Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wizyta u ginekologa, dziecięce zabawy i inne anonimowe opowieści

63 562  
242   38  
Dziś przeczytacie także o wizycie w restauracji, podwyżce pensji, kochanych dziadkach i wyrodnej siostrze.

Całkiem niedawno postanowiłam zjeść obiad w tak zwanej restauracji biznesowej. Pełna klasa i kulturka.
Przy jednym stoliku siedziała kobieta z małym dzieckiem, niemowlakiem. Raczej w takich miejscach nie spotyka się dzieci, ze względu na charakter restauracji, ale nikomu ono nie przeszkadzało, było grzeczne i spokojne.
Nagle kobieta z lekkim hukiem zatrzasnęła laptopa, na którym do tej pory pracowała, na stoliku ułożyła butelkę, wywaliła cyca i zaczęła go ugniatać.
Po krótkiej chwili podeszła do niej kelnerka i poprosiła o zaprzestanie tej czynności, ewentualnie udanie się w celu dokończenia jej w pokoiku socjalnym, który na tę sytuację mogą jej udostępnić.
Madka zaczęła podnosić głos i tłumaczyć, że to naturalne i kelnerka powinna się od niej odpieprzyć, to jej sposób na życie i inne dyrdymały. Dodała również, że w tej restauracji wszyscy są dorośli i każdy cycka widział, chociażby w łóżku. I nie będzie się gotować pod żadną chustą. A kelnerka jest pewnie babą, która niejedno widziała, a tutaj udaje taką pruderyjną.

Nagle ze stolika obok wstał mężczyzna z garniturze, koło pięćdziesiątki. Aby dojść do stolika matki, musiał minąć mój stolik.
W restauracji tylko 3 stoliki były zajęte.
Uśmiechnął się lekko do mnie i cicho powiedział:
- Bardzo panią przepraszam za to co zrobię, ale czasami trzeba.
Przeszedł obok mnie, podszedł do stolika madki, odsunął wózek, po czym ściągnął gacie i majtki i tak stał z półtora metra przed twarzą madki, która zaczęła się niemiłosiernie drzeć na widok sprzętu starszego pana.
Zaczęła go wyzywać od zboczeńców, a starszy pan bez słowa usiadł przy stoliku obok niej, nadal z gaciami i majtkami w kolanach i dopiero wtedy przemówił:
- Przecież jak dziecko robiłaś to, też to widziałaś. To naturalne! A mi tak wygodnie, przewiewnie, nie będę się gotował pod jakimiś spodniami.

Kelnerka milczała, spojrzała na mnie chyba szukając niemego wsparcia w tej wojnie nagości. Mnie zatkało i starałam się nie roześmiać.
Po chwili madka wyszła z restauracji. W momencie jak tylko zatrzasnęły się za nią drzwi, starszy pan założył spodnie, przeprosił mnie i kelnerkę za widoki, jakie nam zaoferował i jakby nigdy nic usiadł przy stoliku i wrócił do pracy.

* * * * *

Dziś, po miesiącach próśb i podań, mój szef postanowił dać mi podwyżkę. Zarabiam 12 zł więcej. Rocznie...

* * * * *

Babcia ma 98 lat, dziadek 99. Oboje zawsze kochali książki, ale wzrok już nie ten, klasyki znają na pamięć, a nowa literatura w większej mierze nie za bardzo im odpowiadała. Dlatego razem z kuzynami zrzuciliśmy się na solidnego lapka z bardzo dużym ekranem, by przynosić dziadkom filmy na DVD czy USB. Dziadkowie ledwie ogarniali najprostszą komórkową cegiełkę, ale uznaliśmy, że jeśli dobrze wszystko ustawimy i będziemy regularnie odwiedzać, to będzie dobrze.

Tydzień od podarowania im sprzętu, dziadki same ogarnęły sobie umowę na najszybszy dostępny Internet, Netflixa, CDA, ściągają audiobooki i całymi dniami coś oglądają albo słuchają z krótką przerwą na sen. Dziadek opatentował też, jak podpinać laptopa do dużego, płaskiego TV, który kiedyś podarowali im rodzice (a który w sumie głównie się kurzył), by móc organizować seanse filmowe dla przyjaciół. Z przyjemnością oglądają nowe adaptacje znanych sobie historii.

Ostatnio babcia godzinę dobijała się do łazienki, gdzie na porcelanowym tronie zasiadał dziadek. Gdy wyszedł, mimo wcześniejszego lamentu, nie udała się tam od razu, tylko dalej oglądała film. Mówię "Babciu, wolne, czemu nie idziesz?", na co babcia patrząc na mnie wilkiem "Nie można tak po prostu wejść sobie do Mordoru".

Kocham moich dziadków i chciałabym zestarzeć się tak jak oni!

* * * * *

Dziś byłam u ginekologa, żeby rutynowo zbadać sobie piersi. W gabinecie czekał na mnie młody, przystojny lekarz, którego pierwszy raz w tej klinice widziałam. Kazał mi zdjąć koszulkę, fachowo pomiętosił mój biust, a następnie z promiennym uśmiechem rzekł:
- Wszystko w porządku. Nie ma żadnego powodu do zmartwień!
Kiedy już chciałam podziękować i wyjść z gabinetu, doktorek dodał pod nosem:
- … tak w każdym razie mi się wydaje. Nie jestem lekarzem. Przechodziłem akurat w pobliżu tej kliniki i pomyślałem, że może być zabawnie…

Krew się we mnie zagotowała, kiedy dotarło do mnie, że właśnie zostałam przemacana przez jakiegoś zboczeńca-dowcipnisia. Wydarłam się na niego i już miałam wymierzyć mu siarczysty policzek, kiedy facet spojrzał na mnie i z rozbrajającym uśmiechem powiedział:
- Spokojnie. Żartuję sobie. Nie chciałem pani zdenerwować. Oto żelek Haribo na złagodzenie nerwów… - i wręczywszy mi żelatynowego miśka, odprowadził do drzwi.

Długo dochodziłam do siebie. W sumie to udał mu się żarcik, bo całą drogę do domu śmiałam się sama z siebie.

* * * * *

Moja siostra ma dwie córeczki, jedna ma 4 lata, druga 2. Siostra nie pracuje, jej mąż pracuje za granicą i zjeżdża co 4 tygodnie.

Od zawsze moja siostra to był typ imprezowiczki. Nigdy nie stroniła od alkoholu. Na imprezach rodzinnych potrafiła wypić kilka drinków i zapić piwem, mając pod opieką swoje córki. Wtedy ja zajmowałam się małymi, tłumacząc sobie, że siostra wiedziała, że ja niepijąca przypilnuję jej dzieci, więc mogła sobie pozwolić.

Dwa miesiące temu wpadłam do niej na gościnę i wyczułam zapach wódki. Porozmawiałam z nią, powiedziała, że była jej koleżanka, że wypiły po jednym drinku. OK.

Około dwóch tygodni temu znów wpadłam, bo akurat przechodziłam, drzwi otworzyła mi starsza pociecha, mówiąc, że mamusia źle się czuje i śpi. Faktycznie spała, pijana, ledwo kontaktowała. Wkurzyłam się, zabrałam siostrzenice do siebie. Następnego dnia poważnie pogadałam z siostrą. Obiecała, że to tylko jeden wybryk, bo wpadli znajomi i "tak wyszło".

Wczoraj odwiedziłam ją, bo wiedziałam, że dzień wcześniej miała domówkę. Znów powtórzyła się sytuacja, siostra spała pijana, dzieci bawiły się same w salonie.
Jestem złą siostrą i zadzwoniłam na policje, zgłosiłam co zastałam. Teraz siostra będzie miała kontrole i sporo problemów. Dzieci odwiozłam do dziadków.

Najzabawniejsze jest to, że to JA jestem tą złą. Jeszcze wczoraj dzwonił do mnie szwagier robiąc awanturę, że niszczę ich rodzinę, bo sama nie mam dzieci i im zazdroszczę.
Rodzice nie chcą ze mną rozmawiać, bo na własną siostrę policję wezwałam, a przecież dzieciom się nic nie stało!

Cóż, ja uważam, że postąpiłam słusznie. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jakbym zlekceważyła tę sytuację i dzieciom coś by się stało, bo moja siostra wolała pić zamiast zająć się dziećmi. Albo chociaż załatwić im opiekę.

* * * * *

Historia, która zawsze omawiana jest na spotkaniach rodzinnych. Mój dziadek nie lubił pracować. Najchętniej spałby do południa, a całą resztę dnia spędziłby na czytaniu książek. Dlatego też całe swoje życie grał na loterii obiecując sobie, że gdy tylko wygra dużą kwotę pieniędzy, rzuci robotę i poprosi wszystkich, aby wreszcie dali mu święty spokój. Niestety, dziadek nie miał zbyt dużo szczęścia i jedyne jego loteryjne sukcesy to jakieś marne grosze, które czasem mu się trafiały. Był jednak cierpliwy i każdego dnia, przez wszystkie dekady swojej pracy, szedł do kiosku, aby kupić zdrapkę, wypełnić kupon lotto czy kupić los na loterię.

Dosłownie dwa dni po przejściu na emeryturę dziadek wygrał 380 tysięcy złotych w lotku… Podobno gdy sprawdził wyniki, zamiast szaleć z radości mruknął jedynie pod nosem ”No, tak. Szybciej się, ku#wa, nie dało, co?”.

* * * * *

30 lat temu, mając po 7 lat, ja i moja kuzynka Aleksandra znaleźliśmy na strychu mojego dziadka stary karabin. Był to bodajże jakiś mosin. Jako dzieci uznaliśmy, że fajnie będzie się nim pobawić - robiliśmy z nim różne rzeczy, dopóki nie uznaliśmy, nie wiedzieć czemu, że fajnie będzie dostać postrzał.

Tak. Siedmioletnie dzieci uznały, że fajnie będzie się postrzelić by zobaczyć, czy naprawdę jest tak źle jak na filmach.
Na samym początku miała strzelać moja kuzynka, która jednak nie miała na tyle siły, by załadować karabin znalezioną amunicją, wobec czego zamieniliśmy się miejscami.
Przyłożyłem wylot lufy do jej kolana (byliśmy na tyle mądrzy by wiedzieć, że gdzieś wyżej można umrzeć) i nacisnąłem spust.
Kuzynka nie oddała mi strzału, czekał ją długi czas kosztownej rehabilitacji, ja przez dwa tygodnie nie mogłem siedzieć na tyłku, rodzina przez rok była skłócona. Do dzisiaj Aleksandra utyka, ale jako że mieszkaliśmy na jednej wiosce, dorastaliśmy tam i osiedliliśmy się, mamy świetny kontakt.

Na tyle świetny, że moja córeczka (5 lat) uznała, że to będzie świetny pomysł sprawdzić, czy uderzenie 5-kilogramowym młotkiem przez swojego kuzyna (8 lat) w kolano rzeczywiście boli. Położyła się nawet na podłodze, by mieć pewność, że kuzyn trafi w odpowiednie miejsce.
Efekt: Prawdopodobnie jej kolano już nigdy nie odzyska sprawności

No cóż. Co w rodzinie, to nie zginie.
33

Oglądany: 63562x | Komentarzy: 38 | Okejek: 242 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało