Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Medyczni naciągacze zaprosili mojego ojca na swoją prezentację, poszedłem razem z nim i napsułem im krwi

194 149  
919   124  
Historia ta wydarzyła się nieco ponad tydzień temu. Kiedy mój tata odebrał telefon, usłyszał ładnie i profesjonalnie brzmiące „zaproszenie na bezpłatne badanie medyczne”. Dzwoniąca pani poinformowała go, że wszystko odbywać się będzie w porozumieniu z NFZ, że badanie jest absolutnie darmowe, że od razu po badaniu zostaną zaprezentowane wyniki, że odbędzie się krótki wykład o zdrowiu i że wszystko zajmie mniej więcej zaledwie godzinę. Wszystko brzmiało tak pięknie, więc czemu by nie skorzystać? W końcu pada zapewnienie, że jakiś udział w tym ma NFZ, więc to nie może być jakieś oszustwo, prawda?


Na dzień przed spotkaniem telefon zadzwonił ponownie – uprzejma pani przypomniała o zbliżającym się terminie i poprosiła o potwierdzenie przybycia. W dalszym ciągu mowa była jedynie o bezpłatnym badaniu stanu zdrowia. Co prawda nie w żadnej przychodni, a w wynajętej sali w hotelu, no ale badanie to badanie, czyż nie?

I tutaj na scenę wkraczam ja. Słyszałem co nieco o podobnych praktykach i o tym, że niekoniecznie są one uczciwe. Nie jestem lekarzem, nie pracuję w służbie zdrowia, ale interesuję się medycyną i anatomią na tyle, żeby podstawowe pojęcie o chorobach, badaniach i leczeniu mieć, a na dodatek lubię traktować wszystko z dozą bezpiecznego sceptycyzmu. Dlatego też postanowiłem, że pojadę razem z tatą na to badanie, ocenię co i jak i, na wszelki wypadek, uprzedzę go, aby bardzo ostrożnie podszedł do wszystkiego, co będzie tam przedstawiane.

Sala była dość niewielka, a w środku znajdowali się już niektórzy zaproszeni

Osób było może 15, z czego żadna z nich nie wyglądała na mniej niż 40-45 lat. Pani przy wejściu witała każdą przybyłą osobę i odznaczała ją na swojej liście. Mnie na niej nie było, więc niestety nie pozwolono mi na obejrzenie całości „badania” i wykładu jako po prostu osobie towarzyszącej. Udało mi się jednak szybko zajrzeć na salę i zauważyć dwie podejrzane rzeczy.

Po pierwsze, stanowiska do badań wyglądały… niezbyt profesjonalnie. To znaczy inaczej – sprzęty tam stojące mogły sprawiać wrażenie profesjonalnych, ale bardziej dla kogoś, kto może z badaniami nie ma zbyt wiele do czynienia. Na stoliku stało jakieś ustrojstwo, z którego wychodziły cztery kable, może pięć. Dwa do metalowych płytek leżących na podłodze, dwa do jakichś metalowych rączek i chyba jeden do czegoś, co wyglądało na opaskę. Po drugie, na ekranie wyświetlany był z rzutnika jakiś film, na którym – jako specjalista – wypowiadał się… Jerzy Zięba. Tak, tak – ten Jerzy Zięba, który naciągnął wielu ludzi na nieskuteczne terapie, który sprzedawał po imponującej cenie (95 zł za 60 tabletek „ekstraktu z buraka”) rozmaite środki mające rzekomo pozytywnie wpływać na zdrowie, którego magazyn został jakiś czas temu zajęty przez policję i który uciekł do USA. Czerwona lampka włączyła się momentalnie i zgasić się nie chciała.

Wyproszono mnie z sali, ale postanowiłem, że nie mogę zostawić tego bez żadnej reakcji. Nie miałem jeszcze żadnych dowodów, jedynie poszlaki, ale jeśli to byli zwykli oszuści i naciągacze, to nie mogłem udać, że niczego nie widzę. Szczególnie że w grę wchodziło zdrowie – co innego, gdy ktoś naciągnie kogoś na garnki za kilka tysięcy (wtedy przynajmniej taki ktoś będzie miał w czym nagotować bigosu na uspokojenie), a co innego, gdy naciągacze grają na strachu o własne zdrowie. Przez kilkanaście minut kręciłem się pod drzwiami i przez ten czas udało mi się jeszcze spotkać trzy spóźnialskie osoby umówione na to spotkanie. Porozmawiałem z nimi przez chwilę, wyraziłem swoją opinię, podzieliłem się informacjami o podobnych przypadkach i wyraźnie zaznaczyłem, że nie mam stuprocentowej (jeszcze wtedy) pewności, że to oszustwo i choć nie mogę nikomu zabronić udziału w tym spotkaniu, to jednak sugerowałbym wielką ostrożność. Wszystkie trzy zrezygnowały z uczestnictwa i wróciły do domu.

Mniej więcej 200 metrów od hotelu znajduje się komenda policji

Pomyślałem sobie – pójdę, zapytam co można by w tej kwestii zrobić. Dyżurny niestety trochę zgasił mój entuzjazm - okazuje się, że samo podejrzenie tego, że oto zaledwie 200 metrów obok może działać grupa naciągaczy próbująca wyłudzić pieniądze, nie wystarcza do podjęcia działania. Do tego potrzebne jest zgłoszenie samej osoby pokrzywdzonej - która uczestniczyła w spotkaniu i poczuła się oszukana. Ja nie mogłem w tamtej sytuacji uzyskać żadnej pomocy od policji.

Wróciłem do hotelu. Drzwi na salę były przede mną zamknięte, ale na szczęście nie były… dźwiękoszczelne. Więc posłuchałem sobie co nieco o tym, co też tam prezentowano…
Dowiedziałem się między innymi, że obecni lekarze są praktycznie dziećmi błądzącymi we mgle. Nie do końca wiedzą co powoduje choroby, nie mają pojęcia jak je diagnozować, nie wiedzą kompletnie jak je leczyć. Ponieważ – uwaga – lekarze nie leczą wcale chorób! Oni jedynie łagodzą skutki, ponieważ ich przyczyna jest przed nimi ukryta – a skoro nie potrafią znaleźć przyczyny choroby, to nie są w stanie jej zwalczyć. Co więcej, często nawet to łagodzenie skutków im nie wychodzi, bo nie do końca wiedzą co konkretnie mają leczyć i w jaki sposób. To wszystko potwierdzały osoby wypowiadające się na filmikach wyświetlanych na ekranie, a przedstawiane jako eksperci w sprawie zdrowia. Dowiedziałem się też, że taki na przykład rak jest głównie wywoływany przez bakterie, wirusy i pasożyty. Owszem, wygląda na to, że część przypadków ma związek z bakteriami itp., ale na pokazie ich rola była zdecydowanie wyolbrzymiona. Dowiedziałem się też, że istnieje fantastyczna metoda diagnozowania chorób i wykrywania bakterii i pasożytów w organizmie – że właśnie do tego służyło to ustrojstwo z kabelkami i właśnie tą metodą zostali przebadani wszyscy uczestnicy. Niestety tak zwana „zachodnia medycyna” jest ślepa i choć metoda ta „zyskuje ogromną popularność wśród lekarzy na całym świecie”, to jednocześnie „nie jest powszechnie stosowana”.

I teraz nastąpiło nieuniknione.

„Usłyszeliście już państwo, że lekarze są niekompetentni, że źle diagnozują choroby, że nie potrafią leczyć. Że bakterie, wirusy i pasożyty są straszliwie groźne. Że my z łatwością, w ciągu zaledwie kilku minut, przeskanowaliśmy wasze organizmy i zaraz wskażemy kto na co choruje i jakie bakterie, pasożyty i wirusy w sobie nosi. Proszę się jednak nie obawiać! Ponieważ w tej beznadziejnej sytuacji my przynosimy ratunek! Oto istnieje nowatorska terapia, która nie zaleczy jedynie objawów, ale w pełni wyleczy prawie każdą chorobę!
Istnieje bowiem urządzenie, które za pomocą pola elektromagnetycznego jest w stanie zniszczyć każdego pasożyta, każdą bakterię i każdego wirusa. Ponieważ każda choroba jest wywoływana przez inny patogen, my oferujemy dostęp do terapii urządzeniem, które posiada kilkaset programów leczenia. Do urządzenia dołączona jest instrukcja obsługi, a wszystko jest banalnie proste – chorujesz na wątrobę, a diagnoza wykazała obecność bakterii X, przyczynę choroby? Wyszukujesz w instrukcji numer programu zwalczającego tę chorobę/bakterię, ustawiasz numer na urządzeniu, przykładasz emiter pola elektromagnetycznego do określonego miejsca i po sprawie! Jesteś wyleczony, ponieważ urządzenie wytwarza takie pole, które akurat zabija ten patogen, zostawiając wszystkie inne tkanki nienaruszone”.

To jeszcze nie wszystko. Nie dość, że urządzenie to zabija wirusy i resztę niepożądanych mikrobów, to dodatkowo „pole elektromagnetyczne dostarcza wapń do kości”, a także „regeneruje trzustkę, wątrobę i inne narządy”.

Innymi słowy: my mamy dostęp do medycznego Świętego Graala – urządzeń, które w moment diagnozują wszystkie choroby, wykrywają patogeny i które leczą je wszystkie i dlatego właśnie nie spotyka się tych urządzeń w szpitalach, a polecamy je jedynie my, nie wiadomo kto tak naprawdę, i na pokazach w jakichś hotelach.

Może dlatego, że „ta innowacyjna metoda szybko spotkała się z agresją środowiska lekarzy, wynalazcę próbowano zniszczyć, laboratorium spłonęło, a dokumentacja została zniszczona” (tu przyznaję, że ten fragment był tak głupi, że nie ogarnąłem tej części – było tam jednak tradycyjne dla alternatywnej „nauki” bajdurzenie o tym, z jaką zawiścią spotkała się ta nowa metoda ze strony lekarzy i jak knuli oni podstępnie, aby ją zniszczyć i tym samym uratować swój monopol na kiepskie leczenie).

Podczas pokazu nie oferowano kupna żadnego urządzenia, dlatego nie padły żadne kwoty, które mógłbym zacytować. Nie podano też żadnej ceny terapii takim urządzeniem, więc też nie mogę powiedzieć, ile oszukane osoby musiałyby za to zapłacić. Niemniej padło pytanie „kto jest zainteresowany taką terapią i chciałby dowiedzieć się czegoś więcej?”. Z relacji taty wiem, że zgłosiły się przynajmniej dwie osoby.

Na zakończenie każdy otrzymał swoje „wyniki badań”, które wyglądają tak:


l_1781793c3fefbbeDSC_0057.jpg

l_1781794cf5cd2feDSC_0058.jpg

l_1781796800d6ca3DSC_0060.jpg

l_1781797b7cd5d57DSC_0061.jpg

A które wyglądają po prostu na losową listę jakichś schorzeń i patogenów, które mają wyglądać profesjonalnie i wzbudzić lęk o swoje zdrowie. Co ciekawe, jeden z panów biorących udział w tym badaniu powiedział mi później, że na liście tej miał wypisane wady, których nie ma, natomiast nie było nic o chorobach, na które wciąż się leczył.

Najciekawszy jednak jest fragment na samym dole:

„Aparat Am Scan (ten, którym badano) stanowi urządzenie o funkcjach pomiaru stanu samopoczucia oraz pola elektromagnetycznego […] nie posiada funkcji diagnozowania, monitorowania bądź leczenia chorób, skutków urazu lub upośledzenia […] nie stanowi wyrobu medycznego”.

Czy dobrze rozumiem, że na samym dole „wyników badania” napisali wyraźnie, że ich urządzenie do diagnozowania nie może służyć do diagnozowania? I że nie posiada żadnego atestu?

I słusznie.

Aparat Am Scan to dziecko Reinholda Volla, niemieckiego lekarza, który w latach 50. zajmował się akupunkturą (która, swoją drogą, też nie działa tak, jak akupunkturzyści twierdzą, że działa). W 1958 roku postanowił on połączyć akupunkturę i elektryczność i stworzył pierwowzór urządzenia skanującego Am Scan. Niedługo później jeden z jego studentów, Helmut Schimmel, uprościł urządzenie i metody badania i tak powstał Vegatest. Na polskim rynku spotkałem się najczęściej z określeniami „Vegatest” lub „test Volla”.

l_178180441ce5b3evoll.jpg
Jeszcze dotkniemy tutaj i cyk, hemoroidy wyleczone. A przykładając emiter fal elektromagnetycznych do raka trzustki pamiętaj, by za swoje wyleczenie podziękować temu panu.

Ogólna zasada działania ma być prosta – otóż urządzenie to ma skanować za pomocą „prądu o niskiej intensywności” wszystkie narządy i tkanki, wykrywać choroby, bakterie, wirusy, grzyby i pasożyty, a także diagnozować alergie. Oczywiście nie brakuje też szczypty mistycyzmu, ponieważ badanie to ma związek z meridianami (termin z tradycyjnej medycyny chińskiej, meridiany to miejsca, przez które ma przepływać energia qi, której istnienie nie jest potwierdzone przez żadne badanie naukowe), a także jest w stanie przy okazji diagnozować (zgodnie z opisem sprzedawców i stron informujących o produkcie) „aurę oraz czakry”.

l_178179268983d42czakra.jpg
Gdy konar nie płonie i nie stajesz na wysokości zadania – wystarczy wąchać ylang-ylang.

Rzeczywistość jest jednak bardziej brutalna. Rozmaite testy wykazały, że jedyne co Am Scan i podobne maszyny robią, to sprawdzają przewodnictwo skóry. I nic więcej. W 2001 roku przeprowadzono badanie w Wielkiej Brytanii na 30 osobach pod kątem wykrywania alergii. Na każdej z tych osób wykonano 54 testy i mimo że operatorzy aparatu Am Scan twierdzili, że są w stanie zdiagnozować pacjentów – zapewnienia te były puste. Wyniki badań nie tylko nie zgadzały się ze zdiagnozowanymi przez testy zatwierdzone przez medycynę akademicką alergiami, ale też nie zgadzały się nawet same ze sobą. Podobny test wykonano w Szwajcarii w 1997 roku. I we Włoszech w 2002. Wnioski były takie same – urządzenie nie nadaje się do stawiania jakichkolwiek diagnoz.

Amerykańska FDA (Agencja Żywności i Leków) już w 1985 roku wydała zakaz sprzedaży tego typu urządzeń jako „wyrobów medycznych”.

Podobny ruch wykonała w 2002 roku Kanada. Mimo to wciąż wykrywa się tam przypadki wykorzystywania tego typu urządzeń do diagnozowania pacjentów i wszystkie kończą się wysokimi karami finansowymi i zakazem dalszych praktyk. W niektórych przypadkach osoby z zaawansowanym rakiem były odsyłane do domu jako zdrowe, ponieważ aparat żadnego raka nie wykrył. Natomiast w Wielkiej Brytanii co jakiś czas poszczególne firmy zmuszane są do korekty swoich ogłoszeń, w których podawane są wprowadzające w błąd informacje na temat tego typu urządzeń. W skrócie – ludzie używający tych aparatów równie dobrze mogliby diagnozować poprzez lanie wosku. Albo czytanie z wnętrzności kozy.

l_178180071aa0124nonsens.jpg
A w tym zagłębieniu na górze urządzenia zapewne trzeba położyć kryształ górski. W trudniejszych przypadkach akwamaryn, bo ma lepszą aurę.

l_178179150a856ffcena.jpg
Badaj się w domu gdy tylko zechcesz. Cena urządzenia w zależności od źródła – od 6000 zł do 15 480 zł. Skuszony możliwością wystawienia oceny - wyraziłem swoją opinię, ale że ma ona pojawić się dopiero po zaakceptowaniu przez administratora – nie wydaje mi się, aby się kiedykolwiek pojawiła.

A jak wygląda terapia? Nie udało mi się znaleźć urządzenia opisywanego przez panią prowadzącą spotkanie (miało mieć emiter podobny do słuchawki prysznicowej, który należało przykładać do chorego miejsca) – ale tutaj jest przykład innego urządzenia – oto Stymulator Homeostazy BRT:

l_178180215443d4eterapia.jpg

Według sprzedawcy aparat ten:

„USUWA SZYBKO I SKUTECZNIE WSZELKIE PATOGENY (w czasie kilku godzin są usuwane całe grupy patogenów): wirusy, bakterie, pierwotniaki, pleśnie i grzyby, robaki obłe i płaskie. Także wszystkie ich postacie stadialne. Włącznie z przywrami wątrobowymi i krwi, wszystkimi robakami obłymi, borrelią w tkankach twardych i miękkich (przyczyna m.in. SM, RZS i in.), aspergillusem niger, HCV i in. Zmiany częstotliwości rezonansowych patogenów w organizmach nie wpływają na skuteczność urządzenia! Raz w roku aktualizujemy oprogramowanie urządzenia. CZYŚCI KREW z pleśni i grzybów, wirusów, bakterii, patogenów i ich jaj, larw, etc. (terapia Backa) - w aktualnym i czynnym paśmie częstotliwości rezonansowych (pochodna częstotliwości Schumanna). Terapia niezbędna przy usuwaniu borrelii, HCV, HPV, HIV, EBV i in.
NEUTRALIZUJE DRGANIA I FALE PATOLOGICZNE W ORGANIZMIE (BRT). ENERGETYZUJE ORGANIZM, stymuluje siły witalne. Włącznie z generowaniem bazowej częstotliwości rezonansowej Ziemi.
NAPRAWIA DNA, także usuwa toksyny i wirusy z genomu. Detoksykuje tarczycę, rozbija komórki nowotworowe, STYMULUJE usunięcie celiakii i NORMALIZACJĘ DZIAŁANIA UKŁADU ODPORNOŚCIOWEGO (przy autoimmunicie /autoagresji, a ma ją dziś prawie każdy po 40-tym roku życia, wg statystyk Instytutu). Wsparcie terapii elektroenergetycznej dzięki wbudowanej cewce magnetycznej wysokiej jakości.
GENERUJE POLE MAGNETYCZNE, dla którego nie ma barier w postaci tkanek twardych czy cyst.
UMOŻLIWIA NAWET SKUTECZNE TERAPIE W OGÓLE BEZ PRZEWODÓW I ELEKTROD”.

A to wszystko za jedynie około 5000 zł - i każdy może leczyć w domu siebie i rodzinę


Zdziwiłby się jednak ten, kto myśli, że tego typu terapie to jakaś nowość. Tak właściwie to cała ta szopka sięga mniej więcej 200 lat wstecz (tak właściwie szarlatani od zawsze próbowali promować swoje dziwne teorie, ale magnetyzm i pokrewne tematy zdobyły szturmem salony mniej więcej 200 lat temu). Pod koniec XVIII wieku pojawiła się nowatorska metoda leczenia zwana mesmeryzmem. Niemiecki lekarz Franz Anton Mesmer zaczął głosić, że istnieje coś takiego jak „zwierzęcy magnetyzm” – że w każdym organizmie istnieje tak zwany „fluid uniwersalny”, którego właściwości podobne są do zjawiska magnetyzmu, który odpowiada za zdrowie i którym można manipulować tak, aby leczyć rozmaite choroby. Ponoć podpatrzył tę metodę u Maximiliana Hella, wiedeńskiego jezuity i uzdrowiciela. Metoda Hella była prosta – „leczył” on ludzi namagnetyzowaną stalową płytką. Nie znano wtedy efektu placebo, więc kiedy pacjenci zgłaszali poprawę samopoczucia, cała zasługa spadała na magiczny magnetyzm. Mesmer głosił, że aby organizm był zdrowy, przepływ „fluidu uniwersalnego” musi być niezakłócony. Jeśli coś go zakłóca, można to naprawić przy pomocy magnesów.

l_1781798b607ebbdmesmer.jpg

Później zaś odkrył, że nawet magnesy nie są potrzebne. Ponoć można było manipulować przepływem fluidu nawet za pomocą rąk. Niemniej w swoim instytucie stosował rozmaite praktyki – na przykład aplikował pacjentom kąpiele stóp w „namagnetyzowanej wodzie”, podczas których trzymali oni kable podpięte do „namagnetyzowanych drzew”. Niestety, z powodu skandalu w jaki zamieszana była niedowidząca kompozytorka i brak sukcesu w jej leczeniu, Mesmer zmuszony został wyjechać z Wiednia. Osiadł w Paryżu, gdzie wznowił swoje praktyki. Jeden z rodzajów terapii obejmował siadanie dookoła specjalnej wanny z pokrywą, w której znajdowały się otwory. W te otwory wkładano specjalne zagięte metalowe pręty, które następnie przykładano w odpowiednie bolące miejsca. Pacjenci byli też oplatani liną. Nie wiadomo, do czego tak właściwie służyła ta lina, ale najwyraźniej było to bardzo ważne.

l_1781799a315815emesmeryzm.jpg
Wygląda wiarygodnie.

Niestety szyki panu Mesmerowi popsuł król Ludwik XVI. Jako że jeden z czołowych ówczesnych francuskich lekarzy, niejaki d’Eslon, sam zaczął praktykować mesmeryzm – król powołał specjalną komisję (w skład której wchodzili między innymi Benjamin Franklin i Antoine Lavoisier), aby zbadała, czy faktycznie istnieje coś takiego jak „fluid uniwersalny”. Komisja, rzecz jasna, niczego takiego nie wykryła, metody Mesmera uznała za nic nie warte, a jakiekolwiek zgłoszone przypadki poprawy samopoczucia zwaliła na wyobraźnię pacjentów.

Mesmeryzm poszedł jednak w świat. Trafił także do Polski, czego przykładem jest ta ciekawa książka z 1820 roku:

17817882a04e6f11.jpg

17817896288eeb42.jpg

178179069a5fdfc3.jpg


Jak widać, już wtedy próbowano przekonać niedowiarków, że krytycy nowej metody są tępymi i zatwardziałymi zazdrośnikami, którzy chcą zniszczyć nowatorską i cudowną metodę leczenia.

Goście od Am Scan nie wymyślili tutaj niczego nowego.

Podobny sukces za oceanem próbował osiągnąć Elisha Perkins dzięki swoim „traktorom”.
Ponoć zauważył, że niektórzy pacjenci po ekstrakcji zęba zgłaszali chwilowe złagodzenie bólu, gdy przykładał im do dziąsła coś metalowego. To doprowadziło go do śmiałej konkluzji, że widocznie jest coś takiego w metalu, że łagodzi on ból. Testował rozmaite rodzaje metali, aż w końcu wybrał te, jego zdaniem, najlepsze. Jego nowatorska terapia, podobnie jak mesmeryzm, szybko zyskała popularność wśród zwykłych ludzi. Ograniczała się do dotykania metalowymi szpikulcami bolących miejsc, więc nie była ani skomplikowana, ani nieprzyjemna, i mógł ją wykonywać praktycznie każdy. A że rzeczywiście wiele osób zgłaszało poprawę samopoczucia i złagodzenie bólu, wyglądało na to, że faktycznie medycyna odkryła nowy i cudowny sposób leczenia. Jedną z osób, które zakupiły zestaw, był sam Jerzy Waszyngton.

l_1781801fbd45b54perkins.jpg
Karykatura przedstawiająca leczenie „traktorami”.

Nowy wynalazek zdobył międzynarodowy rozgłos. Zachwycali się nim pacjenci od Ameryki po Europę. W Wielkiej Brytanii szły po pięć gwinei (złotych monet) za zestaw. Nic dziwnego, że Perkins stał się bogaczem, mimo że jego terapia nie miała tak naprawdę żadnych podstaw naukowych i nie leczyła w żaden sposób chorób, a jedynie dostarczała efektu placebo, co też zostało zademonstrowane przez angielskiego lekarza Johna Haygartha bodajże pierwszy raz w historii. W 1799 roku zaczął stosować tę samą metodę „leczenia”, ale zamiast korzystać z drogich metalowych oryginalnych „traktorów”, używał drewnianych podróbek. Pacjenci, zgodnie z jego przewidywaniami, zgłaszali poprawę samopoczucia tak samo jak ci, którzy byli „leczeni” metalowymi. Dodatkowo Haygarth zanotował fakt, że poprawa była tym częstsza i bardziej znacząca, im bardziej lekarz ceremonialnie podchodził do leczenia.

178180380d1929ctractors.jpg
Reklama wyrobu Perkinsa. Co ciekawe, zawarta jest w niej przestroga przed „podróbkami, które nie działają”.

A Perkins? Na jego szczęście sława „traktorów” zaczęła maleć dopiero po jego śmierci. Na jego nieszczęście jednak zabrał się za leczenie żółtej febry i tutaj ani traktory, ani jego inne wynalazki (w tym rzekomy lek na żółtą febrę) nie dały rady. Sam zaraził się od jednego z pacjentów i niedługo później zmarł.

Jak widać, od przynajmniej 200 lat istnieją ludzie, którzy ogłaszają, że znają nowatorskie sposoby na wyleczenie wielu chorób za pomocą magnetyzmu, tajemniczych właściwości metalu lub podobnych bzdur. Leczenie to jest proste, nieakceptowane lub zwalczane przez „zazdrosnych i niekompetentnych lekarzy”, zazwyczaj drogie i… zupełnie nieskuteczne. Nawet więcej – może być szkodliwe, bo zbytnie poleganie na efekcie placebo prędzej czy później zawiedzie, a efekt ten nie wyleczy chorób, które może wyleczyć medycyna akademicka. Dodatkowo groźne jest przekonywanie klientów, że prawdziwi lekarze nie znają się na rzeczy i budowanie niechęci do nich.

A co z prezentacją w hotelu?

Gdy dobiegła końca, a drzwi się wreszcie otworzyły, wszedłem do środka i opowiedziałem zebranym krótko i zwięźle, że właśnie spotkali się z naciągaczami. Wypunktowałem najbardziej absurdalne twierdzenia rzucone na prezentacji, poinformowałem o praktycznie identycznych przypadkach oszustw, które niedawno ukarano - 2 723 917 zł kary dla firmy VGET, 40 812 zł kary dla Vitaldream, 37 878 zł kary dla R.A.M. Polska oraz 71 856 zł kary dla ACS Medica (wszystkie z nakazem natychmiastowego zaniechania praktyk i poinformowania o tym klientów, z którymi te firmy podpisały umowy). Zaapelowałem o solidne zastanowienie się, czy aby na pewno warto podpisywać jakiekolwiek umowy z organizatorami pokazu, a także poinformowałem o tym, że bez względu na to, co powiedzą organizatorzy spotkania, zawsze mają możliwość odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni i zwrotu pieniędzy.

Oczywiście organizatorom się to nie spodobało. Dość szybko podszedł do mnie jeden z nich, żądał opuszczenia sali, próbował mnie zagłuszać, a gdy mu się to nie udało rzucił asa z rękawa – „ten pan jest przedstawicielem [złej] korporacji medycznej!”.

Nie wiem, czy kogokolwiek przekonałem, ale mam cichą nadzieję, że popsułem ten pokaz.
Na dodatek, jakby tego było mało, nielegalne było samo zaproszenie na takie szopki. Chodzi o to, że to wcale nie było „bezpłatne badanie” – ale prezentacja czysto marketingowa. Głównym celem organizatorów było zwabienie ludzi i namówienie ich albo na zakup pseudomedycznego sprzętu, albo wykupienie bezsensownej terapii, a prawo zabrania w takim celu wydzwaniać do losowych osób.

A ten artykuł, w nieco okrojonej formie, roześlę też do lokalnych gazet. Skontaktuję się też z UOKiK, niech wiedzą, że Hydra wciąż ma parę głów do ścięcia.

W końcu, jak to się mówi, „dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili”.

8

Oglądany: 194149x | Komentarzy: 124 | Okejek: 919 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało