Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Bojownicy Joe Monstera wspominają swoje największe przypały z dawnych lat

67 329  
284   103  
Na naszej grupie na Facebooku kilka dni temu pojawił się wpis o tym, jak wiele lat temu jeden z bojowników naraził rodziców na duże koszty, "nabijając" rachunek za stacjonarkę na 950 złotych. Do podobnych wspomnień postanowili dołączyć inni.


Powyższy wpis zachęcił innych do podzielenia się swoimi podobnymi historiami. Wybraliśmy część z nich i prezentujemy poniżej. Liczymy na to, że w komentarzach podzielicie się kolejnymi :-)

#1.

- 950? Amator... Ja w 98 natłukłam siedem koła.
- Jak?
- W ciąży się nudziłam, a moja najlepsza przyjaciółka w NY mieszka.

#2.

'95 chyba. Podpaliłem sad. Nie uniknąłem wpie**olu.

#3.

2004, wziąłem furę Staruszków. Wjechałem do lasu. Bokiem.
Musiałem kupić drzwi i lusterko, nie mam pojęcia jakim cudem uniknięto większych strat xD

#4.

Przez 2 lata mówiłam rodzicom, że jestem na studiach, mimo że mnie wyrzucili. W tym czasie wyszłam za mąż (już jestem po rozwodzie), założyłam biuro rachunkowe, więc mi się upiekło. Jakiś 2016 r.

#5.

- 91/92 - utleniłem stodołę... upiekło mi się ;)
- Jak do tego doszło?
- W wieku przedprzedszkolnym prowadziłem zapałki. Chciałem rozpalić ognisko. Udało mi się. Kiedy rozpaliło się za mocno, nawet ugasiłem sam, ale zostały jeszcze iskry w słomie i głupi rozumek pięcio-/sześciolatka nie ogarnął, że z tego w słomie powstanie w szybkim tempie płomień.
W sumie miałem też inną sytuację z tym żywiołem. Na odpuście kupiłem petardy. Po odpaleniu lontu, kiedy oddalałem się na bezpieczną odległość, podparcie fajerwerku się lekko osunęło, przez co ten poleciał poziomo wprost na pole ze zbożem gotowym na zbiory. Wtedy zostało to szybko ugaszone. Dla pewności nawet poszedł złoty deszcz.

#6.

1985 - okulawiłem u dziadków kurę z procy. Nikt się nie kapnął. Mi się upiekło, kurze ugotowało w rosole. Nie mogłem zjeść obiadu.

#7.

Nie ja, ale jesteś cienias, nastoletnia koleżanka parę tysięcy w głosowaniu na listę muzyczną, co to na TVP leciała.

#8.

2001 rok - dwuletnie Uno pożyczone od taty. Miałem pojechać tylko do dziewczyny i z powrotem. Prawo jazdy miałem od pół roku. Jak to się stało, że przejechałem przez dwa pola kukurydzy, a wróciwszy do domu o 3:00 w nocy do 5:00 rano myłem auto, żeby koledzy taty mogli podziwiać salonowe czerwone Uno, tego nikt nie wie. Powiedziałem to ojcu na ostatnie Boże Narodzenie przy stole - miał duże oczy.

#9.

W domu Rodziców przed remontem był bojler elektryczny z uszkodzonym termostatem, oczywiście zawór bezpieczeństwa był zakamieniony. Po włączeniu grzania trzeba było wyłączyć po ok. godzinie. Był rok 1998 i 19-letni ja został sam w chacie na weekend. Odpaliłem grzanie i poszedłem kosić trawnik. Napatoczył się kumpel z zimnym browarem, a właściwie z czterema. Nie, nie wyjebałem chaty w kosmos, ale... Ciągle rosnące ciśnienie w bojlerze wpychało wrzącą wodę w stronę przyłącza wodociągu. Przyłącze było z plastikowej rury i wrzątek ją zmiękczył, a ciśnienie rozerwało. Jak poziom wody doszedł do kontaktów elektrycznych, to wywaliło prąd i przestała grać wieża. Wtedy było już za późno. Zanim przyjechała zaprzyjaźniona OSP, aby zakręcić zawór, to piwnica była pełna wody. Wpierdolu nie było, bo chłopaki ze straży pożarnej wypompowali wodę. Osobiście odkopałem przyłącze, aby wymienić rurę wodną. Hydraulik i wymiana uszkodzonego licznika pochłonęła moją ówczesną miesięczną wypłatę. Ojciec wymienił bojler na nowy.

#10.

- 2014 - Nabiłem ojczymowi 1900 zł na abonament.
- Aż tak go nie lubisz?
- Uwielbiam, ale była promocja w grze. No takiej nie było nigdy, jak wtedy. No i nie sumowałem, ile wydałem, tylko brałem wszystko, co chciałem na tej promocji kupić.

#11.

W 2001 zrobiłem podobny rachunek dzwoniąc na 0202122... Wpiernicz mnie ominął, ale za to zdobyłem wakacyjne doświadczenie w budowlance (czyli człowiek zanieś/przynieś/pozamiataj).

#12.

1998 - na**iłem rachunek na stacjonarkę za 0700 na 4500 polskich złotych. Wpie**ol był srogi. Do tej pory pamiętam reklamę na Polsacie: "zero siedemset osiem osiem zero siedem siedem cztery, zadzwoń teraz!".

#13.

Mieszkałam w akademiku, wieczorem chciałam sobie ugotować ciecierzycę. Postawiłam garnek na kuchence i wróciłam do pokoju, bo przecież nie będę stać godzinę we wspólnej kuchni. Przypomniałam sobie o niej następnego dnia rano.
Poszłam do kuchni z dużym ręcznikiem, zawinęłam zjarany garnek ze zwęgloną ciecierzycą i wróciłam do pokoju. Jak dobrze, że Panie z recepcji robiły regularne obchody po piętrach i któraś zdjęła ten garnek zanim włączyły się alarmy.

#14.

Ćwiczyłem machanie kijami przed domem. Rzuciłem na tyle wysoko i niefartownie, że obracający się kij wpadł między druty wysokiego napięcia i je skręcił. Następnie się „odkręcił” i spadł.
W domu wywaliło korki. We wsi wywaliło korki. Jechałem rowerem po nowe do najbliższego miasta.

#15.

98’ - podstawówka, z 2 kumplami zachciało nam się zrobić ognisko z suchych liści i przy okazji podpalić szkołę. Wpierdolu nie było, ale potem przeprosiny dla dyrektorki i przedstawienie całej klasie, co chcieliśmy zrobić.

#16.

Nie pamiętam, który rok, ale to było jakoś przed 2001 - jeszcze było wydzwanianie na 0202122. Nastukałem ponad 1000 zł. Przyszedł rachunek pocztą. Otwierają się drzwi od mojego pokoju. W drzwiach stoi moja matka z nożem w ręce. Wiecie - jak na filmach - przewinęło mi się całe życie przed oczami. Narodziny, pierwszy promyk wiosennego słońca na twarzy, pierwszy krok postawiony samodzielnie itp. Zbroję zbrukałem. Po czym rodzicielka moja urżnęła tym nożem kabel od telefonu. Później pojawiły się stałe łącza, neostrady itp. Ale ten nóż. Do tej pory czasem budzę się z krzykiem.

#17.

Lata 90. Na budowie u rodziców paliły się śmieci, a ja z bratem braliśmy łodygi z chrzanu, nabieraliśmy na to płonący plastik i machaliśmy w powietrzu, bo fajne efekty były. Efekty przestały być fajne jak płonący plastik spadł mi z "bicza" i przykleił się bratu do ręki. Spore oparzenie zostało mu do dzisiaj.

#18.

Lata 90. Pierwsza klasa podstawówki, wakacje, nikt nie słyszał jeszcze o telefonach komórkowych. Wyszłam z domu po 8 rano i poszłam do koleżanki prawie na drugi koniec miasteczka. Zebrały się inne dzieci z osiedla i wymyśliliśmy tyle zabaw, tyle przygód mieliśmy w ciągu dnia, aż w końcu zrobiło się całkiem ciemno.
Poszłam do domu i z daleka zobaczyłam radiowóz zaparkowany pod naszymi oknami. Poczułam ścisk w żołądku, że - ojej - może coś się stało mamie!
Wbijam do mieszkania, a tam moja matka zapłakana, przy stole dwaj policjanci z oczami wielkimi jak 5 zł. Okazało się, że wróciłam sobie przed 23:00. Zero kontaktu, nie przyszłam na obiad, nie pokazałam się na podwórku i nikt mnie nie widział, w dodatku nie powiedziałam, do której koleżanki idę, więc mama zadzwoniła ze stacjonarnego na policję.
Gdy tylko gliniarze odjechali, matula wyciągnęła pasek i jak mnie zaczęła lać, to do dzisiaj mnie dupa boli :D

#19.

Mieszkałem blisko FSC Lublin. Dział zbytu miał numer telefonu niemal identyczny jak mój domowy, różnił się końcówką: oni 27, ja 72. Bardzo często ludzie mylili numer i dzwonili do mnie do domu. Dzwoniła cała Polska w sprawie zakupu Żuka. Pomagałem im jak mogłem podając ceny z dupy. Pamiętam bardzo dobrze chłopa z Kielc, który chciał Żuka skrzyniowego. Podałem mu cenę, a on pyta czemu tak tanio? Mówię, że tyle kosztuje i niech nie dyskutuje, tylko mówi czy chce, czy nie. Chłop podjarany krzyczał do słuchawki, że jutro przyjeżdża po trzy!
Nie wiem, jak to się skończyło wszystko, bo nigdy nikt mnie nie złapał itp., a Żuków "sprzedałem" ze 30. Uniknąłem wpie**olu, bo ojcu się podobała moja akcja.

#20.

Około 97 rok. Jako gówniarze z kuzynem na Mazurach stwierdziliśmy, że świetną rozrywką jest nabijanie niedojrzałych śliwek na końcówki patyków i wyrzucanie ich na kosmiczne odległości przy poprawnie wykonanym wymachu. I tak radośnie ciskaliśmy śliwkami w różne strony świata, aż przyszła jakaś gruba baba i zaczęła nas wyzywać, że a to ktoś dostał śliwką w łeb, a to gdzieś okno zbite, a to na samochód spadło itd. Ustosunkowaliśmy się do jej wypowiedzi mniej więcej tak, że ma sobie stąd pójść i nie psuć zabawy (tylko innymi słowy). Obrażona odwróciła się na pięcie i ruszyła z fochem. W stronę wyjścia. Z podwórka.
Uznałem że zasadnym będzie posłać ostrzegawczą śliwkę gdzieś w jej kierunku (odległość z 15 do 20 m), aby wielka baba miała pewność, że jej wizyta była bezsensowna. Nabiłem śliwkę i robię zamach kijem (taki na pełnej ku#%ie). Orientuje się w trakcie, że śliwka oderwała się od kija dość późno, w związku z czym leci dość nisko, ale szybko słychać jej świst w powietrzu. Chwila kalkulacji i widzę, że śliwka leci w jej stronę, dokładnie w jej tłustą, falująca niczym skóra na rozgotowanej golonce dupę. Po chwili w powietrzu rozbrzmiewa głuche klaśnięcie, śliwka znika, a wiejskie dresiwo na zadzie naszej dzierlatki nie jest już luźne, tylko napięte, oraz wyraźnie odznacza się granica dzieląca te 2 ogromne "purzyty" - trafienie w oko Saurona sobie myślę... Baba wzięła tak głęboki wdech, że myślałem, że pęknie. Z kuzajem patrzymy na siebie w ciszy, na twarzach mamy wypisane "spier***amy" (jakby to w czymkolwiek pomogło), ale jeszcze stoimy i obserwujemy. Baba odwraca głowę, twarz ma czerwoną, oczy to istne kurwiki i zajebista tętniąca żyła na czole i szyi. Patrzy na nas... I nie powiedziała nic. Naciągnęła portki z jednej strony i wtedy wypady fragmenty śliwki, które schowały się w materiale... Poszła sobie, a za godzinę odwiedza nas moja Mamusia :D Rezultat: double-wpi**dol, ale oszczędności nietknięte.

Jeśli macie podobne historie, koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach!

Cały wątek na Facebooku znajdziecie TUTAJ.
8

Oglądany: 67329x | Komentarzy: 103 | Okejek: 284 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało