Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pomóż mi, trupia panienko... - Kult Santa Muerte podbił nie tylko meksykańskie serca!

31 469  
200   28  
Podczas gdy większość gringos, którzy trafiają do Limy, kursuje gdzieś pomiędzy centrum miasta, ekskluzywną dzielnicą Miraflores, a urokliwymi i nieprzyzwoicie bezpiecznymi domkami w Barranco, ja lubię czasem zapuszczać się do miejsc, gdzie typowa biała, turystyczna stopa nie dociera.
Od paru lat zachwyca mnie Gamarra. W swojej głównej części dzielnica ta jest jednym, wielkim centrum odzieżowym, znanym z niezliczonej ilości sklepów oferujących swoim klientom podrobione produkty praktycznie każdej znanej marki ciuchów.

Tymczasem istne dziwy spotkać można na równoległej ulicy, dosłownie 200 metrów od głównej części zatłoczonego deptaku. Tutaj, w wielkich, śmierdzących mieszanką kadzideł, maści z tygryskiem i ewidentnej zgnilizny, halach kwitnie handel produktami mocno związanymi z naturoterapią, ziołolecznictwem, pogańskimi zwyczajami, zabobonami, a nawet regularnym satanizmem i szeroko pojętą brujerią. Czego tu nie ma? Rytualne świece, figurki diabolicznych bożków z wielkimi knagami, mięso anakondy (to ono tak cuchnie), lamie płody, wszelkiej maści ludowe specyfiki (zazwyczaj na bazie paznokci ślimaka i niemytej pachy stonogi) na problemy z erekcją, opryszczkę i ból dziąseł.











Na kilku straganach dostrzegłem też charakterystyczną figurkę zwaną Ekeko. To gliniana postać przysadzistego, ubranego w typowe dla andyjskich społeczności szaty (czapka chullo, ponczo i sandały) mężczyzny dźwigającego przedmioty, które dla tamtejszych ludów są rzeczami pierwszej potrzeby. Ma więc worki z jedzeniem, butelkę z chichą, gitarę, fletnię pana, fujarkę, banknoty, mały domek, samochodzik, telewizor… Zazwyczaj w ustach ma też miejsce na papierosa, którym można go poczęstować.



Ekeko jest jednym z wielu dowodów na to, że hiszpańska konkwista nie wypieliła z tych terenów dawnych wierzeń i zwyczajów. W nieco innej formie ten bożek istniał już w kulturach andyjskich na długo przed chrystianizacją, a jedyne, co udało się „cywilizowanym” duchownym osiągnąć, było nakłonienie Indian do załatwienia figurkom odzienia. Musicie bowiem wiedzieć, że w pierwotnej wersji Ekeko był nagi – co miało symbolizować jego płodność.

Spośród setek kiczowatych artefaktów odwołujących się do wszelkich kultów, wzruszył mnie jednak inny przedmiot. To prawdziwy, religijny scyzoryk szwajcarski, który musiałem posiadać! Sami zobaczcie czemu.



Czy widzieliście kiedyś potężniejszy amulet? Wasze domy chroni mały, skromny krzyżyk, a ja oprócz tego symbolu mam tu prawdziwe combo – jeśli Jezus mi nie pomoże, to pomyślność zagwarantuje mi podkowa, albo chińska moneta, albo huayruro – czerwone nasionko potężnej rośliny ochronnej! A jakby to nie podziałało to mam tu jeszcze złotą żabę, kamienie stymulujące czakry, jakiegoś rogala, piryt, słonia oraz emmm… różowy samochód! Zło boi się różowych samochodów!

Na kilku straganach wisiały też zminiaturyzowane, ludzkie głowy - czyli mocno przeze mnie fetyszyzowane dzieło autorstwa legendarnych Indian Jivaros. Szlag mnie trafia, jak pomyślę, że kiedyś przejechałem całe Peru wzdłuż i wszerz, aby znaleźć to cudo pod ladą jednego z kramików miasta położonego w samym sercu Amazonii.



Trafiłem na ten niesamowity targ właściwie całkiem przypadkiem, szukając lokalnych kadzidełek, których zapach różniłby się trochę od Palo santo czy bardzo tu popularnych, dusząco słodkich wynalazków z krajów azjatyckich. I znalazłem! Przepychając się pomiędzy paniami domu, które przekonane, że ich kuchnia nawiedzona została przez złośliwego sukuba, a miejskimi szamanami szukającymi tradycyjnych szabel do przeganiania sił nieczystych, namierzyłem stragan z zapaszkami wszelkiego typu.

Zakupiwszy próbkę, wyszedłem na zewnątrz i schowawszy się za śmietnikiem rozpocząłem nierówną walkę z zapalniczką i absolutnie odmawiającym współpracy kadzidłem. „Co ty tam kombinujesz, kolego?” - usłyszałem za sobą głos. Odwróciwszy się ujrzałem pana mundurowego, który ze srogą miną, policyjną pałką wskazywał na moje dłonie trzymające ledwo tlące się, cylindryczne coś. „A crack sobie palę…” - chciałem zażartować, ale przypomniałem sobie, że nie jestem w Polsce i tutaj stróże prawa potrafią sobie, mocnym wpierdolem, zapracować na należny im szacunek. Wytłumaczyłem więc, że chcę kupić hurtowe ilości kadzideł i że muszę sobie jedno takie przetestować zanim wrócę do hali dobić targu. Policjant spojrzał na mnie, jak na idiotę, wzruszył ramionami i odmaszerował. Dopiero później dotarło do mnie, jak z daleka musiałem wyglądać, chowający się za śmietnikiem z zapalniczką i dymiącym przedmiotem.



Oceniwszy aromat kadzidełka na mocne 7/10, wróciłem na rynek, aby wytargować dobrą cenę za większą ilość tych śmierdzieli. Przy okazji odkryłem jeszcze jeden, dość egzotyczny motyw, który na straganowych wystawkach pojawiał się w formie figurek, obrazków i potężnych, gipsowych rzeźb.

To Nuestra Señora de la Santa Muerte - arcyciekawy twór łączący w sobie wizerunek Matki Boskiej z klasycznym, kościanym trupiszczem. Postać ta do Peru przybyła z Meksyku i jest intrygującym przykładem szalonego synkretyzmu religijnego. Jak wiadomo symbolika szkieletów jest głęboko zakorzeniona w środkowoamerykańskiej, prekolumbijskiej kulturze i nawet po podboju, mimo wielkich starań inkwizycyjnych duchownych, nie udało się wytrzebić pewnych tradycyjnych zwyczajów i uroczystości związanych z kultem upersonifikowanej Śmierci. I tak też jeszcze w XVIII wieku katoliccy zakonnicy ze zgrozą obserwowali jak mieszkańcy meksykańskich pueblos oddawali pokłony figurze trupiej damy, którą nazywali Santa Muerte. Jeśli jej kościstość nie spełniła pokładanych w niej nadziei, zawiedziony wierny miał w zwyczaju smagać szkielet bacikiem...



Z czasem postać wyszczerzonej świętej zaczęła coraz bardziej nawiązywać do wizerunku Maryjki z Guadalupe, co wywoływało pewne kontrowersje wśród katolickich mieszkańców Meksyku. Santa Muerte najczęściej była i jest przedstawiana z kosą, wagą lub (symbolizującym ogólnoświatową potęgę kościanej świętej) globem w dłoniach.
Gdzieś w połowie XX wieku ten związany z kobiecością, zdrowiem, dobrobytem i ochroną przed złem, kult na tyle się rozrósł, że oficjalnie został on zakazany po wyrazach oburzenia ze strony, nieznoszących konkurencji, katolickich środowisk.



Do łask Nuestra Señora de Santa Muerte wróciła gdzieś w okolicach lat 90. i szybko jej popularność poszybowała w górę. I to jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. A to dlatego, że w przeciwieństwie do swych chrześcijańskich odpowiedników, trupia pani częściej spełnia prośby rozmodlonych Meksykanów. To podobno dlatego, że kiedyś podpadła Bogu i została przez niego wygnana z Nieba. Teraz, dzięki swojej ciężkiej pracy, usiłuje odrobić swój szacunek u Stwórcy. Santa Muerte ma swe kapliczki w całym Meksyku, a jej obecność na peruwiańskim targu świadczy o tym, że również i w innych hiszpańskojęzycznych krajach na tej szerokości geograficznej, ma ona swoich wyznawców.



Trzeba jednak zaznaczyć, że od czasu swojego powrotu w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, koścista dama utożsamiana jest z kryminalistami, mordercami i przestępczymi gangami, a także ludźmi odrzuconymi przez społeczeństwo - narkomanami, gejami, transwestytami i prostytutkami.

Fakt ten usiłują wykorzystać watykańscy przedstawiciele, którzy biją na alarm twierdząc, że kult Santa Muerte to bluźnierstwo i kpina z jedynej, słusznej wiary. Ba, osiem lat temu kardynał Gianfranco Ravasi - przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, odbył tournée po Meksyku i usiłował przekonać jego mieszkańców, że czczenie trupa zakrawa o herezję. Tak jakby ukrzyżowane zwłoki Chrystusa były całkiem żywe…

Figurki pani Muerte dostać można w różnych kolorach. To ma też pewne znaczenie – odpowiednia barwa odpowiada za inne jej właściwości. Jeśli modlimy się o miłość, to lepiej będzie o to prosić kości w kolorze czerwonym, natomiast, gdy błagamy o to, aby żona sąsiada rozbiła sobie łeb o kuchenny blat, a on sam zginął śmiercią bolesną, to lepiej zwrócić się z taką sprawą do figurki w kolorze czarnym.



Ruch czcicieli martwej panienki obecnie uważa się za jedno z najszybciej rozwijających się religijnych ugrupowań w obu Amerykach. Do tej nieżywej pani modli się od 12 do 20 milionów osób, co sprawia, że Santa Muerte jest drugim, po św. Tadeuszu Apostole, najpopularniejszym świętym w Meksyku. Trzeba tu jednak dodać, że trupia figurka lubi towarzystwo chrześcijańskich świętych i w wielu domach stawia się ją koło rzeźb przedstawiających Maryjkę czy Jezusa. Eksperci twierdzą, że ma już więcej fanów niż wspomniana Bozia z Guadalupe.

Jako że czas mnie trochę gonił kupiłem za równowartość piętnastu złotych, tandetną Santa Muerte w kolorze złotym – podobno taka przynosi jego posiadaczowi finansowy dobrobyt i odpowiada za porządny zastrzyk kasy. Teraz szczerze liczę na to, że sprzedam te wszystkie kadzidła. Jedyne czego obawiam się to cena takiej usługi - ponoć pani Śmierć chętnie spełnia ludzkie prośby, ale też bierze za swoją pracę sowitą zapłatę...


7

Oglądany: 31469x | Komentarzy: 28 | Okejek: 200 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało