Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kara za chlapanie, zakłopotany ochroniarz i inne anonimowe opowieści

45 503  
254   70  
Dziś przeczytacie m.in. o zemście za ochlapanie śniegiem, planach edukacyjnych dwóch przyjaciół, pracy, która potrafi wpłynąć na sen oraz przekonacie się, że nie warto wychowywać dziecka w przekonaniu, że jest najlepsze.

#1.

Zima, gdzieś koło 11, czekam na autobus na przystanku, widzę na ulicy 3 pasy śniegu: środkowy - z kół wewnętrznych, który zakrywa cała linie i dwa na środku (te pod jadącym samochodem). Ulica pusta, nagle karetka wyłania się zza zakrętu i szybkim pędem przejeżdża oponami centralnie po pasach, fala brudnego śniegu leci ludziom prosto w twarz. Myślę sobie, że mi to tam wisi, i tak gacie do prania muszą iść. Ludzie się gotują jak woda w czajniku, kiedy nagle ni stąd, ni zowąd wyłania się on! Srebrny 4-kołowy potwór, BMW. I niczym władca przestworza i ulic pędzi dokładnie jak ta karetka, obsypując ludzi na przystankach... Kolejna dawka tego czarnego, mokrego, brudnego śniegu.


Ekipa sprzątająca śnieg z chodnika również od niego dostała. Na nieszczęście kierowcy światło nie było zielone, więc monstrum musiało czekać. Nie myśląc długo, dwóch rycerzy gotowych oddać życie za innych ruszyło z kopyta do potwora. Jeden bez uzbrojenia, z samymi rękami! W głowie +7 do waleczności i ubijania bestii. Drugiemu zaś artyleria ciążyła w dłoni, długa łopata załadowana po brzegi czarnym i brudnym jak śmierć śniegiem. Podeszli do bestii. Otworzyli drzwi od kierowcy, rzucając "zaklęcia" i wrzucili do środka całą łopatę śniegu, następnie zamknęli i jakby nigdy nic udali się zadowoleni dalej walczyć ze śniegiem, podczas gdy reszta ludzi z przystanku dzielnie klaskała swoim bohaterom.

Łepek wyszedł z samochodu niczym nabuzowany pawian, nie rozumiejąc co się ani dlaczego to się stało, chciał od razu oddać swoim sprawcom, jednak kiedy zobaczył przeważającą ilość samców alfa (sześciu) z MZGKiM, wszedł przestraszony jak dziecko z powrotem do potwora i odjechał ze skulonym ogonem w siną dal :D

#2.

Jestem normalną, zdrową nastolatką. Moje BMI wygląda idealnie. Nie zawsze jednak tak było. Kiedyś miałam anoreksję, o której nikt nie miał pojęcia. Nikt z najbliższych, bo wszyscy inni coś zauważali, ale głośno o tym nie mówili, nie chcąc się wtrącać.
Jednak jakoś z tego wyszłam, przytyłam paręnaście kilo i już jest dobrze. Dobrze, dopóki ktoś mi czegoś nie powie.

I dzisiaj nastał ten dzień. Rodzina zaczęła na mnie naskakiwać, że moja forma spędzania aktywnie czasu jest nic nie warta, że jak ja mogę coś czasem podjeść między wyznaczonymi godzinami jedzenia. Podjadam raz na jakiś czas, ale to nie ma dla nich znaczenia. Nawet nie wiedzą, że wpędzili mnie w dół i nie jadłam nic już do końca dnia, bojąc się, że znów będą coś mówić.
Nie chcę, żeby anoreksja powróciła i będę o to walczyć. Jednak co jeśli przegram?

Dodam tylko, że około rok temu matka oglądała program o anoreksji w telewizji, spojrzała na dziewczynę o dokładnie moim wzroście i wadze podczas choroby i zapytała "Jak jej mama mogła nie zauważyć?".

No właśnie mamo, jak?

#3.

Mam takiego kolegę od czasów gimnazjum. Praktycznie jak bracia, ta sama szkoła średnia, studia, przez pewien czas pracowaliśmy razem.
W technikum wpadliśmy na pomysł, że jak skończymy studia, pójdziemy do jakiejś totalnie niepasującej do nas szkoły i ją skończymy.

Kolega odebrał dyplom w czerwcu, ale był na tyle dżentelmenem, że zaczekał, aż ja się obronię, czyli do października, żebyśmy razem mogli zacząć.

Od lutego idziemy do szkoły policealnej. On na technika kosmetologii z elementami wellness i spa, ja na technika masażystę z elementami fizjoterapii.

Obiecaliśmy sobie, że skończymy! :D

#4.

Uwielbiam szum farelki.

Gdy miałem kilka lat i nocowałem u dziadków podczas ferii zimowych, miałem zwyczaj schodzenia do kuchni w środku nocy i włączania starej, radzieckiej farelki - za oknem prószył śnieg lub padał deszcz, obijając się o metalowy parapet, a ja po prostu siedziałem na wprost niej na podłodze opatulony kocem i gapiłem się w nią, namiętnie doglądałem, jak żarniki robią się coraz bardziej czerwone. Szum wiatraczka wprowadzał mnie w błogostan. Jedyną żywą duszą w kuchni, poza mną, był stary kocur mojej babci. Wydawał się czekać na mnie co noc, bo praktyczne nigdy nie spał, siadał mi na kolanach i dopiero wtedy zasypiał, cicho pomrukując. I tak oto razem grzaliśmy się ciepłym powietrzem farelki. W ten sposób spędzałem niemal każde zimowe i jesienne wieczory u babci. Zdarzało się, że delikatnie przysypiałem, oddając się tej rozkoszy.

Dziś, po parudziesięciu latach, często wracam wspomnieniami do tamtych chwil, nawet teraz siedzę we własnej kuchni z włączoną nowoczesną elektryczną farelką, której ciepły strumień powietrza ogrzewa moje ciało i piszę to wyznanie, czując w sobie namiastkę małego chłopca owiniętego w koc, z kotem na kolanach.


#5.

Ojciec zostawił nas jak miałem 3 lata, matka nigdy nie potrafiła okazać mi uczuć. Najczęściej wnerwiała się na mnie i brata, i po pracy siedziała w książce albo oglądała TV. Kiedy coś zaczynała z nami robić, kończyło się awanturą, wyzywaniem nas i oskarżaniem o całe zło świata. Nie byłem bity, matka nie piła, nie byłem głodny, ale nie nauczyłem się, czym jest miłość.

Jestem dorosły, mam własną rodzinę i już dawno nie mam pretensji do rodziców, ale nie potrafię kochać i sprawić, że ktoś kocha mnie. Całe życie szukam miłości, nieraz myliłem ją z zauroczeniem, ale kiedy mijało, znowu czułem się pusty. Teraz wiem, że jeśli ktoś nie zaznał miłości po urodzeniu, zawsze będzie jej szukał, jest zepsuty. Oczywiście wiem, co trzeba robić, aby inni myśleli, że się ich kocha, uśmiechy, miłe słowa, przytulanie, prezenty, wyręczanie itd. ale nic nie czuję, więc wszystko co daję jest puste, jest kłamstwem. A bliscy w końcu rozpoznają kłamstwo i wtedy przestają kochać i zostaje tylko prawda bez miłości i starania, by poukładać życie, polepszyć warunki, gdy i tak wszystko nie ma znaczenia.

#6.

Dzisiaj w nocy śniło mi się, że jestem w swojej pracy, w restauracji. Goście właśnie bardzo ubrudzili obrus, więc trzeba było go wymienić. Miała przyjść po niego pani Krysia, żeby wziąć go do pralni. A ja, cóż... będąc kulturalnym człowiekiem, postanowiłam poskładać obrus w kostkę i położyć na ziemi. Tak też zrobiłam.

Jakiś czas później przebudziłam się, strasznie zmarznięta.
Okazało się, że śpię bez kołdry, bo ta leży sobie pięknie poskładana w kostkę obok łóżka :)

#7.

Jak zawsze szłam rano na zajęcia. Wychodząc z bloku, zauważyłam ochroniarza, który stał sobie przy schodach. Z racji tego, że humor mi dopisywał, uśmiechnęłam się do niego, co ochroniarz odwzajemnił. Jednak moją uwagę przykuł pewien obiekt znajdujący się na ziemi.
To była kupa. Ogromna psia kupa.
I niestety, musiałam skomentować jej obecność w miejscu, gdzie nie powinno jej być. Niewiele myśląc, mówię do ochroniarza:
- Oho, ale ktoś się zesrał...
Ochroniarz zdziwiony, ja jeszcze bardziej, bo myślałam, że powiedziałam to w myślach, a nie na głos. Zatem wraz ze swoją głupotą pognałam w te pędy na uczelnię.

Gdy wracałam do mieszkania, znowu spotkałam tego ochroniarza. Unikałam jego spojrzenia, jak mogłam. Już kończę wpisywać kod do klatki... A on podchodzi do mnie i zmieszany mówi:
- To nie byłem ja, naprawdę!

#8.


Odkąd tylko pamiętam, moi rodzice wpajali mi, że jestem najlepsza, najpiękniejsza, najwspanialsza. Kasy mieli jak lodu, rozpieszczali mnie na każdym kroku. Nikt nie był godzien zadawać się ze mną. Kasia ma mamę sprzątaczkę? Absolutny zakaz zabawy z dzieckiem z takiego domu. Tata Ani pije? Ania nie ma do nas wstępu, bo nas okradnie i jeszcze mnie brzydkich słów nauczy. W grach z rodzicami zawsze wygrywałam. Specjalnie mi się podkładali, a ja, głupie, naiwne dziecko rosłam w przekonaniu, że rzeczywiście jestem najlepsza i nigdy w życiu nie spotka mnie żadna porażka.

W szóstej klasie mieliśmy wycieczkę w góry. Cała klasa pojechała pociągiem. Mnie rodzice na miejsce zawieźli samochodem... Przecież ich księżniczka nie będzie się tłukła 500 kilometrów w dusznym przedziale drugiej klasy... Nic więc dziwnego, że dzieciaki mnie nie znosiły. Zawsze byłam sama, jedyne towarzystwo, w jakim wolno mi się było obracać to takie, które wybrali mi rodzice, czyli inne rozpuszczone dzieciaki z bogatych domów.

Teraz jestem dorosła i nie umiem przegrywać... Nie radzę sobie z żadną, nawet najmniejszą porażką. Do tego stopnia, że popłakałam się ostatnio, kiedy przegrałam z moim synem w Eurobiznes. Nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy, bo lęk przed krytyką ze strony potencjalnego przełożonego dosłownie mnie paraliżuje. Mąż namawia mnie na terapię... Tłumaczy, że najwyższy czas coś ze sobą zrobić. Nie wiem, czy kiedykolwiek się odważę. To będzie przecież jawne przyznanie się do porażki. Porażki, której boję się najbardziej na świecie.
11

Oglądany: 45503x | Komentarzy: 70 | Okejek: 254 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało