Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Piekielne autentyki XLVII

59 914  
245   30  
Moja mama przez kilka lat była pracownikiem ochrony w pewnym sklepie. Kiedy wracała do domu, czasem opowiadała jakich złodziei udało jej się dzisiaj namierzyć. Jej zadaniem było patrzenie w monitory, które pokazywały obraz z kamer.

Najbardziej zapadły mi w pamięci dwie historie:

1. Była zima, do sklepu weszła pani około 40-tki, ubrana w grubą kurtkę. Od razu powędrowała na stoisko z odzieżą, pozbierała kilka ubrań i weszła do przymierzalni. Po kilku minutach z niej wyszła, ale rzeczy które niosła było już o połowę mniej. W przymierzalni także nie było widać, żeby rzeczy leżały rozrzucone na ziemi. Ochroniarzowi, który stał przy wyjściu, mama zgłosiła taką sytuację. Zgarnięto ją przy wyjściu. Kobieta nie pozwoliła zobaczyć, co ma pod kurtką, wezwano policję. Jak się potem okazało, pani miała ubrane na sobie 5 bluzek, sweter i 2 pary spodni.

Cwana? No może, ale na pewno nie jak pan, o którym napiszę.
2. Do sklepu przychodził starszy pan po 60-tce. Ochrona zauważyła, że zawsze idzie na dział z alkoholami, stoi tam chwilę, a następnie wychodzi. Kamera nie dosięgała na tyle, żeby zobaczyć co tam robi, ale zawsze kiedy szli zobaczyć, na półkach stały puste flaszki po wódce. Kilka razy wzięli go na przeszukanie, ale nigdy nie znaleźli przy nim ani pojemnika, ani butelki na przelany alkohol.

Kiedy przyszedł po raz kolejny, a z półki zniknął kolejny alkohol, oczywiście bez butelek, ochrona zgarnęła go przed wyjściem. Staruszek tłumacząc, że ma już dość, bo się na niego uwzięli, tłumacząc, że są to jakieś pomówienia chciał wyjść, ale ochrona postawiła na swoim i zabrała go do pokoju przeszukania. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby sprawdzić laskę, którą podpiera się dziadulek. Co się okazało? Staruszek przelewał (zazwyczaj 3x0,5l wódki) do laski, która miała odkręcane denko.

Pomysłowość ludzi nie zna granic.

by Drewko

* * * * *


Poszukujemy do pracy fliziarzy. Dajemy dobrą cenę, jasne warunki - chętnych się kilku znalazło.

Rozmowa w cztery oczy, warunki pasują, już prawie spisujemy umowę wstępną z jednym z panów, gdy dowiedział się o jednym jeszcze warunku.

Pan poczerwieniał najpierw, potem zsiniał, zzieleniał, po czym znowu zrobił się czerwony niczym rasowy pomidorek. Obserwując tą feerię barw zastanawiałam się, czy pan się przypadkiem źle nie poczuł.

W tym momencie pan wybuchł, że mamimy ludzi stawkami, warunkami niby takimi dobrymi, ale on wiedział, że musi gdzieś być jakiś haczyk! No on wiedział! Ale ON! Tak ON, nie da się tym stalinowskim metodom!

Wyszedł, trzasnął drzwiami i tyle go było widać...

Co to te stalinowskie metody - pomyślicie pewnie, że robota od świtu do nocy, że nawet podrapać się po miejscu gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę nie ma czasu, czy jakieś lojalki - robi u nas i nigdzie więcej.

Otóż nie. Stalinowskie metody to niezapowiedziane kontrole trzeźwości...

by kiniaas007

* * * * *


Ludzie są dziwni.

Jakiś czas temu miałam w domu wymieniany sedes. Po nowym sedesie został duży karton. Zwykły karton, w środku czysty, bo i od czego miał się ubrudzić, tyle, że z wizerunkiem sedesu. Akurat pewna pani kupiła u mnie na Allegro sporą ilość ciuszków, więc karton w sam raz na zapakowanie towaru do niego. Towar w reklamówkę, do kartonu, karton w szary papier i wysyłam.

Po paru dniach mail do klientki:
"Wie Pani co, to jest szczyt wszystkiego! Żeby odzież wysyłać w kartonie po sedesie! Ciuchy są ładne, ale nie wiem czy kiedykolwiek je założę, nawet po kilku praniach, bo to co Pani zrobiła jest obrzydliwe!"

by digi51

* * * * *


Po raz kolejny historia z busa.

Postanowiłem przed wyjazdem oddać krew i już dziurawy oraz lżejszy o te 450 ml wsiadam do busa po zakupieniu biletu. Ponieważ czułem się nie najlepiej, odpakowałem jedną czekoladę i zacząłem ją jeść, popijając obficie wodą w celu uzupełnienia braków. W trakcie tej czynności zaczepiła mnie pani (koło 50) siedząca po drugiej stronie przejścia.

[P] - Ale nie wolno kochanieńki tyle słodkiego jeść, bo jeszcze bardziej przytyjesz.
Kurcze wiem, że do najszczuplejszych nie należę, ale no ludzie nie ważę też 170 kg.
[J] - Może i, ale muszę się wzmocnić, bo krew oddawałem i się słabo czuję.
[P] - O, to może byś mnie poczęstował kochanieńki, co?
[J] - Proszę bardzo. - I wyciągnąłem w jej stronę tabliczkę czekolady, którą połamałem jeszcze w opakowaniu.
[P] - Nie, ja bym chciała taką całą albo i 2. Przecież nie zbiedniejesz kochanieńki.
"Kochanieńki"? Kobieta do mnie zarywa czy jak?
[J] - Przepraszam ale nie mogę, resztę czekolad trzymam dla dziewczyny bo jej obiecałem.
[P] - Ojć, ale kochanieńki zawsze jej możesz w sklepie kupić.
[J] - Nie muszę skoro już mam. Chciałem panią poczęstować ale pani nie chciała, więc dlaczego miałbym oddawać obcej osobie czekolady, które mam zamiar dać dziewczynie?
[P] - Strasznie skąpy jesteś kochanieńki. (Do kierowcy) - Widzi pani jaka ta młodzież niewychowana? Za darmo dostał i nie chce się podzielić.
[Kierowca] - Nie za darmo, tylko za oddanie krwi. Skoro pani nie chce, ja się z chęcią skuszę. Można?
I wzięła parę kostek z wyciągniętego w jej stronę opakowania.

Pani obrażona nie odezwała się ani do mnie ani do kierowcy przez następne 4 godziny.

by dymek91

* * * * *


Znajomi mają psa, małego kundelka z jasnym włosiem, które co jakiś czas trzeba przycinać. Piesek nie przepada za obcinaniem. Znajomi przeprowadzili się do innego miasta i musieli znaleźć nowego psiego fryzjera. Wybór padł na panią prowadzącą działalność w swoim mieszkaniu, w wieżowcu.

Przy pierwszej wizycie pies grzecznie jechał windą. Przy drugiej wizycie już wiedział, co to za miejsce i co go za chwilę czeka, więc zapierał się i nie chciał wejść do windy. Został zaciągnięty siłą, niestety w drodze na właściwe piętro obsikał całe wnętrze windy. Znajomy zaprowadził pieska do pani fryzjerki i poprosił o jakiś kawałek papieru czy cokolwiek, żeby to powycierać, a pani na to:
- Niech pan zostaaawi, tutaj prawie codziennie się zdarza, że pieski klientów 'robią' w windzie.

Innym mieszkańcom musi być miło ;)

by paski

* * * * *


Kilka dni temu wracając komunikacją miejską z pracy byłem świadkiem lekcji udzielonej pewnej starszej pani przez młodego człowieka. Kurs wieczorny, autobus zatłoczony, a po środku autobusu owa pani siedziała obok swoich siatek z zakupami. Tutaj muszę nadmienić, że nie był to typowy moher, a kobieta elegancko ubrana i swoją miną zdradzająca pogardę do otaczającego ją plebsu. Ów młody człowiek wspomniany wcześniej podszedł do niej i spytał:

- Czy mogła by pani wziąć zakupy, bo chciałbym usiąść?

Odpowiedzią było pogardliwe ′phi′ i odwrócenie głowy w kierunku okna. Chłopak powtórzył pytanie, ale tym razem pani odparła mlaśnięciem i zmrużeniem brwi.
W tym momencie koleś podskoczył w górę i z ogromnym impetem wylądował siedzeniem na jej zakupach z uśmiechem na twarzy mówiąc:

- Ja jednak usiądę.

Akurat był mój przystanek, więc finału sprawy nie znam, z ruszającego już autobusu usłyszałem tylko pisk elegantki.

by Bronzar

* * * * *


Historia z serii: religia w przedszkolu.

Mój pięciolatek chodzi do przedszkola publicznego. Świadoma, że w III i IV grupie prowadzone są zajęcia z religii, czekałam na pierwsze w tym roku zebranie rodziców spodziewając się, że będziemy na nim deklarować chęć uczęszczania bądź nie dziecka na religię i zostaniemy poinformowani, co w czasie zajęć będą robić dzieci na religię niechodzące. Wydawało mi się to logiczne i oczywiste... aż do chwili kiedy mój syn powitał mnie w szatni słowami "mamo, a wiesz że pan Jezus umarł za nas na krzyżu?" A następnie opisał mi całą drogę krzyżową ze szczególnym uwzględnieniem elementów krwawych i brutalnych.

Poszłam więc do pani wychowawczyni i dowiedziałam się, że pan katecheta przyszedł dziś do przedszkola i został poinformowany, że rodzice nie składali jeszcze deklaracji i nie wiadomo, czy wszystkie dzieci będą chodzić na religię. Stwierdził więc, że on tylko się przywita, zapozna i opowie co będą robić na zajęciach. Nieco rozminął się z prawdą... W ten sposób cała grupa, włącznie z moim synem i jeszcze dwójką innych dzieci, które na religię nie chodzą, została zapoznana z plastycznym opisem męki pańskiej. I naprawdę nie przesadzam: do wieczora słyszałam pytania o biczowanie, koronę cierniową i o to dlaczego żołnierz wbijał włócznię w bok Jezusa.

W związku z tym, że jesteśmy agnostykami i do kościoła nie chadzamy, synek nie miał wcześniej kontaktu z historiami biblijnymi - być może dlatego wywarło to na nim takie wrażenie (chociaż, z rozmów z innymi rodzicami wiem, że większość dzieci była równie przejęta). Synek na religię nie uczęszcza, dwa razy w tygodniu ląduje na pół godziny w innej grupie (co na początku mocno przeżywał), w domu został ogólnie zapoznany z rożnymi wierzeniami występującymi na świecie oraz ze światopoglądem rodziców. Wie, że ludzie mogą wierzyć w różne rzeczy, a także, że nie powinien mówić kolegom, że nie wiadomo, czy bóg istnieje ;-) I tak się tylko zastanawiam, co pan katecheta chciał osiągnąć?

by malma

* * * * *


Sprzedaję rzeczy używane, na portalu niegdyś tablica.
Wystawiłem ostatnio używanego Samsunga S3. Stan prawie idealny (ani 1 ryski).
Opisałem, dałem cenę 300 zł i rozesłałem wici.

Zadzwonił do mnie jeden facet: on chce go kupić. Już natychmiast! Najlepiej teraz! Za godzinę! Za minutkę!
Już teraz mam wyjeżdżać!
"Wstrzymaj konie - jestem w pracy. Spotykamy się, ale na moich zasadach." - pomyślałem i wysłałem mu SMS-a z informacją gdzie i kiedy mam dzisiaj czas, wyłączyłem komórkę i skończyłem przerwę w pracy.

Po pracy włączam komórkę i dostaję 25(!) wiadomości, zapewniających mnie jak bardzo chce się spotkać i jak bardzo cieszy się z zakupu. "Zależy mu - pewnie jakiś gimbus lub świeżynka internetowa".

Na spotkanie przyszedł gość lat około 35. Podchodzi i zagaduje, jak to bardzo się cieszy z nowego nabytku.
Po wyjęciu przeze mnie telefonu, ogląda go i mówi:
- Taki upier*olony? I jakiś stary... A to ja nie chcę.
Praktycznie rzuca mi go z powrotem na stolik i idzie sobie bez "do widzenia" lub przysłowiowego pocałowania w wiadomą część.

Zdążyłem telefon sprzedać, zapomnieć o sprawie.

Po jakimś miesiącu zostaję zbombardowany telefonami i SMS-ami z tego samego numeru.
Pisze w nich, że "on przemyślał sprawę" i chce kupić "ten super telefon".
Odbieram któryś telefon z rzędu:

- Halo pszepana ja go kupuję, słyszy pan? Ja chcę go kupić, o żadnym innym nie marzyłem!
- Sprzedaż została zakończona. Dziękuję za zainteresowanie.
- Ale ja go KUPUJĘ!
- Nie może pan kupić rzeczy, która została już sprzedana.
- Pan nie chce mi go dać i udaje, że sprzedał! Ja dam panu 350 za niego!
- Proszę pana...
- 400!
- Proszę pana...
- 500!
- Człowieku, oszalałeś? Tyle to nowy kosztuje! Daj mi pan święty spokój! Telefon sprzedałem miesiąc temu!
- On jeszcze będzie mój!
- bip... bip... bip...

Zablokowałem jego numer i konto, jak na razie mam spokój.

by Scorpion

* * * * *


Ostatnio moją babcię odwiedził sąsiad, pan Stefan. Ponieważ oboje niedosłyszą, rozmawiali dość głośno. Będąc w drugim pokoju, wszystko dokładnie słyszałam. Oczywiście rozmowy standardowe; jak to za ich czasów było, komu się wnuk urodził itd. W pewnym momencie usłyszałam, jak pan Stefan mówił:

- Wiesz Gienia, jaka teraz znieczulica panuje? Idę sobie ostatnio i widzę, że na chodniku leży nieprzytomna kobieta. Nie wiadomo, czy chora, czy pijana. Tyle osób przechodziło, nikt się nie zainteresował.
- I co Stefek, pomogłeś jej?
- No nie. Poszedłem dalej. Ale jestem ciekawy, co się z nią stało.

by juanita

<<< W poprzednim odcinku

1

Oglądany: 59914x | Komentarzy: 30 | Okejek: 245 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało