To już druga część historii o podróżach autostopem. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z pierwszą, to koniecznie nadróbcie zaległości.
Uf... jaki tytuł. Zacznijmy od tego, że komunikacja to podstawa „załatwiania” różnych rzeczy - od samego zatrzymania auta na noclegu, na różnych przysługach skończywszy.
Tu wchodzi kwestia pierwszego wrażenia, czyli jak nas widzą, tak nas piszą - czy jak to tam szło. A jak by nie patrzeć,
wygląd również jest jakąś formą komunikatu, czyli elementem składowym procesu komunikacji.
Nikt nie zatrzyma się, jeśli zobaczy nas na drodze z kwaśną miną - czyli
po pierwsze uśmiech. Po drugie ogólny wizerunek nas samych na drodze. Jeśli stawiamy plecak na glebie, to nasze szanse maleją, bo kierowca widzi, świadomie lub podświadomie, obrazek w stylu: „nie szanujesz swoich rzeczy, to pewnie i moich nie uszanujesz, to ja nie będę ryzykował”.
Kolejna sprawa to ciuchy - „jakoś” trzeba wyglądać. Z doświadczenia powiem, że schludny wygląd załatwia sprawę.
W porwanych i brudnych szmatach nie robimy dobrego wrażenia.
Kiedy już wyglądamy jak człowiek i uda nam się zatrzymać auto, to mamy kilka możliwości i tu zaczyna się zabawa - pomijam to co pisałem w poprzednim arcie o sposobie zagadania do kierowcy, kiedy ten już się zatrzyma, chodzi o to, co mówimy, jak już wsiądziemy. Tu dużo zależy od kierowcy, jeśli jest rozmowny, to zacznie nas wypytywać skąd, gdzie, po co, na co, za czym, dlaczego tak itd. J
eśli kierowca nie zacznie rozmowy, to my musimy przejąć pałeczkę.
Najłatwiej zacząć od zdania w stylu „jestem z [wstaw nazwę miejscowości/kraju], jadę do [wstaw nazwę miejscowości/kraju]”. Za granicą komunikacja powinna się zacząć od ustalenia języka, w jakim będziemy rozmawiać, czyli pytania, czy mówisz po [wstaw nazwę języka] zadanego w języku, o który pytamy - później mówimy co i jak. Ewentualnymi wpadkami językowymi można się nie przejmować albo załatwić taki „problem” mówiąc od razu, że znamy tylko coś tam w tym języku - kierowcy to rozumieją i ewentualnie nas poprawią.
Czasami
kierowca powie, że nie chce rozmawiać i żebyśmy mu tylko powiedzieli, gdzie chcemy dojechać/wysiąść - wtedy jest po temacie.
Jadąc z gadatliwym kierowcą, powinniśmy go zaciekawić tym, co robimy, albo co chcemy osiągnąć. Początek rozmowy ma za zadanie zaciekawić, czyli wkręcić w rozmowy o czymkolwiek,
im bardziej jesteśmy elokwentni, tym lepiej, bo nie zanudzimy kierowcy jednym tematem.
Rozmowy są dosłownie o wszystkim, jednak jest jedna rzecz, o której trzeba pamiętać:
unikać kwestii spornych.
Tu pojawia się kwestia przygotowania do podróży - czyli doczytania, do jakiego państwa się wybieramy, jakie kwestie są lub mogą być konfliktowe w rozmowie, np. religia, historia, ewentualne spory i różnice pomiędzy krajem, w którym jesteśmy i tym, do którego jedziemy, polityka, gospodarka. Ogółem
trzeba wyczuć kierowcę.
Podróżujemy po kraju muzułmańskim, to unikamy rozmów o religii, jedziemy z Rosjanami, więc unikamy rozmów o historii, jedziemy z Bułgarami, unikamy chwalenia Turków i Greków, jedziemy z Grekami, unikamy chwalenia Macedończyków itd.
Wszystko to kwestia przygotowania i pewnego rodzaju wyczucia.
Jak kierowca zaczyna jechać po swoim rządzie „jak walec po świeżym asfalcie”, to możemy się dołączyć i pojechać po naszym rządzie, to da kierowcy poczucie zrozumienia i będzie się lepiej czuł w naszej obecności - a trzeba pamiętać, że podróżując autostopem i jadąc w czyimś aucie, jesteśmy tam „w gościach”, w czyjejś własności prywatnej, czyli
wchodzimy w czyjąś strefę komfortu i powinniśmy to uszanować.
Kwestie religijne zawsze rozwiązuję w jeden, sprawdzony sposób. Załóżmy, że kierowca zaczyna mówić, że jest wyznania takiego i takiego, wtedy my szybko mówimy:
Słuchaj, uważam, że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, ludzie są albo dobrzy, albo źli i innego podziału nie znam - oczywiście jeśli chcesz mi opowiedzieć jakąś ciekawą historię związaną z [tu wstaw nazwę religii], to z chęcią posłucham.
Ten tekst załatwia wszystko i wszędzie, niezależnie od tego, jakiego wyznania jest kierowca. Kierowca albo odpuści, albo zacznie nam opowiadać jakieś krótkie historie związane z miejscami kultu, świętymi, obrzędami i będzie się starał nas tym wszystkim zainteresować - co również będzie pomocne w kolejnych rozmowach. Zabawne jest to, że najczęściej przed rozmowami o religii musiałem się bronić w Serbii, a nie tak jak większość myśli w krajach muzułmańskich.
Ogarniając takie rozmowy w trakcie podróży, możemy przy okazji - o ile nie marudzimy całą drogę o wyższości C++ na ASSEMBLEREM -
otrzymać od kierowcy jakiś gift, np. kawę, coś do żarcia, a niekiedy nawet pieniądze. Zdarza się, że znalezienie wspólnego języka z kierowcą kończy się zaproszeniem w gości lub noclegiem w hotelu opłaconym przez kierowcę, po prostu nas polubił i chciał, żebyśmy dobrze wspominali tak jego, jak i jego ojczyznę.
Zdarzało się - i to nieraz - że kierowca zaczynał mi opowiadać o historii danego kraju, czy nawet regionu, przez który przejeżdżaliśmy, i robił to tylko dlatego, że powiedziałem mu, że jestem „u nich” pierwszy raz. W ten sposób poznałem trochę geograficznych ciekawostek o Rumunii i historię Bułgarii.
W Albanii kierowcy bardzo chętnie rozmawiali o swojej kulturze, co jest w porządku. Radzą nam, jak się zachować w gościach, jak powinno się pić rakiję, dlaczego ludzie zamiast do siebie podejść, drą się jeden na drugiego z przeciwnych stron ulicy, jak poderwać albańską dziewczynę itd.
A jak my możemy odwdzięczyć się kierowcy (oczywiście poza rozmową)?
Możemy np. dać kierowcy upominek (pocztówki, wlepki, zaproszenie do znajomych na Facebooku), cokolwiek, co kierowca może docenić - i
tu też trzeba zaufać intuicji i mieć jako takie wyczucie. Przeważnie i tak wystarczy proste, ale szczere „dziękuję za pomoc, życzę miłego dnia i szerokiej drogi”. Można również kupić od ręki np. piwo albo czekoladę, jeśli jechaliśmy z rodziną kierowcy.
Są jednak sytuacje co najmniej szalone, jak np. kierowca zaraz po zatrzymaniu mówi, że podrzuci nas tyle a tyle, ale musimy nagrać filmik promocyjny na jego fanpage na Facebooku, albo dać suba, czy dodać jego profil z Insta do obserwowanych - coś za coś, prosta sprawa. Sytuacja, kiedy przejechaliśmy z kimś kilka tysięcy kilometrów i przy okazji kierowca zaprosił nas na już opłacony nocleg z prysznicem i kolacją i nie akceptuje odmowy, jest sytuacją, w której
powinno się wziąć od kierowcy adres i niezwłocznie po powrocie wysłać jakieś pamiątki, najlepiej kupione gdzieś w trakcie podróży z myślą o takich ludziach. A jak spędziliśmy noc na stacji benzynowej albo w podobnym przybytku?? Cóż, robimy zakupy i dziękujemy.
Co jeszcze można załatwić „mając gadane” ? Na przykład dostęp do internetu na lotnisku (który nie zawsze jest darmowy lub uzyskujemy do niego dostęp za pośrednictwem kodu SMS wysyłanego na lokalny numer). W Stambule istnieje taka opcja, masz turecką simkę, wysyłasz SMS, otrzymujesz kod, który musisz podać w aplikacji logowania do sieci WiFi i dopiero wtedy masz dostęp do neta. Dopiero wtedy możesz na przykład kupić bilet na samolot. Ja to ogarniam tak, że szukam policjanta i mówię prosto z mostu, czego od niego chcę i dlaczego nie mogę sam tego SMS-a wysłać -
jeszcze nie spotkałem się z odmową pomocy (przynajmniej na południu i wschodzie). Odnośnie kosztów kart sim w niektórych krajach, to ja już wolę poprosić kogoś o pomoc, niż płacić 100 zł za gołą kartę (gołą w sensie bez środków na koncie). Często zapytanie kogoś o drogę kończyło się podwózką albo załatwieniem podwózki i takie akcje dzieją się same, tak po prostu.
Na koniec dodam, że większość kierowców zawodowych zabiera autostopowiczów z dwóch powodów: żeby się nie nudzić (czyli żebyśmy z kierowcą gadali) i druga opcja, żeby ktoś mógł ich pilnować - wiadomo, każdemu może się zdarzyć przysnąć albo zagapić i nie zauważyć przydrożnej fotobudki, a
co dwie głowy, to nie jedna.
Źródła:
1,
2
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą