w życiu, to jest przegięcie.
Oczywiście wiele osób nie podzielało zdania Mamy Ginekolog.
Wśród nich znalazła się inna influencerka Wiola vel Pudi (znana jako Niewyparzona
Pudernica), która postanowiła zgłosić kobietę do Izby Lekarskiej, ponieważ jej
działania „wzbudzają wątpliwości”.
Bez cienia zażenowania chwali się w środkach masowego
przekazu, że przyjmuje w publicznej placówce swoich bliskich i koleżanki,
drwiąc przy tym z osób, które takiej możliwości nie mają – twierdzi Niewyparzona
Pudernica.
Sprawa nabrała takiego pędu, że NFZ postanowił opublikować
na własnym profilu na
Twitterze
komunikat w sprawie Sochackiej-Wójcickiej:
Nie ma zgody na przyjmowanie koleżanek i rodziny poza
kolejnością w ramach kontraktu z NFZ. W trybie pilnym żądamy wyjaśnień od
Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM, gdzie przyjmuje Mama
Ginekolog. Nie ma lepszych i gorszych pacjentów.
Ups…
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą