Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

IV Zlot Sympatyków Nieznośnie Lekkiego Stylu Życia im. J.Monstera

14 549  
0   22  

10 lipca w Warszawie odbył się wielki zlot rycerstwa bojowniczego Joe Monstera. Wzięła w nim udział setka szanownych bojowników. Były śpiewy, były napitki i były swawole. Działo się - atmosfera rozgrzewała się chwilami do czerwoności.

Jakoś mnie ten zlot nie daje spokoju. Najwidoczniej pozostawił katastrofalny i niezatarty ślad na mej kruchej psychice - napisał  Lukas321, po czym zapisał fabularyzowaną wersję tamtych dramatycznych wydarzeń:

Pierwsza Krew

W tych dniach w całym Józefowym Królestwie panowało wielkie poruszenie. Otóż sam Miłościwie Panujący ogłosił w całym swym królestwie, że on wraz ze swoją wspaniałą kitą.. tfu świtą zawita do grodu naszych dzielnych rycerzy aby wspólnie hucznie uczcić glorię nad Piaskowym Zamkiem. Znając zamiłowanie Najjaśniejszego do trunków i panien (niekoniecznie w tej kolejności) rycerze tygodniami testowali jabłuszka wszelakie jak i panny, żony, wdówki i rozwódki celem wyłonienia grona najprzedniejszych mózgojebów i najczystszych panien nie do zachędożenia. Przygotowania szły pełną parą i wszystko miało się ku szczęśliwemu finałowi gdy oto niepokój srogi wlał się w nieustraszone serca i przeszczepione wątroby rycerzy...

- A jak k**a szykują dywersję??!! – krzyknął nagle Ciusos podnosząc się z tyłka jednej z kandydatek

- Nie pi**dol i jeb - uspokoił Ciusosa Jaredus - Niby jak mają tę dywersję zrobić ke? Przecie zamek był legł był w gruzach i kamień na kamieniu po nim nie został...

- Bo z piasku był... – posępnie zauważył Lukos321, odbijając kolejną flaszkę z partii, którą Gminne Zakłady Spirytusowe w Swędziportkach przysłały Starem celem przetestowania – Z piasku był i kamieni w nim nie znajdziesz...

- To kurwa przenośnia była deklu!!! Jak mówię „Nie został na nim kamień na kamieniu”, to znaczy że go już nie ma!!!

- Deklu? – zaniepokoił się Lukos – on mnie obraża Din Don Whiskosie?

- Ależ skąd Lukosie, on jedynie wyraził podziw nad Twoją legendarnie mocną głową... - uspokoił sytuację Whiskos - Sądzę, że przygotowania możemy uznać za zakończone. A dywersją się nie przejmuj gdyż nad bezpieczeństwem najjaśniejszego czuwał będzie sam Don Bartoszos.

Nadszedł zatem dzień który miał przejść do historii największych orgii i pijaństw w królestwie. Swój udział zapowiedzieli najprzedniejsi jebacy i opoje a towarzyszyć im miały specjalnie w tym celu wyposzczone i nie dopuszczane odpowiednio długo dziewoje. W wielkiej piwnicy balowej, której wrót strzegł ściśle Don Bartoszos zebrali się zatem wszyscy zaproszeni zacni goście i z niecierpliwością czekali na Króla Józefa. I rzeczywiście, po chwili rozległ się rubaszno-tubalny i przeraźliwie zatrważający żeńską część gości chichot Króla, który wpadł na salę w stroju doktora wymachując swym ogromnym instrumentem...

- Która pobawi się ze mną w doktora?! - zakrzyknął Król i ujrzał las... las rąk oczywiście...

- Pierdolony ma styl nie? – z podziwem stęknął Jaredus uprzytamniając sobie, że jego fama największego jebaki w królestwie jest zagrożona...

- No ma... w końcu to Król nie? - mruknął Ciusos odbijając kolejną flaszkę jabłuszka ze Swędziportek, które to wygrały w uczciwym przetargu.

Wtem na salę wszedł Piękny Nieznajomy.

- Ktoś go zna? – zapytał się Lukos

- Bartoszos go wpuścił to znaczy, że swój... mruknął Whiskos – pójdę i się go zapytam

- To jest słynny ponoć bojownik za wielkiej wody Kozakopulos herbu cap...

- Ech koza, kozunia... - rozmarzył się Jaredus czym zasłużył sobie na siarczystego kopa od Dorothei...
Wtem nieznajomy podszedł do Króla, którego instrument właśnie był krążył z rąk do rąk w wianuszku otaczających go panien i odezwał się w te słowy:

- O najjaśniejszy przyjmij od swego pokornego sługi honory, które to chciałbym Ci oddać zgodnie z tradycją mojego księstwa...

- Napieraj śmiało - odezwał się Król

Wtedy to stała się rzecz straszna... Kozakopulos uniósł Króla do góry i cisnął nim w zwisający z sufitu żyrandol... Twarz Króla zalała się krwią...

(Tu kończy się opowieść barda lucasa123, któren pyknął natenczas fajeczkę i wyczerpan słowami przekazał lutnię dla don whiskosa, którego to bajanie się zaczyna właśnie)

- Olaboga dochtora - zaryczał strasznym głosem whiskus - król nam się wykrwawi i będzie lekka lipa.

- Ale to ja jestem doktorem - w szale darł się król

- Ja też, ja też - pisneła Zagadka

- Ciiicho głupia - uspokoił ją Jaredus.

Podbiegł don Bartoszos krzycząc że sie zna i nowa dama serca whiskusa zwana Królową Śniegu od kiedy to w pijackim widzie w zaspie usnęła była, a podówczas jej ponętne kształty don whiskos był zauważył. Ale to długa historia. A tymczasem Królowa odparła spokojnie:

- Dajcie mi go natentychmniast pod pisuary, które notabene ktoś na wysokości 2 metrów przyczepił był, w dodatku w damskim...

Dzielni rycerze zanieśli na rękach stygnące ciało Króla do Łaźni gdzie doznał kojącego okładu z młodych piersi Jaredusa, oraz okładu po pysku celem przetrzeźwienia, a także został mu opatrzony podstępnie rozbity nos.

Na rydwanie wpadł don Quixote i porwał opatrzonego ale debilnie patrzącego wokół króla na stacje Królewskiego Opatrywania Nosów, z którą jeszcze Piaskowy Fundusz Zdrowia nie zerwał umowy. Król krzyknął jeszcze:

- Whiskusie, a także ty, mój wierny kluczniku - Pablo - zajmijcie sie wszystkim

- Luzik - odrzekł whiskus z wdziękiem wypijając jabłuszko, już ja sie zajmę...

(A potem to już tylko jedli, pili i radośnie swawolili...  Oddajmy więc głos dla przebywającego na rekonwalescencji Joe)

AUTENTYK ZLOTOWY

Nie spodziewałem się w najgorszych snach i marach, że to się tak skończy. W pierwszej godzinie trwania zlotu, o 18.50 nos mój, przy udziale mojego druha, zranion został był szklanym żyrandolem, po czym krwawił obficie. Szybko wylądowałem w łazience, by zimną wodą opłukać ranę ciętą. Okazuje się, że mam dziurę na widok, której wszyscy otwierają szeroko usta i mówią coś w rodzaju "o fak...". Pięć minut później Quixotem wiezie mnie na pogotowie celem zaszycia tejże. Cały czas jestem przebrany za chirurga, na szyi mam stetoskop. Zostaję ostrzeżony, że "na pogotowiu, to ludzi traktują gorzej niż weterynarze zwierzęta w lecznicy" i pocieszony tą myślą udaję się sam do sali zabiegowej. Zakrwawiony chirurg siada na krzesełku koło pani pielegniarki. Pani pielęgniarka zauważa go, nagle milknie i zawiesza się na parę sekund zaskoczona widokiem. Ostatecznie wykrztusza tylko:
- A co to!?
- Nie, nie to nie tak jak panie myśli. Nie jestem chirurgiem, nie robiłem operacji, nie mieliśmy strajku anestezjologa, pacjent nie wyrwał się ze stołu...
Oczy jej robią się dużo większe.
- ...po prostu sie tak przebrałem, mój kolega z przyjaźni i ukontentowania podrzucił mnie pod sam sufit pech chciał, że trafil w samiusieńki żyrandol.
- Acha... - z ulgą odetchnęła ona i zajęła się w końcu raną ciętą.
Za chwilę wchodzi pan chirurg. Prawdziwy. W białym kitlu. Po przejściu kilku kroków zauważa mnie czyli przebranego chirurga. Nagle staje i zawiesza się na kilka sekund. Po czym wykrztusza:
- A co to?!
- Nie, nie to co pan myśli. Nie jestem chirurgiem...

Okazało się, że chirurg, który leczy innego chirurga, robi to bardzo profesjonalnie i traktuje go jak człowieka. Chwilę później wróciłem na ciąg dalszy zlotu, tyle że miałem nowy strój - wielki wacik na nosie...

Zlot to impreza całkiem spora i nie odbyłaby się, gdyby nie kilka osób. Toteż teraz nadszedł czas na podziękowania:

ZLOTOWE PODZIĘKOWANIA

Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy przyszli, oni wiedzą za co i dlaczego na imprezce było cudownie i doskonale. Oby ten srogi nastrój zabawy przypominał nam się zawsze wtedy, kiedy będzie się nam wydawać, że "czegoś nie da się zrobić". Skoro wyglądał tak jak wyglądał to musi oznaczać, że wszystko jest możliwe. Let’s go to the paarty und meine damen und Herren - Halo. Salut. Hajduk!

Wielkie dzięki dla osób, które najbardziej wsparły organizację całość zdarzeń - czyli Quixote za genialny pomysł z naklejkami na nicki, dzięki którym gardło w całości można było przeznaczyć na elektrolit i przyśpiewki. Dzięki za bycie zawsze tam gdzie trzeba, oraz za ekspresowy kurs na pogotowie oraz udostępnienie dla Krwawego Joe swojej łazienki, aby mógł on tam zakończyć krwawą łaźnię.

Dla Whiska, za zorganizowanie sprzętu komputerowego, rzutnika i ekranu, obsługę tegoż przez większą część czasu. Gdyby nie Kuba, to z karaoke i paru innych rzeczy byłyby nici. Jak zawsze, jego wystawiana na próbę cierpliwość wytrzymała wiele, choć momentami  gorąco było srodze.

Dzięki dla naszych dzielnych artystów, którzy scenę zapełnili - szczególnie dla Ciusia za genialną bajkę o księżniczce Piiiiiiiii*linie  której publika słuchała z wypiekami na jej rumianych licach, Ciusiowi za koncerty organowe. Dla niesamowitego kabaretu ZygZak.pl za to, że oficjalnie podniósł rangę zlotu do niebotycznych wyżyn, oraz dla Rabitowa za jego lindowo-józkowo-lwowy występ (tak, tak, Pablo został moim lwim dublerem).

Dzięki za przybycie na zlot tym, którzy przybyli szczególnie z bardzo daleka, ale i tym z bardzo bliska. Człowiek ma to do siebie, że tak często zmieniają zdanie, że czasem traci okazję poznania wielu fajnych, zdolnych i wartościowych osób, tak jak było to możliwe właśnie przez te krótkie kilka godzin na zlocie.

Dzięki dla naszej ekipy redakcyjnej, która również dokonywała cudów (Pablo np. zatrzymał wszystkie zegary w Gorzowie, przekabacił też Reszkę oraz odwiódł naszego qBka od pomysłu pozostania gdzieś tam daleko samej ze sobą) tylko po to żeby dotrzeć do stolycy na zlot i udało jej się zebrać prawie w 80% składzie, co rekordem jest. Dla Charakterka, który pokonał przeszkodę większą niż odległość i w dodatku zrobił 1 500 fotek.

Dzięki idą też do Bobasa za kamerowanie i pilnowanie sprzętu, oraz za to, że wraz z Rabitowem  zostawili mi otwarty pokój w akademiku, albowiem w innym przypadku bym się strasznie zdenerwował musząc nocować pod drzwiami. I za to, że nie chrapali za głośno, tak, że dało się wstać rano.

Dzięki dla wszystkich, których nie wymieniłem jakoś szczególnie, mam nadzieję, że bycie Krawawym Joe trochę mnie wytłumaczyło z tego. Jako, że mam dziwne dziury w pamięci, to wszystkich poszkodowanych przeze mnie przepraszam, ale nie wiedziałem co robię, tych których nie poturbowałem, choć powinienem ostrzegam, niech się nie cieszą przedwcześnie, jeszcze wszystko możliwe  Poza tym też sorry jeśli nie znalazłem czasu dla kogoś, wiecie jak to jest robić pięć rzeczy naraz, czasem można jeden kłulicek może gdzieś umknąć.

Podziękowania idą też do klubu Vena - wynajęli nam salę, udostępnili sprzęt, przymknęli oczy na jakiś dziwny, rodzący się i na szczęście zduszony w zarodku zwyczaj tłuczenia szkła połączonych ze śpiewaniem „sto lat” plus parę innych niedogodności. W rozrachunku ogólnym sprawdzili się, choć czy za rok nas pomieszczą to nie mam pojęcia.

Dzięki dla wszystkich za gościnne przyjęcie i dobre słowo - do zobaczenia za rok na kolejnej wielkiej imprezie.

Wasz Krawawy
Doktor Joe Monster

Ps. Kozak, wyluzuj, było jak było, teraz szykuję ci listę 30 000 rzeczy do zrobienia najbliższe pół roku, więc nie będziesz miał czasu myśleć o głupotach i robić z siebie wielkiego Killera... Zdarza się. Byłeś wykonawcą woli Najwyższego...

Ps2. Jeśli masz jakieś fotki ze zlotu, a my ich nie widzieliśmy to zlituj się i prześlij je nam.


Oglądany: 14549x | Komentarzy: 22 | Okejek: 0 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało