Wielkimi
krokami zbliża się premiera nowej części filmu o kosmicznych
łowcach, którzy regularnie odwiedzają naszą planetę, aby
mordować, kroić i obdzierać ze skóry przedstawicieli gatunku
ludzkiego. I chociaż poprzednie ekranowe spotkania z Predatorem
zdecydowanie wiele pozostawiały do życzenia, to seansem „Prey”
jaram się niczym norweski kościół. W oczekiwaniu na tę produkcję
przypomnimy dziś sobie parę ciekawych faktów na temat jednego z
najfajniejszych kosmitów w historii kina.
#1.
Ten gatunek ma swoje imię
Chociaż
w żadnym z filmów, w którym pojawia się krabopodobny zabójca nie
pada nazwa jego gatunku, to dowiedzieć się o niej możemy z lektury
komiksów, a przede wszystkim książek i opowiadań należących do
kanonu tej serii. Występuje on tam jako Yautja lub Hish-qu-Ten.
Tymczasem w niesławnych dwóch częściach „Alien vs Predator”
każdy z łowców posiada inne imię. Przekonać się o tym możemy
oglądając… napisy końcowe tych produkcji (które według wielu
są najbardziej wartościowym elementem seansu obu filmów…).
#2.
Głos Optimusa Prime’a
Dźwięki
wydobywające się z gardzieli Predatora trudno pomylić z
czymkolwiek innym. Nikogo by nie zdziwiła informacja, że są to
odpowiednio zmodyfikowane odgłosy jakiegoś zwierzęcia. Taki zabieg
wykonano chociażby w „Parku Jurajskim”, gdzie usłyszeć można
było na przykład kopulujące żółwie, sapanie konia czy chociażby
rozentuzjazmowaną gęś. Tymczasem kosmiczny łowca używa ludzkiej
gardzieli! Konkretnie – tej należącej do Petera Cullena,
kanadyjskiego aktora znanego głównie z użyczania swego głosu
animowanej postaci Optimusa Prime’a z serialu „Transformers”.
Usłyszeć go też mogliśmy jako King Konga oraz jednego z
gremlinów!
#3.
Filmy o spotkaniu dwóch kosmicznych zabójców nie należą do
kanonu!
Mimo
że na kartach komiksu konfrontacja ksenomorfów z zamaskowanymi
myśliwymi wypadła bardzo dobrze, to już filmowe spotkanie obu tych
postaci zaowocowało, delikatnie mówiąc, mocno mieszanymi reakcjami
fanów obu serii. Według twórców pierwszej części „Alien vs
Predator”, znane z serii „Obcy” kreatury zostały stworzone
przez kosmicznych tropicieli jako ich własna zwierzyna łowna.
Ridley Scott – reżyser odpowiedzialny za powołanie postaci
ksenomorfa do życia – nie był zbyt zachwycony takim pomysłem i
stając za kamerą „Prometeusza”, a później „Obcego –
Przymierza”, wyjaśnił po swojemu genezę narodzenia tego gatunku,
bezceremonialnie przekreślając, w jego mniemaniu, niekanoniczną
historię przedstawioną w poprzednich filmach.
#4.
Arnold nigdy nie wrócił do tej serii
Po
dobrze przyjętym przez widzów „Predatorze 2” wśród fanów obu części krążyły plotki mówiące o filmie, w którym ponownie
zobaczylibyśmy na ekranie Dutcha – bohatera pierwszej części filmu, w
którego rolę wcielił się Arnold Schwarzenegger. Ba, sugerowano
nawet, że mielibyśmy byś świadkami spotkania słynnego komandosa oraz
znanego z sequela porucznika Harrigana, granego przez Danny’ego
Glovera policjanta, który skonfrontował się z Predatorem w
sequelu. Informacje sugerujące powrót Arniego do tej serii
elektryzowały kinomaniaków przy każdej kolejnej premierze filmów
z tego „uniwersum”, jednak jak dotąd austriacki podstarzały
koks nie zdecydował się na ponowne spotkanie ze swoim kaprawymprzeciwnikiem. W każdym razie – nie na kinowym ekranie. Oto bowiem
w 2020 roku wydana została gra pt. „Predator: Hunting Grounds”,
gdzie (po ściągnięciu odpowiedniego dodatku) ponownie spotykamy
Dutcha – znacznie starszego, bardziej już doświadczonego
specjalistę od tropienia kosmicznych krabów.
#5.
Akcja pierwszego „Predatora” ma miejsce w tym samym świecie co
„Szklana pułapka”?
Scenarzysta
Steven E. de Souza umieścił akcję „Commando” w
fikcyjnym kraju o nazwie Val Verde. Od tego czasu za każdym razem,
gdy w każdym filmie, nad którego scenariuszem pracuje akurat Souza,
pojawia się wzmianka o jakimś południowoamerykańskim, tropikalnym
państewku, Steven sięga po sprawdzone już Val Verde. I tak też
generał Ramon Esperanza ze „Szklanej pułapki 2” pochodzi z tego
kraju, wzmianka o tym miejscu pojawia się także w serialu Adventure Inc., a
akcja wznowionego w latach 80. klasycznego komiksu z lat 30. pt.
„Sheena” przenosi się z Afryki do… Val Verde.
To porośnięte
gęstą dżunglą państwo jest tłem wydarzeń przedstawionych nie
tylko w dziełach opartych na pomysłach Souzy, ale też i w innych,
niezwiązanych ze scenariuszami tego twórcy, filmach. Jednym z nich
jest właśnie „Predator” z 1987 roku! Oznacza to więc, że
Schwarzenegger odwiedził Val Verde dwukrotnie i za każdym razem
miał tam pełne ręce roboty.
#6.
Predatorzy świetnie grają w kosza (i tańczą)
Końcówka
drugiej części „Predatora” pokazuje tytułowego łowcę w
zupełnie nowym świetle. Po tym, jak grany przez Danny’ego Glovera
detektyw pokonuje kosmicznego stwora, współplemieńcy zmarłego
wojownika pojawiają się, aby zabrać zwłoki swego bliskiego i
jednocześnie pogratulować Harriganowi zwycięstwa nad potężniejszym
od siebie oponentem. To w tej scenie uważne oko widza zauważy
czaszkę ksenomorfa wiszącą wśród innych trofeów krabopodobnych
myśliwych.
Nakręcenie
sceny z grupą predatorów okazało się wyjątkowo kłopotliwe, bo
grający tytułową rolę Kevin Peter Hall mierzył sobie prawie 220
centymetrów wzrostu! Skąd zatem wziąć osoby tak
wysokie, przy których dryblas Hall nie wyróżniałby się swoją
posturą? Danny Glover miał pewien pomysł. Skontaktował się on z
koszykarzami ze swojej ulubionej drużyny – L.A. Lakers – i poprosił
ich o przysługę. Sportowcy zgodzili się bez wahania.
Widać,
że zarówno Glover, jak i koszykarze świetnie się bawili. Powstała
nawet pewna sympatyczna, alternatywna wersja zakończenia filmu.
Niestety, nie trafiła ona do gotowego materiału.
#7.
Prace nad „Predatorem 2” śmierdziały g#wnem i rozkładającymi
się zwłokami
Świat
przedstawiony w drugiej części „Predatora” nie należy do
najprzyjemniejszych. Akcja ma miejsce w niedalekiej (oczywiście
względem czasów, kiedy film ten został nakręcony) przyszłości.
Amerykańskie miasta nękane są przez agresywne gangi oraz…
równie upierdliwe upały, które sprawiają, że człowiek poci się
wcale nie mniej niż komandosi z tropikalnego Val Verde.
Okazuje się,
że równie nieprzyjemne warunki panowały na planie podczas
rejestrowania niektórych ujęć na ulicach jednego z osiedli w Los Angeles.
Obecność ekipy filmowej nie za bardzo podobała się tamtejszym
mieszkańcom, więc postanowili oni uprzykrzyć intruzom pracę w
sposób wyjątkowo obrzydliwy. Zrzucali oni z okien torebki
wypełnione ludzkimi ekskrementami wprost na ich głowy. Żeby
tego było mało, podczas oczyszczania planu ze śmieci ekipą
zainteresowały się wielkie, spasione szczury. To jednak nie był
koniec udręk filmowców. Oto bowiem w czasie
sprzątania jednej z alejek, gdzie planowano nagrać parę ujęć,
znaleziono najprawdziwszego, niezbyt świeżego ludzkiego trupa,
zakopanego w stercie śmieci i wszelkiej maści odpadków.
#8.
W „The Predator” miała pojawić się znajoma postać
W
raczej słabo przyjętym przez widzów filmie „The Predator”
swój gościnny występ miał zaliczyć Schwarzenegger, jednak ani on
nie był tą fuchą specjalnie zainteresowany, ani tym bardziej
studio, którego nie stać było na wyłożenie fortuny, jakiej aktor
żądał za swój udział w tym przedsięwzięciu. Usiłowano więc ściągnąć do pojawienia się w jednej z
ostatnich scen filmu samą Sigourney Weaver. Również i w tym wypadku propozycja wcielenia się
po raz kolejny w Ellen Ripley została przez nią szybko odrzucona. A
mimo to nakręcono scenę z tą bohaterką. W jej rolę wcieliła się
kaskaderka Breanna Watkins. Postać Ellen miała zagościć na
ekranie w taki sposób, aby widzowie nie zorientowali się, że mają
do czynienia z inną artystką ja grającą. Dlatego też ujęcia te nagrano zakładając pani Watkins specjalny aparat tlenowy na
twarz.
Na wszelki wypadek zarejestrowano też inne zakończenie, w
którym to Breanna wcielała się postać Newt – dziewczynki, którą
przed atakiem obcego obroniła Ripley w filmie „Aliens”. I cóż
z tego, że zginęła ona w prologu trzeciej części „Obcego”?
Ostatecznie
jednak żadna z nakręconych scen nie trafiła do gotowej wersji
filmu „The Predators”.
Mimo
że kosmiczny zabijaka pojawił się łącznie w pięciu produkcjach,
to żadna z nich nie dorasta nawet do pięt pierwszej odsłonie
filmu. Ani przenoszenie akcji do wielkiego miasta, ani na inna
planetę, czy nawet konfrontowanie predatorów z obcymi, nie dało
widzom takiej frajdy jak mocny, wypełniony testosteronem seans z
Arnoldem prężącym spocone bicepsy w gęstwinach amazońskiego lasu
deszczowego. Tym bardziej cieszy więc fakt, że twórcy „Prey”
zdecydowali się wysłać myśliwego gdzieś do początków XVIII
wieku na spotkanie z plemieniem wojowniczych Komanczów. Co z tego
wyjedzie? Dowiemy się już lada dzień. A tymczasem zapraszam do
zapoznania się z kulisami produkcji pierwszego „Predatora”, gdzie dowiecie się m.in. jaką rolę w historii tej serii odegrał pewien mięśniak z Belgii...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą