Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak amerykańska dziewczynka została ambasadorką pokoju w ZSRR

82 093  
371   45  
Polska właśnie podejmuje amerykańskiego prezydenta i jak zwykle bywa przy takich wizytach, gościowi okazuje się słynną słowiańską gościnność. Ponad 30 lat temu w ZSRR również witano tak gościa z Ameryki, ale nie był nim żaden polityk, tylko zwykła amerykańska dziewczynka pragnąca pokoju na świecie.


Wszystko zaczęło się jesienią 1982 roku, kiedy 11-letnia Samantha z małego miasteczka Manchester w stanie Maine napisała list do generalnego sekretarza Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Jurija Andropowa:


"Szanowny Panie Andropow,

nazywam się Samantha Smith. Mam 11 lat. Gratuluję nowej pracy. Martwię się, że między Rosją i USA wybuchnie wojna nuklearna. Zagłosuje Pan za wojną, czy przeciw? Jeśli przeciw, to proszę mi powiedzieć jak zamierza Pan pomóc, by wojna nie wybuchła. Nie musi Pan odpowiadać na to pytanie, ale chciałabym, by Pan to zrobił. Dlaczego chce Pan podbić świat, albo przynajmniej mój kraj? Bóg stworzył świat dla nas byśmy go wspólnie dzielili i dbali o niego. Nie po to, byśmy o niego walczyli lub by jedna grupa ludzi nim władała. Proszę zrobić to, czego On chciał i pozwolić być też szczęśliwym innym.
P.S. Proszę o odpowiedź".



Po kilku miesiącach list Samanthy opublikowała gazeta "Prawda", a po kolejnych trzech Andropow wysłał dziewczynce list z odpowiedzią i dołączył zaproszenie: "Poznasz nasz kraj, spotkasz się z rówieśnikami, spędzisz nieco czasu w międzynarodowym obozie dla dzieci Artek na Krymie. Przekonasz się, że w ZSRR wszyscy chcą pokoju i przyjaźni między narodami".


Samantha z rodzicami przybyła do ZSRR 7 czerwca 1983 roku. W ciągu dwutygodniowego pobytu zwiedziła Moskwę, Leningrad no i oczywiście trafiła do Arteku. W radzieckich wiadomościach wydzielono specjalny blok, gdzie codziennie relacjonowano przebieg wizyty młodej Amerykanki oraz jej wrażenia z wizyty w tym kraju.


Radzieckie władze dopilnowały, by wizyta Samanthy przebiegała bezproblemowo. W tym celu kapitalnie wyremontowano stołówkę, przygotowano lepszy pokój i przydzielono dziewczynce dwie koleżanki perfekcyjnie znające angielski. Każdy, kto miał mieć styczność z Amerykanką musiał przejść specjalne szkolenie, by "zachowywać się poprawnie, nie włazić w kadr bez powodu i nie klepać co popadnie wrogim korespondentom".


"W Arteku powitało nas kilkaset dzieci ubranych w paradne pionierskie mundurki i śpiewających piosenki. Grała orkiestra, a pionierzy skandowali moje imię. Nieco się wystraszyłam i nie mogłam powiedzieć słowa. Podeszły do mnie młode tancerki z bochenkiem chleba i solą. Ich taniec przypominał balet i znów na moment poczułam się jak we śnie" - napisze później Samantha w swojej książce "Podróż do ZSRR".


Samantha trafiła do podobozu "Morskoj", najstarszego, ale uważanego też za najlepszy z dziesięciu podobozów wchodzących w skład Arteku. To właśnie tam zazwyczaj kwaterowano zagraniczne delegacje z krajów komunistycznych. Dziewczynka chciała zamieszkać z innymi dziećmi, a nie z rodzicami w osobnym korpusie. Jedna z jej współlokatorek, Natasza Kaszyrina uczyła się angielskiego od wczesnego dzieciństwa. Trzecią osobą w pokoju była przewodniczka Olga.


Młoda Amerykanka była bardzo ciekawa otaczającej jej rzeczywistości. Pewnego razu zauważyła na stołówce chłopca w brudnej koszulce. Zapytała Olgę, dlaczego jej nie zmieni na czystą. Przewodniczka musiała naściemniać, że to bardzo twórcze dziecko i uwielbia rysować. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy - w obozie wymieniano dzieciom ubrania co 10 dni, a niektórym i tak trafiały się koszulki z niedopranymi plamami. Samanthę znów potraktowano ulgowo i wymieniano jej ubranie co 4 dni. Oprócz tego przymykano oko na unikanie przez nią popołudniowej drzemki oraz pozwolono zabrać obozowy strój do Ameryki.


Grafik młodej Amerykanki był napięty. Ciągle odbywały się konferencje prasowe, zdjęcia, spotkania i wywiady. Samantha unikała drzemki, by spędzać ten wolny czas na plaży.


 

Zdjęcia Amerykanki w pionierskim mundurku obiegły wszystkie światowe agencje prasowe. Nie było wtedy bardziej popularnego dziecka w obu krajach. Właśnie dzięki Samancie pojawiło się wyrażenie "dziecięca dyplomacja". Radzieckie media nazywały ją "małym gołąbkiem pokoju", a amerykańskie "dziewczynką, która rozerwała żelazną kurtynę".


Niestety, historia Samanthy kończy się tragicznie. Dwa lata po pobycie w ZSRR dziewczynka zginęła wraz z ojcem w wypadku samochodowym. W obozie Artek umieszczono pamiątkową granitową tablicę i imieniem młodej Amerykanki nazwano jedną z alejek.


 
Mama Samanthy składa kwiaty pod tablicą pamiątkową w 2005 roku.
 

W 1985 roku Poczta ZSRR wydała znaczek z wizerunkiem Samanthy.
 

Oglądany: 82093x | Komentarzy: 45 | Okejek: 371 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało