Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zrozumieć filozofa, czyli tęgie łby nieco przystępniej: Kartezjusz cz. III

20 222  
50   15  
Można czuć niechęć do nadmiernego mędrkowania, bo przecież i tak w ostatecznym rozrachunku dotrzemy do ściany, której nie będziemy potrafili przeskoczyć, lub - co wcale nie jest milsze dla naszej próżności - ugryziemy się we własny ogon, zapętlając rozumowanie aż do śmieszności, gubiąc po drodze prawdę…
A co to jest prawda, jeśli nie stan (tylko) chwilowej zgodności przyczyn do skutków? Prawa matematyczno-fizyczne często opierają się na odpowiednich okolicznościach, a kiedy one się zmienią, owo prawo jest do niczego - trzeba je modyfikować.



W pierwszym artykule na pewniaka walnąłem: 1+1=2, ale czy na pewno w każdym przypadku? Dodajmy dwie krople tej samej cieczy i wciąż mamy jedną kroplę: większą, ale wciąż jedną. Nikt nie powie o niej - to są dwie krople, a jeśli tak powie, to dlaczego się ograniczać? Przecież te dwie krople, które połączyliśmy, mogły powstać wcześniej jedynie poprzez połączenie z innymi, mniejszymi. W takim razie ile kropel cieczy dodaliśmy za pierwszym razem? Woda wrze w temperaturze 100°C. Tak? Hmmm... tylko w okolicach 1013 hPa ciśnienia atmosferycznego, bo np. na Rysach zagotujemy wodę przy 90°C, a na Mount Everest już przy 68°C.

A może to nie świat (przyroda) jest zagmatwany, ale to my próbujemy wsiąść na kobyłę, która wcale tego nie pragnie? I na cóż to człowiekowi, tak lichemu, że gubi się już zaraz po wyjściu z domu, którym jest jego własne Ja?

Nie wiem, ale czas wrócić do pogrążonego w mroku gabinetu Przesławnego Męża Kartezjusza i zakończyć co rozpoczęliśmy, bo pytania naglą, a odpowiedzi mogą okazać się nieprzyjemne, więc lepiej mieć to już za sobą.

Kiedy po kakale zostało tylko wspomnienie, filozof wstał ze skrzypiącego fotela i podszedł do okna, jakby zapominając o swym gościu, który siedział cicho i bał się odezwać, bo a nuż gospodarz wpadł na jakąś kolejną wspaniałą myśl?

Kartezjusz*: Jesteśmy tacy głupi… Widzimy w oddali wieżę i nie potrafimy ocenić, czy jest owalna, czy może kanciasta; po zamknięciu oczu nasz dotyk gubi się, dając nam obraz, z którego niewiele wyczytamy; smak jedzenia bez udziału oczu, powonienia i rąk to papka budząca obawę; sam węch potrafi doprowadzić do ruiny psychicznej; z samego słuchu potrafimy wyciągać mylne wnioski. Żeby znośnie pojmować rzeczywistość, trzeba te wszystkie zmysły zmieszać i dodać rozum z doświadczeniem, dopiero wówczas mamy jakieś pojęcie, fałszywe nadal, ale znośnie prawdziwe.


Ja: Oko widzi to, co widzi, ucho słyszy to, co słyszy, z całą resztą jest tak samo. Może zatem błędy pochodzą z naszego sądu i woli? - przerwałem, aby się przypomnieć.

K: Tak, tak… - Nie do końca było wiadomo, z czym się zgadza: ze mną czy może z własnymi myślami.

J: Może dokończymy szybko wywiad i sobie pójdę, a pan wówczas będzie mógł spokojnie błądzić w myślach?

K: Ech, te wasze ponaglania. Żyj powoli, ale dokładnie, młody człowieku. - Usiadł ze stęknięciem i dodał: Pytaj pan!

J: No to powtórzę jeszcze raz: Jeśli Bóg (czy substancja boska) jest wszechwładny i nieskończenie dobry, dlaczego istnieje tyle zła na świecie?

K: Pytanie to narzuca pozytywną wolę Boga, jako tego, który zło i błąd nadaje światu, tymczasem Bóg - jak sam pan powiedział - jest nieskończenie dobry, zatem w sposób pozytywny nie może stwarzać niczego złego. Zło i błąd powstaje wyłącznie w sposób negatywny: poprzez brak lub niewystarczalność substancji boskiej (niewystarczalność w tym wypadku trzeba rozumieć jako niepełność substancji boskiej w danym błędzie, nie jako ograniczoną moc substancji boskiej. - przyp. aut.).

J: A co z jego wszechwładzą i nieskończonością w takim razie?

K: Najwyższy nie mógł stworzyć świata ani losu ludzkiego w sposób idealnie dobry, bowiem byłoby to zaprzeczeniem większej doskonałości stworzyciela. Nie byłoby wówczas idei Boga, bo nie byłoby niczego doskonalszego od własnego Ja.

J: Niezła logika… - uśmiechnąłem się nerwowo.

K: Wyciągam te wnioski wyłącznie z przyrodzonego światła rozumu, które są dla każdej rozumnej istoty jasne i wyraźne.

J: W takim razie zło rozumiane pozytywnie: jako istniejące, nie ma racji bytu. Możliwe jest ono tylko jako coś negatywnego: jako brak dobra?

K: No właśnie pan powtórzył to, co podałem wcześniej, tyle że od drugiej strony. Widzę, że i pan używa przyrodzonego światła rozumu. - Myśliciel nie krył zadowolenia.

J: Tak, tak... Z subtelności stworzył pan cały system, jednakże tak wydelikacone rozumowanie wydaje się bardzo kruche… i wygodne, bo każdy zarzut można zbić twierdzeniem, że ktoś nie wpasowuje się w sposób rozumowania…

K: Drogi panie! - Myśliciel poczerwieniał z oburzenia.

J: ...jest pan jednak wielkim matematykiem, może udowodni pan swoje racje w sposób matematyczny?

K: Przyrodzone światło rozumu mówi nam w sposób jasny i wyraźny, że tak jak w trójkącie suma kątów musi być równa dwóm kątom prostym i nie da się tego rozdzielić, tak niemożebne jest oddzielenie Boga od istnienia. To tak jakby pomyśleć górę bez doliny - nie da się!**

J: Winszuję rozumowania! - Skinąłem głową z wyartykułowanym szacunkiem. - Przyznaję, iż są to myśli na swój sposób kompletne, ale nie dla każdego wyraźnie prawdziwe.

K: Proszę już sobie pójść, bo głupców nie zamierzam przekonywać***. Żegnam czcigodnego pana!

J: Do widzenia, mistrzu!

Wyszedłem z wielką ulgą z tego zatęchłego gabinetu wielce ukontentowany, bo przecież przydarzyło mi się obcować z wielkimi myślami! To prawda, że nie wszystkie one są najświeższej próby, ale logiki i systemu nie można im odmówić. A czy wiem więcej po tej rozmowie? Na pewno gleba, na której kiełkuje mój światopogląd, zyskała na żyzności po takim spulchnieniu myśli.

Wróciłem do domu, tekścik wysłałem do redakcji, szybka kąpiel, tobołek na plecy, kebsik po drodze na skraj miasta i łapanie stopu, by wyruszyć, gdzie los poniesie (choć doskonale wiem, gdzie poniesie)... Witaj, przygodo!

A oto już po chwili zatrzymuje się przy mnie pojazd zaprzęgnięty w cztery konie, woźnica wita się podniesionym kaszkietem, sekundę potem drzwi powozu otwierają się i do środka zaprasza mnie Michał Górski***. Cóż za podróż przede mną!


* Kartezjusz - wł. René Descartes (1596-1650), francuski filozof, fizyk i matematyk, jeden z najwybitniejszych uczonych XVII w. Ojciec nowożytnej refleksji, tradycyjnego europejskiego sposobu myślenia i krytycznego uprawiania nauki.

** Argumenty/przykłady o trójkącie, górze i rozumowaniu jasno i wyraźnie poprzez przyrodzone światło rozumu to bardzo częsty zabieg Kartezjusza wszędzie tam, gdzie - zdaje się - dochodzi on do ściany w swoim rozumowaniu lub do trudności zbyt dużych do przeskoczenia. To częsty zarzut jego przeciwników, tak jak nadmierna subtelność myśli czy posługiwanie się nie do końca wyjaśnionymi terminami (jak np. substancja boska).

*** Na pewno niektórych razi przedstawiona przeze mnie gburowatość, przemądrzała pyszność, wywyższanie się i niekulturalne odpowiadanie, jednak z listów, jakie wymieniał z przeciwnikami swych koncepcji, wychodzi na to, że taki właśnie Kartezjusz był. Może bardziej wyrafinowany, ale jednak. Na usprawiedliwienie można jedynie dodać, że jego wrogowie byli często dwakroć bardziej zjadliwi i prześmiewczy od niego.

**** Pozwoliłem sobie spolszczyć, i to dosyć odważnie, imię francuskiego filozofa Michela de Montaigne, którego bardziej surowa wersja polska tłumaczy się na Michał z Góry. Jednak patrząc na to, że we francuskim owo „de” jest niemal jednoznaczne ze szlachectwem, tak jak u nas końcówki -ski, -cki czy -icz, to pozwoliłem sobie na jeden stopień dalej w spolszczaniu. Oczywiście wiadomo, że w Polsce owe końcówki jako znak szlachectwa jest bardzo rozwodniony, to jednak w swoim czasie był wystarczająco jednoznaczny; tymczasem we Francji jest w dużej mierze tożsame z wysokim pochodzeniem, choć są wyjątki, jak np. de Balzac, który szlachcicem z urodzenia nie był.

***** Wszelkie zagadnienia filozoficzne są czerpane z myśli omawianego filozofa, które to nie są tożsame z poglądami autora czy redakcji. Artykuł ma na celu przybliżenie systemu danego myśliciela - nie ocenianie lub wartościowanie. Przywoływane zagadnienia są ujęte w sposób ogólny, bez zagłębiania się w niuanse. Oczywiste jest, że aby zdobyć odpowiednią wiedzę o danym filozofie, należy zapoznać się z całą jego twórczością, życiem, a najlepiej jeszcze różnymi interpretacjami ich nauk. Powyższy tekst może być jedynie progiem wstępu do wpłynięcia na suchego przestwór oceanu kontemplacji.

****** Źródła:
  1. Rozprawa o metodzie - Kartezjusz. Wyd. Onepress.
  2. Medytacje o pierwszej filozofii Tom I i II - Kartezjusz. Wyd. Naukowe PWN.
  3. Historia filozofii Tom II - W. Tatarkiewicz. Wyd. Naukowe PWN.
Dodatek - tutaj miały pojawić się zarzuty i pretensje do artykułów i odpowiedzi na nie, jednak tylko jeden komentarz spełniał te kryteria. Reszta, bardzo mnoga pod drugim artem, skierowana była bezpośrednio do samej filozofii Kartezjusza, na co przecież nie mam wpływu. Na te zarzuty odpowiadałem na bieżąco - nie broniąc teorii, ale sposobu myślenia Kartezjusza, by nie zostało nic wypaczone, a jego tok rozumowania wyjaśniony i przez to lepiej pojęty. Powtórzę jeszcze raz: to nie jest przekonywanie do danej filozofii, jedynie prezentacja.

Ten jeden zarzut: @ Aristokles napisał:
Trochę poplątane. Warto byłoby, pisząc tekst dla laików, zaznaczyć wyraźnie, że wersja "Cogito ergo sum" jest okrojona, a w konsekwencji błędna.
Punktem wyjścia dla Kartezjusza NIE JEST myślenie. Do "istnieję" (ja) nie dochodzi, wychodząc od myśli.
"Dubito ergo cogito ergo sum". Taka jest właściwa wersja. Punktem wyjścia jest wątpliwość, ona dopiero doprowadza do stwierdzenia myśli, a myśl do istnienia.

Odpowiedź:
Wraz z zanikiem znajomości łaciny u ogółu, formy dłuższe niż trzy wyrazy przestają być wyrozumowane. A jeśli spojrzy się szerzej, to zdecydowana część powiedzeń zostaje okrojona do minimum lub nawet ich znaczenie zmienia się, jak np. platoniczna miłość różni się w pojęciu powszechnym od pierwotnego założenia. Dlatego nie przytoczyłem całego zdania po łacinie, bo równie dobrze wypadałoby cały akapit zacytować w łacinie, a i tak wcale by to nie rozjaśniło niczego, a wręcz przeciwnie. Natomiast o wątpliwości jako ostoi i początku pewności napisałem. I wychodzę z założenia, że im mniej łaciny, tym lepiej, jednak samo „cogito ergo sum” przytoczyć musiałem, bo byłoby to - nieco śmieszkując z rozumowania Kartezjusza - jak pomyślenie góry bez doliny.

PS Miejcie na uwadze, że to zabawa filozofią, nie studia. :)

W poprzednim odcinku: Kartezjusz, część II

12

Oglądany: 20222x | Komentarzy: 15 | Okejek: 50 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało