Tak było! Nie ściemniam! - zaklinają się filmowcy, umieszczając w
napisach początkowych produkcji grozy informację jakoby dzieło,
które oglądamy, oparte było na wydarzeniach, które to faktycznie
miały miejsce. Dzięki temu seansowi towarzyszy ta niepokojąca
świadomość, że wydarzenia z ekranu to niemalże wierna
rekonstrukcja prawdziwych morderstw, opętań i koszmarnych tortur
zadawanych bohaterom filmu. I chociaż bardzo nie chcemy psuć wam
odbioru tych produkcji, to niestety musimy to powiedzieć – wszyscy
zostaliśmy nabici w butelkę!
#1. „Hostel” - dużo zamieszania z powodu jednej strony internetowej
Swego czasu
makabryczne dzieło Eli Rotha było na ustach wszystkich kinomanów.
Upiorna historia „hostelu”, w którym za odpowiednio wysoką
opłatą goście mogli spełnić swoje chore, sadystyczne fantazje
torturowania i powolnego pozbawiania życia skrępowanych ofiar,
reklamowana była jako produkcja inspirowana rzeczywistymi
wydarzeniami. Ile jest prawdy w „Hostelu”? Ano niewiele.
Reżyser
sam przyznał, że prawdziwym natchnieniem była dla niego strona
internetowa oferująca za kwotę 10 tysięcy dolarów możliwość
przyjechania do Tajlandii i zamordowania człowieka strzałem w
głowę. Według serwisu, każda z ofiar dobrowolnie podpisywała
dokument pieczętujący swój los – zazwyczaj mieli to być ludzie
ciężko chorzy lub skrajnie ubodzy, którzy w ten sposób pragnęli zagwarantować przypływ niemałej gotówki do rodzinnego budżetu.
Początkowo Roth
chciał zrobić dokument na temat działalności tych tajskich
„przedsiębiorców”, jednak szybko zdał sobie sprawę, że
podając numer karty kredytowej oraz swoje personalne dane, może paść ofiarą
oszustwa. Nie udało mu się więc sprawdzić, czy oferta była
prawdziwa, czy też może cały ten serwis to jednak zwykła ściema.
Tak czy inaczej – sama treść ogłoszenia zrobiła na filmowcu
takie wrażenie, że postanowił on nakręcić „Hostel”.
#2. „Egzorcysta” – zmyślona historia z prawdziwym mordercą na drugim planie
Klasyk kina grozy
pt. „Egzorcysta” również otoczony jest legendami mówiącymi,
że w zmaganiach starszego księdza z opętaną przez demona
dziewczynką sporo jest prawdy. Zanim jednak film ten trafił na duży
ekran, najpierw była powieść. W 1971 roku napisał ją William
Peter Blatty – autor libańskiego pochodzenia, który sam
twierdził, że cała historia została przez niego wymyślona.
Niestety, ku naszej rozpaczy, fałszywy jest nawet motyw z obracającą się głową ofiary
demonicznego nawiedzenia oraz rzygania na biednego klechę zieloną
breją…
Pewne elementy
postaci księdza Merrina wzorowane są na osobie autentycznego
brytyjskiego archeologa, Geralda Lankestera Hardinga, którego to
pisarz miał poznać w Bejrucie. Na cześć tego uczonego filmowy
duchowny nosi imię Lankester. Natomiast sama historia opowiedziana
przez reżysera została delikatnie tylko zainspirowana egzorcyzmami, które to 1949
roku jezuicki zakonnik William S. Bowdern miał przeprowadzać na
pewnym opętanym dzieciaku.
W przypadku
„Egzorcysty” znacznie bardziej niepokojący wydaje się fakt, że
w filmie tym występuje prawdziwy morderca. Mowa o Paulu Batesonie –
aktorze, który wcielił się w drugoplanową rolę radiologa w jednej ze scen mających miejsce w szpitalu.
Sześć
lat po premierze „Egzorcysty” Paul został skazany na 20 lat
pozbawienia wolności za zabójstwo pewnego dziennikarza. Bateson był
też prawdopodobnie zamieszany w serię morderstw przedstawicieli
homoseksualnej społeczności spotykającej się w klubach na
Manhattanie.
#3. „Egzorcyzmy Emily
Rose” – to padaczka, a nie nawiedzenie!
Skoro już
poruszyliśmy kwestię filmowych opętań, to warto też wspomnieć o
„Egzorcyzmach Emily Rose” – nakręconym w 2005 roku horrorze,
który rzeczywiście oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, ale
jednocześnie pomija wiele kluczowych elementów historii, która
miała miejsce.
Filmowa Emily w rzeczywistości nazywała się Anneliese
Michel i
była dziewczyną wychowaną w rodzinie gorliwie wierzących
niemieckich katolików, którzy zadbali o to, aby ich córka miała
mocno spaprane dzieciństwo. Młoda Michel zmuszana była np. do ciągłych modlitw i „pokutnego” spania na gołych deskach. Natomiast jej rzekome nawiedzenie
było tak naprawdę niczym innym, jak objawami postępującej
padaczki.
Dodatkowo Anneliese cierpiała na depresję. Początkowa
interwencja medyczna nie przyniosła żadnych rezultatów. Tymczasem
rozwijająca się choroba sprawiała, że dziewczyna zaczynała
miewać symptomy psychozy ponapadowej objawiającej się omamami,
halucynacjami i zachowaniami mocno odstającymi od przyjętych norm.
Anneliese słyszała głosy, mówiące jej, że została opętana,
piła własny mocz i reagowała agresją na widok dewocjonaliów.
Później było jeszcze gorzej – dziewczyna miała doznawać
objawień, a na jej ciele pojawiły się namiastki stygmatów.
Michel,
za sprawą swoich rodziców, poddana została serii egzorcyzmów,
które przeprowadzane były przez dwóch księży. Niestety, tu
potrzebny był dobry lekarz, a
nie reprezentant Watykanu. Anneliese zmarła w 1971 roku, mając zaledwie 24 lata.
Powodem jej śmierci było skrajne odwodnienie oraz niedożywienie. W
dniu zgonu ważyła ona zaledwie 30 kilogramów, a jej stawy kolanowe
były zniszczone przez nieustanne klęczenie. Winą za ten stan
rzeczy obarcza się duchownych, którzy w ramach postu, przez wiele
dni (a może i nawet tygodni) odmawiali swojej „pacjentce”
posiłków i wody. Obaj panowie poszli siedzieć.
#4. „Annabelle” – nie taka znowu straszna ta lalka
Czy
naprawdę ktoś oczekiwał, że
historia o nawiedzonej lalce może mieć w sobie cokolwiek z prawdy?
A jednak ma! W filmie dowiadujemy się, że zabawka (zwana w
rzeczywistości Szmacianą Ann) została wykonana przez pewnego
twórcę kukiełek, który ofiarował ją w prezencie swojej
7-letniej córce. Dziewczynka wkrótce zginęła w wypadku
samochodowym, a jej dusza miała zostać „wchłonięta” przez
Ann, co
stało się początkiem serii koszmarnych zdarzeń.
Pomijając
fragment o ojcu tragicznie zmarłego dziecka oraz
rzekomych podłości, za którymi miałaby stać Szmaciana Ann, „wszystko
się tu zgadza” – lalka prawdopodobnie faktycznie należała do
dziewczynki zmarłej w wypadku. Zabawka miała potem zostać
„przygarnięta” przez pewną studentkę pielęgniarstwa, która z
przerażeniem odkryła, że Ann ma niepokojącą tendencję do
regularnego zmieniania swojego położenia i straszenia innych
uczniów. Sprawa nabrała rozgłosu, gdy została ona wzięta pod
lupę przez znanych i dość medialnych badaczy spraw
nadprzyrodzonych – Eda i Lorraine Warrenów, którzy wstawili
szmacianą lalkę do jednej z gablot swego muzeum.
I
chociaż większość uczonych śmieje się z arcypoważnej postawy
państwa Warrenów, którzy łyknęli tę historię niczym dorodne
pelikany, to dla wielu znawców popkultury demoniczna lalka jest
jednym z kilku przykładów wpływu miejskich legend na ludzką
wyobraźnię, a co za tym idzie – na scenariusze filmów grozy.
#5. „Czwarty
stopień” – nie było tam żadnych kosmitów!
Mało
któremu filmowi grozy, jaki powstał w ciągu ostatnich kilkunastu
lat, towarzyszyła tak wielka kampania wbijająca potencjalnym widzom
do głowy to, że ta stylizowana na dokument produkcja traktuje o
prawdziwych incydentach uprowadzeń ludzi przez kosmitów. Już sam tytuł
to nawiązanie do klasyfikacji kontaktów Ziemian z przedstawicielami
obcych cywilizacji.
W
rzeczywistości jedyny element fabuły, który oparty jest na faktach,
dotyczy niepokojącej
fali zaginięć ludzi
z Nome – kanadyjskiego miasta. Większość z tych przypadków
dotyczyła przedstawicieli rdzennej ludności Alaski, którzy
podróżowali pomiędzy Nome a pobliskimi wsiami.
W sprawę
zaangażowano nawet FBI. Z oficjalnych ustaleń wynika, że za
tajemniczymi zniknięciami stał… alkohol i niskie temperatury.
Trudno też mówić o zaginięciach, kiedy z 20 przypadków jedynie
9 ciał nigdy nie znaleziono.
Tak
czy inaczej – nikt poważny nie wiązał tych wydarzeń z
ingerencją przybyszów z odległych planet, którzy z jakiegoś
powodu zapragnęli zainstalować potężną sondę w anusach swych
ofiar.
„Czwarty
stopień” spotkał się z druzgocącą krytyką wśród
Kanadyjczyków, którzy słusznie uznali, że paradokumentalny styl
tej produkcji mógł sprawić, że nieco mniej bystrzy
widzowie uwierzyliby w szare ludziki polujące na sympatycznych obywateli Alaski.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą