Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Żołnierze na speedzie? Wikingowie na grzybowym haju? Narkotyki są złe, ale... chętnie sięga po nie armia!

25 601  
150   22  
Ćpamy od tysięcy lat. Ćpają uduchowieni szamani, ćpają zestresowani pracownicy wielkich korporacji, ćpają elity, ćpa biedota, ćpamy również my – szarzy obywatele szukający w zimnym browarku chwili wytchnienia po tygodniu spełniania naszych ciężkich obowiązków. Środki psychoaktywne musiały też prędzej czy później trafić „w kamasze”, bo przecież napruty jednym dragiem mężczyzna może stać się superżołnierzem, a otumaniony innym zamieni się w robiącego pod siebie, niezdolnego do walki inwalidę. Dragami armia zainteresowała się dużo wcześniej, niż moglibyście się spodziewać.

#1. Wikingowie w muchomorowym szale

Według historycznych przekazów, w armiach nordyckich często spotkać można było berserkerów. Byli to wojownicy nieznający strachu, posiadający nadludzką wręcz siłę i nieopanowaną agresję. Żołnierzy tych stosunkowo łatwo było rozpoznać po ich niecodziennym ubraniu, na co zresztą wskazuje ich nazwa – „bersërkr” w języku staronordyckim oznacza „skórę niedźwiedzia”. Na bitewnych polach szaleńcy ci budzili wśród wrogów prawdziwą trwogę. Berserkerzy często walczyli bez zbroi, a nawet samookaleczali się w swoim otumanieniu i wściekłym, niekontrolowanym szale. Po walce jednak taki wojownik potrzebował paru dni na odpoczynek i powrót do rzeczywistości. Analiza opisów bitewnego szaleństwa tych żołnierzy pozwoliła Samuelowi Ödmannowi, szwedzkiemu, żyjącemu pod koniec XVIII wieku, uczonemu wysnuć intrygującą teorię, jakoby wojownicy ci szli do bitwy będąc pod wpływem muscymolu – związku obecnego w muchomorze czerwonym.


Jest to substancja wywołująca omamy hipnogogiczne, czyli halucynacje zbliżone do sennych wizji. Mimo że muscymol uważa się za stosunkowo łagodny środek zwiotczający, to już reakcje na jego spożycie mogą być skrajnie różne w zależności od warunków i otoczenia, w którym się go przyjmuje. U niektórych wywoła więc radość, a u innych silną agresję.
Współcześni badacze twierdzą jednak, że opisywany przez kronikarzy bojowy szał bardziej pasuje do kogoś, kto najadł się lulka jadowitego, czyli tzw. szaleju czarnego. Roślina ta jest silnie toksyczna, a jej spożycie może prowadzić do halucynacji oraz niekontrolowanych wybuchów wściekłości. W języku polskim funkcjonuje nawet określenie „najeść się szaleju”, które to stosuje się do opisania osoby niepoczytalnej.

#2. Meskalina na polu bitwy

Kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie, aby ktoś będący pod wpływem meskaliny był w stanie chwycić za broń i ruszyć na wojnę. A jednak, psychodelik zazwyczaj przywołujący przyjemne wizje był stosowany przez zamieszkujących niegdyś rejony dzisiejszego Meksyku Indian – Chichimeków. Wojownicy z tego plemienia mieli w zwyczaju gromadzić się w noc przed bitwą, malować swe ciała, tańczyć i jeść olbrzymie ilości pejotlów, czyli kaktusów słynących z dużego stężenia meskaliny – enteogennego psychodeliku, którego działanie utrzymuje się do kilkunastu nawet godzin. Biorąc pod uwagę, że jest to stan trochę przypominający kwasowy haj, przebieg bitwy musiał wyglądać ciekawie… Plemię to jednak wierzyło, że dzięki kaktusowi mogli uzyskać lepszy kontakt z naturą i większe skupienie podczas walki.


#3. Opiaty pomagały rannym i często ich uzależniały na całe życie

Leki oparte na bazie opiatów były na dużą skalę stosowane w czasie wojny secesyjnej. Przede wszystkim pełniły one funkcję silnych środków przeciwbólowych, ale wiele z nich używano też przy leczeniu biegunek czy mięśniowych spazmów u osób, które przeszły zabieg amputacji kończyny. Czasem też sięgano po nie w przypadkach pacjentów z gangreną, czerwonką, a nawet faszerowano nimi znerwicowanych żołnierzy, których nie dało się uspokoić innymi metodami.


O ogromnej skali używania tych substancji w czasie tego konfliktu niech świadczy fakt, że sama Armia Unii zamówiła ok. 10 milionów opiatowych pigułek i grubo ponad 80 tysięcy litrów nalewki opiumowej. Tak gigantyczna ilość „szczęścia” sprawiła, że w USA mieszkało później całkiem niemało weteranów telepanych przez narkotykowy głód. Ich uzależnienie nazywano „chorobą wojskową”. Wiele lat później podobna sytuacja miała miejsce po zakończeniu I wojny światowej, kiedy to setki tysięcy młodych mężczyzn wracających do domów przywiozło ze sobą pourazowy stres i uzależnienie od morfiny, która stosowana była jako środek przeciwbólowy przy opatrywaniu większości ran.

#4. Alkohol – „napój odwagi”

Każdy kto widział nawalonego osiłka szukającego zadymy na deptaku w Mielnie doskonale zdaje sobie sprawę, że alkohol dodaje skrzydeł. Trudno dokładnie określić, w którym momencie historii zaczęto środek ten stosować na potrzeby wojska, ale nawet z ostatnich wydarzeń wywnioskować można, że picie wody ognistej szczególnie popularne jest wśród Rosjan. Według historyków, większość żołnierzy carskiej armii walczących w wojnie rosyjsko-japońskiej była pijana w sztok. Pili, aby celebrować zwycięstwa w bitwach i dodać sobie animuszu przed kolejnymi potyczkami z wrogiem. Trzeba jednak być sprawiedliwym i jasno powiedzieć, że picie w wojsku nie było źle widziane również w innych europejskich armiach.


Na przykład serwowane od XVII wieku regularne przydziały rumu doprowadziły do rozpicia się brytyjskiej marynarki wojennej. Problem ten istniał przez kolejne stulecia, a dyskretne zmniejszanie dawek alkoholu nie zlikwidowało regularnego chlania wśród żołnierzy. Dopiero w latach 70. ubiegłego wieku ostatecznie wycofano rum z przydziałów i kategorycznie zabroniono marynarzom opijania się na służbie.

#5. Metamfetamina – naziści na speedzie

Od kwietnia do lipca 1940 roku walczący na zachodnim froncie żołnierze Hitlera skonsumowali 35 milionów tabletek zawierających metamfetaminę. Dużą popularnością narkotyk ten cieszył się wśród załóg niemieckich czołgów.


Stosowanie tego środka pozwoliło im walczyć niekiedy przez trzy dni bez przerwy! Brytyjczycy wcale nie byli gorsi. W czasie całej wojny nafaszerowali swoją armię 72 milionami pastylek z amfetaminą…

#6. Marihuana – żołnierz nie powinien jej zażywać!

Prawdziwe, szeroko zakrojone badania nad wykorzystaniem środków psychoaktywnych w amerykańskiej armii na dobre rozpoczęto dopiero po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to w ramach doświadczeń podawano – często zupełnie nieświadomym – żołnierzom końskie dawki LSD. Tymczasem już w latach 30. wojsko Stanów Zjednoczonych zainteresowało się… marihuaną. Stacjonujący w bazach rozmieszczonych na terenie tzw. Strefy Kanału Panamskiego amerykańscy żołnierze sięgali po tę używkę nader często. W latach 30., mimo że palenie konopnego suszu było kategorycznie zabronione, proceder ten trwał nadal. Odpowiedzią na to był powstały w 1933 roku raport, który dziś uznaje się za wynik pierwszego w historii pół-eksperymentalnego badania nad skutkami korzystania z marihuany.


Prowadzone od wczesnych lat 20. badania wykazały wówczas, że narkotyk ten nie powoduje uzależnienia w takim samym stopniu jak opiaty i kokaina, a przestępstwa wojskowe spowodowane jej używaniem są „mało istotne” w porównaniu z tymi prowokowanymi przez alkohol. Sugerowano nawet odstąpienie od karania żołnierzy sięgających po trawkę. Niestety, raport przeszedł wówczas niezauważony.

Źródła: 1, 2, 3, 4
2

Oglądany: 25601x | Komentarzy: 22 | Okejek: 150 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało