Gówno. Ptasie gówno. Konkretnie to należące do niektórych
gatunków kormoranów i głuptaków. To właśnie od
niepozornej kaki zależała nasza przyszłość. Tak już to sobie
natura wymyśliła, że rośliny potrzebują do wzrostu pewnego
cennego elementu, azotu, który będąc szczególnie istotnym
składnikiem roślinnych enzymów, ma kluczowe znaczenie w ich
metabolizmie, a od ilości dostarczonego im azotu zależy wielkość
i jakość plonów. Kiedy jednak naturalne nawozy zaczęły
drastycznie się kurczyć, stanęliśmy przed groźbą głodowej
śmierci. Od niej uratował nas pewien wrocławski chemik. Czy jest
on jednym z tych bohaterów „bez peleryny”, którzy zasługują
na szczególny szacunek? Otóż niekoniecznie.
W momencie kiedy świat ekspresowo się zaludniał, a zapotrzebowanie
na produkty rolne było olbrzymie, bogate w azot nawozy okazały się szczególnie pożądane, a wręcz nieodzowne, aby uchronić
mieszkańców ziemskiego globu przed głodem. I właśnie tutaj do
akcji wchodzi ptasie gówno. Na skalistych wybrzeżach
oraz niewielkich, bezludnych wyspach Pacyfiku gromadzą się setki
tysięcy ptaków, które to wybrały sobie te miejsca z racji na
skupiska ryb zamieszkujących okolice tych wysepek. Mechanizm jest
prosty – łapiesz rybę, pożerasz ją, wracasz na wyspę odpocząć i
przypieczętować sprawę solidnym kupskiem. Gromadzące się przez
tysiące lat i rosnące niczym wielkie gówniane góry złogi
ptasich odchodów to guano –
naturalny nawóz i znakomite źródło
cennego azotu.
O właściwościach
tego tworu ptasiej przemiany materii wiedzieli już dawni mieszkańcy
południowoamerykańskich ziem. Z tego zawierającego aż 20% azotu
nawozu korzystali już chociażby inkascy farmerzy. To dzięki
sprowadzanemu z wybrzeża guano Inkom udało się stworzyć pola
uprawne w miejscach tak niegościnnych, jak górskie zbocza, w
których to wykuwano specjalne tarasy, wypełniano je ziemią i
wzbogacano ptasimi kupami. W XVIII wieku guano stało się popularnym
produktem eksportowym. Cennym, warto dodać – za pół kilograma
tego towaru płacono nawet i 74 dolary! Wydobywanie tego naturalnego
nawozu było biznesem tak bardzo dochodowym, że w XIX wieku doszło
do regularnej, trwającej 5 lat, wojny pomiędzy Boliwią a Chile,
u
podstaw której leżał spór o bogate w guano tereny na granicy obu
państw.
Na początku XX
wieku jasne się stało, że zapotrzebowanie na guano jest zbyt duże,
a złoża tego surowca zaczynają się kończyć. Peru, jeden z głównych producentów tego nawozu, ostatecznie zablokowało dalszy jego eksport i
świat zdał sobie sprawę z problemu – albo uda się opracować
alternatywną metodę wzbogacania uprawnych gleb w azot, albo wkrótce
Ziemię czekać będzie niespotykana dotąd fala głodu, która pośle
do piachu miliony ludzkich istnień.
Sir William Crookes – ceniony
chemik i przewodniczący Brytyjskiego Stowarzyszenia Postępu Nauki –
przepowiedział, że do lat 30. XX wieku zacznie nam brakować zbóż
i jedynym sposobem na uratowanie nas przed globalną katastrofą
byłoby opracowanie skutecznej metody pozyskiwania azotu z atmosfery.
Biorąc pod uwagę, że
powietrze w 78% składa się z tego właśnie
pierwiastka, idea ta była jak najbardziej słuszna. Gorzej, niestety,
z praktyką.
sir William CrookesDekady ciężkiej pracy i eksperymentów
przeprowadzanych przez europejskich uczonych kończyły się
niepowodzeniem. Do czasu. W 1905 roku urodzony we Wrocławiu
(należącym wówczas do Prus) uczony Fritz Haber rozpoczął
pracę nad syntezą amoniaku. Uzyskiwanie tego szalenie bogatego w azot związku chemicznego udało się opracować, wykorzystując specjalne reaktory
ciśnieniowe. Pomoc w tej pracy Haber dostał od Carla Boscha –
jednego ze współzałożycieli BASF, największego wówczas
chemicznego przedsiębiorstwa na świecie. Tak zwana metoda Habera i
Boscha
wkrótce gotowa była do wdrożenia w produkcję na skalę
przemysłową.I tak już w 1913 roku powstała w Niemczech pierwsza
fabryka, która zajmowała się wytwarzaniem amoniaku na dużą
skalę. Jak dużą? Ano taką, która spełniła zapotrzebowanie na
ten produkt, czyli… ok. 5 ton amoniaku dziennie! Fritz Haber, o
którym mówiono jako o człowieku, który „stworzył chleb z
powietrza”, stał się tym samym wielkim bohaterem. Jak by nie patrzeć – uratował on miliony ludzi od śmierci głodowej i opracował produkcję
podstawowego składnika nawozów, które wykorzystywane są w
uprawach po dziś dzień. Ciekawostka –
szacuje się, że połowę
azotu występującego w twoim organizmie posiadasz pośrednio dzięki
chemikowi z Wrocławia!
W ciągu kilku
miesięcy Haber dorobił się fortuny oraz zyskał światową sławę,
która to zaowocowała zawiązaniem zażyłych przyjaźni z
najznakomitszymi uczonymi tamtej epoki, z Albertem Einsteinem na
czele (który to nawet pomieszkiwał u niego po tym, jak rozstał się
ze swoją pierwszą żoną). Jako wielki autorytet w swojej
dziedzinie, Fritz stanął też na czele Instytutu Chemii Fizykalnej
im. Cesarza Wilhelma w Berlinie.
I właściwie dla wszystkich dobrze
by było, gdyby na tym słodkim happy endzie historia ta się
skończyła. Niestety jednak stało się inaczej.
Wybuchła I wojna światowa, a Haber będąc wielkim patriotą, nawet nie zawahał się
podejmując decyzję o zaoferowaniu swych usług niemieckiej armii.
Uczony już wcześniej odkrył (po części przypadkiem, podczas
eksplozji niemieckiej fabryki amoniaku), że związek, który
uratował ludzkość przed widmem głodu, jest też silnym
utleniaczem i przede wszystkim – materiałem wybuchowym. Ta druga
cecha była szczególnie istotna, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt,
że niemiecka armia cierpiała na niedostatki prochu – elementu tak
przecież cennego w tworzeniu, skutecznie rażącej wroga, broni.
Wkrótce w tych
samych fabrykach odpowiedzialnych dotąd za życiodajny nawóz, Haber
zaczął wytwarzać oparte na amoniaku substancje,
które
wykorzystywano w masowej produkcji bomb. Niemiecki chemik miał
jednak znacznie większe ambicje i nie poprzestał jedynie na
zaopatrywaniu armii w ładunki wybuchowe. Wymarzył on sobie
stworzenie receptury gazu bojowego cięższego niż powietrze. I
chociaż wykorzystywanie tego rodzaju środków zostało prawnie zakazane
przez Konwencję Haską w 1899 roku, to przecież inne europejskie
mocarstwa jawnie eksperymentowały z bronią chemiczną, co tylko utwierdzało Habera o słuszności jego pomysłu. Ba, wierzył on,
że taka broń doprowadzi do szybszego zakończenia wojny, a co
za tym idzie – sprawi, że liczba ofiar konfliktu będzie mniejsza.
22 kwietnia 1915 roku w Ypres niemieckie wojsko,
wykorzystując sprzyjający wiatr, wypuściło w kierunku okopów
wroga
ponad 150 ton gazu opartego na chlorze. W krótkim czasie
substancja ta zabiła kilka tysięcy francuskich żołnierzy, a
resztę uczyniła absolutnie niezdolnymi do dalszej walki!
Trzeba
przyznać, że śmierć w wyniku inhalacji tymi oparami była
wyjątkowo paskudna. Substancja ta poważnie podrażnia błonę śluzową
dróg oddechowych, doprowadza do silnych poparzeń, obrzęku płuc i
wypełnienia się ich płynem. W efekcie żołnierze dosłownie
topili się na polu bitwy. Łącznie „unieszkodliwionych” w ten
sposób zostało 67 tysięcy żołnierzy! Chemik osobiście
obserwował konających ludzi i bardzo dokładnie odnotowywał swoje
spostrzeżenia. Tak spektakularny sukces sprawił, że
Haber z
miejsca został mianowany kapitanem.Z Belgii wrócił na krótko do
Berlina, a wkrótce miał osobiście uczestniczyć w ataku gazowym na
pozycje rosyjskiej armii. Radości Fritza prawdopodobnie nie
podzielała jednak jego żona, Clara, z zawodu również chemiczka.
Jeszcze tej samej nocy kobieta śmiertelnie postrzeliła się
pistoletem swojego męża. Mimo że nie ma konkretnych dowodów na
to, że jej targnięcie się na własne życie było aktem buntu
przeciw zbrodniczemu wynalazkowi Fritza, to biografowie są dość
zgodni co do przyczyny jej samobójstwa.
Śmierć żony nie
wpłynęła w żaden sposób na obsesję Habera, który przez kolejne
lata udoskonalał swoje wynalazki – jego fabryki zatrudniały 1500
pracowników. W efekcie chemiczna broń, za którą stał Fritz, w
ciągu samej tylko I wojny światowej zabiła 100 tysięcy osób.
Wbrew marzeniom wrocławskiego chemika, jego poświęcenie nie
doprowadziło Niemców do zwycięstwa. Ba, po zakończeniu konfliktu
uczony stracił dużą część swej fortuny w wyniku potężnej
inflacji, która zapanowała w jego ojczyźnie.
Mimo że Haber był
bezpośrednio zamieszany w tworzenie morderczej machiny, krótko po
wojnie otrzymał on… Nagrodę Nobla za zsyntezowanie amoniaku.
Podobno podczas bankietu po głównej części ceremonii wielu
uczonych i innych laureatów tej zaszczytnej nagrody nie chciało z
Fritzem rozmawiać – na znak dezaprobaty dla jego działalności w
czasie niedawnego konfliktu zbrojnego.
Przez kolejne lata chemik
opracowywał pestycydy oraz środki, których celem miało być
zabijanie szkodników niszczących jedzenie znajdujące się w
ładowniach statków. Wraz ze swoimi kolegami z instytutu, który
założył, Haber jeszcze w czasie I wojny światowej opatentował
również gaz o nazwie
cyklon B – oparte na cyjanowodorze,
doskonałe narzędzie służące do dezynsekcji. Uczony chciał też
wytrącać złoto rozpuszczone w morskiej wodzie i w ten sposób
pomóc swej ojczyźnie w spłaceniu gigantycznych odszkodowań
wojennych, jednak ten projekt całkiem mu nie wypalił.
Kiedy w latach 30.
do władzy doszli naziści, Fritz zmuszony został do emigracji.
Podobnie zresztą jak wielu innych obywateli Niemiec, którzy
posiadali żydowskie pochodzenie. Początkowo przeniósł się do
wielkiej Brytanii, a następnie udał się do Szwajcarii,
gdzie zmarł w 1934 roku.
Jego „dziedzictwo”
nie zostało jednak zapomniane. Niemcy doskonale wiedzieli, jak
wykorzystać jedno, konkretne dzieło Habera. Wszakże on sam nauczył
ich tego, że pożyteczne wynalazki można zamienić w narzędzie do
efektywnego mordowania ludzi. Produkowany przez Komisję
Techniczną ds. Walki ze Szkodnikami cyklon B, gaz służący do
odwszawiania i dezynfekowania żołnierskich mundurów, został nieco
udoskonalony – otrzymywany z odpadowej masy cukrowej cyjanowodór
wytwarzano teraz w formie granulek.
Niektóre partie tego produktu
pozbawiono też zapachu, który wcześniej miał ostrzegać jego
użytkowników przed możliwością zatrucia się. Tani jak barszcz cyklon B trafił do niemieckich obozów zagłady w ramach projektu
Reinhardt – przeprowadzonej na terenie m.in. okupowanej Polski
operacji mającej na celu „ostateczne rozwiązanie kwestii
żydowskiej”. W lutym 1940 roku gaz Habera został przetestowany na
250 romskich dzieciach z Brna, a wynik tej upiornej egzekucji był na
tyle zadowalający, że odtąd cyklon B nie służył już tylko do
odwszawiania odzieży więźniów obozów,
ale przede wszystkim do
uśmiercania więźniów w komorach gazowych. Substancja ta była niezwykle
wydajna – do zabicia 1500 osób, w optymalnych warunkach
pogodowych, wystarczyło ok. 6 kilogramów tych granulek.
Fritz Haber bohater, który odpędził od nas widmo globalnego głodu i uratował tym
samym życie milinów ludzi, był też człowiekiem
bezpośrednio
odpowiedzialnym za śmierć milionów. Z jednej strony chciałoby mu
się podziękować za nawozy azotowe, co to umożliwiły nam
przetrwanie na tej planecie, a z drugiej jego wkład w ludobójstwo
jest niepodważalny i mocno rzutuje na wynalazek, który uniezależnił
nas od kurczących się zasobów ptasiego gówna.
Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą