Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak trzeba było robić biznes w przedwojennej Polsce, czyli „psichołogia”

20 655  
166   48  
Tadeusz Dołęga-Mostowicz, mimo ogromnej popularności filmu na podstawie jego książki – mówimy tutaj o „Znachorze” wciąż jest pisarzem niedocenionym. Próżno szukać w Warszawie miejsca, które byłoby poświęconej jego pamięci. Ale tutaj nie o tym.
Kariera Nikodema Dyzmy”? Każdy widział serial. Każdy mówi, że „to samo jest i dzisiaj”. Wniosek jest taki, że jako naród nie wyciągamy wniosków. Ale tutaj też nie o tej książce.

Jestem ogromną miłośniczką twórczości Dołęgi – przeczytałam wszystko, co napisał i co o nim napisano. Czy zawsze się z nim zgadzam? Nie, i wiem, że tego by chciał – krytycznego myślenia ludzi.



„Ostatnia brygada” to książka obyczajowa ocierająca się o miano taniego romansidła. Powstał nawet film na jej podstawie – oczywiście przedstawiono tam tylko rozterki miłosne głównego bohatera. W przedwojennej Polsce takie produkcje przynosiły największe zyski. Filmu już nie zobaczymy, chociaż na Filmwebie cieszy się wysoką oceną (na dzień 28.05.2022 r. jest to 8,1).

Myślę, że w książce przemycono parę mądrych myśli. Czy pisarz dla kucharek (tak o nim mówiono) zrobił to celowo? Czy chciał pod płaszczykiem głupiutkiej powieści przekazać jej czytelnikom jakieś wartości?



Czy warto sięgnąć po tę książkę? Według mnie tak. A dlaczego? A żeby poczytać o mechanizmach biznesu przedwojennej Polski. Poniżej przedstawiam Wam fragment książki. Rzecz się dzieje w pociągu, nawiązuje się rozmowa między współpasażerami, jednym z nich jest Andrzej Dowmunt (główny bohater powieści), o czym drugi współpasażer nie wie:

― Słyszałem ― zaryzykował Andrzej ― że jakaś polska firma buduje elewatory i ma zamiar na wielką skalę handel zbożem prowadzić.
Żyd uśmiechnął się dobrotliwie.
― Proszę pana, i ja słyszałem. Firma „Adrol". No i co?
― Konkurencja.
― Co ja panu powiem? Widzi pan, w każdym interesie, czy to w rządzie, czy w polityce, czy w handlu, najważniejsze jest nic to, co się zamierza, tylko kto zamierza. Osoba! Człowiek! Rozumie pan? Jego metody, jego psychologia.
― Słusznie.
― Otóż, proszę pana, co jest „Adrol"? „Adrol" to jest sobie taki szlachcic kresowy, co w Ameryce dorobił się pieniędzy, taki półarystokrata-półszlachcic, pan Dowmunt. Prawda, on ma duże pieniądze, ale szlachta zawsze miała pieniądze, a niech pan powie, czy było choć pięciu takich szlachciców, co na handlu coś zarobili? Nie, bo taka ich psychologia. Przepraszam pana, pan, widzę, też jest szlachcic, ale jest pan człowiek rozumny, a rozumny człowiek nigdy się nie obrazi, kiedy jemu powiedzą, że on ma wrodzony brak do tego czy innego...
Ja się też nie obrażam. Bynajmniej. Ale dlaczego pan sądzi, że ten pan Dowmunt nie może zrobić dobrego interesu, skoro sam pan mówi, że w Ameryce dorobił się dużych pieniędzy?
― Otóż to, dlatego, że w Ameryce. Ja się pana pytam: czy u nas jest taki stan ekonomiczeskij jak w Ameryce? Czy u nas pieniądz jest taki tani jak w Ameryce?... Nie, u nas wszystko jest zupełnie inaczej niż w Ameryce. A jak zaczął ten pan Dowmunt?... On zaczął jak w Ameryce. On założył wielkie biura, on wynajął masę urzędników, on robi i w węglu, i w fabrykach, i na giełdzie, i w zbożu. On od razu na wiele interesów rzucił pieniądze. Proszę pana, ja panu tak powiem: ja, dzięki Bogu, mam kilka milionów rocznego obrotu. Dlaczego mnie może wystarczyć jeden pomocnik buchaltera, któremu ja płacę za parę godzin wieczorowych sto pięćdziesiąt złotych miesięcznie? Dlaczego mnie może wystarczyć jedna maszynistka za sto złotych? Dlaczego moje biuro to jest jeden pokój, z wejściem przez kuchnię?
― Stary system.
― Co znaczy stary? Dobry system, bo choć ja nie mam ani biur, ani samochodów, a powiadam panu, że nie znajdzie pan w Polsce takiego banku, co by mnie bez żadnego żyra pół miliona na pierwsze słowo nic dał. I w Berlinie pan nie znajdzie, i w Gdańsku, i w Wiedniu. Choć ja jestem sobie zwykły Jakub Klajnadel z ulicy Smoczej. Pytam się: dlaczego? ― Bo oni wiedzą, co ja zarabiam, że ja będę zarabiać. Bo ja muszę zarobić, bo ja muszę mieć największy zysk, jaki można tylko wyciągnąć z interesu. Nas, w Polsce, proszę pana, nie stać na amerykański system, my jeszcze przy łojówce musimy pracować, a nie przy elektryczności. I Żydzi to wiedzą. A co kładzie najlepsze interesy Polaków? ― Kładzie to, że oni nie wiedzą. Oni pół kapitału pakują w założenie interesu, drugie pół zjadają koszty administracji, a na obrót to pożyczać trzeba na lichwiarski procent. I za przeproszeniem, niech się pan rozejrzy, a zobaczy pan, że u nas wszyscy żyją nad stan. Może pan powie, dlaczego ja jadę pierwszą klasą, kiedy taniej byłoby trzecią? To ja panu powiem, że to tylko kalkulacja. Jak ja pojadę trzecią, to tam tłok i zaduch i ja potem przez dwa dni cierpię na astmę i nie mogę nic robić. Gdybym był zdrów, na pewno nie byłoby mnie stać na pierwszą. Bo „stać" to nic to, ile kto może na coś wydać. Może pan zna to żydowskie powiedzenie, że jak Żyd je kurę, to albo kura była chora, albo Żyd jest chory. Bo kura kosztuje sześć ―siedem złotych, a śledź tylko pięćdziesiąt groszy. I to jest nasza psichołogia.
― Ma pan dużo racji ― zażartował Dowmunt ― ale czy to jest dobry system uczyć mnie, Polaka, jak należy robić interesy? A nuż z pańskich wskazówek skorzystam?...
Twarz kupca rozszerzyła się w uśmiechu.
― Nie skorzysta pan.
― Dlaczegóż by nie?
Bo taka pańska psichołogia.
― Naturę można przełamać
Owszem, czasem można. Ale co ja panu powiem: Mój jeden brat to jest rabinem w Pińsku, mój drugi brat jest dyrektorem banku w Kopenhagen, mój trzeci brat jest profesorem Uniwersytetu w Jerozolimie. To oni są mądrzy i bardzo wykształceni ludzie. A ja jestem prosty człowiek i handluję zbożem... Ale jak mnie ten brat z Jerozolimy wytłumaczył, że wielki nasz uczony Einstein całą naukę wywrócił do góry nogami swoją teorią, że powiedział i udowodnił, że wszystko nie jest tak, jak do tej pory myśleli uczeni, tylko może być zupełnie coś innego, to ja zapytałem brata: A co może być? Co ten Einstein zamiast tego daje?... To brat powiedział, że nic nie daje. To jak mój brat, ten z Kopenhagen, przyjechał w goście do tego rabina w Pińsku, to ja im to opowiadam. A mój brat, rabin, bardzo mądry człowiek, namyślił się i mówi: ― Ty, Jakub, masz rację. My, Żydzi, mamy taką psichołogię, że nieprawdę zawsze znajdziemy, a nowej prawdy dać nie umiemy, bo nasz mózg jest kryticzny i negatiwny. Żaden prawdziwy Żyd nic nowego nie wymyśli, ale za to Żyd najlepiej każdą nową myśl rozwinie i wykorzysta. Ja jestem nieuczony człowiek, ja tylko gimnazję skończyłem, ale tak sobie myślę, że mój brat, rabin piński, ma dobrą głowę.
― Ale cóż to ma do handlu?
― Co ma? Co ma mieć? Wszystko! Handel to jest taka rzecz, gdzie trzeba mieć psichołogię krityczną i trzeba mieć wielką wytrzymałość, a nie trzeba nic nowego stwarzać. To znaczy, że handel jest akuratnie dla Żydów. Inne nacje, na przykład Słowianie, mogą dobre interesy robić na przemyśle, na rolnictwie, ale w handlu zawsze stracą, bo taka ich psichołogia.
― Słowem, według pańskiej filozofii, każda rasa z góry jest do czegoś przeznaczona i w swojej gałęzi może dojść do perfekcji, a wyjątków być nie może?
― Dlaczego nie. Bywają. Ale tylko wyjątki.
― No, a co pan powie o Żydach zasymilowanych, spolszczonych? Przecież u nas prawie cała gruba finansjera z Żydów się wywodzi?
― Co ja powiem? Ja to powiem, że oni jeszcze są finansjerą. Ale ich dzieci, ich wnuki to już nie będą finansjerą. Oni, doszedłszy do milionów, zaczęli się wstydzić śledzia, a kura kosztuje sześć albo siedem złotych. Oni zaczęli starać się przemienić w Polaków. Niektórym udało się, ale do handlu to już głowę stracili. A konstruktiwnej psichołogii nie nabrali. Dlatego ich dzieci już nie będą finansjerą. Kura co dzień kosztuje siedem złotych, a w roku jest trzysta sześćdziesiąt pięć dni.
― No dobrze, a czy nie obawiasz się pan, że i pańskie, dajmy na to, wnuki zechcą się zasymilować?
Jak taki jest porządek czy nieporządek rzeczy, to co ja na to poradzę?

Była już późna godzina i obaj wyciągnęli się na kanapach. Po chwili przedział napełnił się głębokim, stentorowym chrapaniem kupca. Dowmunt nie spał. Rozważał poglądy, które tylko co słyszał, a które uderzyły go swą trafnością. Zwłaszcza nurtowała go myśl, że „stać nas jeszcze na łojówkę" i że wyjątki bywają, a zatem „Adrol" musi być wyjątkiem. Pod czaszką zaczęły się przesuwać cyfry, pozycje, projekty, zaczęły się krzyżować sądy i wątpliwości, zaczął się w mglistych jeszcze zarysach plan rewizji przedsiębiorstwa, jego działalności, rewizji od podstaw. I nie wiedział śpiący kupiec zbożowy, Jakub Klajnadel, że na niebezpieczny dla siebie grunt rzucił ziarna swoich spostrzeżeń, że w wagonie można spotkać człowieka, który potrafi nagiąć swoją „psichołogię".

Jak sądzicie: czy Jakub Klajnadel był pierwszym przedwojennym couchem biznesowym?
8

Oglądany: 20655x | Komentarzy: 48 | Okejek: 166 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało