Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Niefortunne rozstanie z chłopakiem, wyznanie na temat braku bielizny i inne anonimowe opowieści

59 462  
271   17  
Dziś przeczytacie także m.in. o locie do domu, dziarskiej staruszce, początkach pracy psychologa i o kierowcy, którego spotkała sroga kara za ochlapanie przechodniów śniegiem.

#1.

Miesiąc temu wróciłem z Ameryki Południowej do Polski lotem humanitarnym zorganizowanym przez polski rząd. To była bardzo sprawnie przeprowadzona akcja, dzięki której udało się ewakuować ze sparaliżowanego stanem wojennym kraju prawie 200 naszych rodaków.

Załadowano nas do samolotu podstawionego na lotnisku wojskowym. Każdy z nas dostał bilet bez przypisanego do niego siedzenia. W efekcie oczywiście doszło do kilku awantur o fotele. Najbardziej szkoda mi było stewardess, które musiały użerać się z pełnymi dąsów turystami. Dużo wysiłku kosztowało je zapanowanie nad wściekającą się dziewczyną, która stanowczo domagała się miejsca przy oknie i miała ogromne pretensje do obsługi lotu o brak możliwości zapewnienia jej takiego…

Dawno się tak nie wstydziłem za moich krajanów.

#2.

Jakiś czas temu, kiedy jechałem autobusem, do pojazdu weszła pomarszczona babina o lasce. Chciałem być uprzejmy i ustąpić jej miejsca. W momencie kiedy podniosłem się, kierowca dość mocno zahamował. Przewróciłem się i wyrżnąłem głową w kasownik. W efekcie tego paskudnego upadku miałem zwichniętą kostkę i potężnie stłuczoną twarz. Nikt nie pomógł mi się pozbierać. Nikt, poza wspomnianą babcią, która widząc, co się stało, od razu ustąpiła mi miejsca, na którym wcześniej siedziałem…

#3.

Jakiś czas temu w moim życiu miał miejsce onkologiczny incydent. Przyjechałam do wrocławskiego szpitala pociągiem, potem tramwajem, zostało mi przejść tylko przez ulicę i byłabym u celu. Pojawił się jednak problem.

Stanęłam przed pasami – a samochody jechały, jechałyyyy, jechałyyyyyy… Patrzyłam bezradnie i nie mogłam znaleźć dogodnej sytuacji, aby w końcu wejść na ulicę. Zaczęło mi się robić gorąco… Nagle poczułam, jak ktoś mnie chwyta pod ramię i mówi:
- Tu trzeba szybko i zdecydowanie, bo i tak nikt się nie zatrzyma.


Otóż przez pasy przeprowadziła mnie DZIARSKA STARUSZKA rodem z Wrocławia. Ślicznie się uśmiechnęła i zapytała retorycznie:
- Pani przyjezdna?
- Tak – wykrztusiłam i podziękowałam. Super Babcię pamiętam do dziś.

#4.

Jestem psychologiem od 30 lat. Ktoś mnie zapytał ostatnio, czy da się psychologa zaszokować? Przyszła mi do głowy stara historia.

Jedna z moich pierwszych klientek weszła do gabinetu, uniosła spódnicę, pokazując, że nie ma na sobie bielizny.

Mój pierwszy impuls to wywalenie jej na zbity pysk za drzwi. Nie chciałem stracić licencji lekarskiej i przekwalifikować się na mechanika. Jednak nagle usłyszałem w głowie głos mojego mentora ze studiów: "ona cię wcale nie chce uwieść, debilu, chce cię tylko wyprowadzić z równowagi, pokazać, że to ona tu rządzi".

Z zaczerwienioną twarzą, oczami uciekając od tego, co mi pokazywała, piskliwym głosikiem zapytałem: "Co panią do mnie dziś sprowadza?".

#5.

Wczoraj ostro pożarłam się z chłopakiem. Kłótnia szybko eskalowała i w emocjach Tomek przyznał się do tego, że pół roku temu mnie zdradził. Wtedy ja wykrzyczałam mu, że w łóżku jest cienki niczym Duda na Tik Toku i większość objawów zadowolenia musiałam symulować, żeby nie było mu przykro. Po drodze wyszło na wierzch wiele rzeczy, które przed sobą zatajaliśmy. Awantura skończyła się głośnym zerwaniem i wyrazami dozgonnej odrazy.

Problemu by pewnie nie było, gdyby nie to, że razem wynajmujemy dwupokojowe mieszkanie i oboje objęci jesteśmy dwutygodniową, ścisłą kwarantanną...

#6.

Obok mnie mieszka staruszka, którą czasem odwiedza dość przystojny wnuczek. Jest taki sztywny i jakoś nigdy się nie zgadaliśmy, nawet w sumie nie wiem, jak ma na imię, ale ładny chłopak z niego.

Dziś mama kazała mi dać psu proszek na odrobaczenie, więc logiczne jest, że potem będę musiała zobaczyć, czy w kupie nic się nie rusza. To stwierdziłam, że ogarnę to wieczorem, bo będzie mniejsza szansa, że kogoś spotkam. Proszek dany, no i idziemy na spacer. Spacerujemy i nagle stało się - kupa. No to sprawdzam, czy nikogo nie ma - wydaje się, że czysto, wyjmuję telefon i świecę w tę kupę. Nagle słyszę głos przystojnego wnuczka:
- Hej, coś się stało? Zgubiłaś coś?
- Nie no, tylko świecę w kupę...
- Aha, to miłej zabawy.
Oddalił się szybciej, niż przybył.

W sumie dopiero po czasie pomyślałam, jak to dziwnie zabrzmiało :D

#7.

Sytuacja sprzed roku, kiedy jako świeżo upieczony magister inżynier zacząłem pracę w technikum, dwa miasta dalej. Jako że byłem dopiero co po studiach, to nie ukrywajmy, że całkiem dorosły jeszcze nie byłem i z pewnością nie wyglądałem na swój wiek. Pierwszego dnia mojej kariery pedagogicznej nie zapomnę nigdy.

Na starcie, zestresowany jak karp przed świętami, wchodzę do pokoju nauczycielskiego, gdzie nie zdążyłem powiedzieć ''dzień dobry'', a nauczycielka WF-u zaczęła się na mnie wydzierać, z jakiej racji pozwalam sobie tu wchodzić, pokój nauczycielski nie jest dla uczniów, proszę wyjść. Moja twarz przybrała koloru krwistej czerwieni i lekko drżącym głosem musiałem się tłumaczyć. No cóż, zdarza się. Można to nawet uznać za komplement. Lecz nie w następnym wypadku.


Pierwsze zajęcia tego dnia miałem w sali na 1 piętrze. Idąc w stronę drzwi, zauważyłem, że pod tą salą stoi 3 uczniów. Spojrzałem na nich, oni na mnie, aż jeden z nich do mnie:
- Na ch*j się patrzysz? Coś nie pasuje?
Szczerze mówiąc, wyglądał starzej ode mnie. Mimo że nie powinienem, bo w końcu nauczyciel, to jednak niedojrzałość wzięła górę i odparłem:
- A co, kur*a, nie mogę?
Po czym pospiesznie otworzyłem salę i dodałem:
- Zapraszam do środka, jestem nauczycielem mechaniki budowli.

Wyraz twarzy tego chłopaka był nie do opisania. Przez całą lekcję siedział cicho, a potem wyjaśniliśmy sobie, że przez takie odzywki do mnie może mieć problemy i odwrotnie - więc sprawa poszła w zapomnienie.

Co prawda nie uczyłem tam długo, ale chłopaka pamiętam do dziś, on mnie zapewne też :)

#8.

Jako studentka wynajmowałam pokój u pewnej staruszki - tanio jak barszcz, pokój duży, strasznie stare meble, ale czyściutko i ciepło. Dom był na tyle duży, że spokojnie z 10 osób by tam mogło mieszkać. Starsza pani w ogóle była bardzo miła, nie zadawała pytań, nie była wścibska. Zajmowała coś w rodzaju apartamentu na parterze, a dom składał się z takich mini mieszkanek bez kuchni albo pojedynczych pokoi.

Któregoś razu stwierdziłam, że dawno jej nie widziałam i postanowiłam, że zapukam do jej drzwi. Nikt nie otwierał, pomyślałam, że może śpi albo gdzieś wyszła. Kiedy to kolejny dzień nie mogłam jej zastać, wystraszona, że umarła albo zesłabła i leży gdzieś na podłodze, wdarłam się do jej mieszkania - czysto i nikogo nie ma.
Dwa dni później poszłam na policję zgłosić zaginięcie staruszki.

Znaleźli ją ze trzy dni później na polach Grunwaldu. Ta starsza pani w wieku około 90 kilku lat pojechała sobie z walizeczką na bitwę pod Grunwaldem! Mało nie umarłam ze strachu o nią, a ona sobie patrzyła uśmiechnięta na rycerzy w lśniących zbrojach!!

#9.


Zima, gdzieś koło 11, czekam na autobus na przystanku, widzę na ulicy 3 pasy śniegu: środkowy - z kół wewnętrznych, który zakrywa cała linie i dwa na środku (te pod jadącym samochodem).
Ulica pusta, nagle karetka wyłania się zza zakrętu i szybkim pędem przejeżdża oponami centralnie po pasach, fala brudnego śniegu leci ludziom prosto w twarz.
Myślę sobie, że mi to tam wisi, i tak gacie do prania muszą iść. Ludzie się gotują jak woda w czajniku, kiedy nagle ni stąd, ni zowąd wyłania się on!
Srebrny 4-kołowy potwór, BMW. I niczym władca przestworza i ulic pędzi dokładnie jak ta karetka, obsypując ludzi na przystankach... Kolejna dawka tego czarnego, mokrego, brudnego śniegu. Niestety ekipa sprzątająca śnieg z chodnika również od niego dostała. Na nieszczęście kierowcy światło nie było zielone, więc monstrum musiało czekać. Nie myśląc długo, dwóch rycerzy gotowych oddać życie za innych ruszyło z kopyta do potwora. Jeden bez uzbrojenia, z samymi rękami! W głowie +7 do waleczności i ubijania bestii. Drugiemu zaś artyleria ciążyła w dłoni - długa łopata załadowana po brzegi czarnym i brudnym jak śmierć śniegiem.

Podeszli do bestii. Otworzyli drzwi od kierowcy, rzucając "zaklęcia" i wrzucili do środka całą łopatę śniegu, następnie zamknęli i jakby nigdy nic udali się zadowoleni dalej walczyć ze śniegiem, podczas gdy reszta ludzi z przystanku pokładała się ze śmiechu. Typek wyszedł z samochodu, niczym nabuzowany pawian, nie rozumiejąc co ani dlaczego się stało, chciał od razu oddać swoim sprawcom, jednak kiedy zobaczył przeważającą ilość samców alfa (sześciu) z MPGKiM, wszedł przestraszony jak dziecko z powrotem do potwora i odjechał ze skulonym ogonem w siną dal :D
8

Oglądany: 59462x | Komentarzy: 17 | Okejek: 271 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało