Od kiedy istnieje motoryzacja (lub przynajmniej odkąd ja pamiętam), Polacy ZAWSZE narzekali na nowe samochody. Nigdy im nie było po drodze z nowościami. Poniżej podzielę się przykładowymi argumentami za tym, że nowe samochody są złe oraz zastanowię się nad tym, dlaczego tak się dzieje.
Ten nowoczesny, dodany tylko po to, by nie waliła po oczach od razu ściana tekstu
Od razu na wstępie uwaga – z tego tematu wyłączam samochody
wyłącznie elektryczne i skupiam się na czymś, co ma silnik spalinowy lub jest
hybrydą. Elektryki opiszę niebawem. Druga uwaga – ja lubię i auta nowe, i klasyczne.
Nie trzymam strony ani
jednych, ani drugich. Postaram się temat przedstawić w miarę obiektywnie. I zaznaczam - to są tylko moje odczucia i wcale nie musisz się z nimi zgadzać. Każdy może mieć swoje zdanie, za to ludzi szanuję. A jeszcze bardziej szanuję, jak wyrażają swoje zdanie nie obrażając rozmówcy. Za auta nowoczesne uważam modele obecnie produkowane, lub samochody od rocznika 2015, bo ten rok pada obecnie najczęściej na wszelkiego rodzaju grupach jako granica tego nowoczesnego. No to
jedziemy…
#1. Po XXXX roku prawdziwa motoryzacja się skończyła
Czemu XXXX – bo tu nie ma ustalonego roku. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że podany rok to rok produkcji auta, który posiada piszący te słowa.
Więc rok w tym argumencie zmienia się dość płynnie. Ba, nawet piszący takie słowa potrafi zmienić rok po zmianie samochodu na nowszy. Więc
data jest taka, jaka piszącemu jest w danej chwili wygodna. Czasami jest tak, że dopytuję, jakim autem piszący te słowa jeździ i
okazuje się, że model, którego używa, produkowany był jeszcze przez kilka lat, zatem
naprawdę nie wiem, czemu akurat piszący ten argument
kończy motoryzację na jego
egzemplarzu. A także zawsze pytam, co takiego stało się w XXXX roku, że
prawdziwa motoryzacja się skończyła. Jeszcze nigdy na to pytanie nie uzyskałem
żadnej odpowiedzi. Ale nie zrażam się i będę dalej wypytywał. O wynikach postaram
się poinformować czytających te słowa.
#2. Nigdy nie kupię nowego auta, bo to tablety na kołach
Zakląłeś mnie w dotyk... (za artystką nie przepadam, po prostu ten tekst mi tu pasował)
Tak, obecnie modny jest argument tabletów na kołach. W
pod koniec 90. (bo w latach 80. nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru) były to jeżdżące plastiki,
w pierwszej dekadzie XXI wieku to był argument komputerów na kołach, by 10 lat
później zamienić się w jednorazówki. Obecnie są to tablety na kołach. Co
śmieszne – obecnie właśnie te jeżdżące komputery są wspaniałe, bo jeżdżące
plastiki już są za stare. Ci,
co nigdy nie kupiliby takiego jeżdżącego komputera na kołach dziś go kupują i sobie chwalą, że posiadają nowoczesne auto. Z czego
to wynika? Ano z tego, że jesteśmy społeczeństwem ubogim. I nie stać nas na
nowe samochody i właśnie w ten sposób uzasadniamy swoje wybory, jednocześnie marudząc
na pojazdy nowsze. Za 20 lat tablety na kołach staną się w porządku, za to
najnowsze pojazdy będą na cenzurowanym. Powyższe przemyślenie
pasuje mi także
do argumentu o końcu prawdziwej motoryzacji. A całe to marudzenie zaczęło się
od otwarcia granic na początki lat 90., kiedy to ludzie zaczęli sprowadzać auta zachodnie.
Wtedy zaczęły się narzekania, że nie ma to jak Polonez czy Polski Fiat, że są lepsze
od tych zachodnich śmietników. I tak się to ciągnie przez lata.
#3. Dawniej samochody miały duszę
Ten, który powoli zyskuje miano auta uduchowionego
Tu podobnie jak na końcu prawdziwej motoryzacji dopytuję,
czym ta dusza jest i jakim autem piszący te słowa jeździ. Nikt nie wiedział niestety, czym owa magiczna dusza jest, ale ponownie coraz to
młodsze roczniki aut zyskują duszę. Przedstawię to na przykładzie Golfa.
Jeszcze w roku 2005 Golf V to był bezduszny komputer na kołach, a duszę
posiadał Golf II. W roku 2015, w czasach Golfa VII, duszę zaczęła posiadać IV
(niestety III zaszczyt posiadania duszy czemuś ominął). Obecnie mamy Golfa
VIII, a duszę posiada… Golf V, czyli wspomniany bezduszny komputer na kołach.
Tak zacząłem sobie dociekać i wyszło mi z moich przemyśleń, że
ową magiczną
duszę zyskują samochody, które stanieją poniżej 20 000 zł (no max 25 000).
Wtedy są godne nosić miano auta z duszą. Więc posiadacze Golfów VIII niech się
nie łamią, tylko trzymają swoje auta, będą one miały swoją duszę. Póki co są
tabletami na kołach. Czy byłem jakoś wyróżniony, gdy posiadałem auto z duszą? Nie. Czy czuję się źle, że nie posiadam auta z duszą? Nie. Kupuję auta, które mi się podobają. To ja się mam w nich dobrze czuć i tyle. Czy kupię sobie jeszcze auto używane (klasyka?). Owszem. Czemu? Bo chcę, bo lubię, bo takie auto mi się podoba. Żadnej ideologii do zakupu o duszach nie będę sobie dorabiał. I nie hejtuję aut starszych, szanuję je. Bez nich nie było by tego, co teraz mamy. Wniosły swoją cegiełkę w rozwoju motoryzacji i chwała im za to. Bo czasami właściciele nowych aut zapominają, jak śmigali samochodami starszymi i wyśmiewają je. Czemu? Nie wiem. Ja szanuję i tego, co ma samochód używany i tego, który ma auto nowe. Za to nie cierpię jak ktoś popada w skrajność i na siłę próbuje udowadniać swoje racje.
#4. Nowe auta to jednorazówki i co wymianę oleju wymiana silnika,
a dawniej silnik to robił po milion kilometrów. Dlaczego teraz takich nie
robią?
Duże przebiegi, powiadasz? Potrzymaj mi piwo...
I tak, i nie. Były trudne czasy początków downsizingu (odkąd
zapowiedziano wejście normy Euro5, czyli jakoś od 2008 roku), kiedy producenci
musieli się przestawić na nowe technologie i nowe rozwiązania. Nie były one
zawsze do końca przemyślane i prawdą jest,
że mnóstwo producentów wypuszczało
zwyczajne gnioty. I fakt, te silniki psuły się czasem i po 40 000 km. Prym
w tym wiedli producenci z Niemiec, ale i Francuzi im nie odpuszczali. Jednak po
kilku latach procesy technologiczne zostały opanowane, silniki dopracowano i znów w większości
robione są naprawdę dobre silniki. Można powiedzieć, że wypuszczane po roku
2015 silniki już są w większości dość trwałe. Choć i
obecnie zdarzają się buble,
ale to zdarzało się, odkąd istniała motoryzacja. Czy teraz nie robią trwałych
silników? Owszem, robią. Przykładem mogą być choćby hybrydowe Toyoty. Robi toto
setki tysięcy kilometrów i jeździ niezawodnie. Podobnie rzecz się ma z
silnikami Mazdy. Taki silnik potrafi i trzy budy przeżyć. Albo fiatowskie słynne
1.4. Robi toto kilometry i działa. Czy dawniej robili silniki złe? Owszem, robili. Choćby oplowski 90-konny 1.6 z Kadetta SR (niech mu ziemia lekką będzie), czy 2.5 TDI V6 150 KM i naprawdę wieeele innych. W zafałszowaniu obrazu motoryzacji pomagają
często
nieuczciwi handlarze, robiący korektę liczników, przez co kupujący
nowoczesny samochód ma wrażenie, że po 200 000 kilometrów wszystko się sypie,
podczas gdy jego samochód często ma po 300 i więcej tysięcy nalatane (i takie przebiegi w pięcioletnim aucie się zdarzają, serio).
#5. Teraz to samochody psują się po gwarancji, a dawniej robiono
je na lata
I to jest naprawdę jeden z nielicznych sensownych argumentów,
pod którym się rękami i nogami podpisuję. Bo faktycznie obecnie producent robi wszystko, by jak
najszybciej zmienić samochód na nowy. Czemu tak się dzieje? O tym można się
szybko przekonać, wpisując na YT „Spisek żarówkowy nieznana historia
zaplanowanej nieprzydatności”. Tak wszystko ślicznie zostało wyjaśnione. Więc
producent stosuje różne triki, które mają uczynić samochód nieprzydatnym do
dalszej eksploatacji. Wśród nich najgorszym co wymyślono jest serwis olejowy co
30 000 km. To dla silnika jest dramat. Olanie zaleceń producenta i wymiana
oleju co 10 000 km skutkuje naprawdę znacznym wydłużeniem żywotności
silnika. Jak znacznym?
Niektórzy szacują, że nawet trzykrotnym. Dawniej ludzie naprawdę dbali o samochody. Dziś jest to narzędzie takie samo jak suszarka do włosów. A obecnie nowe auta kupują firmy, którym zależy na jak najniższych kosztach
serwisu. Klient indywidualny, który kupił taki samochód dla siebie, wymienia
olej często. I teraz samochody zadbane od początku przejeżdżają bezawaryjnie mnóstwo
kilometrów. Te, które są serwisowane zgodnie z zaleceniem producenta… są dość problematyczne w dalszym użytkowaniu. Ale nie wszystkim producentom odwaliło. I tu powrócę do Toyoty. Czemu? Bo zaleca ona wymianę
oleju w hybrydach co 15 000 km. Gdy wymieniałem olej po 12 000 km
powiedziano mi jako ciekawostkę, że ten samochód na silniku spalinowym zrobił
niecałe 8000 km, resztę dystansu przejechał na silniku elektrycznym. Więc tak naprawdę wymieniłem olej po 8000 km. A rzadko który samochód hybrydowy przyjeżdża
na wymianę oleju z przebiegiem na spalinówce większym niż 10 000 km.
Ponadto są to odciążone silniki pracujące w trybie Atkinsona i mamy przepis na
długowieczność. Toyota zrobiła ostatnio
specjalną stronę dla osób z dużymi przebiegami.
Prym tam wiodą właśnie hybrydy i cała masa z nich ma powyżej 600 000 km. Czy dawniej robiono tylko
dobre samochody? Otóż nie. Do
dziś pozostały tylko te ponadprzeciętnie trwałe,
o które ktoś dbał. Śmiem twierdzić, że 90% aut z lat 80. i 70% aut z lat 90. już
służy jako żyletki lub okucia drzwiowe tudzież ościeżnice. Gdyby było inaczej na naszych ulicach śmigały by Ople Katetty, Ascony, Peugeoty 205, Talboty, Renault 9, 11, 21 i inne z lat 80. i 90. A nie śmigają... To samo stanie się z obecnie produkowanymi autami – za 20 lat pozostanie 10% z nich - tych najtrwalszych. Problem jest tylko jeden. Samochody z lat 80. i 90. zanim poznikały służyły w większości jeszcze przez kilkanaście lat. Te nowoczesne poznikają z ulic znacznie szybciej i zostaną zastąpione kolejnymi generacjami. I jeżeli mam być szczery, to dziś niemiecka wielka trójka produkująca auta z segmentu premium do dziś zalicza znaczny spadek jakości, niestety. I piszę to na podstawie własnych doświadczeń. Dlatego w przypadku zakupu nowych aut warto rozważyć alternatywy z Francji, Japonii, Korei, a w niedalekiej przyszłości także i... Chin.
#6. Kupuję starsze auto, naprawię je i wiem, co mam
Oj, nie – nie wiesz, co masz.
Wiedział, co miał tylko i
wyłącznie pierwszy właściciel pojazdu. Dla każdego następnego ten samochód to
mniejsza lub większa zagadka. Właściwie sformułowane zdanie powinno brzmieć: kupuję
używane auto, naprawię je i wiem, co i jak w nim naprawiłem. Zawsze to powtarzałem i powtarzał będę jako posiadacz ponad 30 samochodów używanych. Zresztą po zakupie każdego używanego auta na początku to najczęściej jest usuwanie druciarstwa, zaniedbań i patentów poprzednich właścicieli.
#7. Kupię stary samochód, będę go naprawiał i będę się nim cieszył
do końca życia
Fura koleżanki, mam nadzieję, że się nie obrazi
Nikt tylko nie mówił, do końca czyjego życia. Swojego czy
samochodu. W zasadzie na prawie każdego
piszącego taki argument przyjdzie taki czas, że siądzie i zacznie liczyć. I z
tych obliczeń wyjdzie mu, że dokładając tyle kasy, ile by pochłonął prawidłowy
remont samochodu, może sobie kupić za te pieniądze o wiele młodsze auto. I w tym
momencie
kończy się miłość do samochodu. Bo pamiętajmy – części potrzebne do remontu
auta (mówię o częściach dobrej jakości) nie tanieją. Tyle samo kosztowały, jak
auto było nowe lub prawie nowe i tyle samo kosztują dziś, bowiem te części w przeciwieństwie do samochodu zawsze są
nowe, produkowane na bieżąco. Zatem kapitalny remont takiego samego silnika i w
aucie nowym, i tym 20-letnim, przy użyciu dobrych jakościowo podzespołów,
będzie kosztował podobnie. I po tym brutalnym
zderzeniu z rzeczywistością najczęściej samochody
są sprzedawane dalej albo
złomowane. A czasami nawet najbardziej wymarzony samochód zaczyna właściciela po prostu męczyć swoją upierdliwością w psuciu się dupereli. Ponadto sama blacharka – nieraz jak właściciel wiekowego pojazdu
usłyszy kwotę za jej remont,
sentymenty się kończą, a zaczyna się matematyka. I
właśnie dlatego argument o dożywotniej miłości uważam za błędny. Weźmy jako przykład samochód z
nagłówka tego rozdziału. Audi 80 B4. Przypomnijcie sobie, ile ich latało jeszcze
20 lat temu. A dziś spotkać taki na ulicach to święto. A były to samochody
ponadprzeciętnie trwałe. Co więc z nimi się stało? Zwyczajnie zepsuły się tak,
że nie opłacało się ich remontować, bo wartość remontu przewyższała wartość
samochodu i poszły na złom. I taki sam los czeka większość samochodów kupowanych jako dożywotnie...
#9. Nie kupuję nowych samochodów, bo koszty ich utrzymania są okropnie
duże, nie to co w starszych samochodach
Koszty utrzymania? Wybieram tego z lewej... Oba na zimowych felgach, czyli nie ma być pięknie, a tanio w razie jakiejś niezaplanowanej przygody.
Miałem i używane auta, i mam i samochody nowe. Jeden z tych nowych samochodów był w serwisie trzy razy (po 1500 km po roku i po dwóch). Koszty
serwisu wyniosły mnie około 800 zł (wymiana oleju za pierwsze dwie
nadprogramowe wizyty, trzeci raz za darmo w pakiecie serwisowym, który uzyskałem wraz z
zakupem auta). Drugi nowy samochód był na dwóch wizytach (po 2000 km i po 12 000
km). Wymiana oleju za pierwszym razem to koszt 380 zł, za drugim pierwszy oficjalny przegląd kosztował mnie 620 zł. Badań technicznych jeszcze w żadnym samochodzie robić nie musiałem. Łącznie przez 2 lata wydałem na serwis obu
samochodów niecałe 1800 zł, przy czym jakbym się trzymał zaleceń producentów,
to wydałbym na przeglądy 620 zł przez 2 lata. To chyba niewiele, prawda? Mniej niż wymiana
prostego rozrządu w aucie używanym. A te potrafią się kosztownie zepsuć, coś na
ten temat wiem. Nawet płacąc za przeglądy nowych aut te 1000 czy 1500 zł rocznie (a takie kwoty przeglądów nowych samochodów opisują posiadacze starszych aut), to przez 3 lata wydajesz na przeglądy 3-4,5
tysiąca złotych. Przy czym
wszelkie usterki są usuwane na gwarancji. A teraz siądź
i policz uczciwie, ile kosztował serwis samochodu używanego przez te 3 lata. Ile
kosztowały części i naprawy. Okazuje się szybko, że 60% z piszących takie
argumenty wydało więcej niż te 3000 zł, a wielu się do tej granicy
zbliżyło. Zresztą o kosztach utrzymania auta będącego na drugim planie powyższego zdjęcia tak, by było ono w stanie idealnym, już
napisałem kiedyś artykuł. Kwoty powodują wytrzeszcz oczu.
#10. Tylko głupcy kupują nowe samochody, spadek wartości przeraża,
nigdy bym nie kupił auta nowego. Kupując nowe auta utrzymujesz też producenta, transport, salony sprzedażowe, pośredników, banki, ogólnie armię ekstremalnie dobrze płatnych ludzi
Samochód Schrödingera: i stary, i nowy zarazem. Nieważne, jest śliczny
A ja jakbym był złośliwy napisał bym:
A Ty kupując auta używane utrzymujesz mechaników, elektryków i blacharzy i na tym bym dyskusję zakończył. Ale nie jestem złośliwy, więc odpiszę inaczej:
Tak, nowe samochody (poza pewnymi wyjątkami) tracą na wartości (choć w ostatnich
latach jakby mniej). Ale używane (poza pewnymi wyjątkami) także na wartości nie zyskują. Gdy tylko się
uczciwie przeliczy wydatki na remonty używanego samochodu i utratę jego
wartości przy sprzedaży, może się okazać, że zakup nowego wcale nie jest taki
bolesny. Niektórzy chcą po prostu spać spokojnie wiedząc, że w razie jakiejś awarii mają coś, co nazywa się gwarancją, a inni zwyczajnie na starcie nie chcą poprawiać wypaczeń poprzednich właścicieli i chcą od początku decydować o swoim samochodzie. A nazywanie kupujących nowe auta głupcami i odradzanie im zakupu nowego
samochodu to…
strzelanie sobie w stopę. Bo jakby każdy wziął sobie do serca te
słowa i nie kupował nowych aut (utrzymując armię dobrze płatnych ludzi przy okazji), to skąd taki mądrzejszy człowieczek wziąłby
sobie te samochody używane? Dlatego zamiast obrażać takich ludzi, warto im
kibicować, by kupowali nowe, które potem zrobią się autami używanymi i będzie
je można sobie jako używkę kupić. Bo obrażając takie osoby, tak jakby sami pod
sobą gałąź podcinamy. Zresztą w ostatnich latach
mamy demo wersję co by się
mogło stać, gdyby spełnił się piękny sen tych, co odradzają zakup samochodów nowych. Mianowicie nowych
samochodów było sporo mniej niż zazwyczaj. I jak tam używane auta?
Było ich
tyle samo i w takich samych cenach jak do tej pory? Chyba nie, bo ktoś nie mógł
dostać auta nowego, więc wstrzymał się ze sprzedażą 3-letniego. Ten, który
chciał kupić 3-letnie, wstrzymał się ze sprzedażą swojego 6-letniego. I tak
poleciało w całym zakresie roczników. A te, które były na rynku dostępne, to zwyczajnie
takie, którymi już się nie dało jeździć, w cenach takich, jakie jeszcze niedawno temu kosztowały kilka lat
młodsze sprawne samochody. Do takiej sytuacji doprowadziło drobne zaburzenie w
ilości sprzedawanych samochodów nowych. Więc nie odradzaj ludziom kupowania nowych aut, tylko życz im, by ich kupowali jak najwięcej. Z pożytkiem dla Ciebie. Serio. I pamiętaj -
używany samochód, który posiadasz też kiedyś był nowy i ktoś go musiał jako nowy kupić. A jakby nikt go nie kupił?
#11. A na koniec jeszcze kilka słów narzekania na światła samochodu, bym mógł coś ważnego pokazać
To te spawarki
W tym rozdziale mówimy o fabrycznie wyprodukowanych reflektorach. Tematem retrofitów z pewnością się zajmę (poszukuję chętnego z lampami H7 różnych typów do testów z Radomia i okolic. Jak ktoś się znajdzie poproszę o cześka). Odkąd pamiętam, kierowcom zawsze było źle. Oślepiały ich
żarówki halogenowe,
bo wsadza taki reflektor przeciwlotniczy w światła i debil
jedzie. Jednak żarówki halogenowe się dość szybko upowszechniły i przestały
przeszkadzać. Kolejna fala narzekań zaczęła się wraz z wynalezieniem xenonów.
Panie –
załadował koleś takie słońca w światła i razi wszystkich dookoła.
Obecnie ludzie narzekają na oślepianie przez LED-y. Bo ma takie
spawarki w
lampach. Ale stała się rzecz niezwykła. Nagle xenony ze słońc stały się bardzo
dobrym źródłem oświetlenia, bo tak cudownie oświetlają drogę. Więc już nie są
na cenzurowanym. Za to dostaje się LED-om. Ale i one za 10 lat, jak tylko
samochody z nimi stanieją, zaczną stawać się świetnym źródłem światła. Za to będzie się obrywało laserom, czy co tam wymyślą po drodze. Czemu o
tym piszę? A bo chcę pokazać pewną prawidłowość. Że
Polak niestety narzeka na
wszystko, co nowe. Z narzekania uczyniliśmy sport narodowy. Polaka nie cieszy postęp. Musi wszystko hejtować i jest mu z
tym dobrze. Ale jak to co hejtuje stanie się na tyle tanie, że może to kupić,
to nagle ta hejtowana rzecz staje się najlepszą rzeczą na świecie. Skąd w nas
tyle jadu? Niemniej pamiętajmy. Niezależnie od źródła światła podstawą są dobrze ustawione reflektory. Dlatego po każdorazowej wymianie żarówek czy palników warto je obligatoryjnie sprawdzić na SKP. To nie kosztuje dużo, a sprawia, że inni na drodze nam podziękują. No i dbajmy o stan kloszy i ogólnie samych reflektorów. Gdy nie chcemy kupować zamienników, możemy swoje światła
oddać do regeneracji. Lub
poddać regeneracji ich jakieś części. Warto.
Ja
osobiście cieszę się z postępu, jaki się w motoryzacji dokonuje.
Cieszę się z tego, że samochody są coraz bezpieczniejsze, że chronią życie
ludzi. Że silniki coraz mniej palą i coraz mniej trują, a także lubię korzystać na trasie z aktywnego tempomatu, który dostosowuje
odległość do poprzedzającego pojazdu i dostosowuje prędkość do prędkości
obowiązującej na danym odcinku. Korzystam z wszelakich asystentów utrzymania
pasa ruchu, martwego pola czy parkowania, a także ze świateł matrycowych. Jak
samochód to sobie sam robi i robi to dobrze, to czemu z tego nie korzystać?
Jednak nie zdaję się tylko na te systemy.
One nie zwalniają mnie z myślenia,
tylko mi pomagają. Dzięki temu nawet długa podróż mija miło i relaksująco. Tak
więc ja nie hejtuję, ja jestem tylko ciekaw, co jeszcze wymyślą producenci aut,
by kierowcom pomagać. I bardzo im w tym kibicuję, podziwiając szczerze każdy
następny nowy model i z ciekawością czytając, co tam inżynierowie do niego
włożyli. I takiego myślenia wszystkim życzę.
Nie hejtujmy motoryzacji,
podziwiajmy kunszt inżynierów i dzisiejszych, i tych sprzed 30 i więcej lat. Bo każdy z
nich chciał stworzyć samochód jak najnowocześniejszy w czasach, w których dane
auto powstawało. Ja wiem, jesteśmy społeczeństwem biednym. W większości nie stać nas na nowe samochody, ale to nie jest powód do obrażania się na nowoczesną motoryzację.
#12. Znajomy mówił, że w jego nowym samochodzie stało się…

I tu wyliczana jest litania co się stało. Jednak gdy ktoś
zechce nawiązać kontakt z owym znajomym okazuje się, że jest on jak mityczny
Yeti, czyli wszyscy o nim słyszeli, nikt go nie widział.
Ja mam podczas pisania
w sieci prostą zasadę. Opisuję to, czego doświadczyłem osobiście podczas
użytkowania danego auta. A jak powołuję się na znajomego, to proszę go, by
problem opisał, po czym go cytuję. Niemniej ta osoba śledzi dany temat i może
swoje słowa potwierdzić. I z takim podejściem żyje mi się dobrze.
#13. Obecne silniki to tylko 4 cylindrowe uturbione
dwulitrowe pierdziawki, które nie brzmią, wolę swoje (i tu w zależności od
posiadanego silnika mamy R5, R6, V6, V8)…

Argument to taki, jakby dwulitrowe R4 powstało wczoraj. A czterocylindrowe
silniki w Europie są najpowszechniejsze i są stosowane nie od dziś. I jakoś
nikomu one nie wadzą. Wręcz były czasy, kiedy silnik o pojemności 2 litrów był
uważany za dużą pojemność. Potem przyszły szalone lata 80 i moce silników i ich
pojemności rosły (choć po kryzysie pod koniec lat 80. Jakby się wszystko
uspokoiło. Następnie znów pojemności i ilości cylindrów wzrastały, bo w końcu
znów powrócić do R4. Najlepiej pokaże to na przykładzie kultowego auta z
Europy, czyli… Golfa. Bo on odzwierciedla wszystkie trendy w motoryzacji. Golf
1 miał czterocylindrowe silniki o pojemności 1.1 – 1.8 R4. Moce od 50 do 112
KM. Nikomu to nie przeszkadzało, auto po prostu sobie śmigało. W Golfie 2 mamy
już silniki 1.3 -2.0 R4, a moce od 55 do 210 KM. W dalszym ciągu R4. Golf III
to pojemności 1.4-2.9 moce od 55 do 190 KM. W tym modelu w Golfie po raz pierwszy
zawitało 6 cylindrów (VR6). Golf IV to silniki o pojemnościach 1.4 -3.2 i
mocach 68-241 KM. A z tego, co kojarzę, to były też przymiarki, by do Golfa
wpakować 4 litrowe W8… Golf V pojemności się nie zmieniły, za to moce wzrosły
od 75 do 250 KM, aż nadszedł Golf VI. Pojemności 1.2-2.5 (ale VR5 2.5 tylko na
USA, bo w Europie zabawa kończyła się na R4 2.0. Moce 85-271KM. I wtedy to
silnik 2.0 stał się znienawidzony, bo odebrał V-ki… Golf VII to silniki 1.0 – 2.0
R4 i mocach od 85 do 310 KM. Golf 8 to silniki 1.0 do 2.0 R4 i mocach 90 – 320 KM.
Więc silnik R4 były z nami długo, ale teraz dopiero zaczęły uwierać. Co
najśmieszniejsze – topowy 250 konny Golf V R32 z sześciocylindrowym silnikiem o
pojemności 3.2 do setki przyspieszał gorzej niż obecny GTI, który wcale topowy
nie jest, bo nad nim jest jeszcze wersja R. Przy czym, jeżeli chodzi o
spalanie, to obecny Golf R (przyspieszający do setki w 4,7 sekundy pali sporo
mniej niż jego pradziadek. Co do brzmienia – tu racja. Coś, co ma ponad 4
cylindry brzmi. I to naprawdę brzmi. Ale tak naprawdę większość populacji ceni
sobie w aucie ciszę. Więc auta z dużymi silnikami (a dziś także robią i R6 i V6
i V8) są dobrze wytłumione. Po to, by nie drażnić niepotrzebnie użytkowników
warczeniem. A ponieważ jak napisałem do dziś produkowane są V8, to argument, że
obecnie to tylko uturbione dwulitrowe pierdziawki uważam za chybiony. No i 2 litry
w Europie od zawsze to była taka pojemność ze średniego zakresu. Ani nie za
duża, ani nie za mała. Taka w sam raz. I nie, nie hejtuję tu broń boże silników o liczbie cylindrów większych niż 4. Sam miałem V8 i uważam, że brzmiał genialnie. Ale jak napisałem - brzmienie to kwestia gustu. Jednym się podoba jak gra F8 Crossplane, inni wolą brzmienie Flat plane, a jeszcze inni mają na to zupełnie wywalone. Ja się z V8 nacieszyłem, a teraz do zakupu auta na codzień podszedłem pragmatycznie. Ma być ciche, ma mało palić i być niezawodne. I takie jest...
PS Pominąłem punkt
#8. Czemu? Celowo. By można było na coś dodatkowo ponarzekać...
PPS Zdjęcia wykonane przeze mnie, więc ich autora nie podaję
PPPS (dużo tych PS) Źródeł także nie podaję, pisałem z głowy, a potrzebne linki są w tekście