Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXXV

23 818  
1   7  
Klikaj!Huśtawki, drzewa, parkiety, bombki choinkowe, konserwy czy nawet zwykła butelka. Jest tyle metod do osiągnięcia upragnionego celu - zrobienia sobie kuku. Jak sobie z tym poradzili dzisiejszy bohaterzy? Czytaj!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

PRAWIE JAK MOWGLI

Jakieś 7 lat temu, kiedy uczęszczałam do trzeciej klasy szkoły podstawowej, na naszym osiedlu układano kostkę brukową. Przywożona była ona na paletach, spięta dość mocną linką. Tą właśnie linkę pomysłowe dzieciaki postanowiły wykorzystać do swych zabaw, a że w owym mniej-więcej czasie wyświetlano w kinach "Księgę dżungli", każdy pragnął poczuć się niczym legendarny Mowgli. Kiedy znaleźliśmy w miarę gruby kij oraz odpowiednie drzewo, przywiązaliśmy jeden koniec linki do gałęzi na dość dużej wysokości, drugi zaś do kija - i tak powstała huśtawka godna prawdziwego Tarzana! Zabawa była przednia, kiedy przyszła moja kolej wprost nie posiadałam się z radości. Złapałam czym prędzej kijek i z okrzykiem zaczęłam się huśtać. Zbyt długo... W pewnym momencie poczułam, jak moje dłonie coraz bardziej słabną. Ostatnie, co pamiętam, to moje pełne przerażenia słowa:
- Chyba nie dolecę... oraz rozpaczliwe próby przyciągnięcia mnie do gałęzi, podjęte przez kumpla. A potem pochłonęła mnie Ciemność... Obudziłam się późnym wieczorem, we własnym łóżku z gigantycznym bólem głowy i ręki, cała poobijana. Efektem tej przygody było wstrząśnienie mózgu, zdarta skóra i siniaki po lewej stronie twarzy oraz złamana lewa ręka. Do dziś nie jestem w stanie przypomnieć sobie, w jaki sposób dostałam się do domu. Jak mi później powiedziano, leżałam przez kilka minut pod drzewem, nie okazując żadnych oznak życia. Kiedy wreszcie odzyskałam przytomność i zdolność ruchu, kolega odprowadził mnie do mieszkania. Ponoć szłam jak pijana, oparta na jego ramieniu, co jakiś czas mówiąc zupełnie od rzeczy, to znowu skarżąc się ból i zawroty głowy. Jeszcze przez długi czas, kiedy wychodziłam z domu, matka przestrzegała mnie przed wdrażaniem zwariowanych pomysłów w życie...

by Niezarejestrowana

* * * * *

BRAT FAJNY JEST!

Po przeprowadzce do nowego domu nie było jeszcze dużo podstawowych sprzętów tj. kanapa czy dywan. A właśnie brak dywanu był tu najboleśniejszy. Bawiłem się ze starszym bratem i oczywiście on wpadł na jego zdaniem świetny pomysł na zabawę. Zrulował mnie w koc i związał dwoma paskami w ten sposób, że jedynie mogłem podskakiwać, a ręce miałem unieruchomione wzdłuż tułowia. W takim stanie kazał mi skakać dookoła stołu popędzając mnie jakimś tam paskiem. Nawet trochę się śmiałem do momentu, gdy mi podstawił nogę, a ja z pełnym impetem przywaliłem czołem w parkiet z twardego drewna. Nie pamiętam ale chyba mi pękła skóra na czole. Teraz mam bliznę.

by Ol3k

* * * * *

SZATAN NIE DZIEWCZYNA

Kiedy miałam 10 lat pojechałam razem z klasą na pierwszy w swoim życiu biwak. Przy domkach letniskowych w których mieszkaliśmy był dość stary i zdezelowany plac zabaw. Były tam tak zwane "koniki" czyli huśtawki dla dwóch osób składające się z długiej rury, dwóch siedzeń, całość w kształcie wahadła. Panowała wtedy moda, żeby bujając się z jak największym impetem walić w ziemię, tak, żeby osoba po drugiej stronie podskakiwała nad siedzeniem. Kiedy w świetnym humorze bujałam się tak z kolegą nabierałam coraz większego impetu (trzeba dodać, że byłam niezwykle wyrośnięta jak na swój wiek). W pewnym momencie postanowiłam dać mu naprawdę wielkiego kopa i przydzwoniłam w ziemie tak mocno, że tamtemu uchwyty wyślizgnęły się z rąk, wyleciał na sporą wysokość i z łoskotem spadł na ziemię, po drodze zahaczając jeszcze o oparcie siedzenia. Rozhisteryzowane opiekunki momentalnie wpakowały go do samochodu i odwiozły do szpitala, co jak się później okazało było całkowicie zbędne - miał otarte kolano i zbity łokieć, a nie jak przypuszczały nauczycielki złamana rękę i wstrząs mózgu.

by Leeloo_darkness

* * * * *

...A CO MOJE TO NIE TYKAJ!

W wieku koło 12 lat pojechałem na kolonie. Jako, że odbyliśmy wycieczkę do Czech w jednym z tamtejszych "marketów" zakupiłem kilka butli multiwitaminy (taka w ciemnych szklanych butlach). Problem był taki, że multiwitamina smaczna i zdrowa posmakowała nie tylko mnie i ktoś regularnie mi ją podpijał. Jako pomysłowe dziecko postanowiłem temu zaradzić kładąc otwartą butle koło pobliskiego gniazda os na jakiś czas, a następnie korkując i wstawiając ją za łóżko. Już wieczorem sytuacja się wyklarowała, jak jeden z kolegów z pokoju wylądował w szpitalu z osą w gardle i kilkoma oskami połkniętymi. Wszystko dobrze się skończyło, a złe skłonności kolegi mam nadzieje, że wyplewiłem.

by Niezarejestrowany

* * * * *

PŁOT

Jako kilkulatek uwielbiałem łazić po drzewach, płotach i wszelkich wystających ustrojstwach. Kiedyś będąc u wujostwa w Gdańsku-Oliwie wdrapałem się na płot okalający ich posesję. Płot był wysoki z składał się z pionowo ustawionych sztachet zaostrzonych na górze. Jakimś cudem wszedłem się na niego i usiłowałem przejść jego całą długość stawiając nogi na zaostrzonych końcach sztachet. Oczywiście mój spacer trwał krótko i zacząłem się przewracać. Pechowo ześliznęła mi się jedna noga i stopa utkwiła mi pomiędzy sztachetami. Wykonałem klasyczny obrót o 180 stopni waląc całym ciałem w płot, a potem moja stopa wyzwoliła się z pomiędzy sztachet i spadłem pionowo głową w dół na kostkę granitową pokrywającą chodnik pod płotem. Płot był dużo wyższy niż ja w tym czasie i spadając mocno rozbiłem sobie głowę i nabiłem sporego guza, którego zresztą mam do dzisiaj. Spadając pionowo na dół zamknąłem oczy myśląc "No to się zabiję.", a kiedy leżąc już na ziemi otwarłem oczy zobaczyłem nad sobą twarz pochylonej zakonnicy (droga przy której stał dom wujostwa łączyła pobliski klasztor z kościołem) - tak się wystraszyłem, że natychmiast zemdlałem. No cóż, nie oduczyło to mnie od włażenia na wystające fragmenty krajobrazu, ale od tego czasu płoty starannie omijałem.

by Piratrabarbar

* * * * *

BOMBER

Dawno temu - jakieś 20 lat temu serdeczny kolega, który mieszkał na parterze miał niezliczone pomysły na nudę. Siedząc pewnego dnia u niego w domu wyskoczył z hasłem: chłopaki robimy bombę! Od pomysłu do realizacji droga niedługa, a że czasy ciężkie były, a my małolaty i inwencji nie za bardzo - postanowiliśmy bombki choinkowe napełniać czymkolwiek łatwopalnym i za lont robił kawałek wełny nasączony tym samym środkiem.
No i akcja wyglądała tak: odpalamy lont i "agoń" bomba poszła przez balkon na plac - efekt niezły i zabawa przednia. Do czasu. Jedna z bomb to był niedolot i efektownie rozbiła się o skrzynkę z kwiatkami na balkonie. Pech chciał, że na tymże balkonie była dość duża bela gąbki tapicerskiej (rodzice kumpla zamierzali naprawiać wersalkę - ale jej chyba już nie naprawili) no i ognisko zrobiło się pierwsza klasa.
Oczywiście skończyło się na wizycie panów z 998, a sąsiadki z pięter powyższych w raz z moją mamą (kolega parter, a ja 3 piętro) mało nas nie zlinczowały - nieszczęścia chodzą parami: Dym leci do góry, a wiatr akurat w stronę balkonów no i wszystkie ciuszki co się suszyły w pięknej czarnej niespieralnej sadzy, a kto miał szeroko otwarte okna i balkony miał efekty a’la Picasso na: meblach, ścianach, sufitach, dywanach słowem wszędzie. Od tamtej pory kolega ma ksywkę bomber (nie mylić z unabomberem). W życiu miał jeszcze kilka wystrzałowych pomysłów, ale żyje i ma się dobrze.

by Niezarejestrowany

* * * * *

PROROK

Było to jakieś ładne parę lat temu. Byłem u babci na wsi na wakacjach. Jak co dzień całą ekipą (tzn. ja, kuzynka, kumpel) pojechaliśmy do jedynego sklepu na wsi po zakupy. Sklep ten oddalony od domu o 1,5 km był lokalnym miejscem spotkań piwo i winożłopów. Na miejscu spokojnie robimy zakupy, a tam sąsiad siedzi na "komarku" (taki motocykl) z w połowie pustą butelką piwa i zagaduje do nas. Sąsiad chciał się założyć kto pierwszy dojedzie do jego domu oddalonego o ok. 750 m, czy my na rowerach czy on na "komarku" (po wypiciu piwka). My jak to dzieciaki w te pędy na rowery i jazda. Ja na składaku "dygam" pełną prędkością przy jakiej się ten rower nie rozleci, a tu nagle patrzę - dziura! Ani wyhamować, skręcić też nie ma jak. Po chwili juz leżałem z 3 metry od rowerka, całe kolana i łokieć we krwi. Rower pogięty, kolo ósemkuje, ale to nic wracamy do sklepu bo tam bliżej ciotka mieszka. Dojechaliśmy, a sąsiad pije 2 piwo, patrzy ja we krwi i mówi do mnie:
- Z tą nogą to już się możesz pożegnać.
Ja w ryk, ciotka opatruje nogę. Po wszystkim zbieramy się na rowery i jedziemy (!!!) 1,5 km do babci. Tam nogę przemyto, ale żużlu już się nie dało usunąć. Więc pamiątkę po tym zdarzeniu będę mieć całe życie. Jak i wielką niechęć do jazdy rowerem.

by Niezarejestrowany

* * * * *

STARY A GŁUPI

MIELONKA

Pewnego pięknego popołudnia na obozie żeglarskim, gdy wszystkie łodzie wypłynęły z kursantami na akwen szkoleniowy zostało nas w obozie jedynie trzech. Do pory obiadowej było jeszcze daleko, a nam już w brzuchach burczało. Zimnych konserw mieliśmy już dość, a nic ciepłego pod ręką nie było. Z połączenia 3 szarych komórek (chyba od każdego chłopa po jednej komórce było) zrodził się pomysł zrobienia kotletów mielonych na ognisku. Przepis był prosty. Konserwę turystyczną wrzucamy do ogniska i czekamy jak mięsko się podgrzeje, a potem to już tylko palce lizać. Plan wydawało nam się genialny i prosty, a i jedzenie miało być niczego sobie, chociaż na gotowaniu nie znaliśmy się wcale. Jak widać na fizyce również. Całe szczęście, że zobaczyłem jak konserwa zaczyna zmieniać kształt pod wpływem rosnącego ciśnienia wewnątrz. Zdążyliśmy odbiec na kilkanaście metrów i ukryć się za drzewami. Huk wybuchającej konserwy był bardzo głośny! Z ogniska nie zostało nic, a kotlety mielone znalazłem 30 metrów dalej. Nie smakowały nam, gdyż były całe w piachu. Nikt nie odważył się zrobić kolejnych!

by Sefiroth

* * * * *

REKLAMA SZKODZI

Swego czasu na sylwestrze( przełom roku 2005/06) postanowiliśmy się pobawić. A że byliśmy po paru hmm napojach gazowanych, to postanowiliśmy pobić mnichów z reklamy pepsi. Niewtajemniczonym wyjaśniam - brali oni puszki po rzeczonym napoju i miażdżyli je głowami. No to my robiliśmy tak samo, tylko były to puszki po piwach. Pierwsza poszła, druga, trzecia. Na piątej puszce stwierdziłem, że to zadanie dla frajerów a prawdziwi hardkorowcy (czyt. ja) rozbijają butelki. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Wziąłem butelkę po piwie. Nie powiem jakim, żeby nie robić reklamy, ale pozdrawiam naszego premiera. Ustawiłem ją na podłodze i niewiele myśląc uderzyłem. Zdziwiony, że nic się nie stało pytam, co teraz zrobić. Na co kumpel odparł: "Wal mocniej". Ucieszony z rady kolegi walnąłem mocniej. Uderzyłem, wstałem i poczułem mokre czoło. Zakręciło mi się w głowie, poszedłem do łazienki, patrzę, a ja mam twarz całą we krwi. Pozostałością po tej zabawie jest centymetrowa blizna na czole i przezwisko Harry Potter.

by Niezarejestrowany

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

No i tak lubiany przez wielu bonus traumatyczny. Dziś niesamowita historia z zachowaną oryginalną pisownią!

Jestem pechowm debilem. Wczoraj bawiłem się spirytusen salicylowym i w wyniku nieprzewidzianch zdarzeń wylał się mi on na spodnie a w efekcie i "organy". Kit ze spodiami ale mam teraz na Johnie zjaraną skórę

Autor lepiej niech pozostanie tajemnicą!

Do piątku...

Oglądany: 23818x | Komentarzy: 7 | Okejek: 1 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało