Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kurioza z pól bitewnych

34 430  
155   15  
W czasach szkolnych najczęściej uczymy się o wojnach zwycięskich lub przegranych, wojnach sprawiedliwych lub nie, obronnych lub agresywnych. Zwykle wojna wybucha o coś. Zwykle. Przeważnie jest to jakiś istotny powód, czasem jest to najzwyklejsza pierdoła. Podobnie jest z bitwami. Te najbardziej znane do dzisiaj opiewane są w tekstach, kręci się o nich filmy i pisze książki (takiej czy innej jakości), poddaje się je analizie i wykorzystuje jako materiał szkoleniowy. Ale nie o każdej się pamięta. Czasem szkoda, bo przynajmniej jest się z czego pośmiać.

#1. Bitwa bez łez (368 r. p.n.e.)


Zacznijmy od czasów starożytnych. A dokładniej od terenów Hellady. Zapewne wielu z Was wymieni (bez dat) bitwy pod Maratonem, Salaminą czy w wąwozie Termopile. Szczególnie ta ostatnia jest znana i do dzisiaj nie sposób wyprostować wszystkich bzdur, jakie wokół niej narosły (THIS IS SPARTAAAAAA). Wydaje się nam, że dla Sparty była to najważniejsza batalia (coś à la Grunwald). Jednak dla nich była to bitwa koło wsi Karyai.

Stanęli przeciw sobie Lacedemończycy wspierani przez najemników celtyckich oraz Związek Arkadyjski. Liczba poległych po stronie Arkadyjczyków nie jest znana. Natomiast poległych po stronie spartańskiej policzyć można bez najmniejszego trudu – 0. Tak, w tym starciu nie poległ ani jeden Spartanin. Dlatego została ona nazwana bitwą bez łez, nie opłakiwano poległych.

#2. Bitwa o wiadro (15 listopada 1325 r.)


Zdecydowanie jedno z tych wydarzeń, o których podręczniki milczą. Cofnijmy się do XIV wieku, do Italii targanej potężnym konfliktem gwelfów (zwolennicy papieża) i gibelinów (zwolennicy cesarza). Nie dość, że Italia była podzielona na szereg małych państewek, to jeszcze ścierały się one ze sobą. W interesującej nas sytuacji przeciw sobie stały Modena (gibelini) i Bolonia (gwelfowie). Obie strony toczyły nieustanne walki, mniejsze lub większe.

W 1325 r. najpierw Bolonia przeprowadziła zwycięski atak, a kilka tygodni później w odwecie spadł na nią atak modeński. Jednym z łupów, jakie Modena zdobyła, było wiadro. Takie zwykłe, dębowe. Bolonia uznała, że ta zniewaga krwi wymaga i wypowiedziała wojnę sąsiadowi. Do kluczowego starcia doszło pod Zappolino. Bolonia zmobilizowała zdecydowanie więcej wojska, ale to Modena wyszła ze starcia i z całej wojny zwycięsko. W roku kolejnym podpisano traktat pokojowy, który jednak długo się nie utrzymał (wszak okres pokoju służy lepszemu przygotowaniu do wojny). Konflikt gwelfów i gibelinów trwał w najlepsze jeszcze dobrych dwieście lat.

#3. Bitwa o krowę (15 lipca 1469 r.)


Pozostańmy w temacie dumnych nazw bitew. Rzecz działa się na pograniczu pomorsko-brandenburskim. Zaczęło się niewinnie. Chłop z Nimmin niedaleko Świdwina (Bradenburgia) oddał na przechowanie przez zimę swoją krowę chłopu z Białogardu (Pomorze). Na wiosnę kolejnego roku zażądał zwrotu, jednak nie dostał z powrotem swojej krasuli. Wściekły skrzyknął kilku kolegów ze Świdwina i razem odebrali wspomnianą wyżej mućkę. W odwecie chciwiec z Białogardu zebrał swoich znajomych i wspólnie wybrali się za granicę celem zmycia ujmy na honorze (czyt. poszli po krowy). Udało się i sprowadzili kilka sztuk bydła.

Poszkodowani mieszkańcy Świdwina poskarżyli się swojemu panu, ten zaś udał się do swojego odpowiednika w Białogardzie. Jako że skarga nie przyniosła spodziewanego efektu, należało sprawy rozwiązać inaczej. Pan na Świdwinie ogłosił, że wszystkie skradzione krowy mają wrócić do prawowitych właścicieli. Zatem świdwinianie zabrali z Białogardu znacznie więcej bydła, niż początkowo stracili (w nocy każda krowa jednaka). Wściekły Białogard zmobilizował „wojsko” i ruszył na wroga. Obie „armie” spotkały się na wrzosowisku i stoczyły prawdziwy bój. Zwycięsko wyszedł z tego Świdwin. Białogard długo nie mógł się po tym otrząsnąć.

#4. Bitwa austriacko-austriacka (17 września 1788 r.)


Ta data w Polsce ma bardzo niedobre konotacje. Ale nie chcę mówić o inwazji sowieckiej, a o pewnej niemal zapomnianej bitwie z terenów dzisiejszej Rumunii, wtedy w Austrii, niedaleko granicy z Turcją. Turcja pogrążona była w wojnie z Rosją, a ten konflikt Józef II chciał wykorzystać i zająć tereny otomańskie. Zmobilizował sporą armię złożoną z całej mozaiki ludów oraz języków. We wrześniu 1788 r. wojsko było już na granicy i kawaleria cesarska miała przeprowadzić zwiad. Główne siły obozowały po jednej stronie rzeki Temesz, zaś po drugiej rozłożyła się awangarda.

Kawalerzyści uznali, że najlepszym sposobem na spędzenie wieczoru będzie popijawa. Zaczęli zatem skutecznie uszczuplać zapasy awangardy. Wkrótce na imprezę chciała wbić się piechota, jednak konni uznali gremialnie, że z piechociarzami pić nie będą i nie podzielą się. Oburzeni chwycili za szable. Zaczęła się sroga rozróba i w tym rozgardiaszu ktoś krzyknął: "Turcy!". Wiele więcej nie było trzeba. Jeszcze niedawno zdyscyplinowane wojsko rzuciło się do panicznego odwrotu.

Najpierw kawaleria, potem piechota, wpadli do obozu głównych sił. Tam uznano, że wjazd zrobili muzułmanie i wojska cesarskie zaczęły do nich strzelać. Po chwili do masakrowanej konnicy dobiegła piechota i też znalazła się pod ostrzałem. Dla wielu żołnierzy komenda HALT brzmiała identycznie do ALLACH. Cesarz musiał ratować się ucieczką, cudem w całym tym bajzlu nie został trafiony. Straty austriackie oblicza się na około 10 tys. Straty tureckie niepomiernie mniejsze.

#5. 100:1 (11 czerwca 1694 r.)


Uwielbiamy husarię. Uwielbiamy się przerzucać wielkimi zwycięstwami tej formacji. Uwielbiamy się pławić w glorii i chwale. Uwielbiamy... Do ad remu. Wschodnie kresy Rzeczypospolitej były terenem nieustannych walk z Turcją i jej poddanymi. W czerwcu 1694 r. Tatarzy udali się na ziemie polskie celem wzięcia jasyru. Przeciw nim wysłane zostały dwa oddziały – 100 husarzy i 300 pancernych. Siły tatarskie były znacznie liczniejsze, najpewniej ok. 40 tys. luda. Do starcia doszło niedaleko Hodowa na Ukrainie.

W pierwszej fazie starcia polska konnica usiłowała zepchnąć wroga z pola, kiedy jednak się to nie udawało, postanowili udać się do wsi i tam kontynuować walkę. Postawili na rozwiązanie sprawdzone w czasie wojen husyckich. Wykorzystali wszystkie wozy i pojazdy i zbudowali mobilną twierdzę, z której prowadzili ostrzał. Po wielu godzinach starcia Tatarzy odstąpili i wrócili do siebie. Dziś ta bitwa nazywana jest polskimi Termopilami (jak i kilka innych).

#6. Najkrótsza wojna (27 sierpnia 1896 r.)


Jest to wojna pomiędzy Anglią i Zanzibarem. Kilka dni (znaczy kilka... dwa) przed starciem ze światem pożegnał się sułtan Zanzibaru. Jego następca nie był przychylny synom Albionu, zamiast tego wolał niemieckie pikielhauby. Anglicy nie mogli sobie na to pozwolić, więc gdy tylko nowy sułtan przejął władzę, zaczął narastać konflikt.

Apogeum sięgnęło szczytu 26 sierpnia, kiedy to Brytyjczycy wystosowali ultimatum. Sułtan miał się poddać i oddać władzę, w przeciwnym wypadku rozpocznie się wojna. Kilka minut przed upływem terminu, dokładnie 27 czerwca kilka minut przed godziną 9 rano, sułtan odrzucił żądania. Anglicy nie pozostali gołosłowni i równo o godzinie 9:02 rozpoczęli ostrzał pozycji wroga. Atakowali z lądu i z wody. Po dokładnie 38 minutach ostrzał przerwano. Sułtan schronił się w niemieckim konsulacie, a wojna była skończona. Zatem najkrótsza wojna w historii trwała 38 minut.

****
Tak przedstawia się krótki wybór różnych niezwykłych bitew. Te i inne historie poznacie u mnie na kanale.
5

Oglądany: 34430x | Komentarzy: 15 | Okejek: 155 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało