Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Anonimowe opowieści internautów

75 867  
259   41  
Dziś przeczytacie także m.in. o znalezionym skarbie, zmodyfikowanej metodzie na wnuczka , niebezpieczeństwie porannych rytuałów i porachunkach z sąsiadem.

Anonimowe wyznania internautów na Joe Monster
Dziś, przeglądając forum numizmatyczne, dowiedziałem się, że moneta, którą znalazłem podczas pomagania mojemu starszemu bratu-wędkarzowi w wykopywaniu dżdżownic, jest warta prawie 30 tysięcy złotych!

Trochę tylko szkoda, że skarb ten znalazłem w wieku ośmiu lat i niedługo potem w szkole dałem go koledze w zamian za starą figurkę żółwia ninja, którą to potem wysadziłem petardą za garażami…


***


Wiele się kiedyś słyszało o wyłudzaniu pieniędzy metodą "na wnuczka" czy "na policjanta", ale mój piętnastoletni pierworodny może pochwalić się kreatywnością. Otóż on pieniądze próbował wyłudzić metodą "na geja".

A konkretnie: szedł sobie na końcówkę mszy i stawał na końcu pod kościołem z karteczką "Jestem gejem, zbieram na terapię". Dzięki "dobroczynności" starowinek z miasta zebrał niezłą sumkę, zanim z żoną się zorientowaliśmy. Kary żadnej nie dostał, ale nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy żona rzuciła żartem, żeby uważał, bo faktycznie zostanie gejem.


***


Mam taki codzienny rytuał. Rano, zawsze o tej samej godzinie, wsiadam w autobus, który wiezie mnie do pracy. Tuż przed wyjściem przygotowuję sobie plecak z laptopem, drugim śniadaniem i dokumentami oraz torbę na śmieci, którą po drodze na przystanek wyrzucam do śmietnika. Robię tak od lat, niemalże automatycznie.

Przedwczoraj mój dość rutynowy rytm życia został zaburzony niespodziewaną wizytą kumpli, która to wizyta zamieniła się w regularne pijaństwo. I to w środku tygodnia! W związku z tym, następnego dnia obudziłem się bardzo niewyspany. Udało mi się jednak odegrać mój codzienny rytuał. Wyrzuciłem śmieci, zdążyłem doczłapać na przystanek. Cały czas miałem jednak wrażenie, że coś robię nie tak. Byłem jednak zbyt nieprzytomny, aby trzeźwo wszystko przemyśleć.

W autobusie wszyscy gapili się na mnie jakoś tak dziwnie. Pewnie dlatego, że jechałem z wypełnioną śmieciami torbą na kolanach…

Spóźniłem się do pracy, bo musiałem ile sił w nogach gnać pod dom i wyjąć z kontenera na śmieci moją torbę z laptopem, drugim śniadaniem i dokumentami.


***


Najbardziej wzruszające wyznanie miłości, jakie w życiu słyszałam?
Moja babcia mówiąca mojemu dziadkowi w wigilijny wieczór "to co, żeby Bóg nam dał choć jeszcze jeden rok razem".


***


Jak byłem dzieciakiem, to mieszkałem z rodzicami w bloku. Miałem swoich najlepszych kumpli, z którymi robiliśmy różne głupie rzeczy – od detonacji własnoręcznie robionych ładunków wybuchowych, po budowanie gigantycznych bałwanów na miejscach parkingowych. Na parterze naszego bloku mieszkał wyjątkowo irytujący sąsiad, który ciągle miał do nas jakieś pretensje i tylko czekał, aby o jakąś pierdołę się przyczepić. A okazji było dużo.

Przyszła wiosna. Temperatura była jeszcze dość niska, ale wszystko wyraźnie już wracało do życia. Nad wejściem do klatki, jakieś trzy metry nad ziemią, zamontowany był taki, okryty papą, daszek, na którym siedzieliśmy sobie i łapaliśmy pierwsze w tamtym roku promienie słońca. Na daszek wchodziło się oknem z klatki schodowej. Sąsiad oczywiście zorientował się, że tam koczujemy i zaczął drzeć się, żebyśmy stamtąd natychmiast zeszli. Kiedy obscenicznymi gestami daliśmy mu do zrozumienia, że absolutnie nie mamy zamiaru podporządkować się jego życzeniom, rozsierdzony do nieprzytomności wskoczył w swe domowe łapcie, podbiegł do okienka i zaczął gramolić się na daszek, aby osobiście nas z niego ściągnąć. My tymczasem zeskoczyliśmy na trawę. Zamiast spieprzać gdzie pieprz rośnie, weszliśmy z powrotem do klatki i… zamknęliśmy okno, odcinając tym samym sąsiadowi drogę powrotu do domu.

Siedział tam pół godziny, bo bał się skoczyć. Krzyczał, trząsł się z zimna, błagał, odgrażał się, usiłował nawet rzucać w nas swoimi kapciami. W końcu z opresji uratował go przechodzący koło bloku dozorca.

Po tej akcji zapał irytującego sąsiada jakby trochę zelżał...


***


Mam starszego o 5 lat, 28-letniego brata. Dwa lata temu jego dziewczyna postanowiła, że będą mieć dziecko, mimo tego, że mój brat twierdził, że nie jest jeszcze na to gotowy i nie chce teraz być ojcem. Bez jego wiedzy i zgody przestała brać pigułki i zaszła w ciążę. Już wtedy wiedziałam, że jest poryta i delikatnie sugerowałam bratu, żeby podziękował jej za współpracę, bo dla mnie to było chore, żeby kogoś tak wrabiać w dziecko.

Po porodzie zapał na bycie "madką" jej chyba trochę ostygł. Bo dzieciaka podrzucała wszystkim. Jej matce, mojej mamie i babci, kuzynkom, ciotkom, a nawet czasami mi. Zaznaczę, że od początku ciąży nie pracowała. Powtarzałam bratu, że mam studia, pracę i obowiązki i nie jestem niańką ich dziecka. On przepraszał, wykłócał się z tą tępą dzidą, zajmował się dzieckiem jak tylko mógł, no ale też pracował, no i się kuźwa nie rozdwoi.

Mój brat musiał wyjechać z powodu pracy do innego miasta na parę dni. Jego kochana dziewczyna zadzwoniła do mnie z tekstem, że ma spotkanie z jej równie inteligentnymi psiapsi i że zajmę się małym. Wyśmiałam ją i definitywnie odmówiłam. Jakiś czas później znowu zadzwoniła mówiąc, że mam NATYCHMIAST wrócić do mieszkania, bo ona nie ma czasu na mnie czekać. Zirytowana kazałam jej spadać, bo mnie nie ma, nie moje dziecko, nie moja sprawa.

Jakieś 10-20 minut później zadzwonił do mnie chłopak, że nasz sąsiad-kolega znalazł roczne dziecko po naszymi drzwiami.
ZOSTAWIŁA JE. SAME. POD DRZWIAMI. W BLOKU. Najszybciej jak to było możliwe wróciłam do domu. Szlag mnie wtedy trafił i może to było głupie, ale zadzwoniłam na policję i powiedziałam, co się wydarzyło. Ogólnie teraz jest trochę nieciekawie.

Najgorsze jest to, że na początku związku z moim bratem wydawała się fajna i normalna, a ta "tempa" dzida poryta jest.


***


Mieszkam w Ameryce, to tak słowem wstępu, abyście połapali się w sytuacji.

Na Halloween mój młodszy brat postanowił wybrać się na zbieranie cukierków. Pech chciał, że akurat tamtego wieczoru jako jedyna nie miałam żadnych planów, więc pilnowanie go spadło na mnie.

Przy pierwszym domu młody oczywiście musiał wyrżnąć o wycieraczkę przed drzwiami.
Pani, która mu otwierała, bardzo się zmartwiła i z racji tego, że "jest bardzo dzielny i nie płacze" podarowała mu kilka nadprogramowych cukierków.

Młody był oczarowany.

Przy każdym następnym domu za każdym razem robił to samo i właściwie za każdym razem dostawał jakiegoś dodatkowego słodycza.

Po prostu geniusz zła :D


---

A w poprzednim odcinku: Skutki spania na wykładzie, mściwy chłopak i jeszcze więcej anonimowych opowieści internautów! Zapraszamy.

23

Oglądany: 75867x | Komentarzy: 41 | Okejek: 259 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało