Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Zniknięcie dzieci Beaumontów: tajemnicza zbrodnia, która pozostaje nierozwiązana

25 817  
147   15  
Od zniknięcia dzieci Beaumontów minęło ponad pół wieku. W trakcie śledztwa przedstawiono i rozważono różne wersje, nawet absurdalne. W sprawie korzystano nawet z pomocy medium, ale i ono było bezsilne. Co się stało z dziewięcioletnią Jane, siedmioletnią Arnnie i czteroletnim Grantem?

Rzeczywiście, od 1966 roku policja nie jest w stanie wyjaśnić sprawy porwania. Wiadomo jedynie, że rodzice zgłosili zaginięcie swoich dzieci. Po tym nikt już ich nie widział. Rozważano nawet wersję porwania córek i syna przez samych rodziców. Ta wersja jednak upadła.


Dzień 26 stycznia 1966 roku w Australii był dość upalny. Dzieciaki zapragnęły pojechać na plażę. Najstarsza dziewczynka, Jane, która była szczególnie poważna i odpowiedzialna jak na swój wiek, miała opiekować się najmłodszymi - Arnną i Grantem. O 10 rano cała trójka udała się na plażę Glenelg, obiecując, że do południa będą z powrotem w domu.


Kiedy dzieci nie pojawiły się o umówionym czasie, matka pomyślała, że po prostu spóźniły się na autobus i przyjadą następnym. Wyszła przed jego przybyciem na przystanek autobusowy, ale i w nim nie znalazła swoich córek i syna. Kiedy do domu wrócił mąż, Nancy Beaumont poszła z nim na plażę. Wieczorem tego samego dnia para zgłosiła zaginięcie dzieci na policji i nocą przeszukano plażę.
Następnego dnia rano poszukiwania kontynuowano. Incydent stał się głośny, a do akcji poszukiwawczej przyłączyła się duża liczba ochotników. Za główne uznano dwie wersje: porwanie i wypadek w wodzie.
Drugą wersję wkrótce odrzucono jako nieprawdopodobną, ponieważ byłoby po prostu nierealne nie zauważyć na zatłoczonej plaży trójki tonących dzieci naraz. Poza tym powinny pozostać na brzegu ich rzeczy - ubrania, buty, ręczniki, ale niczego takiego nie było.


Równolegle z poszukiwaniami odbywało się przesłuchiwanie świadków. Kierowca autobusu powiedział, że dzieci dotarły na plażę, co potwierdziło kilku lokalnych mieszkańców. Według naocznych świadków przez jakiś czas z daleka obserwował ich blondyn w niebieskich kąpielówkach. W pewnym momencie mężczyzna podszedł do dzieci i zaczął się z nimi bawić.

Po chwili (około 12.15) wszyscy razem opuścili plażę. Miejscowa sprzedawczyni przypomniała sobie, że starsza dziewczynka, Jane, podeszła do niej, żeby kupić ciastka. Za smakołyki zapłaciła funta, ale trójka dzieciaków nie dysponowała taką kwotą, ponieważ matka dała im tylko 8 szylingów i 6 pensów.
Ostatnim świadkiem, który widział dzieciaki Beaumont, był listonosz. Jednak on mylił się w swoich zeznaniach, wskazując najpierw, że spotkał je rano, a potem, że sprawa miała miejsce o drugiej po południu. Mężczyzna podkreślał, że dzieci były same, bez dorosłych.

Nancy Beaumont upierała się, że dzieci w żadnym wypadku nie rozmawiałyby ani nie bawiłyby się z nieznajomym. A jeszcze mniej prawdopodobne, że wzięłyby od niego pieniądze i z nim poszły. Sugerowałoby to, że dzieci znały blondyna. Matka przypomniała sobie, że Arna mówiła jej kiedyś, że Jane "ma na plaży chłopaka", ale myślała, że chodzi o rówieśnika.

Wiadomość o zniknięciu dzieci nabrała wymiaru krajowego. Dokładnie zbadano wybrzeże i dno przy brzegu. Nie znaleziono jednak śladów dzieci ani ich rzeczy. Za pomoc w ich odnalezieniu wyznaczono wstępnie nagrodę w wysokości 250 funtów. Z czasem kwota nagrody wzrosła i dziś wynosi ona okrągły milion dolarów.
Nagroda nadal czeka, a sprawca porwania nigdy nie został odnaleziony.


Przez długi czas małżonkowie Nancy i Jim mieszkali w tym samym domu, zachowując pokoje dzieci w ich pierwotnej formie, oczekując, że ich córki i syn pewnego dnia wrócą do domu. Ale im więcej czasu mijało, tym mniejsza była na to szansa. Rodzice byli zrozpaczeni. Nie odrzucali już żadnych, nawet najbardziej absurdalnych wersji wyjaśniających zniknięcie ich dzieci, włącznie z mordem rytualnym.
Zatrudnili nawet słynnego holenderskiego jasnowidza Gerarda Croiseta. Ten wskazał nowo powstały magazyn jako miejsce ukrycia zwłok dzieci, które miały zostać zalane betonem. Pod gigantyczną presją społeczną właściciel został zmuszony do rozebrania magazynu, ale niczego nie znaleziono.
Dwa lata po zaginięciu dzieci państwo Beaumont otrzymali list od porywacza, który pisał, że chce im zwrócić dzieci i wyznaczył czas i miejsce spotkania. Rodzice udali się na spotkanie w towarzystwie detektywa, ale nikt się na nim nie pojawił. Wkrótce dostali kolejny list, tym razem rzekomo od Jane. Córka miała napisać, że rodzice nadużyli zaufania porywacza i dlatego odstąpił on od zamiaru przekazania im dzieci.
Po latach śledczym udało się ustalić, że był to okrutny żart nastolatka. W 1992 roku udało się dopasować odciski palców z listów do 41-letniego wówczas mężczyzny. Jego szczeniacki wybryk niestety uległ przedawnieniu.

Małżeństwo Beaumontów rozpadło się: mąż i żona nie mogli poradzić sobie ze stratą i rozwiedli się oraz sprzedali dom. Dwa lata temu Nancy zmarła. Rodzice nigdy nie przestali szukać swoich dzieci.

6

Oglądany: 25817x | Komentarzy: 15 | Okejek: 147 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało