Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Podglądam ludzi w pracy – Cz. XI – Pantoflowo wita Was!

44 093  
437   46  
Dotychczasowe wrzutki były raczej zabawne lub humorystyczne, więc co miałoby się pojawić nowego? Ludzie, ludzie, drodzy czytelnicy! I czasem sam charakter pracy. Musicie wiedzieć, że bycie detektywem to 98% czasu jest normalnie nudnym siedzeniem – ot, patrzenie na ludzi, ich ocena, obserwacja, klasyfikowanie. Codziennie oglądam tysiąc klientów naszych sklepów i nie ma w tym nic zabawnego. Ale jak się już trafi...

#1. Hulajnogą też można sobie krzywdę zrobić

Wjeżdża grupka chłopaków na hulajnogach do sklepu. Standardowo zatrzymują się przed kołowrotkiem – teraz ja, ten co widział rzeczy niestworzone, oceniam, czy zejdą ze sprzętu, czy postanowią wjechać. Twardziele wjeżdżają!
I co?
Twardziel, lider bandy (jak mi się wydaje, bo chłopak przewodzi) próbuje wjechać. Kierownica hulajnogi zatrzaskuje się w kołowrotku i FYRT-JEBS-GLEBA! Przodownik leży. Skubany, podnosi się – patrzę sobie z uśmiechem, dopijam kawusię – koleś uderza pełną siłą kołowrotek. Ten przenosi siłę przyłożoną w kierownicę i Przodownik otrzymuje solidny cios metalowym ustrojstwem w biodro. I się zwija. Ja też, ale ze śmiechu.

#2. Baby można oglądać, pozwalam!

Jednym z aspektów pracy jest to, że trzeba zapamiętać ogromną ilość złodziei. Twarze, ubiór, sposób poruszania się, metody itd. Jak jesteś w sklepie A, to pamiętasz ludzi z tego sklepu, a jak w sklepie Z, to z tego. Oczywiście, to się z czasem może pofyrtolić i zwyczajnie ktoś podobny z A pojawi się w Z. Ale mniejsza o to – kluczem do skuteczności jest ten element, aby katalogować zdjęcia i je sukcesywnie odświeżać na dany obiekt. Więc jestem na obiekcie D, gdzie rozpoczynam pracę: odpalam galerię i oglądam zdjęcia złodziei. Na tym obiekcie to 100% kobiety – nie mam w galerii faceta, więc oglądam babki. Wtem wchodzi dyrektor Działu Bezpieczeństwa (tego kolesia to widziałem chyba z pięć razy przez siedem lat pracy...).
- Panie Stefanie, co pan tam robi w telefonie?
- Dziewczyny oglądam!
- Bardzo dobrze, proszę sobie nie przeszkadzać!
I mały rewers.
Oglądam zdjęcia facetów w Pantoflowie*, wtedy kierowniczka mnie zagaja, co też ja robię z nosem w telefonie.
- Facetów oglądam, pani Olu!
Chwila skupienia ze strony kierowniczki i wypowiedziane po cichu:
- To wolny kraj...

#3. W Pantoflowie czasem coś zginie.


Jest taka wieś, która jest otoczona innymi wsiami. Mówią, że to sypialnia wielkiego miasta. My na to mówimy Pantoflowo, ponieważ 70% klientów to faceci. W naszej sieci to kompletny odstrzał, ponieważ zazwyczaj 74% klientów to kobiety, a w Pantoflowie... cóż, sami faceci o każdej porze. Stąd taka nazwa, no!

Sam w sobie sklep ze względu na udział klientów jest ewenementem, ale też – jak pokazują statystyki – mało kto nie kradnie. Owszem, są drobne braki, ale nic alarmującego! I zaczęło coś ginąć, a dokładnie wszystko w małych ilościach. Przyjechałem, ustaliłem. Sprawcą była kobieta, lat 34, wszystkim znana. Dentystka. Zatrzymuję ją na gorącym uczynku. Chwila rozmowy...
- Czy to kamień na zębach? – pyta mnie sprawczyni.
- Że co?
- To kamień! Mam teraz promocję na czyszczenie kamienia piaskiem! Dla pana będzie za darmo!
Wgrywam protokół YouHaveNoPowersHere.jpg.
- Dobra, pomińmy dalszą część, bo mnie pani nie przekupi. Po cholerę pani kradnie?! Kasy raczej nie brakuje! – gromię ją.
- Przecież zabieram rzeczy, które i tak wyrzucacie! – krzyczy i tłumaczy, że kradnie wędliny z krótkim terminem przydatności oraz inne produkty, które my rzekomo wyrzucamy.
Okej, teraz dentysta mi potrzebny, bo mi szczęka opadła.

Sprawa jest sprzed 14 miesięcy. Kilka dni temu zeznawałem w sądzie. Typiara wzięła zajebistego papugę i wyłgała się z wielu kradzieży w innych sklepach. Z naszych nie, ponieważ przygotowałem tak materiał, że sąd wydał jej wyrok po analizie biegłych (tych, których jej papug powołał). Jeszcze jedna rozprawa i baba leci za kradzieże. Iks De!

#4. Matko Boska Częstochowska!

Ten przypadek to jedna z największych satysfakcji w mojej pracy. Przyszła do sklepu matka z dzieckiem – dziecko (dziewczynka) w wieku ok. 3 lat, wożone w wózku dziecięcym. Wózek niebieski, z bagażnikiem pod siedziskiem. Gdy siedziałem w pracy, ta pani zwróciła moją uwagę, ponieważ dość dokładnie przykryła „coś” kocykiem w tym bagażniku. Zanim doszła do kasy, odtworzyłem jej ścieżkę (co zajęło mi prawie 5 minut) i ustaliłem, że zapakowała towaru na ponad 200 zł. Tak na szybko, bo czasu mało. Zatrzymałem ją na wyjściu. Pod kocykiem miała ukryty towar o wartości 280 zł.

Zanim przejdę do całości, wyczulę Was, że metoda na „wózek” to najczęstsza metoda kradzieży „matek” i tak szczerze mówiąc, te kochające matki baaaaaaardzo często zapominają o towarze w wózku – w większości przypadków to celowe działanie, które te kobiety tłumaczą: „Aj, zapomniałam!!!”. I bywa tak, że policja nie wystawi nawet mandatu, tylko upomni. W świetle prawa rzecz jest dyskusyjna – czy wyniesienie towaru było intencjonalne czy nie. Niestety, kobiety – MATKI – wykorzystują ten fakt nader często i zazwyczaj kończy się to chryją. Tyle z wyjaśnień. Ta pani konkretnie ukryła towar.

Ja sklepu nie znałem – ot, przyjechałem na kontrolę i w trakcie epizodów, gdy sobie patrzyłem na podgląd bieżący, dostrzegłem ukrycie towaru. Zatrzymałem ją, sprawa jasna, przyjeżdża policja.
Aha – mała dygresja – w takich przypadkach grzecznie pytam o okazanie dowodu (nie mam uprawnień, to tylko rzecz grzecznościowa). Jak kobieta okaże dowód, mogę sobie na spokojnie prześledzić jej historię w danym sklepie, więc jeśli to był przypadek, to raczej dostanę dowód i nic nie znajdę. Jak nie okaże dowodu, wzywam policję, ale wtedy cholernie skrupulatnie szukam historii jej obecności.
Tak było w tym przypadku – odmówiła mojej prośbie, więc wezwałem policję. Policja przyjechała, babka dostaje mandat w wysokości 200 zł. Trochę się żali i wmawia paniom policjantkom, że zapomniała wyciągnąć towar itd. (ogólnie idzie w płacz i takie tam). Ale po chwili zmienia narrację – tak dobrze uwierzyła w swoją rację, że odmawia mandatu i wnioskuje o ukaranie przez sąd (może tak zrobić, jej prawo). I stało się.

Sprawa, zgodnie z życzeniem kobiety, trafiła do sądu. Wysłałem materiał z tej kradzieży i intensywnie zacząłem szukać śladów jej obecności. Oczywiście nie dlatego, że mnie wk****ła, nie, absolutnie. Po prostu jestem wredny typ, a ona jest wredną złodziejką. Po dwóch dniach analizy zasięgu rzędu 47 dni miałem na nią łącznie 8 kradzieży na kwotę – uwaga – 980 zł. Ale to jeszcze nic. Dwa miesiące wcześniej zabraliśmy ze sklepu rejestrator do innego badania i ja ten rejestrator złapałem – tam miałem także ponad miesiąc materiału. Było trochę zabawy, ale zebrałem na tę babkę materiału na 1200 zł. Czyli razem 2080 pln. Okej – powiecie, super! Ja powiem więcej – miałem srogi plan!!!
Wysłaliśmy, zgodnie z decyzją sądu, materiał na tę kradzież, podczas której została złapana. I nic ponad to. Odczekaliśmy dwa miesiące i dosłaliśmy kolejny materiał, na wcześniejsze kradzieże. Dlaczego tak zrobiłem? Bo jak tylko dostaliśmy z sądu zawiadomienie o wszczęciu postępowania, wówczas wiedzieliśmy, że jest rozpatrywana jedna sprawa. Potem dosłaliśmy materiał na kolejną. Ot, trochę wredoty z mojej strony. I tym sposobem babka wpierw miała dwie sprawy, a potem jedną, ale już konkretną.

I teraz przejdę do rzeczy.
Minął prawie rok, ja już o temacie zapomniałem, a tu nagle do sklepu wpada ta matka i drze się najpierw na kasjerki (bo chce się widzieć z kierownikiem), a potem na kierownika. I akurat też fart, bo ja byłem w tym sklepie, więc idę.
- Matko Boska Częstochowska! – krzyczy matka.
- Ale o co chodzi?! – dopytuje kierowniczka.
- Czyście wszystkie zwariowały?! – Wyciąga kartkę formatu A4 i macha nią. – Ja mam zapłacić 4600 pln!??? Ja zapłacę za to, co ukradłam, ale proszę, odwołajcie to!!!

Zaraz, zaraz. To mi się podoba! Biorę tę kartkę (wyrok sądu) do ręki, czytam i nie mogę pohamować śmiechu. Po prostu nie mogę. Wtedy matka zaczyna odwalać sceny w stylu „zawał, wezwijta karetkę”, „duszę się”, „ała, ktoś mnie uderzył”. Generalnie całe spektrum emocji „ofiary”.
I na spokojnie czytam wyrok sądu. Brzmiał on tak:
„ Panią Sylwię S. sąd skazuje na 120 godzin prac społecznych, wyrok 3 lat, w okresie próby, w zawieszeniu na 2 lata oraz naprawieniu szkód na rzecz XXX w wysokości 2080 PLN oraz pokryciu kosztów sądowych, w wysokości 2700 PLN”.
I jak tutaj się nie cieszyć?

#5. Zagadka, którą rozgryzłem po czasie...

5% załogi to faceci. 95% to kobiety, więc jak się domyślacie, w każdym sklepie jestem rodzynkiem. Różnie to bywa – albo mnie nienawidzą baby, albo wręcz przeciwnie, starają się zaskarbić moją przychylność. Jak już jestem na terenie sklepu, to mogę spodziewać się zasięgu emocji od wyzwisk, do kompletnej adoracji. Trudno, przywykłem – taka rola gościa od kontroli totalnej. I jest pewien sklep, w którym pracuje pewna kierowniczka – tutaj nie ukrywam, piekielnie ładna kobieta, która „czuje do mnie miętę”... tak bym to określił.
Przychodzę do biura, zdejmuję torbę i UF, ALE GORĄCO!
Termometry mamy wszędzie, więc patrzę na ten w biurze i wykazuje 29 stopni C. W mordę, gorąco!!!
- Co jest nie tak ze sterownikiem? – pytam proceduralnie.
- Nawalił i nikt nie wie, co jest – odpowiada Piękna Kierowniczka.
- W mordę, przecież tutaj nie da się wytrzymać!!!
- To może pan się rozebrać do rosołu!
- No, jak trzeba, to trzeba – żartuję sobie.
- Aj, dzisiaj nie do rosołu, bo jest pomidorowa!

#6. Wracamy do Pantoflowa

Siedzę sobie w tym sklepie i nic się nie dzieje. Normalnie nic. Nuda, ziew i takie tam. Wychodzę na fajkę, żeby sobie nogi rozprostować. Przed wejściem, w odległości sporej, kluczy facet z telefonem. Gość jest ubrany w dres upi3rdolony farbą i rozmawia, jak się okazało, z kobietą, na „głośnomówiącym”. I mam tę przyjemność słyszeć tę rozmowę:
- Jesteś w sklepie XXX? – pyta Kobieta.
- Jestem przed wejściem, co mam kupić? – odpowiada mężczyzna w upi3rdolonym dresie.
- Przebrałeś się? – dopytuje kobiecy głos.
- Mów, co mam kupić, bo zaraz wchodzę!
- Idź się przebierz!
- Ale, Luba, daj spokój, co mam kupić powiedz!
- Idź się przebierz!
- Odpuść, babo!
- Mirek, jak mi, kurwa, wejdziesz w dresie do sklepu to cię zapi3rdolę!
- To co, mam iść się w gajer przybrać?!
- No, a co ty, kurwa, myślisz!?
Trzydzieści minut później przychodzi ten Mirek, w pełnym gajerku, na zakupy.
Nie mam pytań – Pantoflowo to jakiś inny wymiar wg Weira.

W poprzednim odcinku

4

Oglądany: 44093x | Komentarzy: 46 | Okejek: 437 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało