Pracowałem kiedyś dla Eminema. Razem z kumplami pracowaliśmy w jego ogrodzie - projekt, sadzenie drzewek i takie tam. Wychodził do nas co godzinę, przynosił nam wodę i pytał, czy czegoś nie potrzebujemy. Super facet, twardo stąpający po ziemi i zarazem bardzo skromny. Gadaliśmy głównie o baseballu.
Nie ja, ale mój tata pracuje za kulisami dużego teatru w New Jersey. Nie wolno im prosić o autografy żadnego z występujących tam gości. Za każdym razem, gdy pojawiał się tam George Carlin, „przypadkowo” zostawiał dla obsługi podpisane kopie swoich książek.
Matt Damon jest najnormalniejszym z aktorów, z którymi kiedykolwiek pracowałem. Mimo że jestem tylko pracownikiem planu, każdego ranka przed rozpoczęciem zdjęć gadaliśmy ze sobą jak starzy kumple ze studiów.
Moja mama pracowała dla kogoś w Edgewater w stanie New Jersey i często wychodziła na zewnątrz na przerwę na papierosa. Codziennie rozmawiała z jakimś gościem, który zawsze chodził w kapeluszu i miał ślicznego psa. Ich codzienne pogawędki o wszystkim i o niczym trwały trzy miesiące. Po tym czasie facet powiedział: „Musimy się pożegnać, jutro wyjeżdżam. A tak przy okazji, jestem Joe Pesci”.
Kiedy mieszkałam w LA, pracowałam w bardzo drogiej knajpie w Beverly Hills. Pewnego dnia przyszła do nas Pink i muszę powiedzieć, że jest niesamowicie sympatyczna i ma świetnie wychowaną córkę. Bez problemu robiła sobie zdjęcia z gośćmi, którzy ją o to poprosili.
Natomiast Jessica Simpson to zupełne przeciwieństwo, samolubna, wredna zapatrzona w siebie pi**a. Do kelnerów zwracała się per „niewolniku”.
Miałam szczęście podawać do stołu wielu sympatycznym sławom, takim jak Chase i Jen Utley. Jednak najlepiej pamiętam Danny'ego DeVito, który opił się strasznie limoncello. Jest naprawdę miły i zabawny i zostawił mi autograf.
Sprzątam domy celebrytów. Rzadko ich widujemy, rozmawiamy głównie z ich asystentami. Ale mogę powiedzieć, że Jane Lynch jest uroczą kobietą, Drew Barrymore ma najbardziej normalny dom (mimo setek butów), a dom Michaela Jacksona jest przerażający.
Byłem statystą na planie bardzo kiepskiego filmu „Wesołe kurcze święta”. Robin Williams był niesamowicie miły i raczej stonowany. Spędziłem dużo czasu grając z kilkoma pomniejszymi aktorami, takimi jak Cool Uncle Robin. Wendi McClendon-Covey była również bardzo normalna i miła. A Joel McHale jest wysoki.
Nie moje własne doświadczenie, ale pewnego ochroniarza:
Shakira jest wredną, skupioną na sobie babą. Kazała ochroniarzowi biegać za wózkiem golfowym, którym była wożona.
Faceci z Coldplay są fantastyczni i po prostu normalni – zero gwiazdorzenia.
Justin Bieber był... cóż, dokładnie taki, na jakiego wygląda, czyli rozpuszczony gówniarz, któremu sodówka uderzyła do głowy. Ochroniarz w końcu miał go tak dość, że robił mu wredne żarty, żeby się zemścić.
Pracuję jako statysta i oto co wynika z moich obserwacji:
Jeff Goldblum: fajny jak cholera i bardzo wyluzowany.
Kevin Kline: trochę ch*j.
Morena Baccarin: bardzo miła.
Pracuję przy postprodukcji, jestem dźwiękowcem. Najsympatyczniejszą osobą, z którą pracowałem, jest John Leguizamo.
Don Cheadle zachowywał się jak totalny gnój. Pomiatał mną i wszystko mu nie pasowało. Jest niski i ma cuchnący oddech. Jego żona jest młoda i niesamowicie słodka, podobnie jak reszta jego rodziny.
Część drużyny Boston Red Sox, którą obsługiwałem (trenerzy, zawodnicy i trenerzy), była niezwykle miła, wyluzowana i całkiem zabawna.
George Takei ma bajeczną świtę i jest świetnym facetem.
Pracowałem w Sirius Radio, najbardziej godne uwagi spotkania, jakie miałem:
Dee Snider: Ciężko pracujący, naciągacz.
P. Diddy: Wymagający dupek z częstymi napadami złości.
Sam Jackson: Przystojny i zabawny.
J-Lo: Zawsze wkurzona, zawsze się jej spieszyło.
Diamond Dallas Page: Zabawny facet.
Mick Foley: Przyjazny przemądrzalec.
Wes Craven: Miły dla wszystkich, nawet stażystów.
Zajmowałem się ochroną Zacha Galifinakisa, który jest wypalonym zawodowo antyspołecznym typem, który spędza całe dnie grając w gry wideo w swojej przyczepie, paląc trawkę. Wychodził jedynie żeby coś zjeść i popracować na planie i nie rozmawiał z nikim.
Pracowałem w nocnym klubie w Nowym Jorku. Lindsay Lohan ma najgorszy gust muzyczny na świecie. Kazała DJ-om puszczać ciulowe kawałki. Ale za to potrafiła tańczyć 11 godzin bez przerwy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą