W dzisiejszym odcinku kolejny sezon serialu „Rick i Morty” może być zagrożony, HBO nie zważa na krytykę i pracuje nad drugim sezonem znienawidzonego serialu, a „The Last of Us” rozbija bank.
Nadejszła wiekopomna chwila i jak co roku chcielibyśmy pokazać wam coś zaje*istego. Przed wami zestawienie najfajniejszych i najgorętszych kobiet z Monster Galerii, na które głosowaliście i które Wy sami wybraliście w 2022 roku. Smacznego!
Ćpamy od tysięcy lat. Ćpają uduchowieni szamani, ćpają
zestresowani pracownicy wielkich korporacji, ćpają elity, ćpa
biedota, ćpamy również my – szarzy obywatele szukający w zimnym
browarku chwili wytchnienia po tygodniu spełniania naszych ciężkich
obowiązków. Środki psychoaktywne musiały też prędzej czy
później trafić „w kamasze”, bo przecież napruty jednym
dragiem mężczyzna może stać się superżołnierzem, a otumaniony
innym zamieni się w robiącego pod siebie, niezdolnego do walki
inwalidę. Dragami armia zainteresowała się dużo wcześniej, niż
moglibyście się spodziewać.
#1. Wikingowie w muchomorowym szale
Według
historycznych przekazów, w armiach nordyckich często spotkać można
było berserkerów. Byli to wojownicy nieznający strachu,
posiadający nadludzką wręcz siłę i nieopanowaną agresję.
Żołnierzy tych stosunkowo łatwo było rozpoznać po ich
niecodziennym ubraniu, na co zresztą wskazuje ich nazwa – „bersërkr”
w języku staronordyckim oznacza „skórę niedźwiedzia”. Na
bitewnych polach szaleńcy ci budzili wśród wrogów prawdziwą trwogę. Berserkerzy często walczyli bez zbroi, a
nawet samookaleczali się w swoim otumanieniu i wściekłym,
niekontrolowanym szale. Po walce jednak taki wojownik potrzebował
paru dni na odpoczynek i powrót do rzeczywistości. Analiza opisów
bitewnego szaleństwa tych żołnierzy pozwoliła Samuelowi Ödmannowi, szwedzkiemu,
żyjącemu pod koniec XVIII wieku, uczonemu wysnuć intrygującą
teorię, jakoby wojownicy ci szli do bitwy będąc pod wpływem muscymolu
– związku obecnego w muchomorze czerwonym.
Jest to substancja
wywołująca omamy hipnogogiczne, czyli halucynacje zbliżone do
sennych wizji. Mimo że muscymol uważa się za stosunkowo łagodny
środek zwiotczający, to już reakcje na jego spożycie mogą być
skrajnie różne w zależności od warunków i otoczenia, w którym
się go przyjmuje. U niektórych wywoła więc radość, a u innych
silną agresję.
Współcześni
badacze twierdzą jednak, że opisywany przez kronikarzy bojowy szał
bardziej pasuje do kogoś, kto najadł się lulka jadowitego,
czyli tzw. szaleju czarnego. Roślina ta jest silnie toksyczna, a jej
spożycie może prowadzić do halucynacji oraz niekontrolowanych
wybuchów wściekłości. W języku polskim funkcjonuje nawet
określenie „najeść się szaleju”, które to stosuje się do
opisania osoby niepoczytalnej.
#2. Meskalina na
polu bitwy
Kompletnie nie
potrafię wyobrazić sobie, aby ktoś będący pod wpływem meskaliny
był w stanie chwycić za broń i ruszyć na wojnę. A jednak,
psychodelik zazwyczaj przywołujący przyjemne wizje był stosowany
przez zamieszkujących niegdyś rejony dzisiejszego Meksyku Indian –
Chichimeków. Wojownicy z tego plemienia mieli w zwyczaju gromadzić
się w noc przed bitwą, malować swe ciała, tańczyć i jeść
olbrzymie ilości pejotlów, czyli kaktusów słynących z dużego
stężenia meskaliny – enteogennego psychodeliku, którego
działanie utrzymuje się do kilkunastu nawet godzin. Biorąc pod
uwagę, że jest to stan trochę przypominający kwasowy haj,
przebieg bitwy musiał wyglądać ciekawie… Plemię to jednak
wierzyło, że dzięki kaktusowi mogli uzyskać lepszy
kontakt z naturą i większe skupienie podczas walki.
#3. Opiaty pomagały
rannym i często ich uzależniały na całe życie
Leki oparte na bazie
opiatów były na dużą skalę stosowane w czasie wojny secesyjnej.
Przede wszystkim pełniły one funkcję silnych środków
przeciwbólowych, ale wiele z nich używano też przy leczeniu
biegunek czy mięśniowych spazmów u osób, które przeszły zabieg
amputacji kończyny. Czasem też sięgano po nie w przypadkach
pacjentów z gangreną, czerwonką, a nawet faszerowano nimi
znerwicowanych żołnierzy, których nie dało się uspokoić innymi
metodami.
O ogromnej skali używania tych substancji w czasie tego
konfliktu niech świadczy fakt, że sama Armia Unii zamówiła ok. 10
milionów opiatowych pigułek i grubo ponad 80 tysięcy litrów
nalewki opiumowej. Tak gigantyczna ilość „szczęścia”
sprawiła, że w USA mieszkało później całkiem niemało weteranów
telepanych przez narkotykowy głód. Ich uzależnienie nazywano
„chorobą wojskową”. Wiele lat później podobna sytuacja miała
miejsce po zakończeniu I wojny światowej, kiedy to setki tysięcy
młodych mężczyzn wracających do domów przywiozło ze sobą
pourazowy stres i uzależnienie od morfiny, która stosowana była
jako środek przeciwbólowy przy opatrywaniu większości ran.
#4. Alkohol –
„napój odwagi”
Każdy kto widział
nawalonego osiłka szukającego zadymy na deptaku w Mielnie
doskonale zdaje sobie sprawę, że alkohol dodaje skrzydeł. Trudno
dokładnie określić, w którym momencie historii zaczęto środek
ten stosować na potrzeby wojska, ale nawet z ostatnich wydarzeń
wywnioskować można, że picie wody ognistej szczególnie popularne
jest wśród Rosjan. Według historyków, większość żołnierzy
carskiej armii walczących w wojnie rosyjsko-japońskiej była pijana
w sztok. Pili, aby celebrować zwycięstwa w bitwach i dodać sobie
animuszu przed kolejnymi potyczkami z wrogiem. Trzeba jednak być
sprawiedliwym i jasno powiedzieć, że picie w wojsku nie było źle
widziane również w innych europejskich armiach.
Na przykład
serwowane od XVII wieku regularne przydziały rumu doprowadziły do
rozpicia się brytyjskiej marynarki wojennej. Problem ten istniał
przez kolejne stulecia, a dyskretne zmniejszanie dawek alkoholu
nie zlikwidowało regularnego chlania wśród żołnierzy. Dopiero w
latach 70. ubiegłego wieku ostatecznie wycofano rum z przydziałów
i kategorycznie zabroniono marynarzom opijania się na służbie.
#5. Metamfetamina –
naziści na speedzie
Od kwietnia do lipca
1940 roku walczący na zachodnim froncie żołnierze Hitlera
skonsumowali 35 milionów tabletek zawierających metamfetaminę.
Dużą popularnością narkotyk ten cieszył się wśród załóg
niemieckich czołgów.
Stosowanie tego
środka pozwoliło im walczyć niekiedy przez trzy dni bez przerwy!
Brytyjczycy wcale nie byli gorsi. W czasie całej wojny nafaszerowali
swoją armię 72 milionami pastylek z amfetaminą…
#6. Marihuana –
żołnierz nie powinien jej zażywać!
Prawdziwe, szeroko
zakrojone badania nad wykorzystaniem środków psychoaktywnych w
amerykańskiej armii na dobre rozpoczęto dopiero po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to w ramach doświadczeń podawano – często
zupełnie nieświadomym – żołnierzom końskie dawki LSD. Tymczasem
już w latach 30. wojsko Stanów Zjednoczonych zainteresowało się…
marihuaną. Stacjonujący w bazach rozmieszczonych na terenie tzw.
Strefy Kanału Panamskiego amerykańscy żołnierze sięgali po tę
używkę nader często. W latach 30., mimo że palenie konopnego suszu
było kategorycznie zabronione, proceder ten trwał nadal.
Odpowiedzią na to był powstały w 1933 roku raport, który dziś
uznaje się za wynik pierwszego w historii pół-eksperymentalnego badania nad
skutkami korzystania z marihuany.
Prowadzone od
wczesnych lat 20. badania wykazały wówczas, że narkotyk ten nie
powoduje uzależnienia w takim samym stopniu jak opiaty i kokaina, a
przestępstwa wojskowe spowodowane jej używaniem są „mało
istotne” w porównaniu z tymi prowokowanymi przez alkohol. Sugerowano nawet odstąpienie od karania żołnierzy sięgających po trawkę. Niestety, raport przeszedł wówczas niezauważony.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą