Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Żołnierze opowiadają najdziwniejsze historie, które przydarzyły im się podczas służby

127 873  
567   55  
Jeden z użytkowników serwisu 9gag poprosił, aby inni podzielili się najbardziej absurdalnymi historiami jakie im się przydarzyły podczas służby wojskowej. Na niektóre z nich nie wpadłby nawet najlepszy scenarzysta filmowy.

Na ostatnim etapie szkolenia podstawowego musieliśmy zaliczyć ćwiczenie z użyciem gazu łzawiącego, które nazywaliśmy "komorą gazową", która faktycznie była małym domkiem wielkości sauny, wypełnionym gazem. Weszliśmy w pełnym sprzęcie, w maskach przeciwgazowych i musieliśmy je zdejmować jeden po drugim, dokończyć zdanie podane przez instruktora i postarać się zostać wewnątrz jak najdłużej. Średnia wynosiła jakieś 30 sekund, dopóki do środka nie wszedł stuknięty wiking, którego mieliśmy w drużynie. Wytrzymał 5 minut, zrobił 100 pompek i wypalił papierosa. Sierżant pomyślał, że z czasem gaz stracił swoje właściwości i już nie jest aktywny, więc zdjął swoją maskę. Mogliśmy spokojnie stwierdzić, że z gazem jest wszystko w porządku, a sierżant opuścił komorę przed wikingiem.


Nigdy nie byłem w wojsku, ale mój brat zaciągnął się 10 lat temu. Opowiadał jak w czasie manewrów jego pododdział otrzymał jakieś stare gówniane radia o małym zasięgu i dostali zadanie informowania sztabu o pozycjach i ruchach przeciwnika podczas trwania manewrów. Praca z tymi radiami była koszmarem, ponieważ wraz ze zmianą sytuacji oni musieli ciągle zmieniać pozycję, żeby pozostać w zasięgu komunikacji ze sztabem, a w tym samym czasie przeciwnik ciągle starał się ich namierzyć. W połowie ćwiczeń zorientowali się, że przez tą ciągłą zmianę pozycji co raz bardziej wkurzają przeciwnika, bo zmiana położenia sygnału uniemożliwia mu złapanie namiaru. Po manewrach dowiedzieli się, że spodziewano się, że utrzymają się 8, do 12 godzin. Wytrwali do samego końca.


W Marynarce jest coś co nazywamy "kanapką sir" - "sir, yes sir". Kiedy byłem w Siłach Powietrznych na szkoleniu podstawowym jeden z kadetów zwrócił się tak do instruktora. Ten wydarł się na niego i zapytał, czy wydaje mu się, że jest w Marynarce. Następnie odkręcił wszystkie prysznice, kazał kadetowi usiąść na środku i udając wiosłowanie śpiewać "row, row your boat".


Ćwiczenia międzynarodowe w Norwegii. Przyjechaliśmy ostatni i zauważyliśmy, że nasi amerykańscy przyjaciele zajęli najlepsze miejsce w środku lasu, gdzie był "placyk" bez drzew. Niektórzy z nas wiedzieli dlaczego nie ma tam drzew. Oni nie. O 4 rano obudziły nas krzyki i syrena alarmowa w obozie Amerykanów. Musieli się szybko ewakuować, bo rozbili namioty na jeziorze, a ciepło z agregatów prądotwórczych rozpuściło lód.


Kilka miesięcy temu wykonywaliśmy skok HALO (High Altitude Low Opening - skok z dużej wysokości z opóźnionym otwarciem), aby odbić z rąk partyzantów skrawek lądu w Mali. Jakieś 5 minut przed skokiem żółtodziób mówi: "Zapomniałem spadochronu".
Na co porucznik odpowiedział: "to lepiej porządnie trzymaj się palety z zaopatrzeniem".
Żółtodziób nie zorientował się, że to był żart, poszedł za paletę, podpiął się do niej i mocno złapał. Kiedy nastąpił zrzut palety, ta wyleciała razem z żołnierzem. Ja, jako starszy sierżant, odpowiadałem za żołnierzy, więc natychmiast wyskoczyłem za paletą i żółtodziobem.
Po 1,5 dnia udało nam się odszukać nasz pluton. W każdym razie żółtodziób nie jest już żółtodziobem, a za każdym razem kiedy go widzę śmieję się przypominając sobie nasz lot z wysokości 3 km.


Kiedyś o mało co nie puściliśmy z dymem całej bazy w czasie sprzątania. Koleś zużył 4 litry alkoholu do mycia podłogi, ja wtedy mu rzuciłem zapalniczkę z okrzykiem "teraz to zapal!". Początkowo nad podłogą był tylko mały płomień, wyglądało to bardzo fajnie, później zaczął się robić większy i większy, wszyscy chwycili za wiadra z wodą, a w tym czasie koleś, który to wszystko podpalił spanikował, nadal trzymając mopa, i próbował to ugasić mopem. Mop się również zapalił, bo ciągle był nasączony alkoholem.


Kiedyś podczas ataku na wioskę w Afganistanie mój kumpel został postrzelony w samą krawędź płyty kamizelki kuloodpornej. Zwykle nie byłby to problem, ale został trafiony pociskiem smugowym lub zapalającym, który podpalił jego kamizelkę. Rozkazałem mu zatrzymać się i znaleźć osłonę, na co on odkrzykną: "Ni ch*ja! Sprawię, że będą przerażeni".
Wrzasnął "Człowiek pochodnia!" i ruszył do ataku na przeciwnika, kiedy dotarł do ich pozycji został tam tylko jeden bojownik. Płaczący, przerażony. Tłumacz wyjaśnił, że tak spanikowali na widok człowieka pochodni, że uciekli na następne wzgórze. Niezła bitwa. Poza drobnymi oparzeniami nawet nie odniósł żadnych poważnych obrażeń.


Odeszłam w krzaki, żeby się wysiusiać, kiedy wróciłam wszyscy zwrócili się w moją stronę z wycelowaną bronią, sądząc, że to przeciwnik. Zemdlałam.


W czasie zasadzki w jednym nieprzyjemnym miejscu jeden osioł strasznie się na nas wkurzył. Cholerne bydle zaczęło wierzgać i gryźć. Nie mogliśmy go zastrzelić, żeby nie zdradzić swoich pozycji.
Tak, zapasy z osłem to najbardziej absurdalne wspomnienie z wojska.


Podczas manewrów na poligonie kazali mi rozwalić starą szopę. Zamiast użyć narzędzi, które miałem, postanowiłem iść na łatwiznę i rozjechać ruderę moim wozem pancernym. Nie wiedziałem, że szopa miała piwnicę.


Żołnierz w oddziale mojego ojca wpadł na pomysł, żeby magazynki ładować tylko do połowy, żeby były lżejsze.


Kiedyś w Niemczech na polu kukurydzy zgubiliśmy 40-milimetrową armatę przeciwlotniczą (40L70). Znaleźliśmy ją po dwóch miesiącach, kiedy chłop ruszył ze żniwami. Przez ten czas przechodziliśmy inspekcje (sprawdzające WSZYSTKO, od sznurówek i gaci po radary) składając armatę z części zapasowych pożyczonych z innych jednostek.


Odpalanie fajek od wylotu silnika F/A-18.


Musiałem przeczytać i podpisać instrukcję BHP dotyczącą sprzętu wojskowego napisaną na podstawie poczynań idiotów, którzy faktycznie kiedyś opisane tam rzeczy wykonali. Jeden z punktów mówił: "nigdy nie zakładaj bielizny na mundur".


Czyściliśmy poligon czołgowy po ostrym strzelaniu, usuwaliśmy niewybuchy i części amunicji. Koleś obok mnie (wkur*ny na to, że musi robić taką gównianą robotę) chciał z rozmachem kopnąć "roślinkę". Wydawała mi się ona podejrzana, więc go powstrzymałem i wezwałem sapera. Saper ostrożnie kucnął, dziabnął kilka razy nożem w ziemię na około i stwierdził, że to stary pocisk moździerzowy a dokładniej jego tylny fragment tylko z lotkami stabilizującymi. Złapał je porządnie i silnie szarpnął żeby wyrwać z ziemi i... Stanął trzymając w ręku cały przerdzewiały pocisk moździerzowy. Koleś w ułamku sekundy pobladł jak papier i najdelikatniej jak tylko mógł odłożył go na ziemię powtarzając ciągle "cholera cholera cholera cholera cholera".
Później pocisk został zdetonowany, okazało się, że był to stary rosyjski pocisk fosforowy i wypalił pół poligonu do gołej ziemi. Po tym wydarzeniu zmienili przełożonego saperów.


Szkolenie podstawowe, ćwiczenie wskazywania celów:
Dowódca: Na wprost, 150 m, duży czarno-biały obiekt. Widzicie go?
Cały pluton: Yyyy tak... widzimy?
Dowódca: Do was, mieszczuchów - ten obiekt nazywamy krową.


Kiedyś dowódca rozkazał mi wziąć ze sobą 3 żołnierzy i przetransportować dwie ciężarówki do bazy znajdującej się 200 km od nas. Wziąłem trzech żołnierzy, ale okazało się, że jedna z tych ciężarówek jest praktycznie złomem. Brak silnika, brak okien, nic. Po prostu 3 tony metalu, 4 koła i kierownica. Na zewnątrz były 3 stopnie. Podpięliśmy hol ze sprawnej ciężarówki do złomu i holowaliśmy ją przez 200 km, oczywiście ze mną za kierownicą złoma. Najgorsze 5 godzin mojego życia.


Kumpel odłożył karabin z nasadzonym bagnetem w śnieg. Ustawił go lufą do góry. Później postanowił rzucić we mnie śnieżką.
Idiota nabił swoją dłoń na bagnet.


Kiedyś stałem na peronie czekając na pociąg, kiedy podeszło do mnie trzech żołnierzy prosząc o papierosa. Nie miałem, więc oni zaczęli się ze mnie nabijać i mnie przezywać. Najśmieszniejsze jest to, że miałem ze sobą swoją legitymację żandarmerii wojskowej i ją im pokazałem. Czysty terror i przerażenie na ich twarzach wystarczył zamiast przeprosin.


Włączałem rzutnik używając do tego kija od szczotki, żeby przedstawić prezentację na temat technologicznej wyższości naszej armii.


Ojciec kiedyś mi opowiadał jak na manewrach był kierowcą T-34. Wjechał do rowu pod złym kątem i wieża czołgu spadła wraz z dowódcą, ładowniczym i celowniczym w środku. To było w Polsce w latach 50.

Latałem F-16 nad Basrą w 2006 r. Brytyjski FAC (Forward Air Control) powiedział nam przez radio, że ludzie na dole noszą na głowach czapki z folii aluminiowej, aby nie dać "Amerykanom kontrolować ich umysłów".


Kiedyś na patrolu w pobliżu wioski zauważyłem bezdomnego psa. A ten nagle wybuchł. Okazało się, że wszedł na pole minowe. Gdyby biedak nie nadepnął na minę wprowadziłbym całą drużynę na pole minowe.


Kiedyś zrobiliśmy kawał śpiącemu kolesiowi z plutonu. Wyjęliśmy okno i umieściliśmy je nad nim, bardzo blisko twarzy. Następnie przy pomocy dezodorantu i zapalniczki zrobiliśmy miotacz ognia i skierowaliśmy go na niego (przez szybę). Mieliśmy na sobie tylko bokserki i hełmy, więc pierwsze co zobaczył po przebudzeniu był wielki ogień i grupę kolesi w samych gaciach drących ryja i biegających we wszystkich kierunkach. Wyskoczył z pokoju i złamał nos.


Użytkownicy 9gaga nie byliby sobą, gdyby nie dodali mniej poważnych komentarzy.

Kiedyś mieliśmy manewry w Istambule i ludzie biegali po ulicach krzycząc. I po chwili zorientowałem się, że przypadkowo próbowałem obalić rząd Erdogana.
7

Oglądany: 127873x | Komentarzy: 55 | Okejek: 567 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało