Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Te wielkie kulturowe skarby o mały włos zostałyby bezpowrotnie zniszczone!

52 481  
140   17  
A pamiętacie, jak jakaś baba rozpuściła głowę Chrystusa na pewnym bezcennym obrazie, a potem własnoręcznie usiłowała mu tę głowę domalować? No, cóż – w tym wypadku Syn Boży nie miał szczęścia i nigdy nie przywrócono mu jego dawnego blasku. Na szczęście historia zna kilka przypadków, gdy chyba tylko cudem udało się uchronić wielkie dzieła przed katastrofą i tylko dzięki wielkiemu szczęściu, tudzież opiece sił wyższych, możemy dziś się nimi cieszyć.

Waszyngton przeprawia się przez rzekę Delaware

Ten namalowany przez niemieckiego artystę Emanuela Leutzego obraz jest dla Stanów Zjednoczonych, obok m.in. pomnika z Mauzoleum Lincolna, jednym z najważniejszych patriotycznych dzieł sztuki. Na płótnie widzimy Jerzego Waszyngtona, który wraz z oddziałem 2400 żołnierzy przeprawia się na drugą stronę rzeki Delaware, gdzie niedługo potem, pod miejscowością Trenton, rozegra się wielka bitwa. To wówczas po raz pierwszy armia rebeliantów pokona zastępy wojsk brytyjskich, a szala zwycięstwa zacznie się chylić na stronę walczących o niepodległość Amerykanów. Ten aż do bólu podniosły obraz doczekał się milionów reprodukcji, które znaleźć można w niejednym, wypełnionym patriotycznym duchem domu.



Namalowane w 1851 roku dzieło zawisło w muzeum sztuki w Bremie, a 91 lat później zostało zniszczone podczas brytyjskiego nalotu bombowego. Obraz prawdopodobnie przetrwałby, gdyby jego gabaryty umożliwiły umieszczenie go w schronie.



Na szczęście Leutze, wiedząc, że płótno z malunkiem może trafić w gusta Amerykanów, namalował replikę, którą podczas wystawy w Nowym Jorku sprzedał za 10 tysięcy dolarów pewnemu znawcy sztuki. Do końca XIX wieku kopia krążyła z rąk do rąk, aby ostatecznie trafić do nowojorskiego muzeum.

Koncerty brandenburskie

W drugiej dekadzie XVIII wieku wielki barokowy kompozytor Johann Sebastian Bach napisał zbiór sześciu koncertów, które to podarował margrabiemu Brandenburgii Christianowi Ludwigowi. Kompozytor prawdopodobnie liczył, że w ten sposób wda się w jego łaski i dostanie od niego jakąś dobrze płatną posadę. Niestety – margrabia, który znany był ze swego uwielbienia dla muzyki, prezent bardzo ochoczo przyjął, natomiast nie odwdzięczył się Bachowi. Jedyne, co zawiedziony Johann z tego miał, to wielka sława i zaszczytne miejsce w historii.



Mało brakowało, a oryginalny manuskrypt spłonąłby podczas bombardowania pociągu, którym to w czasie II wojny światowej niemiecki muzykolog i bibliotekarz Peter Wackernagel usiłował przetransportować go do Prus. Mężczyzna ukrył ten bezcenny, ręcznie sporządzony przez Bacha dokument pod swoim płaszczem i wyskoczył z płonącego wagonu. Następnie przez długi czas ukrywał się w lesie czekając, aż nalot się zakończy.

120 dni Sodomy

Dzieło życia francuskiego pisarza markiza De Sade to powieść, która wypełniona jest po brzegi wszelkimi, najbardziej wyuzdanymi praktykami seksualnymi, których uprawiania surowo zabraniał Kościół katolicki. Opis trwającej 120 dni orgii jest w dużej mierze biograficznym wyznaniem autora, który faktycznie brał udział w takiej imprezie. W 1759 roku rozpustny markiz, za szerzenie ordynarnych, niechrześcijańskich treści, został zamknięty w więziennej części Bastylii. To tam właśnie de Sade stworzył „120 dni Sodomy”. Słynny libertyn napisał tę powieść na zwoju papieru, który ukrył w dziurze znajdującej się w jednej ze ścian celi, w której odbywał karę.



Cztery lata później rulon czystym przypadkiem znaleziony został przez Arnouxa de Saint-Maximima - paryżanina, który wraz z rozszalałym tłumem plądrował zamek podczas rewolucji francuskiej. Mężczyzna dał go na przechowanie pewnemu arystokracie. Skarb ten przekazywany był kolejnym pokoleniom rodziny, aż na początku XX wieku trafił w ręce pewnego bibliofila, który przechowywał rulon w pudełku w kształcie dorodnego kutasa… W tamtym też czasie pewien niemiecki seksuolog, Iwan Bloch, pod pseudonimem Eugène Dühren, opublikował tę powieść. Dokładnie pod tym samymi personaliami parę lat wcześniej wydał biografię słynnego libertyna. Wtedy jednak prawdopodobnie nie marzył nawet, że trafi mu się okazja przeczytania najważniejszego dzieła de Sade’a.
Warto dodać, że rozpustny markiz do swych ostatnich dni bardzo rozpaczał po utracie "więziennego" manuskryptu, który to uważał za dzieło swego życia.



Mistrz i Małgorzata

W 1930 roku Michaił Bułhakow skończył dwuletnią pracę nad swoją najsłynniejszą powieścią. Niezadowolony z jej efektów (pierwszy rozdział książki został z miejsca odrzucony przez wydawnictwo), w przypływie impulsu spalił wszystkie zapisane przez siebie kartki.



„Rękopisy nie płoną” - ten cytat z „Mistrza i Małgorzaty” idealnie pasuje do dalszego obrotu spraw. Michaił jeszcze bowiem w tym samym roku ponownie chwycił za pióro i rozpoczął pisanie od nowa. Prace trwały aż do śmierci Bułhakowa w 1940 roku i śmiało można uznać, że książka nigdy nie została skończona, albowiem jej autor ciągle zmieniał całe fragmenty swojego manuskryptu, wprowadzał drastyczne korekty i właściwie to do końca życia nie był zadowolony z tego, co przez 10 lat tworzył. 26 lat po jego pogrzebie powieść „Mistrz i Małgorzata”, w ocenzurowanej wersji, została opublikowana na łamach rosyjskiego miesięcznika „Moskwa”, a trzy lata później kompletną wersję dzieła Bułhakowa wydano w RFN.

Nosferatu – symfonia grozy

Ten nakręcony w 1923 roku horror jest dziś uznawany za jedno z najwybitniejszych dzieł niemieckiego ekspresjonizmu, a legenda o tym, jakoby aktor grający tytułową rolę, Max Schreck („schreck” to po niemiecku „strach”), był prawdziwym wampirem, do dziś rozpala wyobraźnię wielu kinomanów. Nie było wielką tajemnicą, że fabuła tej produkcji to nic innego, jak zmodyfikowana treść napisanego w 1897 roku dzieła Brama Stokera pt. „Drakula”. Reżyser „Nosferatu” Friedrich Wilhelm Murnau nigdy nie dostał jednak pozwolenia na wykorzystanie fragmentów legendarnej powieści, podobnie zresztą jak autorzy nakręconej w 1920 niemej, rosyjskiej ekranizacji tej książki (dziś film ten uznawany jest za zaginiony).


Krótko po premierze „Nosferatu” Florence Stoker, wdowa po autorze „Drakuli”, mocno wkurzyła się na niemieckich filmowców i wytoczyła im sprawę sądową, którą bez większego trudu wygrała. Reżyser zmuszony został nie tylko do wypłacenia jej wysokiego odszkodowania, ale i miał też zniszczyć wszystkie posiadane przez siebie kopie „Nosferatu”. I zrobił to. Film jednak przetrwał, bo w momencie rozprawy produkcja ta zdołała już dotrzeć do innych krajów, gdzie wyświetlano ją na nielegalnych seansach.

Źródła: 1, 2, 3
5

Oglądany: 52481x | Komentarzy: 17 | Okejek: 140 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało