Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najgorsze rzeczy, które przydarzyły się "Gwiezdnym Wojnom"

128 602  
258   114  
„Gwiezdne Wojny” to już nie tylko bardzo dochodowy skarb współczesnej kinematografii, ale i obiekt najprawdziwszego religijnego kultu. W wielu kręgach za obrazę najświętszego Lucasowego dzieła można trafić pod katowski miecz (świetlny, ma się rozumieć), a w najlepszym wypadku zarobić sążnistego liścia od jakiegoś rycerza Jedi o nerwach ze stali.

Nie czarujmy się jednak – gdyby tak spojrzeć na całą serię i wszystko to, co w ciągu ostatnich dekad wokół niej narosło, okaże się, że „Gwiezdne Wojny” nie są wolne od poważnych wpadek i karygodnych bubli.

Ewoki

W gwiezdnym uniwersum spotkać można różne dziwne istoty – od tłustych perwersyjnych ślimaków po włochatych olbrzymów ze źle wykształconym aparatem mowy. Jednak w dalszym ciągu nie rozumiemy czemu George Lucas zdecydował się „upiększyć” film zamykający pierwszą zekranizowaną gwiezdną trylogię jakimiś debilnymi misiaczkami biegającymi w tę i nazad z dzidami w swych niezgrabnych, puchatych łapkach.


Może twórcy uznali, że cały ten „Powrót Jedi” następuje w tak poważnej atmosferze, że trzeba do kotła dorzucić jeszcze nieco puszystych odpowiedników żelków Haribo, aby nadać akcji trochę lekkości? A może chodziło o czysty biznes? Jak by nie patrzeć – jeszcze długo po premierze filmu Ewoki całkiem nieźle na siebie zarabiały, chociaż o tych niechlubnych efektach ich pracy większość z fanów „Gwiezdnych Wojen” chciałaby zapomnieć. Mowa tu oczywiście o dwóch oficjalnych filmach, do których scenariusz współtworzył sam George Lucas. Nie zapominajmy też o jeszcze jednym koszmarku, czyli animowanym serialu z misiaczkami w rolach głównych.




„Star Wars: Holiday Special”

Jeszcze większym babolem okazał się inny film z gwiezdnego uniwersum. „Holiday Special” to dla każdego miłośnika „Gwiezdnych Wojen” prawdziwy cios prosto w jaja. W filmie tym zobaczyć można całą obsadę z oryginalnej trylogii – od Marka Hamilla, przez Harrisona Forda, skończywszy na Alecu Guinnessie.


Ta niesławna produkcja powstała zaraz po nakręceniu „Nowej nadziei” i była skierowana do najmłodszych odbiorców. Twórcy zrobili tu jeden wielki miszmasz. Oprócz scen fabularnych pojawiły się też animowane wstawki, a nawet fragmenty musicalowe. No i ten wymuskany, czarujący Luke, wyrwany wprost z reklamy pasty do zębów...


Film był tak bardzo zły, że po premierze i natychmiastowej reakcji oburzonych fanów nigdy więcej nie odważono się emitować tego „dzieła” w żadnej amerykańskiej stacji telewizyjnej. Oczywiście nie udało się wymazać śladów po tym koszmarku. „Holiday Special” wydano na kasetach video, a dziś każdy kto chce zepsuć sobie dzień może obejrzeć go na przykład tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=Z4CtXcjib4o

Poprawność polityczna w akcji – Greedo strzela pierwszy

Za co lubimy Hana Solo? Ano za to, że jest kawałem cynicznego sukinsyna, dzięki czemu stanowi dobry kontrast dla Luke'a Skywalkera, który to bardzo rzadko wychodzi ze swej roli prawej, ułożonej i do bólu nijakiej cipki. W pamiętnym spotkaniu Hana z przydupasem Jabby, nasz ulubiony przemytnik z planety Korelia w porę pociąga za spust ukrywanej pod stołem spluwy posyłając do piachu Greedo, który najprawdopodobniej sam ułamek sekundy później pozbawiłby życia Hana. Bardzo trafna, męska decyzja! Jogi babu, brawo Jasiu!


Dwie dekady później, kiedy George Lucas zabrał się za odświeżanie swojej trylogii, scenę zmieniono tak, aby to jednak Greedo oddał pierwszy strzał. Na jego nieszczęście – niecelny. W każdym kolejnym wydaniu „Nowej nadziei” dokonywano kolejnych zmian w tym ujęciu, jednak ciągle to przeciwnik Hana pierwszy pociągał za spust.


Lucas coraz bardziej się pogrążał tłumacząc, że to zawsze Greedo miał być tym, który zaatakował pierwszy, a widzowie odnieśli mylne wrażenie z powodu niedoskonałości samego ujęcia… Niedawno odnaleziona pierwsza wersja scenariusza potwierdziła, że jednak Han Solo to gość z prawdziwymi jajami, których nie pozbawi go nawet i najbardziej wyrafinowana sztuka obróbki obrazu!

Jar-Jar Binks

Jeszcze zanim „Mroczne Widmo” miało swoja premierę, ta postać była jednym z głównych argumentów na to, że nowa trylogia może zawieść oczekiwania fanów. I rzeczywiście – głupkowaty Jar-Jar był prawdziwym wrzodem na tyłku nowej odsłony gwiezdnej epopei. Dochodziło nawet do tego, że miłośnicy serii własnoręcznie edytowali film, praktycznie całkowicie usuwając z niego tego znienawidzonego bohatera (łącznie skasowano ok. 18 minut "Mrocznego Widma").


George Lucas tymczasem stał się celem ataków zaciekłych fanów, którzy słusznie sugerowali, że wprowadzenie tej postaci było powtórką z czysto komercyjnego zabiegu umieszczenia w „Powrocie Jedi” Ewoków. W ten sposób twórca chciał mieć bazę do wypuszczenia na rynek całej serii zabawek i gadżetów skierowanych do najmłodszych.


„Expanded Universe”

W taki sposób nazywa się dzieła, które powstały poza filmowymi trylogiami, czyli książki, komiksy, animowane seriale, gry komputerowe, planszówki… Wszystkie te twory są licencjonowane i oficjalnie należą do świata „Gwiezdnych Wojen”. Efekt powstania „rozszerzonego uniwersum” był dość łatwy do przewidzenia. Z jednej strony mamy kilka zacnych, wartościowych dzieł, z drugiej zaś niemało bubli. Biedni fani byli świadkami takich wydarzeń jak sklonowanie imperatora Palpatine'a, odrodzenie się Dartha Maula jako cyborga, a nawet (o, zgrozo!) przejście Luke'a Skywalkera na ciemną stronę Mocy!


Produkty na licencji

Wchodzimy na niechlubną stronę Mocy, czyli świat oficjalnych produktów okraszonych logo „Gwiezdnych Wojen”. O ile zrozumieć możemy produkcję licencjonowanych zabawek, mieczy świetlnych, gadżetów czy nawet całych kostiumów postaci ze słynnej serii, to już uważamy, że jest jakaś granica, której nie powinno się przekraczać. Nawet jeśli jest się wszechmocnym rycerzem Jedi.
Oto na przykład książka kucharska z przepisami autorstwa samego Dartha M. Jeśli bardziej zależy wam na wypieku słodkości, możecie tez sięgnąć po ciasteczka Wookiego…


Ktoś chce tosta przypieczonego Ciemną Stroną Mocy?


… albo oficjalne pałeczki do jedzenia Ewoka w pięciu smakach?

A może wodę kolońską o zapachu Lando?


Jeśli chodzi o durne produkty, które udekorowano logo „Star Wars”, to można by je wymieniać w nieskończoność. My natomiast z czystego sentymentu wolimy te, które powstały dawno, dawno temu, gdzieś w odległej galaktyce, czyli w zmierzchającym PRL-u... W czasach, gdy nikt nie widział problemu w łamaniu praw autorskich. Pamiętacie jak temu dziadostwu łatwo urywały się świetlne miecze?


Póki co pozostaje nam czekać na najnowszą filmową odsłonę serii. Wówczas, być może, listę uzupełnimy o kolejną z bardzo brzydkich rzeczy, które spotkały "Gwiezdne Wojny", czyli przejęcie marki przez Disneya...
49

Oglądany: 128602x | Komentarzy: 114 | Okejek: 258 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

29.03

28.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało