Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Juanita - 500-letnie zwłoki okrutnego inkaskiego rytuału

41 316  
186   49  
To było jak potężny cios kijem bejsbolowym w czaszkę. Inkaski szaman, który w tym wypadku pełnił też rolę kata, wykonał silny zamach i nawet przez moment się nie zawahał. Głowa małoletniej ofiary ceremonialnej egzekucji, ku chwale wielkich bóstw, gwałtownie odskoczyła pod wpływem uderzenia obuchem. Czaszka pękła niczym skorupka jajka, a jej wnętrze wypełniło się krwią. Skazana na śmierć dziewczynka nie bała się, nie błagała o litość ani nie płakała. Prawdopodobnie była tak pijana i nafaszerowana halucynogenami, że nawet nie zorientowała się, że jej żywot właśnie dobiegł końca…
Katastrofy naturalne są dla ludów, których życie zależy od urodzajnych plonów, zwiastunem klęski głodu, a co za tym idzie – zapowiedzią tragedii mogącej postawić pod znakiem zapytania dalsze losy plemienia. Dla Inków, potężnych władców olbrzymiego imperium, którzy do przybycia na ich tereny hiszpańskich przybłędów niepodzielnie rządzili terenami współczesnego Peru, Boliwii, Ekwadoru, Chile i Argentyny, jednym z takich nieszczęść mogła być na przykład erupcja wulkanu. Obudzony przez bogów kolos pluł lawą, kasłał gęstym dymem i… wywoływał paskudne w skutkach anomalie klimatyczne. Mieszkańcy okolic dzisiejszej Arequipy doskonale wiedzieli, że po takim wydarzeniu najbliższe lata będą wybitnie suche i należy błagać bogów o łaskę. Oczywiście obecnie wiemy już, że za ten fenomen wcale nie odpowiadał ani świetlisty Inti, ani zdenerwowana na swoje ludzkie dzieci Pachamama, tylko obecność cząstek stałych w powietrzu. Wiele badań wykazało, że po erupcji wulkanu nawet przez 5 długich lat w danym regionie może występować tendencja do drastycznego zmniejszenia się częstotliwości opadów, a wręcz i do regularnej suszy.



Kiedy więc wznoszący się na wysokość 6288 metrów n.p.m., położony na obrzeżu najgłębszego kanionu na świecie (Colca) wulkan Ampato stał się kolejnym po Misti i Sabancaya kandydatem do rzęsistego strzelania gorąca magmą, inkascy kapłani uznali, że trzeba coś zrobić, aby nie dopuścić do kolejnych klęsk nieurodzaju i cierpienia wybranego przez Słońce ludu. Mędrcy zebrali się więc, aby przygotować rozsądny plan ratunku. Narada prawdopodobnie nie trwała zbyt długo i wszyscy kapłani uznali, że najlepszym wyjściem będzie tu tzw. capacocha (w keczua, do dziś istniejącym języku Inków – Qhapaq hucha), czyli realne zobowiązanie wobec surowych bogów mające służyć za formę wybłagania u niewidzialnych, acz z jakiegoś powodu bardzo niezadowolonych bytów, litości dla gatunku ludzkiego.

Ceremonia ta w praktyce nie była niczym innym, jak złożeniem ofiary z człowieka. I pewnie, że z punktu widzenia władców imperium najlepszym rozwiązaniem mogłoby być ukatrupienie jakiegoś wioskowego głupka, garbatego, schorowanego staruszka, z którego to pożytek marny, czy też wskazanego przez lokalną społeczność somsiada, co to ponoć niezdrowe stosunki z lamami utrzymuje. Czy jednak taka ofiara zadowoliłaby naburmuszonych bogów? Cóż, prawdopodobnie wywołałoby to ich jeszcze większy gniew. Idea capacochy była więc zupełnie inna. Za ofiarę tej okrutnej ceremonii służyć miały dzieci. I to takie wyselekcjonowane, zdrowe, ładne, pozbawione jakichkolwiek fizycznych skaz. W tym wypadku bogowie pragnęli śmierci dziewczynki.



Juanita, bo takie imię archeolodzy nadali nieszczęsnej nastolatce, prawdopodobnie pochodziła, podobnie jak wszystkie żeńskie ofiary tego rytuału, z klasztoru dla tzw. dziewic słońca – wybranych z uwagi na urodę, pochodzenie, inteligencję i talent, doskonale wyedukowanych dziewcząt, oddzielonych od społeczeństwa grubym murem inkaskiego klasztoru. Badania DNA wskazują na to, że Juanita przyszła na świat w okolicach 1440-1450 roku naszej ery, za czasów rządów dziewiątego władcy imperium Pachacuteka i wywodziła się z plemienia Ngöbe – dość mocno oddalonego od granic Tawantinsuyu, bo żyjącego w okolicach współczesnej Panamy. Wiele elementów kodu genetycznego Juanity zbliżonych było jednak do tego występującego u ludów zamieszkujących Andy na praktycznie całej swej długości. Istnieją pewne teorie mówiące, że dziecko mogło wywodzić się z wysoko postawionej rodziny należącej do najbardziej uprzywilejowanej kasty szlacheckiej.

Juanita w towarzystwie kapłanów najpierw musiała odbyć pieszą wędrówkę do stolicy imperium – Cusco, gdzie ceremonialnie namaszczona została przez wielkiego Inkę i złożyła hołd czterem wielkim statuom reprezentującym najwyższych inkaskich bogów, a następnie ruszyła w pielgrzymkę aż do miejsca swojej zaszczytnej śmierci. Zgodnie ze zwyczajem, przyszła ofiara musiała opływać w dostatki. Dbano o jej zdrowie, dobre posiłki i stabilny psychiczny stan. W przypadku niemowląt, które również Inkowie czasem składali „w prezencie” swoim bogom, w podróż z takim dzieckiem ruszała jego matka, karmiąca swoją pociechę piersią. W przypadku Juanity takiej potrzeby jednak nie było – szacuje się, że dziewczynka miała ok. 12-14 lat.



Na miejsce egzekucji oraz wiecznego spoczynku dziecka wyznaczono szczyt wspomnianego powyżej wulkanu Ampato, gdzie przyszła ofiara musiała dotrzeć piechotą w towarzystwie orszaku złożonego z kapłanów oraz ich pomocników. Późniejsze badania zwłok wykazały, że Juanita przez ostatnich 6-8 tygodni swojego życia żywiła się głównie warzywami popijanymi wielkimi ilościami alkoholu (prawdopodobnie chichą – napojem ze sfermentowanej kukurydzy) oraz roślinami o silnych właściwościach narkotycznych. W momencie swojej śmierci ofiara spożywała również niemałe ilości koki – liści krasnodrzewu pospolitego, rośliny do dziś otoczonej przez andyjskie ludy niemalże religijnym kultem.

W momencie przyjęcia silnego ciosu obuchem, który sprawił, że czaszka dziecka pękła w okolicach prawego oczodołu, pozostawiając po sobie pięciocentymetrowy otwór i wypełniając się krwią, Juanita była nieprzytomna lub tak bardzo odurzona podawanymi jej narkotykami, że prawdopodobnie nawet nie zdążyła zarejestrować swoich ostatnich chwil. W wyniku zadanego jej przez kapłana uderzenia mózg dziecka przemieścił się na jedną stronę czerepu. Śmierć nastąpiła momentalnie.

Zwłoki zawinięto w piękne, kolorowe tkaniny pogrzebowe (tzw. aksu), na głowę martwej dziewczynki założono opaskę z piórami papugi, a szyję opatulono szalem z wełny alpaki. Przy ciele dziecka pozostawiono również inne dary dla bogów – miski, szpilki, muszle, a nawet typowe dla tego typu obrządków malutkie figurki ubrane w miniaturowe ubranka – identyczne do tych, które miała na sobie Juanita.



Wszystkie te przedmioty po ponad 500 latach znalezione zostały w idealnym stanie. Podobnie zresztą jak sama nieboszczka. No, powiedzmy. Chociaż doczesne szczątki ofiary okrutnego rytuału uznawane są dziś za jednego z najlepiej zachowanych inkaskich trupów, to trzeba uczciwie przyznać, że „ząb czasu” paskudnie odbił się na… głowie Juanity. A najbardziej ironiczne jest to, że głównym czynnikiem wpływającym na niezbyt reprezentatywny wygląd górnej części ciała dziewczynki było nie pół tysiąclecia, które dziewczynka spędziła na mrozie, ale ostatnich 15 dni przed odkryciem zwłok!



W 1995 roku grupa odkrywców pod przewodnictwem Johna Reinharda z National Geographic Society postanowiła zbadać wpływ erupcji innego, położonego w pobliżu, wulkanu – Sabancaya na śnieżną pokrywę Ampato. Zgodnie z przypuszczeniami badaczy okazało się, że wysoka temperatura doprowadziła do rozpuszczenia się sporej warstwy lodu. W ten sposób ze swojego „grobu” na powierzchnię wydostała się Juanita i… runęła w głąb krateru.





Reinhard prawdopodobnie do dziś żałuje, że jego wyprawa nie wyruszyła dwa tygodnie wcześniej. Wówczas znalazłby ciało dziewczynki na szczycie Ampato i prawdopodobnie stan jej zwłok byłby równie doskonały, jak ofiar inkaskich ceremonii capacocha znalezionych w Argentynie.





Juanita miała mniej szczęścia - spadła z wysokości 200 metrów, a podczas swojego lotu zgubiła tkaniny osłaniające jej głowę. Następnie 15 dni przeleżała na dnie wulkanu, mając twarz wystawioną na działanie promieni słonecznych. Te dwa tygodnie wystarczyły, aby szlachetne oblicze Juanity na zawsze straciło większość swego powabu.



Dzisiaj, oglądając zamkniętą w szklanej zamrażarce najsłynniejszą inkaską mumię (chociaż ta nazwa jest błędna, bo przecież mowa tu o zamrożonym trupie, a nie wysuszonym sztywniaku), goście jednego z najsłynniejszych muzeów w peruwiańskim mieście Arequipa nie są w stanie dostrzec ukrytego pod kolorowymi tkaninami i warstwą lodu doskonale zachowanego ciała Juanity.
Na szczęście istnieje dokumentacja z oględzin zwłok, dzięki czemu możemy przekonać się, jak wygląda nieboszczyk, które ostatnie 500 lat spędził na trzaskającym mrozie.








Zoki są w tak dobrym stanie, że udało się pobrać z nich próbkę krwi i zbadać treść żołądka. Tymczasem na fotografii powyżej można zauważyć tłuszcz, który wytrącił się z ciała Juanity.
4

Oglądany: 41316x | Komentarzy: 49 | Okejek: 186 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało