Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Żałuję, że nie wykonałam aborcji, cwaniak za kierownicą i inne anonimowe opowieści

65 181  
305   64  
Dziś przeczytacie także m.in. o morderczej huśtawce, aucie, które zgasło na skrzyżowaniu, niezwykle romantycznych oświadczynach i życiu w rodzinie z chorym dzieckiem.

#1.

Przedszkole prowadzone przez zakonnice, okres przedwakacyjny. Czas na leżakowanie. W moim przedszkolu była zasada, że młodsze dzieci idą spać, a starszaki mogą bawić się na dworze. Sala do spania jak każda inna w latach 90., polowe drewniane łóżka i pościel z wyszytym przez mamkę imieniem. Z racji że byłam nieznośna i rzadko spałam, to zwyczajnie leżałam i udawałam śpiocha.

W pewnym momencie do sali wpada przestraszona siostra wraz z zakrwawionym sześcioletnim chłopcem. On cały we krwi, głowa wygięta w tył, krew lejąca się po szyi. Byłam pewna, wiedziałam na sto procent... Pewnie był niegrzeczny i zakonnica ucięła mu głowę! Oczami wyobraźni wydawało mi się, że ta głowa wisi i dlatego siostra ją trzyma. W rogu sali była apteczka, słyszałam stamtąd jakieś krzyki, że chłopiec był na huśtawce i był wypadek. Później siostry wyszły z chłopcem, a ja żyłam jeszcze przez bardzo długi czas w przekonaniu, że on stracił głowę przez zabawę na huśtawce, bo jak po wakacjach wróciłam do przedszkola, to jego już nie było. I tylko ja i siostry wiemy o całej sprawie. Unikałam huśtawek jak ognia przez resztę przedszkola.

Dopiero po czasie ogarnęłam, że przywalił nosem o tę nieszczęsną huśtawkę i dlatego lała się krew, a nie widziałam go już więcej, bo poszedł od września do szkoły. Jednak zawsze gdy sobie o tym przypominam, mimo dwudziestu kilku lat życia, wolę wierzyć w wersję, że ta zakonnica mu zwyczajnie ucięła łeb.

#2.

Jakiś czas temu miałam wyjątkowo fatalny dzień. Była to zabójcza kombinacja mojego PMS-u z problemami w pracy, kłótnią z siostrą, rozstrojem żołądka oraz ogólnego przygnębienia. Wracałam do domu wściekła na cały świat, kiedy przystojny chłopak z idącej naprzeciwko mnie grupki przechodniów krzyknął radośnie w moim kierunku: „Hej, śliczna dziewczyno! Uśmiechnij się!”. Od razu poczułam się lepiej i uśmiechnęłam się szeroko. To było niczym ciepły promyk słońca, wprowadzający odrobinę blasku do tego parszywego dnia!
Widząc mój uśmiech, chłopcy ryknęli śmiechem, a ja zorientowałam się, że ich słowa skierowane były do idącej równolegle ze mną blondyny w miniówie.


#3.

Jestem Aspergerowcem, czy jak to inaczej nazywają, Aspem. Teraz już to wiem, ale kilkadziesiąt lat temu nie mówiło się o takich rzeczach, więc dla ludzi byłam po prostu dziwna.
Dzieciństwo było ciężkie. Miałam duży opór przed mówieniem. Rozmawiałam z mamą i członkami rodziny, których dobrze znałam, na sąsiadów i innych tylko patrzyłam. Mama złościła się, że nie mówię nikomu "dzień dobry" i nie chcę wychodzić na podwórko. Czasami siłą wyganiała mnie z domu, ale wtedy tylko siadałam na ławce pod blokiem i czekałam, aż będę mogła wejść. Wszystko poza domem było obce, groźne, nieprzewidywalne i nielogiczne.

Podstawówka była szokiem. Natłok bodźców był otumaniający, a ja nadal nie chciałam się odzywać, chociaż mój umysł krzyczał cały czas: dlaczego do mnie mówisz? Dlaczego mnie dotykasz? Nie podchodź do mnie, nie patrz na mnie, zostaw mnie w spokoju. Każdego dnia płakałam i błagałam mamę, by pozwoliła mi zostać w domu. Niestety dom szybko przestał być azylem przez ojca, który średnio co miesiąc miał nowy pomysł jak mnie naprawić. Ciągle pytał co jest ze mną nie tak, kiedy w końcu znormalnieję, czy już "przestałam się wygłupiać". Gdziekolwiek nie poszłam, otrzymywałam jasny sygnał, że mam się zmienić i zachowywać jak inni, bo moje potrzeby są dziwne i nie będą akceptowane.

Jedynym wytchnieniem były dla mnie książki i bajki. Miałam świetną pamięć, więc zaczęłam mówić do ludzi cytatami. Odgrywałam sceny widziane w filmach, bo zakładałam, że to co robią aktorzy to jest to normalne zachowanie, którego wszyscy oczekują. Próbowałam znaleźć przepis na rozmowę, nauczyłam się czym są żarty, jak działa kłamstwo, czemu ludzie się kłócą. Pogodziłam się z tym, że z ludźmi trzeba rozmawiać i współpracować, że to taki sam obowiązek jak chodzenie do szkoły.

Teraz mam już prawie 40 lat. Jestem spokojną osobą z dużym poczuciem humoru, umiem dopasować się do rozmówcy, współpracownicy mnie lubią, zapraszają na piwo. Zaproszeń nie przyjmuję. Punkt czwarta moja zmiana się kończy, a razem z nią moje powinności względem innych. Nie robię tego złośliwie, ani tym bardziej z pogardy, po prostu ludzie mnie nie interesują, tak samo jak kogoś może nie interesować historia sztuki. To tylko część pracy. Kontaktów z rodziną nie utrzymuję, z nikim się nie przyjaźnię, mieszkam sama, zrozumiałam, że nie jest to żadną wadą i świat się nie zawali dlatego, że jestem trochę inna.

Pozdrawiam innych Aspergerowców.

#4.

Kiedyś moje auto zgasło na środku skrzyżowania. Za mną ustawiła się kolejka aut, a w jednym z nich facet tak naciskał klakson, że aż uszy bolały. Jako że nie mogłam odpalić, to wyszłam wściekła z auta, podeszłam do niego i wkurzona na maksa powiedziałam: "Ja panu potrzymam ten klakson, a pan jak taki cwany, to niech odpali mi auto!".
Jego żona wybuchła śmiechem, a sam facet nagle spokorniał i zrobił się malutki.

PS Nie pomógł, za to jacyś chłopacy razem ze mną zepchnęli auto na pobocze, skąd zabrała je laweta.


#5.

Moje oświadczyny były jak z bajki. Romantyczna kolacja, świece, bukiet czerwonych róż, my pięknie ubrani, wzruszony narzeczony w garniturze, po deserze klęka wręczając mi pierścionek i zadając niespodziewane pytanie, czy za niego wyjdę. Oczywiście wcześniej wypowiedział piękną mowę na temat dlaczego mnie kocha i jak będzie wyglądać nasze życie. Ja się popłakałam i krzyknęłam "TAK!". Piękne, prawda? I tak właśnie myśli rodzina, przyjaciele i wszyscy, którzy nas się pytali. Ale to nieprawda.

Zanim powiem prawdę, muszę zaznaczyć, że ani ja, ani mąż (jesteśmy po ślubie trochę) nie jesteśmy romantykami. Zawsze uważałam, że chcę mężczyznę podobnego do mnie, bo tylko z takim się dogadam. Jesteśmy szczęśliwi, mimo że ani ja, ani mąż nie pamiętamy o swoich urodzinach, rocznicach ślubu, ważnych datach, nie kupujemy sobie prezentów, nie robimy sobie niespodzianek, cenimy codzienność po prostu.

A teraz prawdziwe zaręczyny.
Z mężem przed zaręczynami znaliśmy się niecały rok. Rano oglądaliśmy wiadomości leżąc w łóżku, gdy mój mąż powiedział: - Aha, mam dla ciebie pierścionek zaręczynowy w kieszeni w kurtce.
- OK, jak będę szła do łazienki, to sobie wezmę.
Po godzinie wracając z łazienki wyjęłam z jego kurtki pierścionek i założyłam na palec, wróciłam do łóżka, powiedziałam, że piękny i że go kocham. Tego samego dnia zadzwoniliśmy do restauracji zamówić salę na pierwszą wolną sobotę (była za 6 miesięcy) i tyle. Wiedziałam, że będzie się oświadczał, bo tydzień wcześniej wybrałam sobie pierścionek, czyli zero niespodzianek ;)

A teraz dlaczego nie powiedziałam prawdy innym. Wieczorem poszliśmy do znajomych i przyjaciółka zauważyła pierścionek. Powiedziałam jej prawdę o zaręczynach, po czym ona na mnie spojrzała zszokowana, powiedziała, że nie spodziewała się takiego chamstwa po moim M, współczuje mi i ona by nie przyjęła zaręczyn, a w ogóle to powinnam go zostawić, bo będę żałować jak już teraz jest taki (padło to z ust dziewczyny, która się właśnie rozwiodła po dwóch latach małżeństwa, a miała oświadczyny jak z bajki...).

No cóż, przeprowadziłam rozmowę z moim i oboje uznaliśmy, że żeby nie był uważany za świnię, wymyślimy romantyczną historyjkę.

#6.

Wracając ze szkoły, zauważyłam mojego czarnego kota. Zaczęłam wołać "kici, kici". Kot nie reaguje. Cóż, trzeba głośniej. No to wołam i wołam. Bez efektu, więc podchodzę.

To była doniczka.

#7.

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, mimo że minęło już 25 lat. Tego dnia byłem wyjątkowo nieznośny, nudziło mi się, przeszkadzałem rodzicom, wszystko mnie drażniło. Prośby i groźby nie dawały rezultatu, siedziałem za karę w pokoju i hałasowałem, doprowadzając matkę do szewskiej pasji. Wtedy do pokoju wszedł ojciec i dał mi klucz.

Klucz jak klucz, niczym się nie różnił od innych. Ale tata spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział, że to jest najważniejsza i najcenniejsza rzecz, jaką posiadam. Ten klucz otwiera bardzo, ale to bardzo ważne drzwi, za którymi czeka na mnie rzecz, o jakiej nawet nie śniłem. Dowiem się, gdzie są te drzwi tylko wtedy, kiedy zacznę się zachowywać jak mężczyzna, a nie jak "rozhisteryzowana baba". Miałem 6 lat, ale co to mężczyzna wiedziałem, a poza tym byłem bardzo ciekaw tych skarbów. Już miałem jęczeć o te drzwi, ale ojciec tylko warknął, że mam być mężczyzną, mam być cierpliwy, bo czekanie może mi zająć wiele lat. Ale klucza mam nie zgubić. Choćby był pożar w domu, mam zostawić wszystkie miśki, a klucz mam mieć przy sobie.

Schowałem go do pudełka po zapałkach i pamiętałem, że tam jest. A za każdym razem, kiedy zaczynałem pokazywać różki, ojciec unosił palec w górę i mówił "klucz", a ja się uspokajałem. Droga do bycia prawdziwym mężczyzną jest bardzo ciężka - myślałem. Mama się zawsze dziwiła "jaki klucz?", a tato odpowiadał, że to męska sprawa i że żadna kobieta tego nie zrozumie.


W końcu zacząłem ten klucz traktować jako coś naprawdę świętego. Do czasu aż poszedłem do liceum, później studia, wyprowadziłem się z domu, założyłem rodzinę i przestałem się skupiać na duperelach. Zacząłem być mężczyzną.

Rok temu wróciłem w rodzinne strony z synem, pokazywałem mu swoje stare klamoty schowane na strychu i wpadł mi w ręce Klucz. Ścisnąłem go w dłoni przywołując setki wspomnień, zszedłem na dół pytając ojca o co z tym kluczem tak właściwie chodziło? Po cichu liczyłem na to, że to klucz do jakiegoś domu odziedziczonego po dawno zmarłej ciotce czy coś, ale rzeczywistość była o wiele brutalniejsza.
- Klucz? Aaa... wyjąłem jakiś z szuflady, żebyś przestał się wydzierać, bo matka już od zmysłów odchodziła.
:|

#8.

Zapewne tym wyznaniem wsadzę kij w mrowisko, gdyż teraz na czasie jest aborcja i wszystko co z nią związane.

Choć od 10 lat mieszkam w kraju, w którym aborcja jest legalna, to nie zdecydowałam się na nią i bardzo tego żałuję. Nie rozpisując się - moje dziecko miało 50/50 szans, że będzie miało zespół Downa. Z mężem staraliśmy się o nie ponad 5 lat. Cudem udało nam się zajść w ciążę naturalnie. Liczba moich komórek jajowych była nikła. Można by je raczej porównać do 45-50-letniej kobiety, a nie dziewczyny przed 30. Postanowiliśmy, że urodzę.

Okazało się, że dziecko nie ma zespołu Downa. Jednak prawda była o wiele gorsza. Bardzo szybko po urodzeniu okazało się, że ma porażenie mózgowe. To była chyba najgorsza chwila w moim życiu...10 lat jeżdżenia po lekarzach, rehabilitacji, praca męża na trzech etatach… Nasz syn przejdzie samodzielnie parę kroków, ale ogólnie nie chodzi. Ma niedowład w prawej ręce, ruchy mimowolne, zaburzenia w rozwoju umysłowym, zaburzenia mowy i padaczkę. Będzie taki przez całe życie.

Dwa lata temu mój mąż w wieku 38 lat miał zawał! Ja zaczęłam mieć problem z kręgosłupem, nie mówiąc już o depresji. Roku temu podjęliśmy decyzję o wiele trudniejsza niż aborcja. Oddaliśmy nasze własne dziecko do ośrodka dla przewlekłe chorych dzieci. W oczach rodziny jesteśmy potworami, ale prawda jest taka, że odetchnęliśmy z ulgą. Jeszcze chwila, a oboje byśmy się wykończyli.

Mąż już prawie doszedł do siebie po zawale. Znalazł lekka pracę jednozmianową. Ja też pracuję na pół etatu. Wracamy do domu i możemy odpocząć, zjeść kolację, obejrzeć film, kochać się. W niedzielę możemy wybrać się do teatru, do znajomych, na wycieczkę - ot tak, spontanicznie. Nie potrafię opisać jak wielka ulgę przyniosło nam oddanie dziecka do ośrodka. Odwiedzamy je prawie w każdy weekend. Wiem, że nas rozpoznaje, cieszy się, gdy przychodzimy, bawi się z nami i choć czasami mam wyrzuty sumienia, to za każdym razem wychodząc z ośrodka czuję ogromną ulgę, że nie muszę go zabierać ze sobą…
7

Oglądany: 65181x | Komentarzy: 64 | Okejek: 305 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało